Gwiezdne Wojny po polsku

Wstyd się przyznać, ale nigdy nie obejrzałem w całości ani jednej części „Gwiezdnych Wojen”. Jakoś nie byłem w stanie.
Dzisiaj próbowałem obejrzeć pierwszą część, ale wytrzymałem tylko kilka minut. Natomiast nie mam wątpliwości, że „Gwiezdne Wojny” musieli oglądać działacze PZPR, o przepraszam, PiS. Ten fragment, który dzisiaj zobaczyłem, musiał ich zainspirować do tego zamachu stanu, jaki nam od paru tygodni fundują.

Darth Sidious:
This turn of events is unfortunate. We must accelerate our plans, Viceroy. Begin landing your troops.
Nute Gunray:
Ahhh, My Lord, is that… legal?
Darth Sidious:
I will make it legal.

Kabaret przerażający

Napisałem ten wpis 11 lipca 2008, to odgrzewany kotlet, ale jakże aktualny. Po ośmiu latach okazuje się, że wpis był bardzo proroczy, a w dodatku użyłem w nim słów „Pan Zbyszek” na długo zanim zrobił to Profesor Rzepliński…

Staram się nie słuchać ani nie oglądać występów kabaretowych fundowanych społeczeństwu przez polityków, ale czasem nie da się uniknąć biernego choćby uczestnictwa w tych mrożących krew w żyłach spektaklach, na przykład słuchając radia w poczekalni u dentysty.
Dwie wypowiedzi polityków w ostatnim czasie mnie przeraziły. Najpierw usłyszałem, jak pan Zbyszek mówi, że nic takiego się nie stało, gdy wywiózł tajne dokumenty z postępowania prokuratorskiego do gabinetu pana Jarka, bo przecież nie pokazał ich „jakiemuś panu spod budki z piwem”.
Potem usłyszałem, jak pan Przemek przekonuje Monikę Olejnik, że pan Jarek miał prawo zobaczyć te dokumenty, bo był w tym czasie prezesem partii rządzącej.
Mniejsza z tym, czy pan Zbyszek miał prawo pokazać panu Jarkowi to, co mu tam pokazał. Ale panom z partii o pięknie brzmiącej nazwie wymykają się niechcący jakieś niezbyt przemyślane chyba argumenty. Bardzo przepraszam, ale zupełnie się nie zgadzam z twierdzeniem, że anonimowy pan spod budki z piwem jest w czymkolwiek gorszy od pana Jarka, albo że budzi mniejsze zaufanie. Jestem też bardzo mocno przekonany, że czasy, w których stanowisko sekretarza partii rządzącej otwierało wszystkie drzwi i uprawniało do całkowitej swobody posunięć, skończyły się w roku 1989. Czyżby panowie za tymi czasami tęsknili?

Powód do internowania

Wiele już słyszałem, ale że za puszczanie w polskim radiu publicznym hymnu narodowego władza będzie wyciągać konsekwencje dyscyplinarne, to jakoś mi się w głowie nie mieści. Na poniższym filmie „Mazurek Dąbrowskiego” w wykonaniu Zespołu Pieśni i Tańca Politechniki Warszawskiej. Jak rozumiem, zespół, uczelnia, YouTube i mój blog wkrótce zostaną zamknięte, a ja będę siedział w jednej celi z Kamilem Dąbrową. Być może dołączy do nas Jarosław Kaczyński, bo i jemu zdarzało się śpiewać hymn państwowy. Wreszcie uda mu się być internowanym, a ja długo będę wspominać oryginalnych kolegów z celi.

Film z „Mazurkiem Dąbrowskiego” w wykonaniu Jarosława Kaczyńskiego został zlinkowany, a nie osadzony, z litości dla wykonawcy oraz z szacunku dla narodowego symbolu.

Nieustraszony

Mikołaj z przerażeniem patrzy, jak Albert, lekko pod wpływem chmielowego trunku, biegnie w jego kierunku, nieco koślawo i niezdarnie, i z całym impetem skacze mu na kolana. Przed Mikołajem trudne zadanie, musi poradzić sobie z dzieckiem, które – pytane o paciorek – pokazuje „pa pa”, więc trzeba je przez jakiś czas potrzymać na kolanach i utemperować jego zapał i entuzjazm, zanim wręczy mu się świąteczną paczkę. A przecież to dziecko waży sporo, chyba nawet trochę więcej niż sam Mikołaj, wyjątkowo jakiś chudy… Pewnie przez stresy.

Dwudziestoczteroletni Albert zdaje się być najszczęśliwszym czterolatkiem na świecie, Paweł chichra się jak opętany, podczas gdy Sandra i Sylwia, podobno przez jakąś traumę z dzieciństwa, ukrywają się przed Świętym w drugim pokoju.

Mija kilka miesięcy i jestem w jakimś dołku. Przygnieciony problemami dorosłych, zaczynam się zachowywać irracjonalnie, infantylnie nawet. Albert patrzy na mnie zdziwiony i mówi: „Daj spokój, nie masz już pięć lat. Wiesz, jak jest.”

Jak oni szybko dorastają, myślę sobie. Wkrótce wszyscy mnie przerosną.

W Nowym Roku bądźcie wszyscy dziećmi, gdy tylko nadarzy się okazja. A kiedy będzie potrzeba, miejcie w sobie dojrzałość zgodnie z potrzebą chwili. I miejcie kogoś takiego, jak Albert. Z nim jesteście jak Batman z Supermanem. Jednego dnia bawicie się z brzdącami w chowanego, drugiego – ryzykując życie – pokonujecie razem Jokera, Doktora Xa-Du, Dartha Vadera, Lorda Voldemorta i inne najpotworniejsze szelmy tego świata.

Albertowi i Sandrze – ze szczególnymi podziękowaniami. Nie sposób by było sobie Was wymarzyć. Wszystkiego najlepszego, całej Waszej Trójce!

Ten wpis ukazał się po raz pierwszy w Sylwestra 2015 i jest częścią sylwestrowego cyklu, w ramach którego powstały już następujące odcinki:
– w Sylwestra 2012, o Łukaszu;
– w Sylwestra 2013, o Pawle;
– w Sylwestra 2014, o Tomku;
– w Sylwestra 2015, o Albercie (niniejszy wpis);
– w Sylwestra 2016, o Dominiku;
– w Sylwestra 2017, o Michale;
– w Sylwestra 2018, o Wiktorze;
– w Sylwestra 2019, o Adamie;
– w Sylwestra 2020, o Maksymilianie;
– w Sylwestra 2021, o Przemysławie;
– w Sylwestra 2022, o Małgorzacie;
– w Sylwestra 2023, o Sylwestrze;
wszystkie wpisy ilustrowane są moimi zdjęciami z dzieciństwa i piosenkami.
W Sylwestra 2024 roku ukaże się wpis o Pawle II.

Fremde Sprachen

Wer fremde Sprachen nicht kennt, weiß nichts von seiner eigenen (Kto nie zna obcych języków, nie ma pojęcia o swoim własnym).

To jeden z najsłynniejszych cytatów z wielkiego niemieckiego mistrza. Johann Wolfgang Goethe jest także osobą, której przypisuje się autorstwo jeszcze ciekawszego stwierdzenia o znajomości języków:

Je mehr Sprachen du sprichst, desto mehr bist du Mensch (Im większą liczbą języków władasz, tym bardziej jesteś człowiekiem).

Ten drugi cytat, dużo adekwatniejszy na potrzeby tego wpisu, funkcjonuje też w nieco innej formie:

Wie viele Sprachen du sprichst, sooft mal bist du Mensch.

Niektórzy przypisują te słowa byłemu czeskiemu prezydentowi Tomasowi Masarykowi, niektórzy twierdzą, że to słowackie przysłowie. Mniejsza o to. Słowa te wyrażają niepodważalną prawdę.
Podobnie jak słowa Ernsta Moritza Arndta:

Wer seine Sprache nicht achtet und liebt, kann auch sein Volk nicht achten und lieben (Kto nie szanuje i nie kocha swego języka, ten nie uszanuje i nie pokocha swojego narodu).

I to by było na tyle. Tyle mojego komentarza do ciekawego artykułu Romana Giertycha adresowanego do konserwatystów, a odsłaniającego kulisy władzy Jarosława Kaczyńskiego w latach 2005-2007 i jej upadku.
W artykule tym pisze Giertych:

Ktoś, kto nie zna żadnego języka obcego, nie jest w stanie zrozumieć świata poza Polską.

Nie przypuszczałem kilka lat temu, że będę polecał teksty, których autorem jest mecenas Giertych.

Język władzy

W marcu 1954 Józef Cyrankiewicz groził temu, kto ośmieli się podnieść rękę na władzę ludową, odrąbaniem jej. Gdy słucham wypowiedzi obecnej władzy i parlamentarzystów, nie jestem pewien, czyj język cechuje większa doza barbarzyństwa. Gdy bowiem zobaczyłem na własne oczy, że poseł Paweł Kukiz publicznie zwraca się do mnie i wielu moich znajomych słowami „Jak ja was kurwy nienawidzę” (cytat dosłowny), trudno mi było uwierzyć, że tak się naprawdę stało.
Do obelg ze strony Jarosława Kaczyńskiego niejako już przywykłem. Że jestem Polakiem najgorszego sortu, komunistą i złodziejem, współpracownikiem gestapo, że mordowałem (ja i moi rodzice) Polaków, nic z ust Pana Prezesa już mnie chyba nie zaskoczy. Co więcej, jego maniera obrażania wszystkich na wszelkie możliwe sposoby przez wielu traktowana jest już z przymrużeniem oka, o czym świadczy chyba dobitnie chociażby stale rosnąca na Allegro liczba aukcji z gadżetami „najgorszego sortu” – koszulki, kubki, magnesy na lodówkę, naszyjniki, przypinki…
Poziom dyskusji publicznej jest żenujący i nie pozostaje to bez wpływu na język i środki wyrazu, jakimi posługują się przeciętni Polacy. Nie podobały mi się na jednej z sobotnich demonstracji antyrządowych dzieci z transparentem przedstawiającym strzelbę wycelowaną w kaczkę, ale prawdziwy martwy lis obnoszony przez uczestników demonstracji prorządowej w ubiegłą niedzielę był w co najmniej równym stopniu szokujący.
Na szczęście Polacy oglądają jeszcze mecze siatkówki i piłki nożnej, chodzą na spacery, do teatru i do kina (nie tylko na premierę kolejnej części „Gwiezdnych Wojen”). Gdyby oglądali wyłącznie przekazy z Sejmu, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Pałacu Prezydenckiego, przy niejednym wigilijnym stole mogliby sobie wzajemnie poodrąbywać ręce albo głowy…
„Jak zostanę politykiem, to naplujcie mi w ryj i mówcie do mnie szmato”. Tak powiedział niegdyś Paweł Kukiz, w niewybrednych słowach. Jeśli ktoś z czytelników spotka go w najbliższym czasie, proszę go ode mnie… pogłaskać po głowie. Spokojnych Świąt i normalnego Nowego Roku.

Dlaczego programiści noszą okulary…

Z cyklu kawałów z brodą dla informatyków (kawałów dla informatyków z brodą?):

Why do Java programmers always wear glasses?
Because they don’t C#

Dla niewtajemniczonych: C# to obiektowy język programowania, nazwę języka czytamy „C Sharp”, czyli tak samo, jak „see sharp”, co znaczy „widzieć wyraźnie”.

Desperacka dieta

Czy tylko ja, gdy czytam to ogłoszenie, mam nieprzyjemne skojarzenia z kanibalizmem i czuję, jak po moich plecach przechodzą ciarki?
Myślę coraz częściej o konieczności szukania pracy na coraz bardziej mi bliskiej obczyźnie (w przeciwieństwie do coraz bardziej obcej ojczyzny), ale tak zdesperowany, by dobrowolnie dać się zjeść, jeszcze nie jestem.

Konstytucja na stole

Jako osoba, która pamięta z dzieciństwa przemówienie Wojciech Jaruzelskiego obwieszczające wprowadzenie stanu wojennego, zostałem delikatnie dotknięty przez komunizm. Pewnie trochę mniej, niż Jarosław Kaczyński, którego praca doktorska „Rola ciał kolegialnych w kierowaniu szkołą wyższą”, została obroniona, gdy miałem 5 lat. Byłem za młody, by mieć za sobą działalność w opozycji demokratycznej.
Dzisiaj, wchodząc do pracy i widząc leżącą na stole – obok książki z zarządzeniami – Konstytucję Rzeczypospolitej, mam wrażenie, jakbym nadrabiał zaległości. Wydaje mi się, że atmosfera jest podobna. W pracy niektórzy boją się rozmawiać, inni wygłaszają płomienne, podniosłe przemówienia, jeszcze inni odgrażają się aresztowaniami tych, którzy nie milczą… Cóż za ironia, że po śmierci generała Jaruzelskiego demonstracje przenoszą się spod jego domu pod dom Jarosława Kaczyńskiego…
Pomyślałem, że gdyby Prezydent, Premier albo Prezes mieli problemy ze zdobyciem tekstu Konstytucji (a podobno mają), mogę im skserować i przesłać…

Autobusy i tramwaje

Kilka dni temu mieliśmy rocznicę tego dnia, kiedy szwaczka Rosa Parks, wracając do domu autobusem, była tak zmęczona, że zignorowała prawo, usiadła i nie chciała ustąpić miejsca białemu pasażerowi, chociaż sama była kolorowa. Została wówczas aresztowana za naruszenie przepisów obowiązujących w środkach transportu publicznego.
Nasza Rosa Parks, Henryka Krzywonos, nie była pasażerką. Zatrzymała prowadzony przez siebie tramwaj w pobliżu Opery Bałtyckiej, a tym samym rozpoczęła strajk trójmiejskiej komunikacji publicznej w 1980 roku. W tym tygodniu próbowała przypomnieć posłom parlamentarnej większości, że 35 lat temu walczyliśmy o wolność i demokrację, którą teraz trwonimy i pozwalamy jej przeciekać sobie między palcami.
A potem, także w tym tygodniu, zwrócił się do nas Prezydent Wszystkich Polaków (przynajmniej w swoim mniemaniu wszystkich) i powiedział nam, że jest ładna pogoda.
Dzisiaj, po sześćdziesięciu latach, nie chce się wierzyć, że w cywilizowanym kraju, za jaki uważamy Stany Zjednoczone, mogła w 1955 roku funkcjonować poniżająca i uwłaczająca ludzkiej godności segregacja rasowa. Nie chce się wierzyć, że w 1980 roku w Polsce panował ustrój socjalistyczny, a niektórzy dygnitarze partii rządzącej w Polsce w 2015 roku byli wówczas działaczami komunistycznego aparatu.
Ciekawe, ilu naszych potomnych będzie pamiętać, że 3 grudnia 2015 była ładna pogoda albo że energicznie gestykulująca głowa państwa tłumaczyła obywatelom, że mogą się obyć bez parasola. I ciekawe, czy przyszli historycy będą o Andrzeju Dudzie, Prezydencie Niektórych Polaków, pisać równie złotymi zgłoskami, co o Rosie Parks albo o Henryce Krzywonos…