Wschód słońca w Kołobrzegu

Ten wpis to odświeżany kotlet sprzed dziesięciu lat. Przypominam go w związku ze śmiercią Tomka.

Odwożę chłopaków na pociąg do Kołobrzegu na festiwal muzyki klubowej Sunrise. Ochroniarze patrzą podejrzliwie, gdy Tomek z opalonym nagim torsem wjeżdża na służbowy parking nieopodal dworca, ale identyfikator na szybie samochodu jednoznacznie uprawnia nas do wjazdu.
Nie ma pośpiechu. Jest czas, by chodzić po Galerii Krakowskiej i oglądać spodenki, których i tak się już nie kupi, bo szkoda sobie dokładać bagażu na podróż. Wybierać portfele we wszystkich możliwych butikach z modą męską na wszystkich możliwych piętrach. Kupować wino dla babci na niedzielę. Papierosy w kiosku na parterze. Ładowarkę na poziomie minus jeden. Prezerwatywy o smaku truskawkowym. Zestawy z polędwiczkami z kurczaka w KFC i napoje z trzema dolewkami.
Czasu jest pod dostatkiem.
Mimo to, gdy przemieszczamy się między piętrami, w drodze na zakupy i potem na peron, Marcin, Michał i Tomek biegną po ruchomych schodach i chodniku. Wyprzedzają stojących na nich ludzi, a Michał budzi wręcz popłoch wśród dziewczyn, które – w innych warunkach – okazałyby mu wyraźne zainteresowanie.
Przypominam sobie wpis o Łukaszu, z Sylwestra 2012. Łukaszowi – który daleko zajdzie – na tych samych schodach zupełnie się nie spieszyło. Mój pośpiech budził u niego pewien niesmak i skrępowanie.
W Sylwestra tego roku nie będzie wpisu ani o Marcinie, ani Michale, ani Tomku. Będzie wpis o Pawle. Za to jutro rano, dziewczyny z Kołobrzegu, strzeżcie się. Z pociągu z Krakowa wysiądą z samego rana Marcin, Michał i Tomasz. To dopiero będzie wschód słońca.

Desperacka dieta

Czy tylko ja, gdy czytam to ogłoszenie, mam nieprzyjemne skojarzenia z kanibalizmem i czuję, jak po moich plecach przechodzą ciarki?
Myślę coraz częściej o konieczności szukania pracy na coraz bardziej mi bliskiej obczyźnie (w przeciwieństwie do coraz bardziej obcej ojczyzny), ale tak zdesperowany, by dobrowolnie dać się zjeść, jeszcze nie jestem.

Nielojalne partnerstwo

Jednym z przywilejów przysługujących teoretycznie posiadaczom i użytkownikom karty kredytowej Carrefour Visa są specjalnie dla nich przeznaczone kasy w hipermarketach tej sieci. Mają one – w przypadku tłoku przy innych kasach – umożliwić priorytetowe potraktowanie klienta korzystającego z usług finansowych Carrefour i skrócenie mu czasu oczekiwania w kolejce. Z takich kas, których w większych hipermarketach potrafi być nawet kilka, można bowiem skorzystać wyłącznie wtedy, gdy płaci się kartą Carrefour Visa.
Jak to wygląda w praktyce? W praktyce tylko raz zetknąłem się z kasjerką, która zwracała na to uwagę. Wielokrotnie natomiast stałem w takiej kolejce cierpliwie, podczas gdy kilkanaście osób przede mną bez najmniejszych oporów płaciło gotówką albo kartami wydanymi przez swoje banki, zupełnie jakby nad kasą nie wisiały z każdej możliwej strony olbrzymie znaki informujące o tym, dla kogo jest ona przeznaczona. Kilkakrotnie zdarzyło mi się również nie wytrzymać i zwrócić uwagę kasjerce lub klientowi przede mną, że nie powinno było w ogóle dojść do płacenia gotówką i że, na przykład, nie powinienem czekać na to, aż kasjer czy kasjerka rozmienią w którejś sąsiedniej kasie jakąś kwotę, bo nie mają jak wydać reszty. Odkąd jednak nie tylko zostałem agresywnie wyzwany przez płacącego gotówką klienta, ale także wyśmiany przez jedną z kasjerek, przestałem liczyć na priorytetowe traktowanie przy kasie i staję w kolejce gdzie tylko popadnie.
Zastanawia mnie tylko, po co hipermarket wydaje kasę na te wszystkie reklamy, neony i znaki, które wprowadzają jedynie w błąd.