Tłumaczenie maszynowe i postedycja

Zdarzyła mi się śmieszna przygoda związana z tłumaczeniem maszynowym. Tłumaczyłem z polskiego na angielski dokumenty dotyczące rekrutacji cudzoziemców na studia. W związku z tym wszedłem na stronę Wydziału Inżynierii Środowiska i Energetyki mojej uczelni, żeby sprawdzić oficjalne nazwy niektórych kierunków i instytutów. Wydział ma niby stronę po polsku, angielsku i niemiecku, więc wydawałoby się, że jest co i gdzie sprawdzać. Ale już po chwili zwątpiłem. Na anglojęzycznej stronie wydział to raz faculty, raz department, stopień studiów to czasem degree, czasem cycle, kierunek to czasem field, czasem… direction.

„Graduates of this field of study are specialists in: heating and heating”… „Meeting on student science clubs”…Kierunek „inżynieria i gospodarka wodna” to „Engineering and water management”…Jeden wielki nonsens. Coś mnie tak tknęło i podejrzałem kod strony i dopiero zrozumiałem. Wydział w ogóle nie ma wersji strony w języku angielskim ani niemieckim, tylko zainstalowali sobie wtyczkę do WordPressa tłumaczącą stronę maszynowo po jej załadowaniu.

Zastanawia też – patrząc na jakość tłumaczenia – czy skorzystano z którejś z subskrypcji, czy wtyczka działa w darmowej wersji, korzystając z najbardziej prymitywnego z możliwych mechanizmów. To info o cenniku ze strony wtyczki:

https://gtranslate.io/?xyz=998#pricing

W niemieckiej wersji studenci to czasem Studierende, ale czasem… Schüler. „Studia doktoranckie” to „Medizinstudium”. Ale ze wszystkich śmiesznych tłumaczeń maszynowych na tej stronie najbardziej rozbawiło mnie w niemieckim tłumaczeniu „schnellstmöglich” w menu nawigacyjnym. Myślę sobie, rany, co to takiego? Okazało się, że tak Akademicki System Archiwizacji Prac, w skrócie ASAP, czyli w sumie faktycznie „najszybciej, jak to tylko możliwe” 🙂

Wydział postarał się, by w jakimś stopniu strona była dostępna i zrozumiała dla osób posługujących się angielskim i niemieckim, ale dla nas – tłumaczy – to niezła nauczka, by nie wszystko, co znajdzie się w internecie, nawet na oficjalnych stronach instytucji czy firm, traktować od razu jako godne zaufania i trzymać się tego w tłumaczeniu. Wydawałoby się, że strona Wydziału jest wiarygodnym miejscem do sprawdzenia oficjalnej nazwy kierunku studiów w języku obcym, tymczasem ta strona to żadna strona, na której można polegać jako na źródle przyjętej formalnie nomenklatury, tylko tłumaczenie maszynowe przy użyciu wtyczki do WordPressa. Trzeba być czujnym 😉

Przyszłość kolei

Kolej darzę wielką sympatią i mam wiele wspomnień związanych z koleją, które sprawiają, że jest mi naprawdę ciepło i miło nawet w chłodne jesienne dni. A jednak dołożyłem ostatnio stacji Częstochowa Stradom (chociaż doceniam to, jak bardzo się zmieniła od czasów mojej młodości i fakt, że właściwie przejęła rolę dworca głównego w Częstochowie od położonej w centrum miasta między Aleją Wolności a ul. Piłsudskiego stacji Częstochowa Osobowa).

Natomiast sporo zostało polskiej kolei do nadrobienia, jeśli chodzi o znajomość języka angielskiego i w ogóle języków obcych.

Gdy zobaczyłem te podpisy pod guzikami i po kilkunastu minutach rozkminy zrozumiałem, o co przypuszczalnie chodzi, zacząłem się rozglądać wokół z nadzieją, że to taki odosobniony przypadek językowego nieudacznictwa:

IMG_20180929_133814

Niestety, nie trzeba było się wiele rozglądać, by zrozumieć, że to nie była odosobniona wpadka, nawet jeśli tym razem komuś „poślizgnął” się tylko czasem palec.

IMG_20180929_134315

Potem z mieszanymi uczuciami oglądam instrukcję obsługi hamulca ręcznego.

IMG_20180929_134325

Następnie patrzę na kolejną naklejkę z kolejnym komunikatem i z ulgą uspokajam się na moment. Na moment, bo w końcu dochodzę do tego fragmentu po niemiecku, w którym ktoś uznał, że „Teile” to dokładnie to samo, co „Telle”.

IMG_20180929_134334

A potem tak sobie myślę, no cholera, po co w ogóle pisać w obcych językach, jeśli się w obce języki nie potrafi? Przecież to Polskie Koleje Państwowe. Piszcie po polsku, jak ktoś polskiego nie zna, to niech się nauczy.  Prędzej się nauczy polskiego, niż jakiegoś wymyślonego języka przypominającego angielski, rosyjski, francuski czy niemiecki. A w każdym razie pożytek będzie większy.

Fremde Sprachen

Wer fremde Sprachen nicht kennt, weiß nichts von seiner eigenen (Kto nie zna obcych języków, nie ma pojęcia o swoim własnym).

To jeden z najsłynniejszych cytatów z wielkiego niemieckiego mistrza. Johann Wolfgang Goethe jest także osobą, której przypisuje się autorstwo jeszcze ciekawszego stwierdzenia o znajomości języków:

Je mehr Sprachen du sprichst, desto mehr bist du Mensch (Im większą liczbą języków władasz, tym bardziej jesteś człowiekiem).

Ten drugi cytat, dużo adekwatniejszy na potrzeby tego wpisu, funkcjonuje też w nieco innej formie:

Wie viele Sprachen du sprichst, sooft mal bist du Mensch.

Niektórzy przypisują te słowa byłemu czeskiemu prezydentowi Tomasowi Masarykowi, niektórzy twierdzą, że to słowackie przysłowie. Mniejsza o to. Słowa te wyrażają niepodważalną prawdę.
Podobnie jak słowa Ernsta Moritza Arndta:

Wer seine Sprache nicht achtet und liebt, kann auch sein Volk nicht achten und lieben (Kto nie szanuje i nie kocha swego języka, ten nie uszanuje i nie pokocha swojego narodu).

I to by było na tyle. Tyle mojego komentarza do ciekawego artykułu Romana Giertycha adresowanego do konserwatystów, a odsłaniającego kulisy władzy Jarosława Kaczyńskiego w latach 2005-2007 i jej upadku.
W artykule tym pisze Giertych:

Ktoś, kto nie zna żadnego języka obcego, nie jest w stanie zrozumieć świata poza Polską.

Nie przypuszczałem kilka lat temu, że będę polecał teksty, których autorem jest mecenas Giertych.

Refleksji maturalnych część czwarta

Mam duży szacunek dla twórców portalu internetowego Literka.pl i dla zgromadzonych tam zasobów, sam niejednokrotnie z nich skorzystałem, jednak ostatnio mój stosunek do portalu został wystawiony na próbę za sprawą artykułu Rozmowy sterowane autorstwa Barbary Radomskiej, najwyraźniej germanistki.
Właściwie nie jest to artykuł, lecz zestaw autorskich zadań maturalnych do egzaminu ustnego z języka niemieckiego. A przynajmniej w zamyśle autorki są to zadania maturalne, bo mnie raczej trudno się z tym zgodzić.
We wstępie Pani Barbara zaznacza, że tak zwane rozmowy sterowane na poziomie podstawowym to autentyczne sytuacje komunikacyjne, sprawdzające umiejętność uzyskiwania i udzielania informacji, relacjonowania wydarzeń i prostych negocjacji. Problem w tym, że rozmowy w zestawie ani nie są autentyczne (w każdym razie nie wszystkie), ani nie sprawdzają wszystkich trzech wymienionych umiejętności. Każda z rozmów to przykład negocjacji, a polecenia czasami trudno uznać za życiowe. Jak na przykład uzasadnić konieczność użycia języka niemieckiego w rozmowie, w której – według polecenia – zdający ma przekonać własnych rodziców, żeby pozwolili mu robić prawo jazdy? Wydawałoby się, że to sprawa drugorzędna, ale polecenia na maturze z języka obcego powinny w przekonujący sposób skłaniać zdającego do używania języka obcego.
Rozmowy sterowane zaproponowane przez autorkę zawierają jednak o wiele gorsze błędy konstrukcyjne, czasami zupełnie dyskwalifikujące je jako ćwiczenia z uczniami przygotowującymi się do egzaminu. Szczytem absurdu jest chyba rozmowa druga, w której zdający dowiaduje się, że ma osiągnąć kompromis z osobą, która chce dokładnie tego samego, co on: „Kolega chce większy i ładniejszy pokój, ty także”. A czyż polecenie „podaj powód i uzasadnij swoją propozycję” to nie klasyczne „masło maślane”?
Każda rozmowa sterowana powinna się składać z trzech krótkich poleceń, które można jednoznacznie ocenić, a więc nie powinny się one składać z wielu części (np.: Rozwiej jego obawy i wskaż zalety twojej propozycji. Zaproponuj schronisko młodzieżowe). Prowadzi to do trudności w ustaleniu, czy zdający zasłużył na przyznanie punktu, jeśli pominął jeden z elementów polecenia, chociaż zrealizował pozostałe. Polecenie nie powinno również uzależniać uzyskania punktu za komunikację językową od umiejętności leksykalnych zdającego rozumianych jako znajomość konkretnych słówek, a tak jest w wielu rozmowach, gdy autorka nie pozwala zdającemu na samodzielny dobór argumentów, lecz poleceniem narzuca mu własne. W rozmowie dwudziestej pierwszej polecenie trzecie jest nie do zrealizowania, jeśli zdający w poleceniu pierwszym miał swój własny pomysł, inny niż wynikałoby z polecenia trzeciego.
Zadania powinny sprawdzać umiejętności językowe, komunikacyjne, a nie wiedzę ogólną maturzysty, zwłaszcza zupełnie bez związku z kulturą danego obszaru językowego. W sytuacjach skrajnych może to zapędzić zdającego w tak zwany kozi róg i uniemożliwić mu wykonanie zadania, na przykład w rozmowie, w której zdający ma przekonać rozmówcę o walorach filmu, którego tytuł określono w poleceniu (z tej sytuacji można oczywiście wybrnąć, ale możliwe też, że zdający podda się i nie przystąpi do zadania, ponieważ tego filmu nie zna lub jego osobista ocena tego filmu jest sprzeczna z rolą, jaką – zgodnie z poleceniem – pełni w rozmowie).
W rozmowie piętnastej kuriozalne jest polecenie: „Chcesz oddać aparat i żądasz zwrot pieniędzy” (fleksja oryginalna). Zupełnie nie wpisuje się ono w konwencję pozostałych poleceń i nie wiadomo do końca, że wynika z niego konieczność jakiejkolwiek komunikacji. Pasowałoby raczej do wstępu do rozmowy, a nie do ściśle punktowanych „kropek”.
Poleceniem poprawnym, ale niekoniecznie najszczęśliwszym, jest powtarzające się w zestawie kilkakrotnie „Zgódź się na kompromis”. Wystarczy przecież, by maturzysta powiedział „OK.”, a punkt należy mu się jak psu buda.
W poleceniach maturalnych powinniśmy pozostawiać zdającemu swobodę wyboru, czy jego rozmówcy są kobietami czy mężczyznami, o czym autorka zdaje się również nie pamiętać. Pomińmy fakt, że publikacja zawiera literówki i błędy językowe, a wydawałoby się, że redakcja powinna coś takiego wykluczyć.
Publikacje pomagające ćwiczyć umiejętności egzaminacyjne do matury ustnej z języka angielskiego są bardzo potrzebne i nigdy ich nie będzie za dużo. Ważne jednak, by były to publikacje fachowe, rzeczywiście zgodne z zasadami konstrukcji zadań, w przeciwnym wypadku mogą bowiem wypaczać wiedzę na temat egzaminu zamiast ją pogłębiać. Trudno się dziwić, że zdarzają się potem przypadki uczniów, którzy – mimo wyraźnie dużych umiejętności językowych – nie wiedzą na egzaminie, czego się od nich oczekuje, i wypadają nie najlepiej.
Większość błędów konstrukcyjnych popełnionych przez autorkę publikacji wymaga drobnych poprawek technicznych. Szkoda, że przed umieszczeniem materiału na stronie nikt go wcześniej nie skonsultował i nie zasugerował autorce poprawek.
Na szczęście zadania wykorzystywane na maturze są wielokrotnie recenzowane i poprawiane, co pozwala uniknąć wpadek. Miejmy nadzieję, że z upływem lat będzie rosła wiedza na temat egzaminu maturalnego i przełoży się to na jakość repetytoriów i innych ogólnie dostępnych materiałów, z których korzystają uczniowie i nauczyciele.

Przed publikacją niniejszego wpisu zgłosiłem swoje uwagi portalowi Literka.pl, ale mój email pozostał bez odpowiedzi.

Śpiewna mowa

Od dziecka, odkąd zacząłem się uczyć języków obcych, słyszę stereotyp, że język niemiecki nie nadaje się do śpiewania, jest zgrzytliwy i niemiły dla ucha, w przeciwieństwie do angielskiego, który jest taki melodyjny, że nic tylko śpiewać. Nigdy się z tym stereotypem nie zgadzałem, w akademiku niejedną imprezę ubarwiły nam piosenki Westernhagena czy Herberta Grönemeiera i nie wyobrażam sobie w ogóle, by mogły być po angielsku. Tak samo, jak nie sposób, by Edith Piaf śpiewała w innym języku, niż francuski.
Dzisiaj wracając z pracy usłyszałem w radiu angielską wersję piosenki, którą dotąd słyszałem tylko po niemiecku. Może to kwestia osłuchania i przyzwyczajenia, ale gdyby była to jedyna piosenka na świecie (a na szczęście nie jest), z głębokim przekonaniem powiedziałbym, że język angielski nie nadaje się do śpiewania, w przeciwieństwie do niemieckiego.
Osoby pełnoletnie mogą sprawdzić same:

Alex C. featuring Y-Ass – Du hast den schönsten Arsch der Welt
Alex C. featuring Y-Ass – The Sweetest Ass In The World