Tłumaczenie maszynowe i postedycja

Zdarzyła mi się śmieszna przygoda związana z tłumaczeniem maszynowym. Tłumaczyłem z polskiego na angielski dokumenty dotyczące rekrutacji cudzoziemców na studia. W związku z tym wszedłem na stronę Wydziału Inżynierii Środowiska i Energetyki mojej uczelni, żeby sprawdzić oficjalne nazwy niektórych kierunków i instytutów. Wydział ma niby stronę po polsku, angielsku i niemiecku, więc wydawałoby się, że jest co i gdzie sprawdzać. Ale już po chwili zwątpiłem. Na anglojęzycznej stronie wydział to raz faculty, raz department, stopień studiów to czasem degree, czasem cycle, kierunek to czasem field, czasem… direction.

„Graduates of this field of study are specialists in: heating and heating”… „Meeting on student science clubs”…Kierunek „inżynieria i gospodarka wodna” to „Engineering and water management”…Jeden wielki nonsens. Coś mnie tak tknęło i podejrzałem kod strony i dopiero zrozumiałem. Wydział w ogóle nie ma wersji strony w języku angielskim ani niemieckim, tylko zainstalowali sobie wtyczkę do WordPressa tłumaczącą stronę maszynowo po jej załadowaniu.

Zastanawia też – patrząc na jakość tłumaczenia – czy skorzystano z którejś z subskrypcji, czy wtyczka działa w darmowej wersji, korzystając z najbardziej prymitywnego z możliwych mechanizmów. To info o cenniku ze strony wtyczki:

https://gtranslate.io/?xyz=998#pricing

W niemieckiej wersji studenci to czasem Studierende, ale czasem… Schüler. „Studia doktoranckie” to „Medizinstudium”. Ale ze wszystkich śmiesznych tłumaczeń maszynowych na tej stronie najbardziej rozbawiło mnie w niemieckim tłumaczeniu „schnellstmöglich” w menu nawigacyjnym. Myślę sobie, rany, co to takiego? Okazało się, że tak Akademicki System Archiwizacji Prac, w skrócie ASAP, czyli w sumie faktycznie „najszybciej, jak to tylko możliwe” 🙂

Wydział postarał się, by w jakimś stopniu strona była dostępna i zrozumiała dla osób posługujących się angielskim i niemieckim, ale dla nas – tłumaczy – to niezła nauczka, by nie wszystko, co znajdzie się w internecie, nawet na oficjalnych stronach instytucji czy firm, traktować od razu jako godne zaufania i trzymać się tego w tłumaczeniu. Wydawałoby się, że strona Wydziału jest wiarygodnym miejscem do sprawdzenia oficjalnej nazwy kierunku studiów w języku obcym, tymczasem ta strona to żadna strona, na której można polegać jako na źródle przyjętej formalnie nomenklatury, tylko tłumaczenie maszynowe przy użyciu wtyczki do WordPressa. Trzeba być czujnym 😉

Rekordy z B2+

Ten wpis to odświeżany kotlet z 2019 roku. Jest o ostatnim roku, z jakim miałem zajęcia przed pandemią, stacjonarnie. Z niektórymi z nich spotkaliśmy się potem na studiach drugiego stopnia, już online. W tym semestrze będą bronić prace magisterskie. Jeden z tych studentów, tak mi się wydaje, jest dzisiaj moim przyjacielem. Czas płynie bezlitośnie szybko.

Z pierwszym rokiem informatyki stosowanej Wydziału Mechanicznego Politechniki Krakowskiej pobiliśmy wiele rekordów. Z żadnym rokiem dotychczas nie nurkowaliśmy na przykład dotąd podczas zajęć z angielskiego lub tuż po nich, a tymczasem dzisiaj Arek, Bartek, Krzysztof i Szymon z pierwszego roku nie tylko wskoczyli do Zalewu Nowohuckiego, ale również wprawili resztę roku w osłupienie, wyławiając z tegoż Zalewu prawdziwe… małże. W dodatku jakże okazałe.

Najbardziej dumny jestem natomiast ze studentów pierwszego roku informatyki stosowanej Wydziału Mechanicznego Politechniki Krakowskiej, ponieważ przechytrzyli kilka tygodni temu autorów zagadki tygodnia pisma New Scientist. Takie coś dotąd naprawdę nam się nie wydarzyło.

W grupie C2 i w grupie C1 czytamy New Scientist, a także kilka innych źródeł, w tym Wired, Scientific American, PC World Computer, Medium. Rozwiązujemy krzyżówki, omawiamy innowacyjne rozwiązania, oryginalne podejścia do problemów, ciekawe artykuły. O ile jednak C2 nie może się skupić na takich zagadkach, bo mają ciągle milion dygresji, komentarzy i wątpliwości mniej lub bardziej bezpośrednio dotyczących sedna sprawy, i nie udało im się rozwiązać zagadki, która jest przedmiotem niniejszego wpisu, a w grupie C1 udało się wprawdzie dojść do sedna sprawy, ale jednak zabrakło czegoś, by złapać byka za rogi, grupa B2+, najmniej zaawansowana na roku, nie tylko że znalazła odpowiedź na postawione przez magazyn pytanie, ale przechytrzyła autorów zagadki udowadniając im, że się mylą.

Kilka tygodni temu New Scientist postawił przed swoimi czytelnikami następujące wyzwanie. Załóżmy, że jakaś znudzona rzeczywistością, ambitna i pracowita kobietka postanawia napisać książkę w języku angielskim, w której wszystkie liczby całkowite od zera do plus nieskończoności zostaną wypisane w kolejności alfabetycznej. Wiadomo, że zadanie jest niewykonalne, bo liczb wypisać trzeba nieskończenie wiele, ale jednak wiadomo też, że pierwszą liczbą będzie eight.

Gdy pytałem o to studentów w różnych grupach, to eight było dość oczywistą odpowiedzią. Jaka będzie druga liczba, większość grup też wydedukowała. Będzie to eight billion. Pytanie w zagadce postawionej przez magazyn dotyczyło jednak liczby… przedostatniej.

Załóżmy, że naszej autorce znudziło się wypisywanie liczb w kolejności alfabetycznej począwszy od pierwszej, czyli tego nieszczęsnego eight. Wszystko jej ciągle się zaczyna na eight, postanawia zmienić taktykę i iść od końca. Wiadomo, że na końcu jest zero.

Pytanie magazynu brzmi, jaka liczba jest przedostatnia. Dość łatwo jest dojść do wniosku, że odpowiedź musi mieć coś wspólnego z two.

Tydzień po zadaniu tego pytania, New Scientist publikuje poprawną odpowiedź. Jest nią rzekomo two trillion two thousand two hundred and twenty-two. Dla B2+ jest dość oczywiste, że to zła odpowiedź. Ta liczba jest dość blisko końca. Ale ona nie jest przedostatnia. Ona jest trzecia od końca.

Wiecie, jaka jest prawidłowa odpowiedź? Wiecie, jaka liczba jest przedostatnia?

Inteligencja, nie tylko sztuczna

Ostatnie kilka tygodni poprzedniego semestru, poczynając od grudnia jeszcze, eksperymentowaliśmy z niektórymi grupami studentów ze sztuczną inteligencją, głównie tą od OpenAI, ale nie tylko. To były dość ciekawe doświadczenia, przynajmniej dla mnie, bardzo pouczające i raczej inspirujące niż przeraźliwe. W sztucznej inteligencji w rodzaju tej od OpenAI widzę raczej narzędzie, z którego należy nauczyć się korzystać, a nie zagrożenie dla ludzkości, edukacji czy nie wiadomo czego jeszcze. Z ChatGPT trzeba się nauczyć rozmawiać, ale na pewno można go wykorzystać z pożytkiem. Z tego, co wiem, studenci inżynierii medycznej na Wydziale Mechanicznym Politechniki Krakowskiej (a pewnie nie tylko oni) zaprzęgli ChatGPT do roboty na swoją korzyść i to wcale nie do ściągania czy bezmyślnego odwalania za nich roboty, tylko właśnie do nauki.

OpenAI od dłuższego czasu stanowi ulubiony temat lekturek i prezentacji zarówno na studiach pierwszego, jak i drugiego stopnia, i trzeba się nieźle nagimnastykować, by przypilnować, że tematy będą unikalne. Ale też źródeł jest obecnie tak wiele, tak wiele się o tym mówi i pisze, że nietrudno jest znaleźć coś oryginalnego, poruszającego jakiś kolejny aspekt, analizującego ten fenomen z innej perspektywy. Zamierzchłą przeszłością wydaje mi się dzień, gdy student przyszedł z lekturką o DALL-E i nie wiedział, jak się wymawia nazwę tego modelu. Dzisiaj cała lista wyrażeń i nazw związanych ze sztuczną inteligencją jest ciągle na ustach wszystkich i nikt już nie ma wątpliwości, jak to się poprawnie wymawia. Nawiasem mówiąc, jednymi z moich pierwszych eksperymentów z DALL-E było stworzenie serii bardzo realistycznych „fotografii” przedstawiających Rynek w Krośnie i w Tarnowie podczas powodzi. Kto zna oba te miasta, wie doskonale, że Rynek jest tam na wysokim wzgórzu i jest wysoce nieprawdopodobne, by kiedykolwiek został zalany, ale dla OpenAI nie stanowiło to większego problemu.

Moje bardziej intensywne zabawy z tekstem i narzędziami OpenAI zaczęły się od sprawdzania, jak OpenAI Playground poradzi sobie z napisaniem wypracowań z języka angielskiego na poziomie rozszerzonym i na poziomie dwujęzycznym, użyłem poleceń z grudniowej diagnozy przygotowanej przez Centralną Komisję Egzaminacyjną. „Pisząc” kolejne wypracowania zrozumiałem, że by wypracowanie było naprawdę dobre, trzeba nie tylko wkleić algorytmowi polecenie, ale poinstruować go, by tekst był odpowiedniej długości, by używać w nim pogłębionej, wieloaspektowej argumentacji itd. Stąd każde kolejne wypracowanie wychodziło „mi” coraz lepsze. Niezmiennie, napisanie wypracowania, za które maturzysta dostałby sporo, a może i nawet maksymalną liczbę punktów, zajmowało sztucznej inteligencji kilka sekund.

I tak na przykład „napisałem” artykuł do czasopisma młodzieżowego o akcji „Pomóż zwierzętom przetrwać zimę”:

Winter is the time of year when animals struggle to stay warm and find food. To help animals survive winter, a local high school is organizing an event called “Help Animals Survive Winter”.

The event will take place on Saturday, December 12th, and will include activities such as making bird feeders, planting trees, and collecting items to be donated to shelters and rescue organizations. The event will also include educational presentations on wildlife conservation and humane animal care.

To promote the event, the school is encouraging students and their families to share the event’s slogan and hashtag #HelpAnimalsSurviveWinter on social media. Flyers are being distributed throughout the community, and the school is also working with local media to get the word out.

This event is a great opportunity for students to learn more about how to help animals and make a difference in their local community. It’s also a great way to get involved in wildlife conservation and show solidarity for animals suffering from the cold winter weather.

We hope to see you on December 12th at the “Help Animals Survive Winter” event!

Udało mi się też „napisać” rozprawkę o dobrych i złych stronach wprowadzenia przepisu pozwalającego na uzyskanie prawa jazdy dopiero po ukończeniu dwudziestu jeden lat:

The minimum legal driving age has been a hot topic of debate for decades, and it has sparked an ongoing discussion about the pros and cons of introducing a regulation which would allow taking a driving test no sooner than at the age of 21. On one hand, there are many arguments in favor of such a solution. On the other, there are also reasons why it should not be implemented.

To begin with, there are several advantages to having such a regulation. First, it would reduce the number of young drivers on the roads, which in turn would reduce the number of accidents caused by inexperienced drivers. By introducing a legal driving age of 21, we would be ensuring that young drivers are more mature, and have the experience and knowledge necessary to drive safely. In addition, this would also lead to fewer uninsured drivers, as insurers are less likely to cover drivers under the age of 21.

On the other hand, there are also some drawbacks to introducing such a regulation. For starters, it could cause a major inconvenience for families with young adults who are in need of a vehicle. It could also be detrimental to small businesses, as it could reduce the number of potential employees who could use their own vehicle to get to work. Moreover, it could lead to an increase in public transport costs, since people would be more likely to use public transport if they are unable to drive.

In conclusion, although introducing a regulation that would allow taking a driving test no sooner than at the age of 21 could bring some advantages, there are also a number of potential drawbacks that should be taken into consideration before implementing such a law. It is important to weigh the pros and cons carefully in order to determine if such a regulation would be beneficial to society.

W powyższym, nie tylko Grammarly, ale także moi studenci potrafią znaleźć błędy. I bynajmniej nie mówię tu o amerykańskiej pisowni favor. No ale ujdzie, to są wszystko dyskusyjne sprawy. „Napisałem” też list do gazety w odpowiedzi na artykuł, którego autor twierdzi, że w życiu warto podejmować ryzyko:

To the Editor,

I read the article recently published in your newspaper stating that life is worth taking risks and I felt compelled to write a letter expressing my opinion on the matter.

Risky activities are attractive to young people, who are often unencumbered by the responsibilities of adulthood and can therefore take more risks than older people. Taking risks can lead to exciting experiences, such as bungee jumping or sky diving, or even more everyday risks such as trying out a new restaurant or applying for a job outside of one’s comfort zone. Taking risks can also be beneficial in terms of personal growth and development, as it helps people to expand their horizons and develop their skills.

I can personally attest to the benefits of taking risks. A few years ago, I left my job to travel to a foreign country, with no contacts or resources. It was a risk, but one that worked out for me. I was able to gain a new perspective on life, develop my language skills, and form new friendships. I believe this experience has made me a more confident and self-assured person.

While I believe that taking risks can be beneficial, there are certain situations where taking a risk is not advisable. If the potential downside of taking the risk outweighs the potential upside, then it is not a risk worth taking. For example, if an individual is considering making a risky investment, they should carefully analyze the available data and seek professional advice before making a decision.

In conclusion, while taking risks can be beneficial, it is important to weigh the potential costs and benefits before making a decision.

Sincerely,

[Your Name]

A także rozprawkę, w której przedstawiłem „swoją” opinię na temat potrzeby ochrony lasów i angażowania się w akcje mające zapobiegać ich wycinaniu (odnosząc się do ekologii, walorów rekreacyjnych i rozwoju infrastruktury):

Protests to protect forests are necessary in today’s world in order to ensure their preservation for the sake of ecology, recreational values and infrastructure development.

From the point of view of ecology, forests are the lungs of our planet, providing oxygen and purifying the air we breathe. They also play an important role in the water cycle, ensuring that water is available for human and ecosystem needs. In addition, forests are home to a wide variety of wildlife, from birds and butterflies to mammals and amphibians, and are essential for the preservation of our biodiversity. By protesting against deforestation, we can ensure that these benefits are maintained and that forests are not lost to logging, development or any other activity that threatens their existence.

In terms of recreational values, forests are a great source of joy and inspiration for people of all ages. They offer a place to escape the hustle and bustle of urban life and reconnect with nature, providing a sense of peace and tranquility that is often hard to find in our increasingly hectic world. In addition, forests are ideal places for outdoor activities such as hiking, camping, bird watching, fishing and more. By protesting against deforestation, we can ensure that these recreational opportunities are available to people for years to come.

Finally, when it comes to infrastructure development, forests are essential for the construction of roads, bridges and other vital infrastructure. In order to ensure that these projects are completed in a sustainable and responsible manner, it is important to protect our forests from deforestation and other activities that could harm them. Demonstrations and protests can be effective ways to raise awareness and keep these projects from going too far, thus preserving our forests for future generations.

In conclusion, protests to protect forests are essential for the sake of ecology, recreational values and infrastructure development. By taking action and speaking out against deforestation, we can ensure that these important ecosystems are preserved for future generations to enjoy.

Pozwolę sobie nie cytować wierszy, przypowieści biblijnych, bajek w stylu Hansa Christiana Andersena itp., jakie z koleżankami potworzyliśmy przy użyciu OpenAI w ramach kolejnych eksperymentów, bo chyba jednak zawierały zbyt wiele intymnych szczegółów.

W eksperymentach z ChatGPT sądziłem, że skoro na pytanie o to, czy warto studiować na Politechnice Krakowskiej, dostałem cały wykład o tym, jaka to prestiżowa uczelnia i jak to bez wątpliwości warto tu studiować, otrzymam podobną odpowiedź na pytanie o to, czy warto mieszkać w Krośnie. A tu niespodzianka:

I’m sorry, but I don’t have enough information to accurately answer your question. Krosno is a city in Poland, but I don’t know what you value in a place to live, so I can’t say if it would be a good fit for you. It would be helpful if you could provide more context or details about what you’re looking for in a place to live.

Postanowiłem – w ramach dalszych eksperymentów – „napisać” trzy wiersze o Mikołaju, który dobrze zna angielski, ale który mało co się odzywa na zajęciach z angielskiego. Poprosiłem OpenAI Playground o napisanie wierszy, które opiszą powyższą sytuację, a jednocześnie będą się kończyć szczęśliwie. Poza tym poprosiłem, by wiersze naśladowały style konkretnych poetów: Emily Dickinson, Roberta Frosta i Williama Shakespeare’a. Nie powiem, że OpenAI wspięła się na poziom wieszcza tego czy innego, ale gdyby dać komuś dopasowankę tych trzech nazwisk i poniższych trzech wierszy, osoba mająca minimalne pojęcie o literaturze anglojęzycznej dopasuje poprawnie.

Mikołaj to prawdziwy człowiek, jest moim studentem na pierwszym roku. Ale to z drugim rokiem zrobiliśmy sobie następnie bardzo ciekawy eksperyment ze sztuczną inteligencją. Zadałem im do napisania wypracowanie, niczym za dawnych czasów. Mieli napisać mail biznesowy dotyczący jakiegoś wyimaginowanego problemu i użyć poprawnie pewnej listy słów. Wymarzone zadanie dla ChatGPT, nieprawdaż? Ale umówiliśmy się, że kto chce, niech napisze przy użyciu AI, kto chce, niech się nią wesprze, a kto chce, niech napisze naprawdę sam. Potem razem czytaliśmy te wszystkie listy i dzieliliśmy się wrażeniami, czy to napisała sztuczna inteligencja czy człowiek. Następnie przepuszczaliśmy tekst przez algorytm sprawdzający, czy to ChatGPT czy nie (obecnie GPTZero) i patrzyliśmy na wyniki analizy. Następnie autor(-ka) mówili nam, czy to był tekst napisany przez nich samych, czy przez sztuczną inteligencję. Wyniki były bardzo zaskakujące, a te zajęcia – przynajmniej dla mnie, może nie dla moich studentów – były bardzo ciekawe, nawet jeśli niechcący obraziłem przy okazji Olę. Okazuje się, że można zlecić napisanie czegoś sztucznej inteligencji, potem celowo wprowadzić parę oczywistych byków, a już mechanizm weryfikujący uzna, że to na pewno człowiek, a nie maszyna, stworzył taki wadliwy tekst. Podobnie można bardzo ładnie napisany tekst uznać za wytwór sztucznej inteligencji tylko dlatego, że jest elegancki, ogładzony i poprawny.

Poniżej trzy teksty studentów z drugiego roku*, które wydają się na pierwszy rzut oka być wytworami ludzkiej kreatywności. Czy widzicie, dlaczego? Czy jesteście pewni, że na pewno nie są wspomagane AI? Obyś żył w ciekawych czasach, powiadano kiedyś. Nam wszystkim to się ziściło.

Hi Jim,
There’s an opportunity we might miss if we don’t act fast enough. Someone’s done the math and the JTC stock price is said to converge down to 50% of it’s todays value by the end of the year because of the Great Fraud (yep it’s already been given a name go ahead and google it if you don’t believe me) and that is our deadline before we gather enough resources, start complete cutover of our system and make all the money we can ask for. Now, read carefully. Due to the downtime of JTC, retailers are in a big threat since JTC provides them with their bespoke parts of the appliances they sell. We are going to provide all endangered retailers with the most robust and miraculous product – IErn. Our supply chain comes from my best friend Bob Lazar who’s definitely the best pick for us because of his terrestrial company Bloto that mines the element 115 also called moscovium which is widely used to manufacture flying saucers. But to make this plan come true we need to stay focused, agile and we need to seek for every venture that’s within our scope. Fraud is an increasingly occurring threat in the retail industry and smart entrepreneurs like us should learn how to take it to our advantage. Hit me up after you read this e-mail.
Wojtek

Dear Pablo,
I am writing to you in order to announce that our robust chain of supply of crack cocaine is under a threat of total annihilation. Our stock of coca leaves is dwindling and it most definitely won’t last us another week. It has been increasingly more difficult to find somebody that provides good products since the government announced that all car retailers are to screen their customers as a result of recent fraud uncovered by the extraterrestrial detachment of FBI. These aliens are really agile! In the light of currently occurring circumstances, we must meet the less-than-a-week deadline I mentioned above so we can avoid any downtime. Also within scope, is an option of embracing the new reality and conducting a cutover, we will just produce crack cocaine ingredients ourselves.
By the way, I hope our paths will converge in the near future so we can meet eye to eye and discuss a new deal that I lined up for us with the Chinese. We are to provide them with a totally bespoke new product for their domestic market. But this is not something I’m willing to discuss via an email.
See You Later, Alligator
Mike Litoris

* Każdy z powyższych maili zawiera błędy językowe i omówiliśmy je sobie na zajęciach z wszystkimi grupami, w których je czytaliśmy.

Co by nie mówić, moi studenci to cwaniaki i oni dobrze wiedzą, że sztuczna inteligencja to przyszłość, a wielu z nich czeka kariera z nią związana. I sami w sobie też są inteligentni. Pozazdrościć.

Burzymy Bastylię

Ten wpis to odświeżany kotlet sprzed lat. Przypominam go w związku ze śmiercią Tomka.

Siedzimy z Tomkiem na Placu Bastylii i pijemy bordeaux, a Tomek – beztrosko wyluzowany, ale z pewną siebie miną znawcy – tłumaczy mi i Michałowi, jakie wino się pije do jakiego rodzaju mięsa. Wydaje się zdziwiony tym, że Michał nie rozumie, że nie możemy (Tomek i ja) pić białego wina do dania z wołowiny. Z właściwą sobie pobłażliwą wyrozumiałością traktuje natrętne dziwactwo Michała, który – zamiast wykwintnych dań kuchni francuskiej, jakie sobie zamówiliśmy – wolałby skoczyć na coś „swojskiego” do McDonalda 200 metrów dalej, przy Boulevard Richard Lenoir.

Tomek to wiejski głupek. Przynajmniej za takiego bywał uważany, jako uczeń, i pewnie na zawsze takim pozostanie we wspomnieniach niektórych nauczycieli (o ile oczywiście w ogóle będą go pamiętać). Ale Tomek to mistrz zaskakiwania. Jak wtedy, gdy – wprawiając Przemka w osłupienie – sam zmienił sobie sprzęgło w golfie.

Niektórym wydaje się, że Tomek jest leniwy i niewiele robi, tymczasem prawda jest taka, że Tomek niczego nie robi byle jak. Gdy rzucał palenie, udał się do lekarza, zrobił szczegółowe badania, w tym prześwietlenie płuc, i dokładnie zaplanował kurację. Gdy jego koledzy bawili się na zabawach w wiejskich remizach, Tomek jeździł po kilkadziesiąt kilometrów do odległych klubów, czasami w innym województwie.

Tomek to także człowiek honorowy, szanujący siebie, który nie robi niczego wbrew sobie i ma własną, głęboko przemyślaną i konsekwentnie podtrzymywaną hierarchię wartości. W hierarchii tej mecz Wisły Kraków ma wyższy priorytet niż Pan Tadeusz, Nad Niemnem i inne pierdoły z XIX wieku. I po obiedzie na wiślackim stadionie muszę Tomkowi przyznać rację. Nawet jeśli nieszczególnie interesuję się piłką nożną, gębę miałem szczęśliwą podczas tego obiadu w nie mniejszym stopniu, niż Paweł, gdy zwiedzaliśmy Stadion Narodowy w Warszawie.

Cokolwiek Tomek robi, emanują z niego godność i autorytet większe niż z niejednego pomnika bohaterów narodowych nadętego patosem. Potrafi w spodniach od dresu wejść do sklepu z markowymi ciuchami czy perfumami i zawsze ma rozeznanie w towarach na najwyższych półkach. Nie czytał nigdy Lalki i ma w nosie (albo i w jakiejś innej części ciała) Wokulskiego i Izabelę, za to gdy z przyjaciółmi rozmawiamy o książkach, które są właśnie na szczytach listy bestsellerów dziennika New York Times, włącza się do rozmowy i błyskotliwie żartuje.

Z jednakową nonszalancją i podniesioną głową wraca Tomek z meczu na Orliku, z roboty na koparce albo z grilla w Jaksicach. Gdy wspomnisz o jakimś egzotycznym miejscu albo o jakiejś zabitej dechami wiosce na końcu świata, o której nikt z Twoich znajomych w życiu nie słyszał, Tomek na pewno już tam był, ma tam kogoś znajomego, albo – co najmniej – ktoś z jego znajomych był tam kiedyś.

Tomek nie ma może takiego talentu do języków obcych, jak Robert, ale – gdy coś go nagle intryguje na środku Luwru – podchodzi do tubylców i bez chwili zastanowienia i bez cienia tremy wyjaśnia sobie z nimi wszystko, co wzbudziło jego wątpliwości. Nawet nie patrzy w moim kierunku, żebym mu pomógł się z nimi porozumieć.

W przeciwieństwie do wielu ludzi, Tomek naprawdę potrafi korzystać ze swojego smartfona, skonfigurować sobie i dostosować do swoich potrzeb różne dostępne w nim funkcje, korzysta z komunikatorów, o których większość naszych wspólnych znajomych w ogóle nie słyszała.

Kiedy nocuję z Tomkiem w Krośnie, okazuje się, że jest jedyną osobą na świecie, której – o dziwo – nawet Jacek nie przegada. Przed Tomkiem, jak przed mało kim innym, nie boję się nie mieć żadnych tajemnic. Jest wyrozumiały i delikatny, a zaskoczyć Tomka to naprawdę nie lada wyzwanie. Mnie się to dotąd nigdy nie udało.

Gdy myślisz o Tomku, że to wiejski głupek, tkwisz w mentalnym więzieniu po uszy. Jeśli nie znasz Tomka lub nie masz o nim zdania, powiedzmy sobie prawdę: i tak na pewno cierpisz na jakieś urojenia i żyjesz w świecie pełnym złudzeń i mylnych opinii.
Wstań, zburz swoją Bastylię, zrób sobie rewolucję i w Nowym Roku zacznij życie na wolności. Niech ktoś szeroko otworzy ci drzwi, okna i oczy, tak jak Tomek za każdym razem mi otwiera. Bo Tomek może nauczyć wiele. Nie masz nawet pojęcia, jak wiele.


Ten wpis jest częścią sylwestrowego cyklu, w ramach którego powstały już następujące odcinki:
– w Sylwestra 2012, o Łukaszu;
– w Sylwestra 2013, o Pawle;
– w Sylwestra 2014, o Tomku (niniejszy wpis);
– w Sylwestra 2015, o Albercie;
– w Sylwestra 2016, o Dominiku;
– w Sylwestra 2017, o Michale;
– w Sylwestra 2018, o Wiktorze;
– w Sylwestra 2019, o Adamie;
– w Sylwestra 2020, o Maksymilianie;
– w Sylwestra 2021, o Przemysławie;
– w Sylwestra 2022, o Małgorzacie;
– w Sylwestra 2023, o Sylwestrze;
wszystkie wpisy ilustrowane są moimi zdjęciami z dzieciństwa i piosenkami.
W Sylwestra 2024 roku ukaże się wpis o Pawle II.

Noworoczne życzenia

Ten wpis to odświeżany kotlet sprzed lat. Przypominam go w związku ze śmiercią Tomka.

Dostałem kiedyś od Tomka życzenia noworoczne mailem. Były proste, może nawet lakoniczne, a jednak wyjątkowo mocno utkwiły mi w pamięci, bardziej niż dziesiątki SMS-owych wierszyków, o treści często się powtarzającej, a to za sprawą prostego zabiegu polegającego na zmianie oklepanej, powtarzanej przez wszystkich frazy w sposób jak najbardziej logiczny, a zarazem genialny. Tomek życzył mi „szczęśliwego przyszłego roku”.

Pomyślałem sobie wówczas, jak niewiele trzeba zrobić, by być naprawdę autentycznym i oryginalnym.
Takich ludzi spotykajcie na swojej drodze w tym, przyszłym i każdym kolejnym roku, który jeszcze was czeka. Ludzi, którzy myślą, co mówią, i którzy mają coś do powiedzenia. Niech mówią krótko, byle z głową.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Rodzina Tagi

Zwięzły kontrakt

Ten wpis to odświeżany kotlet sprzed dwunastu lat. Przypominam go w związku ze śmiercią Tomka. Podpis Tomka na ilustracji na pozycji ósmej.

Papierkologia w szkole króluje. Jak słusznie narzeka Dariusz Chętkowski, bez sporządzenia odpowiedniego dokumentu nie można już w szkole porozmawiać, a co dopiero pracować. Dlatego co wrzesień, na początku roku szkolnego, negocjujemy i podpisujemy z każdą klasą kontrakt, który uściśla i interpretuje zapisy wewnątrzszkolnego systemu oceniania w odniesieniu do naszego przedmiotu, precyzuje zasady współpracy między nami i sugeruje procedury rozwiązywania ewentualnych konfliktów. To długi, szczegółowy dokument, zawierający wypisane drobnym druczkiem zobowiązania wzajemne nauczyciela i uczniów. O spóźnianiu się na lekcję, o klasówkach, o odpytywaniu, o metodach i kryteriach oceniania. Precyzuje, jakie ulgi przysługują uczniom biorącym udział w konkursach, ile razy można być nieprzygotowanym i jak należy to zgłaszać, co się dzieje, gdy ktoś przeszkadza innym w nauce, na jakich zasadach i pod jakim warunkiem wolno używać komórek, pić, oddychać…

Porządkując biurko po różnego rodzaju dokumentach i sprawdzianach z minionego roku szkolnego z rozrzewnieniem popatrzyłem na mój ubiegłoroczny kontrakt z jedną z klas maturalnych, w której te wrześniowe negocjacje zupełnie sobie odpuściliśmy. Zastanawiam się, czy będę jeszcze kiedyś miał klasę, która na tyle mi zaufa i której ja również nie będę musiał zmuszać do podpisywania litanii obietnic i regulacji?

Wydaje mi się, że wywiązaliśmy się z tego zwięzłego kontraktu. Było OK. Na początku ubiegłego roku szkolnego wydawało mi się, że nie będzie łatwo. Miałem świeżo w pamięci znakomitą, o rok starszą klasę, w której wyjątkowo dużo – jak na technikum mechaniczne – uczniów zdawało maturę rozszerzoną. Panowie podpisani pod niniejszym kontraktem wydawali mi się dużo słabsi, mniej komunikatywni i nie tak chętni do pracy. Po dwunastu miesiącach okazuje się, że maturę zdali lepiej od swoich starszych kolegów, uzyskując przyzwoite wyniki na maturze rozszerzonej, a na maturze podstawowej dobijając do 100%. Teraz, gdy podpisuję z kolejnymi klasami obszerne umowy z aneksami, w których młodsi uczniowie próbują przemycić coraz więcej coraz bardziej szczegółowych treści, nie chce mi się wierzyć, że rok temu miałem klasę, która podpisała się jednogłośnie pod tak enigmatycznym kontraktem.

Wschód słońca w Kołobrzegu

Ten wpis to odświeżany kotlet sprzed dziesięciu lat. Przypominam go w związku ze śmiercią Tomka.

Odwożę chłopaków na pociąg do Kołobrzegu na festiwal muzyki klubowej Sunrise. Ochroniarze patrzą podejrzliwie, gdy Tomek z opalonym nagim torsem wjeżdża na służbowy parking nieopodal dworca, ale identyfikator na szybie samochodu jednoznacznie uprawnia nas do wjazdu.
Nie ma pośpiechu. Jest czas, by chodzić po Galerii Krakowskiej i oglądać spodenki, których i tak się już nie kupi, bo szkoda sobie dokładać bagażu na podróż. Wybierać portfele we wszystkich możliwych butikach z modą męską na wszystkich możliwych piętrach. Kupować wino dla babci na niedzielę. Papierosy w kiosku na parterze. Ładowarkę na poziomie minus jeden. Prezerwatywy o smaku truskawkowym. Zestawy z polędwiczkami z kurczaka w KFC i napoje z trzema dolewkami.
Czasu jest pod dostatkiem.
Mimo to, gdy przemieszczamy się między piętrami, w drodze na zakupy i potem na peron, Marcin, Michał i Tomek biegną po ruchomych schodach i chodniku. Wyprzedzają stojących na nich ludzi, a Michał budzi wręcz popłoch wśród dziewczyn, które – w innych warunkach – okazałyby mu wyraźne zainteresowanie.
Przypominam sobie wpis o Łukaszu, z Sylwestra 2012. Łukaszowi – który daleko zajdzie – na tych samych schodach zupełnie się nie spieszyło. Mój pośpiech budził u niego pewien niesmak i skrępowanie.
W Sylwestra tego roku nie będzie wpisu ani o Marcinie, ani Michale, ani Tomku. Będzie wpis o Pawle. Za to jutro rano, dziewczyny z Kołobrzegu, strzeżcie się. Z pociągu z Krakowa wysiądą z samego rana Marcin, Michał i Tomasz. To dopiero będzie wschód słońca.

Początek sierpnia z Andrzejem

Ten wpis to odświeżany kotlet sprzed siedmiu lat. Przypominam go w związku ze śmiercią Tomka.

Początek sierpnia spędziłem z Andrzejem Bursą. Chodziliśmy na spacery do parku albo nad rzekę, siedzieliśmy na ławce pod blokiem, leżeliśmy razem na łóżku. W łóżku nie musieliśmy na szczęście się martwić o Miłość, na chwilę tylko kiedyś wpadł Tomek i jeden dzień martwiliśmy się razem, lecz w jego, nie w naszej sprawie (vide Andrzej Bursa, Miłość). Przy okazji, przekonaliśmy się, jak blisko jest z Proszowic roku 2016 do centrum Krakowa lat pięćdziesiątych XX wieku, czyli z czasów Andrzeja. Nic dziwnego, tu rządzi proboszcz, a nie burmistrz.

Zabierałem Andrzeja ze sobą na przejażdżki tramwajem albo nad zalew w Nowej Hucie, dość daleko od jego ukochanego Śródmieścia. Byliśmy też razem nieopodal Garncarskiej, bo jechaliśmy Alejami, ale trzymałem go wtedy zamkniętego między okładkami. Otworzyłem go za to i na Plantach, i na Błoniach, i na Rynku Głównym… Bywa, że razem ziewaliśmy – nawet jeżeli ktoś wkręcił iskry bólu w nasze szczęki, by nam to utrudnić (vide Andrzej Bursa, Przecież znasz wszystkie moje chwyty…).
To były dla mnie chwile cenne, ale też nie pozbawione rozczarowań. Po wielu latach od naszego ostatniego spotkania zauważyłem na przykład, że Andrzej niezbyt dobrze zna angielski i w jednym z jego kultowych wierszy, który – jak dla mnie – ważniejszy jest w literaturze polskiej niż niektóre dzieła Krasińskiego – po prostu zrobił parę byków. Mówię oczywiście o wierszu Języki obce. W tym samym wierszu symptomatyczne stało się, że to, co jest ideą główną tego wiersza, ironia związana z nierealnością podróży czytelnika czy poety do Stanów czy jakiegokolwiek kraju anglojęzycznego, czytelnikowi współczesnemu właściwie trzeba wyjaśniać, gdyż z centrum Krakowa łatwiej chyba dzisiaj i szybciej można się dostać do centrum Londynu, niż do Szczecina, Kołobrzegu czy Trójmiasta.
Z przykrością odnotowałem, że język Andrzeja, podobnie jak język Zygmunta i innych wieszczów, oddalił się od języka współczesnej młodzieży, i niektórzy mogą mieć problem z wierszami, w których używa słów – na przykład – rosyjskich. A tak jest w wierszu, w którym poeta „apiat” cierpi za miliony, wierszu nie mniej kultowym.
Kilkakrotnie nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że obcując z Andrzejem, tak naprawdę nie zajmuję się poezją, lecz polityką. Jak wyznałem Janinie, czytając wiersz Pantofelek albo opowiadanko Smok, nie mogłem nie skojarzyć tego, co mówi do mnie Andrzej, z postaciami współczesnej polskiej sceny politycznej. Na rozstanie z Andrzejem (pewnie znowu tylko na jakiś czas, bo przecież – jak Wernyhora – wróci, vide Andrzej Bursa, Wernyhora) znalazłem jednak słowa, które mnie trochę uspokoiły. Skłoniły do kompromisu. Nawet jeśli to tylko jedna strona ma ustąpić, a druga nie cofnie się o krok. Andrzej „ululał” mnie tymi słowami na amen. Idę się zalać jak jasna cholera (vide Andrzej Bursa, Nadzieja). Chyba zostanę wariatem. Na zawsze.