Dzieciaczki programują

Sylwek uczy dzieciaczki programowania. Tak mówi. Przypomina mi się to, gdy piszę mu coś głupiego, jak zwykle, a on mi odpisuje, że teraz nie ma czasu. Jest zajęty. Za cały komentarz wystarcza ukradkiem przez Sylwka zrobione zdjęcie, a na nim banda słodkich zuchów, którzy właśnie – pod kierunkiem Sylwka – odkrywają świat programowania. Świat tworzenia wszystkiego, co istnieje, świat bycia bogami. Tak przynajmniej widać po ich minach. Jeśli zastanawiałeś się kiedyś, jak wyglądają rozdziawione buzie albo wybałuszone oczy, na zdjęciu Sylwka jedno i drugie widać idealnie.

Dzieciaczki mają tak na oko po dziesięć lat, ale na zajęciach z Sylwkiem widać w nich moc, poczucie sprawczości, wiarę w celowość bycia tu, gdzie są. A przede wszystkim widać, że ci młodzi programiści czują się bohaterami, odkrywcami świata pełnego tajemnic i cudów, które przyjmują z otwartymi ramionami. Radośnie podekscytowani, z dumą czynią sobie ten świat poddanym. I żadne jabłko nie stanie im ością w gardle.

Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio widziałem taką minę – choćby jedną – na swoich zajęciach. I nie chodzi bynajmniej o przedmiot. Dożyłem czasów, gdy to moi byli studenci są specjalistami od inspirowania innych, jeden z nich, Konrad, nawet napisał o tym książkę.

Nim Israfil zadmie w ostatnią trąbę, jeszcze niejeden młodszy czy starszy dzieciaczek rozdziawi buzię za sprawą moich byłych studentów. Ulicą Życzkowskiego w Czyżynach przechadza się po jednej stronie składający pod nosem głoski w zdania Dżibril, po drugiej można spotkać Azraela Sylwestra, a na szóstym piętrze budynku nieopodal siedzi też Malik, czyli ja. Malik robi po prostu swoją żmudną robotę, jak na naczelnika Gehenny przystało.

Sylwester to mój Anioł Azrael. Strzeże tablicy z kodem, który zgłębiają moi więźniowie, a który dla mnie jest niepojęty. Nie wierzę w życie wieczne, ale po mojej śmierci Sylwester będzie mieć władzę nad moją duszą, a raczej nad tym, co z niej zostanie. Będzie inspirował.

Coolio, Gangsta’s Paradise

Ten wpis jest częścią sylwestrowego cyklu, w ramach którego powstały już następujące odcinki:
– w Sylwestra 2012, o Łukaszu;
– w Sylwestra 2013, o Pawle;
– w Sylwestra 2014, o Tomku;
– w Sylwestra 2015, o Albercie;
– w Sylwestra 2016, o Dominiku;
– w Sylwestra 2017, o Michale;
– w Sylwestra 2018, o Wiktorze;
– w Sylwestra 2019, o Adamie;
– w Sylwestra 2020, o Maksymilianie;
– w Sylwestra 2021, o Przemysławie;
– w Sylwestra 2022, o Małgorzacie;
– w Sylwestra 2023, o Sylwestrze (niniejszy wpis);
wszystkie wpisy ilustrowane są moimi zdjęciami z dzieciństwa i piosenkami.
W Sylwestra 2024 roku ukaże się wpis o Pawle II.

Inteligencja, nie tylko sztuczna

Ostatnie kilka tygodni poprzedniego semestru, poczynając od grudnia jeszcze, eksperymentowaliśmy z niektórymi grupami studentów ze sztuczną inteligencją, głównie tą od OpenAI, ale nie tylko. To były dość ciekawe doświadczenia, przynajmniej dla mnie, bardzo pouczające i raczej inspirujące niż przeraźliwe. W sztucznej inteligencji w rodzaju tej od OpenAI widzę raczej narzędzie, z którego należy nauczyć się korzystać, a nie zagrożenie dla ludzkości, edukacji czy nie wiadomo czego jeszcze. Z ChatGPT trzeba się nauczyć rozmawiać, ale na pewno można go wykorzystać z pożytkiem. Z tego, co wiem, studenci inżynierii medycznej na Wydziale Mechanicznym Politechniki Krakowskiej (a pewnie nie tylko oni) zaprzęgli ChatGPT do roboty na swoją korzyść i to wcale nie do ściągania czy bezmyślnego odwalania za nich roboty, tylko właśnie do nauki.

OpenAI od dłuższego czasu stanowi ulubiony temat lekturek i prezentacji zarówno na studiach pierwszego, jak i drugiego stopnia, i trzeba się nieźle nagimnastykować, by przypilnować, że tematy będą unikalne. Ale też źródeł jest obecnie tak wiele, tak wiele się o tym mówi i pisze, że nietrudno jest znaleźć coś oryginalnego, poruszającego jakiś kolejny aspekt, analizującego ten fenomen z innej perspektywy. Zamierzchłą przeszłością wydaje mi się dzień, gdy student przyszedł z lekturką o DALL-E i nie wiedział, jak się wymawia nazwę tego modelu. Dzisiaj cała lista wyrażeń i nazw związanych ze sztuczną inteligencją jest ciągle na ustach wszystkich i nikt już nie ma wątpliwości, jak to się poprawnie wymawia. Nawiasem mówiąc, jednymi z moich pierwszych eksperymentów z DALL-E było stworzenie serii bardzo realistycznych „fotografii” przedstawiających Rynek w Krośnie i w Tarnowie podczas powodzi. Kto zna oba te miasta, wie doskonale, że Rynek jest tam na wysokim wzgórzu i jest wysoce nieprawdopodobne, by kiedykolwiek został zalany, ale dla OpenAI nie stanowiło to większego problemu.

Moje bardziej intensywne zabawy z tekstem i narzędziami OpenAI zaczęły się od sprawdzania, jak OpenAI Playground poradzi sobie z napisaniem wypracowań z języka angielskiego na poziomie rozszerzonym i na poziomie dwujęzycznym, użyłem poleceń z grudniowej diagnozy przygotowanej przez Centralną Komisję Egzaminacyjną. „Pisząc” kolejne wypracowania zrozumiałem, że by wypracowanie było naprawdę dobre, trzeba nie tylko wkleić algorytmowi polecenie, ale poinstruować go, by tekst był odpowiedniej długości, by używać w nim pogłębionej, wieloaspektowej argumentacji itd. Stąd każde kolejne wypracowanie wychodziło „mi” coraz lepsze. Niezmiennie, napisanie wypracowania, za które maturzysta dostałby sporo, a może i nawet maksymalną liczbę punktów, zajmowało sztucznej inteligencji kilka sekund.

I tak na przykład „napisałem” artykuł do czasopisma młodzieżowego o akcji „Pomóż zwierzętom przetrwać zimę”:

Winter is the time of year when animals struggle to stay warm and find food. To help animals survive winter, a local high school is organizing an event called “Help Animals Survive Winter”.

The event will take place on Saturday, December 12th, and will include activities such as making bird feeders, planting trees, and collecting items to be donated to shelters and rescue organizations. The event will also include educational presentations on wildlife conservation and humane animal care.

To promote the event, the school is encouraging students and their families to share the event’s slogan and hashtag #HelpAnimalsSurviveWinter on social media. Flyers are being distributed throughout the community, and the school is also working with local media to get the word out.

This event is a great opportunity for students to learn more about how to help animals and make a difference in their local community. It’s also a great way to get involved in wildlife conservation and show solidarity for animals suffering from the cold winter weather.

We hope to see you on December 12th at the “Help Animals Survive Winter” event!

Udało mi się też „napisać” rozprawkę o dobrych i złych stronach wprowadzenia przepisu pozwalającego na uzyskanie prawa jazdy dopiero po ukończeniu dwudziestu jeden lat:

The minimum legal driving age has been a hot topic of debate for decades, and it has sparked an ongoing discussion about the pros and cons of introducing a regulation which would allow taking a driving test no sooner than at the age of 21. On one hand, there are many arguments in favor of such a solution. On the other, there are also reasons why it should not be implemented.

To begin with, there are several advantages to having such a regulation. First, it would reduce the number of young drivers on the roads, which in turn would reduce the number of accidents caused by inexperienced drivers. By introducing a legal driving age of 21, we would be ensuring that young drivers are more mature, and have the experience and knowledge necessary to drive safely. In addition, this would also lead to fewer uninsured drivers, as insurers are less likely to cover drivers under the age of 21.

On the other hand, there are also some drawbacks to introducing such a regulation. For starters, it could cause a major inconvenience for families with young adults who are in need of a vehicle. It could also be detrimental to small businesses, as it could reduce the number of potential employees who could use their own vehicle to get to work. Moreover, it could lead to an increase in public transport costs, since people would be more likely to use public transport if they are unable to drive.

In conclusion, although introducing a regulation that would allow taking a driving test no sooner than at the age of 21 could bring some advantages, there are also a number of potential drawbacks that should be taken into consideration before implementing such a law. It is important to weigh the pros and cons carefully in order to determine if such a regulation would be beneficial to society.

W powyższym, nie tylko Grammarly, ale także moi studenci potrafią znaleźć błędy. I bynajmniej nie mówię tu o amerykańskiej pisowni favor. No ale ujdzie, to są wszystko dyskusyjne sprawy. „Napisałem” też list do gazety w odpowiedzi na artykuł, którego autor twierdzi, że w życiu warto podejmować ryzyko:

To the Editor,

I read the article recently published in your newspaper stating that life is worth taking risks and I felt compelled to write a letter expressing my opinion on the matter.

Risky activities are attractive to young people, who are often unencumbered by the responsibilities of adulthood and can therefore take more risks than older people. Taking risks can lead to exciting experiences, such as bungee jumping or sky diving, or even more everyday risks such as trying out a new restaurant or applying for a job outside of one’s comfort zone. Taking risks can also be beneficial in terms of personal growth and development, as it helps people to expand their horizons and develop their skills.

I can personally attest to the benefits of taking risks. A few years ago, I left my job to travel to a foreign country, with no contacts or resources. It was a risk, but one that worked out for me. I was able to gain a new perspective on life, develop my language skills, and form new friendships. I believe this experience has made me a more confident and self-assured person.

While I believe that taking risks can be beneficial, there are certain situations where taking a risk is not advisable. If the potential downside of taking the risk outweighs the potential upside, then it is not a risk worth taking. For example, if an individual is considering making a risky investment, they should carefully analyze the available data and seek professional advice before making a decision.

In conclusion, while taking risks can be beneficial, it is important to weigh the potential costs and benefits before making a decision.

Sincerely,

[Your Name]

A także rozprawkę, w której przedstawiłem „swoją” opinię na temat potrzeby ochrony lasów i angażowania się w akcje mające zapobiegać ich wycinaniu (odnosząc się do ekologii, walorów rekreacyjnych i rozwoju infrastruktury):

Protests to protect forests are necessary in today’s world in order to ensure their preservation for the sake of ecology, recreational values and infrastructure development.

From the point of view of ecology, forests are the lungs of our planet, providing oxygen and purifying the air we breathe. They also play an important role in the water cycle, ensuring that water is available for human and ecosystem needs. In addition, forests are home to a wide variety of wildlife, from birds and butterflies to mammals and amphibians, and are essential for the preservation of our biodiversity. By protesting against deforestation, we can ensure that these benefits are maintained and that forests are not lost to logging, development or any other activity that threatens their existence.

In terms of recreational values, forests are a great source of joy and inspiration for people of all ages. They offer a place to escape the hustle and bustle of urban life and reconnect with nature, providing a sense of peace and tranquility that is often hard to find in our increasingly hectic world. In addition, forests are ideal places for outdoor activities such as hiking, camping, bird watching, fishing and more. By protesting against deforestation, we can ensure that these recreational opportunities are available to people for years to come.

Finally, when it comes to infrastructure development, forests are essential for the construction of roads, bridges and other vital infrastructure. In order to ensure that these projects are completed in a sustainable and responsible manner, it is important to protect our forests from deforestation and other activities that could harm them. Demonstrations and protests can be effective ways to raise awareness and keep these projects from going too far, thus preserving our forests for future generations.

In conclusion, protests to protect forests are essential for the sake of ecology, recreational values and infrastructure development. By taking action and speaking out against deforestation, we can ensure that these important ecosystems are preserved for future generations to enjoy.

Pozwolę sobie nie cytować wierszy, przypowieści biblijnych, bajek w stylu Hansa Christiana Andersena itp., jakie z koleżankami potworzyliśmy przy użyciu OpenAI w ramach kolejnych eksperymentów, bo chyba jednak zawierały zbyt wiele intymnych szczegółów.

W eksperymentach z ChatGPT sądziłem, że skoro na pytanie o to, czy warto studiować na Politechnice Krakowskiej, dostałem cały wykład o tym, jaka to prestiżowa uczelnia i jak to bez wątpliwości warto tu studiować, otrzymam podobną odpowiedź na pytanie o to, czy warto mieszkać w Krośnie. A tu niespodzianka:

I’m sorry, but I don’t have enough information to accurately answer your question. Krosno is a city in Poland, but I don’t know what you value in a place to live, so I can’t say if it would be a good fit for you. It would be helpful if you could provide more context or details about what you’re looking for in a place to live.

Postanowiłem – w ramach dalszych eksperymentów – „napisać” trzy wiersze o Mikołaju, który dobrze zna angielski, ale który mało co się odzywa na zajęciach z angielskiego. Poprosiłem OpenAI Playground o napisanie wierszy, które opiszą powyższą sytuację, a jednocześnie będą się kończyć szczęśliwie. Poza tym poprosiłem, by wiersze naśladowały style konkretnych poetów: Emily Dickinson, Roberta Frosta i Williama Shakespeare’a. Nie powiem, że OpenAI wspięła się na poziom wieszcza tego czy innego, ale gdyby dać komuś dopasowankę tych trzech nazwisk i poniższych trzech wierszy, osoba mająca minimalne pojęcie o literaturze anglojęzycznej dopasuje poprawnie.

Mikołaj to prawdziwy człowiek, jest moim studentem na pierwszym roku. Ale to z drugim rokiem zrobiliśmy sobie następnie bardzo ciekawy eksperyment ze sztuczną inteligencją. Zadałem im do napisania wypracowanie, niczym za dawnych czasów. Mieli napisać mail biznesowy dotyczący jakiegoś wyimaginowanego problemu i użyć poprawnie pewnej listy słów. Wymarzone zadanie dla ChatGPT, nieprawdaż? Ale umówiliśmy się, że kto chce, niech napisze przy użyciu AI, kto chce, niech się nią wesprze, a kto chce, niech napisze naprawdę sam. Potem razem czytaliśmy te wszystkie listy i dzieliliśmy się wrażeniami, czy to napisała sztuczna inteligencja czy człowiek. Następnie przepuszczaliśmy tekst przez algorytm sprawdzający, czy to ChatGPT czy nie (obecnie GPTZero) i patrzyliśmy na wyniki analizy. Następnie autor(-ka) mówili nam, czy to był tekst napisany przez nich samych, czy przez sztuczną inteligencję. Wyniki były bardzo zaskakujące, a te zajęcia – przynajmniej dla mnie, może nie dla moich studentów – były bardzo ciekawe, nawet jeśli niechcący obraziłem przy okazji Olę. Okazuje się, że można zlecić napisanie czegoś sztucznej inteligencji, potem celowo wprowadzić parę oczywistych byków, a już mechanizm weryfikujący uzna, że to na pewno człowiek, a nie maszyna, stworzył taki wadliwy tekst. Podobnie można bardzo ładnie napisany tekst uznać za wytwór sztucznej inteligencji tylko dlatego, że jest elegancki, ogładzony i poprawny.

Poniżej trzy teksty studentów z drugiego roku*, które wydają się na pierwszy rzut oka być wytworami ludzkiej kreatywności. Czy widzicie, dlaczego? Czy jesteście pewni, że na pewno nie są wspomagane AI? Obyś żył w ciekawych czasach, powiadano kiedyś. Nam wszystkim to się ziściło.

Hi Jim,
There’s an opportunity we might miss if we don’t act fast enough. Someone’s done the math and the JTC stock price is said to converge down to 50% of it’s todays value by the end of the year because of the Great Fraud (yep it’s already been given a name go ahead and google it if you don’t believe me) and that is our deadline before we gather enough resources, start complete cutover of our system and make all the money we can ask for. Now, read carefully. Due to the downtime of JTC, retailers are in a big threat since JTC provides them with their bespoke parts of the appliances they sell. We are going to provide all endangered retailers with the most robust and miraculous product – IErn. Our supply chain comes from my best friend Bob Lazar who’s definitely the best pick for us because of his terrestrial company Bloto that mines the element 115 also called moscovium which is widely used to manufacture flying saucers. But to make this plan come true we need to stay focused, agile and we need to seek for every venture that’s within our scope. Fraud is an increasingly occurring threat in the retail industry and smart entrepreneurs like us should learn how to take it to our advantage. Hit me up after you read this e-mail.
Wojtek

Dear Pablo,
I am writing to you in order to announce that our robust chain of supply of crack cocaine is under a threat of total annihilation. Our stock of coca leaves is dwindling and it most definitely won’t last us another week. It has been increasingly more difficult to find somebody that provides good products since the government announced that all car retailers are to screen their customers as a result of recent fraud uncovered by the extraterrestrial detachment of FBI. These aliens are really agile! In the light of currently occurring circumstances, we must meet the less-than-a-week deadline I mentioned above so we can avoid any downtime. Also within scope, is an option of embracing the new reality and conducting a cutover, we will just produce crack cocaine ingredients ourselves.
By the way, I hope our paths will converge in the near future so we can meet eye to eye and discuss a new deal that I lined up for us with the Chinese. We are to provide them with a totally bespoke new product for their domestic market. But this is not something I’m willing to discuss via an email.
See You Later, Alligator
Mike Litoris

* Każdy z powyższych maili zawiera błędy językowe i omówiliśmy je sobie na zajęciach z wszystkimi grupami, w których je czytaliśmy.

Co by nie mówić, moi studenci to cwaniaki i oni dobrze wiedzą, że sztuczna inteligencja to przyszłość, a wielu z nich czeka kariera z nią związana. I sami w sobie też są inteligentni. Pozazdrościć.

Lokowanie produktów

W ostatnich tygodniach minionego właśnie semestru stanąłem kiedyś przed koniecznością restartu komputera, przy użyciu którego prowadziłem właśnie zajęcia. Student robił prezentację, omawiał kolejne slajdy, grupa mu przerywała dygresjami lub odpowiadała na jego pytania. Uznałem, że dołączywszy do spotkania na telefonie mogę sobie pozwolić na zrestartowanie komputera i że być może nie zostanie to nawet zauważone przez uczestniczących w spotkaniu na Microsoft Teams studentów. Dołączyłem do spotkania na moim Samsungu Z Fold3, odłożyłem go niedbale obok klawiatury, słuchając dalszego ciągu prezentacji zająłem się ponownym uruchomieniem systemu na komputerze, a potem spojrzałem na telefon i oniemiałem.

Nie jestem fanem Microsoftu, a przyzwyczajenie się do Folda zajęło mi parę tygodni, ale przyznam się, że nawet po ponownym połączeniu się na komputerze dłuższy czas nadal obserwowałem prezentację na urządzeniu mobilnym. Nie spodziewałem się, że Teams zachowa się tak responsywnie, że aplikacja będzie na rozłożonym ekranie wyglądać tak ładnie i będzie tak funkcjonalna. Ktoś tam chyba w ekipie deweloperów Teams ma ten model telefonu i zadał sobie trud, by zoptymalizować działanie aplikacji na tego rodzaju urządzeniach.

Przy okazji opowiem o zabawnym zajściu, jakie miało mniej więcej w tym samym czasie, gdy wracałem tramwajem z pracy. Dosiadło się do mnie dwóch chłopców, których jeszcze kilka lat temu określiłbym pewnie mianem gimnazjalistów. Dostałem powiadomienie o jakimś mailu i przeczytałem je na wąskim, wierzchnim ekranie telefonu. Mail zawierał załącznik, z którym chciałem od razu się zapoznać, ale dla własnej wygody otworzyłem telefon i załącznik przeglądałem już na dużym ekranie. Chłopaki kątem oka zerkali na to, co robię, a po chwili obaj wyciągnęli z kieszeni swoje iPhone’y, tak na oko iPhone’y 8, i zaczęli przeglądać Insta, jednocześnie rozmawiając.

W życiu nie kupiłbym sobie żadnego szajsunga czy innej androbiedy. – powiedział w pewnym momencie jeden z nich, niby niedbale i mimowolnie, ale wystarczająco głośno i starannie, bym usłyszał.

– Jasne, iPhone to zawsze iPhone. – ze zrozumieniem przytaknął drugi.

Tak, iPhone sprzed pięciu lat i flagowy model współczesny z najwyższej półki, tyle że innego producenta. Faktycznie nie ma porównania. Pamiętam, że z trudem udało mi się zachować kamienną twarz i nie uśmiechnąć się pobłażliwie.

Firmy Microsoft i Samsung, celem uregulowania należności za niniejsze lokowanie ich produktów, proszone są o kontakt mailem lub telefonicznie.

Jeden pulpit

Ten wpis to odświeżany kotlet sprzed jedenastu lat. Nie stracił na aktualności, chociaż w mięczyczasie Onedrive wprowadził synchronizację pulpitu i innych folderów między komputerami. Jeśli jednak korzystasz z różnych systemów operacyjnych, także tych nie obsługujących chmury Microsoftu, albo jeśli korzystasz z innej chmury na szeroką skalę, ten wpis może okazać się przydatny. Na marginesie, ja – własnie z uwagi na uniwersalność – nie używam już w poniżej opisanym celu Dropboxa, tylko nowozelandzkiej, bardzo innowacyjnej chmury Mega. Wpis odświeżam przede wszystkim dlatego, że dodałem do niego instrukcję dla użytkowników Apple.

Od dłuższego czasu używam Dropboxa do synchronizacji plików między komputerami, ale dzisiaj rano natchnęło mnie i postanowiłem wykorzystać go do pójścia o krok dalej. Nie należę do osób, które mają zaśmiecony pulpit w komputerze, nadmiar ikon wręcz mnie tam denerwuje, muszę jednak przyznać, że jest to naturalne miejsce pracy dla wielu osób i często sam doraźnie przechowuję tu pewne pliki. Pomyślałem więc, że może warto byłoby pogrzebać trochę w ustawieniach systemowych, skorzystać z Dropboxa i mieć zawsze ten sam pulpit na komputerze w domu, w pracy czy na netbooku? Tym bardziej, że dzięki polecaniu Dropboxa mam w nim już ponad 40 gigabajtów miejsca za darmo*.
Zadanie okazało się nadzwyczaj proste do wykonania.
W Windowsie, wystarczyło w edytorze rejestru (Uruchom -> regedit.exe) odnaleźć klucz: HotKeyCurrentUser > Software > Microsoft > Windows > CurrentVersion > Explorer > User Shell Folders i zmienić w nim wpis dotyczący lokalizacji pulpitu (Desktop) na specjalnie do tego celu stworzony folder w Dropboxie.

Po przelogowaniu na pulpicie pokazała się zawartość tego folderu (do którego wcześniej skopiowałem pliki dotychczas znajdujące się na pulpicie.
Równie proste okazało się to w Ubuntu. Otwieramy katalog domowy, włączamy tymczasowo widok plików ukrytych i odnajdujemy folder .config.

Wewnątrz tego folderu odnajdujemy plik user-dirs.dirs i otwieramy go do edycji.

Zmieniamy położenie systemowego pulpitu (a także, co widać na poniższym przykładzie, wszelkich innych katalogów, które chcemy zsynchronizować z Dropboxem).

Działa. Ikony na pulpitach obu systemów mają obecnie charakterystyczne dla Dropboxa znaczki, po których można poznać, czy plik jest zsynchronizowany z innymi komputerami, czy właśnie się synchronizuje.

I wreszcie pora na powód, dla którego odgrzewam ten kotlet, czy raczej wpis. Gdy go pisałem, Windows i Linux były jedynymi systemami operacyjnymi, które mnie interesowały. Tymczasem dzisiaj zarówno komputer stacjonarny, jak i laptop i netbook, mam firmy Apple. No i na macOS też się to oczywiście da zrobić, ba, nie ma nawet sensu robić zrzutów ekranowych, by to zilustrować.
By przenieść zawartość swojego jabłkowego Biurka do chmury innej niż chmura Apple, należy w terminalu wykonać następujące kroki:
Przenosimy zawartość naszego Biurka do folderu w chmurze, np:
 
mv ~/Desktop/* ~/Dropbox/Pulpit/

Usuwamy całlkowicie lokalne biurko z folderu domowego użytkownika:

sudo rm -rf ~/Desktop

Tworzymy symlink do pulpitu w chmurze:

ln -s ~/Dropbox/Pulpit ~/Desktop

W systemie Catalina lub nowszym (kiedyś takie przyjdą), by zapobiec przywracaniu ustawień podczas restartu systemu, zmieniamy ustawienia folderu w następujący sposób:

sudo chflags -h schg ~/Desktop

Mam nadzieję, że aktualizacja tego wpisu o instrukcję dotyczącą macOS będzie dla kogoś przydatna.

 

* Zgodnie z informacjami na stronie Dropboxa, darmowe konto może dzięki poleceniom rozrosnąć się tylko do 10 GB, ale to nie całkiem prawda. Od czasu do czasu Dropbox organizuje różne inne akcje promocyjne, dzięki którym można zdobyć darmową przestrzeń. Wystarczy śledzić ich stronę.

Ostatni eksperyment z iPhone XS MAX

Dzisiaj z Arkiem i Patrykiem, studentami – bliżniakami z II roku informatyki stosowanej Wydziału Mechanicznego Politechniki Krakowskiej, przeprowadziliśmy ostatni eksperyment z iPhonem XS Max, którego za chwilę się pozbędę. Sprawdziliśmy, jak sobie radzi z rozpoznawaniem twarzy w przypadku bliźniaków.

Wynik testu jest zaskakujący. Spodziewałem się, że albo iPhone radzi sobie znakomicie, albo nie radzi sobie w ogóle. Tymczasem wynik testu wypadł bardzo niejednoznacznie. Okazuje się oto, że o ile Patryk może mieć iPhone’a z Face ID, o tyle Arek nie może, a w każdym razie nie powinien.

Jeżeli ustawimy twarz Patryka jako wzór twarzy właściciela telefonu, Arek nie jest w stanie odblokować telefonu. Jeśli natomiast twarz Arka zostanie ustawiona jako twarz właściciela, zarówno Arek jak i Patryk są w stanie odblokować telefon.

To ostatni eksperyment, jaki robimy z tym telefonem. Za moment idzie na snapową giełdę. Zdumiewa mnie, jak wielką popularnością na tej giełdzie się cieszy, zanim jeszcze został wystawiony, telefon, który tak mnie rozczarował, o czym napisałem i tutaj, i tutaj.

Ulga po rozstaniu

Przekładając dzisiaj karty SIM z mojego iPhone’a XS MAX do innego modelu smartfona, celowo nie będę pisał jakiego, poczułem niesamowitą ulgę. Kilka tygodni temu dałem tutaj wyraz mojemu rozczarowaniu tym modelem i mimo szczerych prób polubienia go, w których kilka osób próbowało udzielać mi wsparcia (szczególnie dziękuję Maćkowi z UAM i Przemkowi z II roku informatyki stosowanej), odkładam go dzisiaj do szuflady.

Od czasu poprzedniego wpisu iPhone XS MAX zaszedł mi wielokrotnie za skórę kilkoma rzeczami, o których wówczas nie wspomniałem. Parę razy byłem podejrzewany o to, że zrobiłem komuś zdjęcie z ukrycia, bo notyfikacja świetlna o otrzymanej wiadomości czy połączeniu przy użyciu lampy błyskowej telefonu może sprawiać takie wrażenie. Ale były też rzeczy, które mnie samemu bardzo przeszkadzały.

Przede wszystkim przeszkadza mi to, że ten smartfon uważał się za mądrzejszego ode mnie i notorycznie dawał mi do zrozumienia, że wie lepiej ode mnie, czego mi potrzeba. Dbał o moją baterię i o transmisję danych i nie pozwalał sobie w żaden sposób wytłumaczyć, że trzymam rękę na pulsie i nie potrzebuję jego pomocy. Uparcie odmawiał aktualizowania się bez użycia WiFi, uparcie domagał się korzystania z WiFi pod byle pretekstem. Codziennie wyskakiwał mi monit, bym włączył WiFi, w dodatku monit ten nie miał w ogóle opcji „Cancel / Anuluj” do wyboru, więc za każdym razem zmuszony byłem wejść w ustawienia i z nich wyjść, a potem ponownie wchodzić w aplikację, w której pracę przerwano mi tym monitem.

Udostępnianie hotspota z telefonu urządzeniom różnego rodzaju niezmiennie wiązało się z koniecznością włączenia sieci bezprzewodowej na stałe (po wyłączeniu hotspota WiFi nie wyłączało się, jak to z reguły jest w innych telefonach). Zamiast więc powrócić do stanu wyjścia poprzez samo wyłączenie hotspota, trzeba było niezmiennie za każdym razem wchodzić w ustawienia WiFi i wyłączać je.

Ale najgorsze w działaniu tego hotspota było to, że po chwili bezczynności iPhone uznawał za stosowne wyłączać udostępnianie internetu i rozłączać bezczynne urządzenie. Wielokrotnie zdezorganizowało mi to zajęcia na początku października i po jakimś czasie zacząłem nosić ze sobą drugi telefon i z niego udostępniać sobie internet, co w sytuacji korzystania z iPhone’a z dual SIM jest pewnym kuriozum.

iCloud to legendarny mit o magicznej swobodzie działania przy użyciu różnych narzędzi na zsynchronizowanych urządzeniach. Aczkolwiek idea sama w sobie jest słuszna i dla mało wymagającego użytkownika faktycznie pożyteczna, dla mnie chmura Apple nie ma zastosowania, bo mam komputer służbowy z Windows 10 i kilka innych regularnie używanych urządzeń z Linuxem i Androidem. iCloud jest na większości z nich dostępny jedynie przez infantylny i przestarzały interfejs przeglądarkowy, w związku z tym na urządzeniach Apple nie korzystam z iCloud, lecz używam usług działających na wszystkich systemach: Dropboxa, Mega, Dysku Google. Na MacOS działają świetnie i na iPhone’a są także dostępne znakomite aplikacje. Niestety, iPhone znowu wydaje się być mądrzejszy ode mnie i dba o to, bym nie zużył za dużo transferu danych, więc ogranicza synchronizację w tych chmurach, gdy wydaje mu się, że straciłem panowanie nad tym, co robię.

Przycisk Assistive Touch to bardzo praktyczny i ciekawy sposób komunikacji z nowszymi iPhone’ami, dający się skonfigurować według potrzeb użytkownika i dający szybki dostęp do różnych często używanych funkcji i zadań, do których dostęp w inny sposób mógłby być uciążliwy. Ale czy ten przycisk musi się samoczynnie przemieszczać po całym ekranie z miejsca na miejsce, bez woli użytkownika urządzenia? Są miejsca na ekranie, w których stanowi on podręczne, ale w niczym nie przeszkadzające narzędzie, są jednak i takie miejsca, w których po prostu przeszkadza. To miło, że da się go przesunąć w dowolne miejsce ekranu, ale jeszcze milej byłoby, gdyby zechciał tam pozostać, a nie wędrować sobie, dokąd jego rogata dusza zapragnie.

I jeszcze jeden powód do radości, gdy przełożyłem karty do innego telefonu, choć nie jestem pewien, czy to czasem nie wina mojej ulubionej klawiatury Swiftkey, a nie samego iPhone’a. Wreszcie mogę zainstalować tyle języków, ile mi się podoba. Regularnie piszę na smartfonie po angielsku, po polsku i po rosyjsku. Zdarza się, że w innych językach. Nie wiedzieć czemu na iPhonie musiałem się zdecydować na dwa języki i ani jednego więcej. Jeśli chciałem móc pisać po rosyjsku, musiałem wyłączać polski albo angielski. Jeśli miałem włączony polski i angielski, nie byłem w stanie już włączyć rosyjskiego. Na obecnym smartfonie mam jednocześnie zainstalowany angielski, polski, rosyjski, ale także niemiecki, francuski i arabski.

Nie hejtuję na Apple. W moim poprzednim wpisie o XS MAX dałem wyraz sympatii do iPhone’a 7, którym się wcześniej posługiwałem. Zestarzał się, ja i mój wzrok także, więc czułem potrzebę powrotu do większego ekranu. Sądziłem, że przesiadając się na XS MAX zmieniam Poloneza na Ferrari, tymczasem rzeczywistość rozczarowała mnie w stopniu zupełnie dla mnie niespodziewanym. Wkrótce pozbędę się XS MAX, ale zanim ktoś się skusi na ten model, warto przeczytać w moim poprzednim wpisie, czym mnie tak rozczarował. Nie chciałbym nikogo narażać na takie utrapienie, trudy i znoje, jakich ja doświadczyłem męcząc się z tym modelem. To bez wątpienia najgorszy smartfon, jakiego w życiu używałem.

Średniki

Dostałem wczoraj długiego maila od byłego studenta, programisty. Na koniec, w podsumowaniu, Marcin pisze:

Wyszedłem już z wprawy pisania, a każde zdanie najchętniej kończyłbym średnikiem.

Piękne. It really made my day.

Ostatni iPhone?

iPhone XS Max to najbardziej rozczarowujący zakup, jakiego w życiu dokonałem. Na drugim miejscu jest Nokia N900, różnica jednak polega na tym, że w przypadku Nokii N900, której premiera miała miejsce 10 lat temu, sam aparat był i pozostaje przedmiotem mojego zachwytu, żal miałem jedynie do firmy Nokia, która postanowiła zarzucić wsparcie dla tego wspaniałego projektu i weszła następnie w skazany z góry na porażkę romans z Microsoftem. Na szczęście, repozytoria Maemo 5 i fora miłośników tego modelu są wciąż żywe, a model ten – dekadę po swoim debiucie – nadal pokazuje, że smartfon może być „debianopodobny”.

W przypadku iPhone’a XS Max Apple szczyci się tym modelem jako kulminacją możliwości smartfona swojej marki, dla mnie – niestety – jest to krok wstecz i zwyczajnie żałuję, że zdecydowałem się na rzekomy upgrade. Przez kilka miesięcy z powodzeniem i satysfakcją używałem iPhone’a 7, ale przeczytawszy w mediach społecznościowych post mojego znajomego, który uznał, iż „zasłużył sobie” przez cały rok akademicki na to, by kupić sobie ten model, doszedłem do wniosku, że ze mną jest podobnie. Wydałem więc wszystko, co zarobiłem na studiach niestacjonarnych w semestrze letnim, by zastąpić iPhone’a 7 iPhonem XS Max, tym bardziej, że udało mi się upolować unikatowy na europejskim rynku model A2104, czyli jedyny na dzień dzisiejszy prawdziwy Dual SIM Apple’a. Myślałem, że uwolnię się od noszenia ze sobą dwóch telefonów.

Gdy popatrzę teraz na położone obok siebie modele iPhone XS Max i Nokia N900, zdumiewa mnie, jaka niewielka jest w gruncie rzeczy różnica między nimi. Zmaksymalizowane do granic możliwości rozmiary ekranu iPhone’a robią oczywiście wrażenie, ale czy naprawdę ten ekran jest o tak wiele większy, jeśli uzmysłowimy sobie, że te telefony dzieli dekada? Czy dla uzyskania takiego ekranu naprawdę warto było zrezygnować z funkcjonalności, które miał iPhone 7 (nie piszę o innych, późniejszych smatfonach Apple, bo ich nie używałem)?

Nie jestem fanatykiem ani sprzętu Apple, ani sprzętu korzystającego z systemu operacyjnego Android czy innych. Przeciwnie, pracując ze studentami informatyki staram się zawsze przytomnie reagować na ich spostrzeżenia dotyczące tego, że oto mam laptopa z Linuxem, Mac OS czy Windowsem, i na pytania o to, czemu wolę jeden czy drugi ekosystem. Zawsze wtedy podkreślam, że – jako informatycy – nie powinni się zamykać i ograniczać. Ja – jako użytkownik – nie ograniczam się.

Ale wiem jedno. W iPhonie XS Max brakuje mi potwornie dwóch funkcji, do których – jako doświadczony użytkownik smartfonów – jestem przyzwyczajony. Pierwsza to coś, co jest standardem wszędzie poza rodziną produktów mobilnych Apple, i co było już w Nokii N900 zaimplementowane w sposób bardzo zaawansowany i umożliwiający personalizację. Zupełnie nie rozumiem, czemu iPhone’y nie są wyposażone w diody LED do różnego rodzaju powiadomień. Gdy ktoś mi mówi, że od powiadomień dzisiaj są smartwatche, to wybaczcie, ale nie po to od dwudziestu lat nie noszę zegarka, by nagle zacząć go nosić, bo się to stało modne. Druga to coś, do czego – paradoksalnie – przyzwyczaiłem się najpierw jako użytkownik Apple, a dopiero później zaimplementowałem to w smartfonach z Androidem, których używałem. Tego zupełnie nie jestem w stanie zrozumieć, że Apple zrezygnował w iPhone’ach najnowszej generacji z czytnika linii papilarnych. Czuję się jak idiota, gdy próbuję odblokować mojego iPhone’a korzystając z mechanizmu rozpoznawania twarzy w ciemnym pomieszczeniu albo zza okularów przeciwsłonecznych. Nawet w warunkach, w których mechanizm ten działa płynnie i bez żadnych zakłóceń, nie jest tak wygodny, jak rozpoznawanie odcisku mojego palca, które śmigało bez zarzutu w antycznym dziś modelu iPhone 7. Ba, starsze modele iPhone i niektóre modele z Androidem przyzwyczaiły mnie do korzystania z odcisku palca w bankowości internetowej, kupowaniu i instalowaniu aplikacji, a nawet w zwykłym odblokowaniu ekranu smartfona. Ceremoniały, które zastąpiły ten prosty mechanizm w iPhonie XS Max, są bez porównania mniej wygodne.

iPhone’y mają do siebie to, że sprzęt i oprogramowanie są dziełem tej samej marki, nie ma więc mowy o tym, by ten sprzęt był niespójny, chodził topornie, nie był zoptymalizowany wewnętrznie. Ale prawdę chyba mówią ci, którzy głoszą, że za cenę, za którą kupisz dowolnego iPhone’a, kupisz telefon z Androidem bezapelacyjnie lepszy. Oczywiście, można kupić byle co z Androidem i ekscytować się, że Android jest do niczego, ale można też kupić model z najwyższej półki i dość trudno wtedy jest nadal widzieć wyższość iPhone’a w porównaniu z takim modelem.

Największym ciosem dla autorytetu Apple na rynku smartfonów jest dla mnie nie to, jak wypada w porównaniu z modelami porównywalnymi do siebie cenowo, ale jak wygląda w zestawieniu ze smartfonami średniej klasy, w dodatku produkowanymi pod szyldem chińskich, praktycznie no-name’owych brandów. W mojej szufladzie leżą HiSense A2 Pro i YotaPhone 3. Ten drugi wypada w porównaniu z iPhonem XS Max całkiem przyzwoicie, ale też był dla mnie rozczarowaniem. Gdy Rosjanie odstąpili markę Chińczykom, trzeci model YotaPhone’a nie spełnił chyba oczekiwań nikogo, kto był rozpieszczony rosyjskim YotaPhone 2, telefonem najwyższej klasy, porównywalnym w swoim czasie ze smartfonami najlepszych marek. Nic dziwnego, że marka pogrążyła się w nicości.

Oba modele (YotaPhone 3 i HiSense A2 Pro) mają dual SIM, obsługują alternatywnie karty pamięci microSD, mają też – ważną dla mnie w szczególny sposób – funkcjonalność w postaci drugiego ekranu e-ink. Wszystkie te funkcje dla smartfonów Apple są właściwie zupełnie nie do pomyślenia. Główne ekrany tych smartfonów są przyzwoitej jakości, są niewiele mniejsze, niż największe możliwe ekrany iPhone’ów, w przypadku HiSense A2 Pro jakość wyświetlania jest dla mnie – laika – zupełnie porównywalna z iPhone’em XS Max. HiSense A2 Pro w pełni obsługuje NFC bez żadnych udziwnień, płatności mobilne (nie tylko przez Google Pay, ale po prostu przez bankowość internetową dwóch banków, z których usług korzystam) działają bez porównania lepiej, niż na iPhone’ie. Mam żal o chiński bloatware, który jest trudny lub wręcz niemożliwy do usunięcia, ale coś za coś. Są płatne aplikacje w Google Play, z których korzystam, a które nie mają odpowiednika w AppStore. W tej konkurencji remis.

Gdy ktoś tłumaczy, że w iPhonie darowano sobie czytnik linii papilarnych, by zmaksymalizować ekran, można mu pokazać czytnik linii papilarnych w HiSense A2 Pro. Czytnik ten w YotaPhone jest wbudowany w klawisz „Home”, tak jak w iPhonie 7, ale w HiSense A2 Pro czytnik linii papilarnych znajduje się w głównym klawiszu włączania / wyłączania telefonu, przez co osiągnięto nadzwyczajną ergonomię wykorzystania klawiszy telefonu dla poszczególnych funkcjonalności. Telefon umożliwia też daleko idącą personalizację całego szeregu indywidualnych gestów do obsługi rozmaitych funkcji telefonu, w oparciu o rozpoznawanie linii papilarnych, gestów palcami po ekranie telefonu, komendach głosowych. Telefon obsługuje także rozpoznawanie twarzy użytkownika, czyli da się to wszystko pomieścić w jednym urządzeniu średniej klasy. Czemu Apple tego nie potrafi?

Bardzo, bardzo mi jest przykro, że tak się rozczarowałem najznakomitszym modelem iPhone’a. Nie jestem tylko pewien, czy to ja powinienem się z tego powodu wstydzić, czy firma Apple. Głupio będzie, jeśli ten smartfon będzie moim ostatnim smartfonem tej marki.

Nocny pojedynek

Wczoraj Królowa, ubrana w błękitną suknię, spotkała się z nowym przywódcą Torysów, a pod numerem dziesiątym na Downing Street zmienił się główny lokator. Jest nim teraz Boris Johnson. Informacja ta jest istotna dla tego wpisu, choć będzie on nie o polityce brytyjskiej, a o pojedynku, jaki stoczyli ze sobą dzisiaj w nocy w moim mieszkaniu asystenci Apple i Google.

Obudziłem się w całkowitej ciemności, światło uliczne nie przebijało się przez rolety w wystarczającym stopniu, by móc dostrzec godzinę na ściennym zegarze. Wyłączyłem zasilanie na listwie, do której podłączony jest router, a tym samym radio internetowe, które widzę z łóżka i na którym wyświetla się godzina, nie działało. Telefonu nie miałem pod ręką, odstawiłem go na ładowarkę biurkową. Nie mogąc zasnąć, a jednocześnie nie mając ochoty wstawać, poprzewracałem się trochę na boki, a potem nagle mnie olśniło i powiedziałem na głos:

Hey, Siri, what time is it?

Otrzymałem odpowiedź, że jest pierwsza trzydzieści osiem, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie ma sensu wstawać i trzeba spróbować zasnąć. Ponieważ jednak niezbyt mi to wychodziło, a wręcz z każdą minutą coraz mniej chciało mi się spać, zacząłem eksperymentować z Siri, chociaż zwykle w ogóle nie rozmawiamy. Spytałem o to, gdzie jestem, jaka będzie dzisiaj pogoda, jaki jest dzień tygodnia i dużo innych banalnych spraw. Pytałem o definicję paru słów i o tłumaczenie ich na francuski. Nie dostałem odpowiedzi na pytanie, czy wylądowaliśmy na Księżycu, co sprawiło, że poczułem niepokój i zacząłem rozmyślać nad teoriami spiskowymi. Gdy zacząłem się zastanawiać nad tym, na ile aktualna jest wiedza Siri, wpadłem na cwany pomysł i zadałem pytanie:

Hey Siri, who is the British Prime Minister?

Odpowiedź padła w ułamku sekundy:

The answer I have found is Boris Johnson.

Zadumałem się na chwilę nad tym, jakie to wszystko mądre, a także nad tym, czemu tak rzadko korzystam z tego mechanizmu. Postanowiłem się poprawić, a następnie udałem się do toalety. Po drodze, ponieważ coś mnie tknęło, zgarnąłem z półki telefon z Androidem i powiedziałem:

OK, Google. Who is the British Prime Minister?

Google, nie zastanawiając się zbyt długo, w dodatku wyświetlając mi natychmiast notkę biograficzną z Wikipedii, odpowiedział:

Theresa May is the Prime Minister of the United Kingdom.

1:0 dla Apple.

Sprawdziłem właśnie, czy nie jest aby 2:0. Zadałem Google’owi to samo pytanie w południe. Zna już prawidłową odpowiedź.

Zrób to sam – po angielsku

Lata temu Marcin Rędziński i Michał Zawalski stworzyli bazę Supermemo ze słownictwem poświęconym majsterkowaniu. Młotki, śrubokręty, klucze i ponad 400 innych słów dotyczących warsztatu majsterkowicza w jednym kursie Supermemo UX. Nie udostępniliśmy go nigdy publicznie, aż do teraz, gdy studenci dużo młodszego roku informatyki stosowanej Wydziału Mechanicznego Politechniki Krakowskiej, Kamil Chwaszcz i Maciej Kański, zaktualizowali kurs, poprawiając błędy i udostępniając go na inne platformy.

Obszerny, polsko – angielski, ilustrowany kurs słownictwa z dziedziny DIY (do-it-yourself) jest obecnie dostępny jako: