Psi mechanik

Z okazji Dnia Mechanika 2014 najserdeczniejsze życzenia dla wszystkich moich mechaników, w tym mojej suki Zuzanny, którą dzisiaj zawiozłem na kolejny staż w zakładzie wulkanizacyjnym na szczycie wzgórza, a także dla mechanika najmłodszego z nas wszystkich. Ten wpis to w sumie odgrzewany kotlet sprzed roku, kiedy Zuzannę po raz pierwszy wysłałem, by przyglądała się spawaniu, przykręcaniu i odkręcaniu i różnym innym ciekawym dla niej czynnościom. Był wówczas między nami jeszcze mechanik najstarszy spośród nas wszystkich.

Wszystkiego Najbardziej Mechanicznego!

Zuzanna, w przeliczeniu na ludzkie lata, jest psem od dawna emerytowanym. Ma za sobą dekadę psich doświadczeń, niejedno widziała i niejedno przeszła. Od dwóch lat, za sprawą okrutnego losu i zwykłej kolei rzeczy, spędza długie godziny na samotnych rozmyślaniach, zamknięta w małym mieszkaniu na drugim piętrze bloku. Bywa, że godzin tych jest tak wiele, że Robert musi ustalać dyżury i kilku oddanych i bezinteresownych pomocników odwiedza ją i urozmaica jej wolno płynący czas.
W ubiegły weekend po raz pierwszy, zamiast ustalać dyżury, zdecydowaliśmy się na eksperyment i wysłaliśmy Zuzannę na dwudniowe wczasy do jednego z tych pomocników. Ze zdziwieniem patrzyłem, jak dumnie siedziała dwa metry nad ziemią na miejscu obok kierowcy w kabinie transportowego Mercedesa, gdy Michał przyjechał ją zabrać i gdy odjeżdżali spod bloku.  Przyjęła to tak naturalnie, jakby na co dzień jeździła takimi autami, a nie w bagażniku samochodu osobowego.
Niepotrzebnie martwiłem się, że te dwudniowe wczasy Zuzanna źle zniesie albo że będzie to kłopotliwe dla gospodarzy, u których przebywała. Wygląda na to, że nie tęskniła za swoim kątem, za zabawkami ani za szklaną półką stolika, na której można wygodnie położyć łeb i przy okazji dbać o to, by była wiecznie wysmarowana. W zamian – nie licząc takich niezaprzeczalnych atrakcji, jak psy sąsiadów za siatką, jeże w krzakach agrestu i niczym nieograniczona swoboda biegania wokół domu – były zajęcia bardzo kształcące i rozwijające, jak kładzenie gładzi gipsowej i asystowanie w warsztacie samochodowym.
Mojej osoby chyba też niespecjalnie jej brakowało, bo radości z mojego przyjazdu starczyło może na dwa machnięcia ogonem, po czym Zuzanna wróciła do spraw, które akurat bardzo ją pochłaniały. Z pewnym rozbawieniem patrzyłem potem z daleka, jak pomaga swojemu nowemu panu i gospodarzowi grzebać przy samochodzie. Gdy leżał pod autem, obserwowała go bacznie. Gdy przechodził z jednej strony auta na drugą, ona za nim. Gdy kładł koło auta jakąś część, którą akurat wymontował, podchodziła i ostrożnie ją obwąchiwała. Kto by pomyślał, że przez tyle lat nie dostrzegliśmy wrodzonego talentu naszej suki i nie zadbaliśmy o to, by zdobyła kwalifikacje mechanika samochodowego?
Jak jednak widać na jej przykładzie, na naukę nigdy nie jest za późno. Poza tym pozory mylą i można odkryć predyspozycje do różnych rzeczy u psów i ludzi, u których nikt by się tych predyspozycji nie spodziewał. Skoro dziesięcioletni pies może się zainteresować z powodzeniem budowlanką i mechaniką, to może w te wakacje uda mi się podszlifować trochę swoją znajomość języków romańskich? W każdym razie spróbuję.
Z lekką zazdrością przyjąłem fakt, że suka bardziej się teraz cieszy, gdy zajeżdżamy w miejsce, gdzie spędziła te dwudniowe wczasy, niż gdy wracamy do domu. Hefajstosowi i Afrodycie bardzo dziękuję za to, że dostarczyli jej niezapomnianych wrażeń. Bez Adama, Alberta, Dominika, Kamila, Marcina, Michała, Roberta i Tomka życie Zuzanny też byłoby do niczego. Wczoraj, gdy Michał z Tomkiem przyjechali golfem z Hebdowa i wysiedli z niego na parkingu sto metrów od nas, też ucieszyła się bardziej niż wtedy, gdy ja wróciłem po nią z Paryża w ubiegły weekend.

 

 

Stary rok w nowym roku

Google, jak to Google, przeraża mnie.
W okolicy świąt przesłał mi życzenia w postaci animacji zrobionej z fotografii zarchiwizowanych w moim telefonie komórkowym. Dobór tych fotografii, dokonany wszak przez jakieś komputerowe algorytmy, okazał się tak trafny, że faktycznie stanowi idealne streszczenie minionego roku. A w tytułowym slajdzie tej prezentacji jest zdjęcie ze sceny, która będzie opisana we wpisie sylwestrowym za dwanaście miesięcy.

7 maja 2011

7 maja 2011 – na pierwszym miejscu wśród singli sprzedawanych w Ameryce Katy Perry z Kanye West i E.T., w Wielkiej Brytanii Chris Brown i Beautiful People, a na pierwszym miejscu Listy Przebojów Trójki w Polsce Blackfield i Waving. W 2011 Lista Przebojów Trójki nie jest już jedyną dużą listą przebojów w Polsce (a w 1991 roku była). Na pierwszym miejscu Poplisty radia RMF FM – tak jak w Stanach – Katy Perry.


Niniejszy wpis, zaprogramowany – jak kilka poprzednich – jeszcze na długo przed świętami, zamyka cykl wpisów okolicznościowych, związanych z datami urodzenia ważnych dla mnie osób. Opierając się o ciepły piec kaflowy i patrząc na nie, czuję spokój i szczęście. Takich pogodnych chwil na nadchodzące dni życzę wszystkim czytelnikom. To także początek tygodniowej ciszy na blogu. Za tydzień, w Sylwestra, wpis będący drugą częścią innej serii, sylwestrowego cyklu, w ramach którego powstały już następujące odcinki:
– w Sylwestra 2012, o Łukaszu;
– w Sylwestra 2013, o Pawle (link będzie aktywny po opublikowaniu wpisu);
– w Sylwestra 2014, o Tomku (link będzie aktywny po opublikowaniu wpisu).
Wszystkie sylwestrowe wpisy ilustrowane są moimi zdjęciami z dzieciństwa.

Urodziny

Powinienem dzisiaj być zupełnie gdzie indziej, niż jestem. Wyszło nie tak, jak należy. Przepraszam.
Ale, jak mówi Małgosia, przyjedziecie i nadrobimy. Bardzo Wam dziękuję za to, że niektóre role się odwróciły w tym roku. I chociaż z naszej wspólnej imprezy zrobiły się trzy – w Andegawenii, Bawarii i Małopolsce (jaka ta Europa malutka, kto by to pomyślał), to jesteśmy dużo bardziej razem niż rok temu. W życiu już tak jest, nie jest łatwo. Wyboje są.
Przy okazji, najlepszego dla Margoli. Jej urodziny też dzisiaj są. Ciekawe, czy jeszcze tu zagląda.

Szmira

Niektóre widoki są tak tandetne, że – widząc je na ulicznym straganie – odwraca się głowę. Wiadomo, jelenie na rykowisku, księżyc nad wzburzonym morzem, Jezus w Ogrójcu itp.  Także pejzaże tak słodkie, pełne barw i kontrastów, jak ten. A okazuje się, że coś takiego można spotkać w naturze. Bardzo jestem wdzięczny Gosi, Robertowi i Tomkowi, że mnie ze sobą zabrali i miałem okazję to zobaczyć.
Bywa, że coś jest tak piękne, że nie wydaje się prawdziwe, a nawet możliwe. A jednak jest.

Drożyzna

Kończy nam się rok szkolny, który był wyjątkowy między innymi dlatego, że takiej drożyzny nawet obecni maturzyści nie pamiętają. Dla mnie, pamiętającego czasy sprzed denominacji złotego, czterocyfrowa cena batona w sklepie szkolnym nie była sensacją, którą warto było fotografować, ale dla nich – owszem. W innych szkołach też takie ceny?
Na szczęście idą wakacje, więc będziecie mogli wszyscy zaoszczędzić (a może i zarobić) na przyszłoroczne batony. A Tomek może i na komórkę z lepszym aparatem…