Woda warunkowa

Czekając w długiej kolejce nie tyle w poradni, co w istnym kombinacie lekarskim, wyszedłem na zewnątrz i ze zdziwieniem zaobserwowałem, jak z obskurnie wyglądającej studzienki, niczym z cudownego źródełka, korzystają jedna po drugiej osoby zaopatrzone w butelki, kanistry, a nawet całe wózki kanistrów. Wszyscy ceremonialnie napełniali swoje naczynia, starannie je zakręcali, pakowali do siatek lub ładowali na wózki i oddalali się, ustępując miejsca kolejnym degustatorom i amatorom tego samego płynu.

Jakież było moje zdumienie, gdy – zbliżywszy się do tego popularnego ujęcia wody na placu Sikorskiego w Krakowie – przeczytałem zagadkową tabliczkę, jaką na nim umieszczono. Okazuje się, że woda z tego „cudownego źródełka” jest „warunkowo zdatna do spożycia przez ludzi”. Przez chwilę próbowałem doszukać się jakichś dodatkowych informacji, jakiegoś drobnego druku, precyzującego tajemniczy warunek lub warunki, jakie należy spełnić, by móc spożywać zaczerpniętą z ujęcia wodę. Może chodzi o to, że wodę trzeba przegotować? Albo przefiltrować? A może nadaje się ona do spożycia pod warunkiem, że panują określone warunki pogodowe? Skąd wiadomo, czy aby na pewno warunek ten spełniony jest danego dnia? A może wodę dopuszczono do picia przez ludzi tymczasowo, na jakiś okres czasu?
Pogrążony w mrocznej niewiedzy, nie próbowałem pić cieczy, po którą schodzą się tutaj i zjeżdżają liczni jej miłośnicy.

Zaskoczenie moje było tym większe, gdy przeczytałem następnie amatorską i zupełnie niekomercyjną ulotkę wyklejoną przy schodach prowadzących do podziemnej stacji tramwajowej pod dworcem. Okazała się ona dużo bardziej precyzyjna, niż tabliczka wywieszona na placu Sikorskiego przez równie anonimowe, ale zapewne jednak bardziej profesjonalne służby miejskie lub sanitarne.

Mroczna kapusta

As he rode nearer he saw shadows moving against it, and made out a few snatches of song. It was an inn, and inside there were people having a good time, or what passed for a good time if you were a peasant who spent most of your time closely concerned with cabbages. Compared to brassicas, practically anything is fun.

Kiedy podjechał bliżej, zauważył poruszające się w nim cienie i pochwycił strzępki piosenki. Przed nim stała gospoda, a w środku ludzie bawili się, czy też zajmowali tym, co uchodzi za zabawę wśród wieśniaków, całe życie pracujących przy kapuście. Wobec tych roślin prawie wszystko sprawia człowiekowi radość. (tłum. Piotr Cholewa)

Przeczytawszy powyższy fragment powieści „Mort” Terry’ego Pratchetta, nie mogłem się oprzeć pokusie odnalezienia tego oto zdjęcia zrobionego prawie dwa lata temu podczas wizyty z wycieczką zaprzyjaźnionych Francuzów w podkrakowskiej gminie Igołomia – Wawrzeńczyce.

Mrówka zdaje maturę

Gdy między źdźbłami trawy w klombie koło naszej szkoły mrówka pieczołowicie przenosi jakieś ciężary, pewnie nie jest w stanie zauważyć ani szkoły, ani internatu, ani setek młodych ludzi przechodzących kilka metrów od niej w ciągu tych paru przedpołudniowych godzin. Ale gdyby wyszła na replikę stołu Tadeusza Kościuszki i dobrze się rozejrzała, dojrzy męskie skrzydło internatu i stołówkę oraz co najmniej trzy segmenty budynku szkoły.
A gdyby wejść na dach internatu, albo wyjrzeć przez szeroko otwarte okno którejkolwiek pracowni na pierwszym piętrze od strony wschodniej, można już obejrzeć cały Płaskowyż Proszowicki, niektóre wzniesienia będą nawet w województwie świętokrzyskim. Z drugiej strony da się z kolei poczuć Jurę Krakowsko-Częstochowską z jej warownymi zamkami na wapiennych skałach.
A gdyby tak pójść na dłuższy spacer i wejść na Koniuszę, wzniesienie oddalone o kilkaset metrów od naszej szkoły (chociaż to według znaków drogowych ok. 2 km), i stanąć na kościelnym wzgórzu albo na parkingu koło podstawówki? W dole widać wtedy Kraków w całej okazałości, nawet najdalsze jego dzielnice. Ba, nawet wzniesienia po drugiej stronie miasta.
A jeśli jest dobra pogoda i zjeżdża się z Koniuszy do Posądzy, można dostrzec Tatry. Bywa, że widać je całkiem nieźle i to szczególnie piękny widok w gorący letni poranek, gdy można wysoko nad linią horyzontu zobaczyć jakieś postrzępione wierchy z resztkami śniegu na wierzchołkach.
Z samolotu krążącego nad Balicami Tatry wyglądają cudownie, szczególnie wieczorem, gdy ich szczyty stoją jeszcze ponad chmurami w słońcu, podczas gdy Kraków, nagle tak maleńki i tak bardzo u podnóża tych Tatr się znajdujący, tonie już w mrokach nocy i pełen jest elektrycznych świateł.
Ilekroć przychodzi do mnie uczeń, który mówi, że nie będzie zdawał matury, czuję litość i rozgoryczenie zarazem. Czuję się, jakbym rozmawiał z mrówką, która metr od swojego mrowiska nie widzi już nawet ławek i siedzącej na nich młodzieży, a wręcz przeczy tych ławek istnieniu.

Chłopakom z moich klas maturalnych, którzy zobaczą ten wpis na Facebooku, przypominam, że mogą sobie w komentarzach do woli na mnie ponarzekać. Usunąłem niedawno moje konto na tym portalu i możecie mi naubliżać do woli. Choćbym był w stanie to przeczytać, bolałoby mnie to mniej, niż rezygnacja kilkunastu z Was ze zdawania matury. Jesteście dwoma najlepszymi klasami maturalnymi, jakie dane mi było dotąd uczyć w XXI wieku.

Krzyż, godło, … herb?

Że w szkole państwowej wisi godło, sprawa oczywista. Z krzyżem jest już trochę trudniejsza sprawa i bywa, że są wokół niego kontrowersje. Trudno zresztą, by było inaczej, bo jest to symbol, który odgórnie nakazywano wieszać w szkołach i innych instytucjach publicznych w czasach, gdy w różnych krajach do władzy dochodzili faszyści, w dodatku trudno jego obecność, jako jedynego symbolu religijnego, wyjaśnić komukolwiek we współczesnej, wielokulturowej Europie, sięgającej do swoich różnorodnych, nie tylko chrześcijańskich korzeni. 
Zgodnie z literą prawa, w Polsce dopuszczamy obecnie wieszanie krzyża z głębokiej, wewnętrznej potrzeby młodzieży szkolnej i pracowników przebywających w szkole, nie ma więc tego przymusu, a z obecności krzyża wypada się w tej sytuacji szczerze cieszyć (jeśli jego obecność rzeczywiście jest tak spontaniczna, jak wydawało się legislatorom: „W pomieszczeniach szkolnych może być umieszczony krzyż. W szkole można także odmawiać modlitwę przed i po zajęciach. Odmawianie modlitwy w szkole powinno być wyrazem wspólnego dążenia uczniów oraz taktu i delikatności ze strony nauczycieli i wychowawców”).
Kilka tygodni temu w jednej z krakowskich szkół zobaczyłem coś, co zaprawdę mnie urzekło. Godło, wiadomo, jest wszędzie. Krzyż, chociaż wielu jest przeciwników jego obecności, też można powszechnie spotkać nad szkolnymi tablicami. Dlaczego natomiast tak wielką rzadkością jest widok, który uwieczniłem na poniższym zdjęciu? Herb Krakowa, wiszący tuż obok godła państwowego, wydaje się w placówce podlegającej miastu bezdyskusyjnie uzasadniony. Nawet jeśli nie przewiduje tego żadna ustawa czy rozporządzenie, herb jak najbardziej jest na swoim miejscu i myślę, że nikt by z tym nie miał ochoty polemizować.


Prasówka wybiórcza

W niektórych krakowskich szkołach, w tym w jednym z elitarnych ogólniaków, w ramach przedmiotu wiedza o społeczeństwie uczniowie wykonują tak zwane „prasówki”. Wycina się z gazet wybrane artykuły i wkleja do specjalnego, podlegającego ocenie zeszytu dużego formatu. 
Dawno nie czytałem prasy inaczej niż na czytniku albo na monitorze. Ta archaiczna moim zdaniem w swojej formie praca domowa, poza masowym marnowaniem papieru i kleju, ma zapewne na celu upewnienie się, by dziatwa – zamiast trwonić kieszonkowe na papierosy, alkohol, bilety do kina czy inne bezeceństwa – wspierała polskie media i narodową prasę. Nie przypadkowo używam tutaj słowa „narodową”, bo w tych kilku szkołach, o których wiem, w trosce o zdrowy kręgosłup moralny dzieciaków głupich, pustych i bezwolnych, podano im listę tytułów prasowych, z których można korzystać, a lista ta wydaje się, delikatnie mówiąc, mocno ograniczona ideologicznie. Bezczelna uczennica, która użyła do swojej prasówki artykułu z „Gazety Wyborczej”, wywołała niedawno skandal na całą szkołę.
Podziwiam nauczycieli WOS w tych szkołach. Chodzą z oczami tak mocno zamkniętymi, że wydaje im się, że uczą młodzież bezrozumną, nie mającą dostępu do internetu, telewizji kablowej, nie potrafiącą dokonywać wyboru, krytycznie myśleć. Wydaje im się, że mają do czynienia z pozbawionymi woli androidami, które można – wedle własnego uznania – zaprogramować. Sądzą, że uczniowie prosto ze szkoły idą do domu i przez całe popołudnie i wieczór kontemplują słowa i poglądy swoich cudownych nauczycieli o niepodważalnym autorytecie.
Podziwiam nauczycieli WOS w tych szkołach. Gdybym ja chodził z tak mocno zaciśniętymi oczami, dawno połamałbym sobie wszystkie kończyny i miałbym pełno siniaków. A oni sobie jakoś radzą.

Od serca

Najpierw było gorąco jak w najżarliwszym związku. Potem na niebie nad Czyżynami pokazało się wielkie serce, a przechodnie zatrzymywali się i robili mu zdjęcia. A następnie lunęło, sypnęło gradem, trzaskały pioruny… Jak w życiu.



Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Kochał dzieci

Kilka tygodni temu, przechadzając się korytarzem pewnej podstawówki, wpadłem na ozdobiony mnóstwem ilustracji i ustrojony kwiatami ołtarzyk, oj przepraszam, gablotkę ku czci papieża z Polski, Jana Pawła II. Znajdujący się w centralnej części dekoracji napis „Kochał dzieci” jakiś wandal przerobił, zamieniając pierwszy wyraz na inny, w dodatku wulgarny, poprzez przerobienie dwóch pierwszych liter. Na szczęście dewastacja nie była trwała i dała się łatwo usunąć.
Zastanowiło mnie jednak wówczas, jak bardzo ograniczony do okolic ulicy Franciszkańskiej światopogląd musiał mieć pomysłodawca gablotki, skoro nie zdawał sobie sprawy z tego, że pisząc „Kochał dzieci” i umieszczając pod szybą wiele zdjęć papieża całującego czy przytulającego dzieci, dotyka tak naprawdę najbardziej drażliwych kwestii współczesnego kościoła i prowokuje wręcz do aktu profanacji, do jakiego w tym przypadku doszło.
Gdy kilka lat temu wielu Częstochowian protestowało przeciwko nachalnie lansowanemu pomysłowi zbudowania piątego pomnika Jana Pawła II w mieście, traktowano ich jak odszczepieńców i pomnik w końcu postawiono. A przecież doszło do karykaturalnej zupełnie sytuacji, w której jeden polski papież (na placu Daszyńskiego) przyklęka przed drugim, który macha mu z jasnogórskich wałów. Sam pomnik, chociaż jednym się podoba, innym nie, reprezentuje jednak przyzwoity poziom artystyczny, postoi więc pewnie w centrum Częstochowy o wiele dłużej, niż setki ludowych koszmarków, z których niewierni nabijają się w różnych zakątkach internetu.
Mając dobre intencje, łatwo jest zaszkodzić. Chcemy komuś oddać cześć, a w rezultacie ktoś się z niego śmieje. Wynosimy naszych idoli na piedestały i ołtarze, a narażamy ich tym samym na ośmieszenie i profanację. Przez brak refleksji i dystansu doprowadzamy do przesady, która musi się stać obiektem kpin. Większą jednak od kpiarzy i wandali rysę na nieskazitelnym wizerunku naszych idoli robią w istocie ci, którzy przełamują swoistą zmowę milczenia i zabierają się za – mniej lub bardziej rzeczową – krytykę. I nagle nasze pomniki stają się już nie tylko śmieszne wymiarem swojego patosu czy tandety, ale też kontrowersyjne w kwestii swej zasadności.


Adekwatne nazwy

Starość nie radość. Siedzi człowiek za kierownicą w drodze do pracy i – zamiast myśleć o przepisach, patrzeć na znaki albo przygotowywać się do zajęć – filozofuje.
Jadąc za nauką jazdy najpierw zastanawiałem się, na ile wychowawcze (to chyba jakieś nauczycielskie zboczenie) jest nazwanie ośrodka szkolenia kierowców „szalonym”. Jakiego rodzaju klientów przyciąga taka nazwa i czy cecha ta jest pożądana u uczestników ruchu na ulicach Krakowa.

Chwilę później filozoficzne przemyślenia ustępują całkowitemu rozbrojeniu. Ośrodek Szkolenia Kierowców „Pirat” przebija wszystko.

Myślę, że Zespół Szkół Ogólnokształcących i Zawodowych „Nieuk” mógłby się okazać niezłym chwytem marketingowym.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Punkt dla Czyżyn

Zawsze wolałem kampus w Czyżynach od tego na Warszawskiej, głównie z czysto praktycznych, komunikacyjnych przyczyn.
Dzisiaj zauważyłem dodatkowo coś, co zawsze czułem gdzieś w powietrzu, a czego nie potrafiłem nazwać po imieniu. Otóż – jak można by wnioskować z oznaczeń na drzwiach toalet na Warszawskiej – budynki tam położone są przeznaczone dla istot nie do końca będących ludźmi. A przynajmniej część tych budynków została oddana do dyspozycji obcych.

Tymczasem w Czyżynach nawet wykłady z logiki matematycznej potrafią u ludzi wywołać przemyślenia filozoficzne i prowadzą do powstawania swojskiej twórczości wyrażającej najoczywistsze prawdy i mądrość ludową.

Discimus

Docendo discimus, motto tego blogu, łacińska sentencja w piękny sposób oddająca esencję nauczycielskiej profesji, a oznaczająca, iż ucząc innych uczymy się sami, to nie jedyna sentencja zawierająca czasownik w pierwszej osobie liczby mnogiej, „discimus”.
Regularnie wpadam na schodach na inną, równie mądrą i piękną: Non scholae, sed vitae discimus (Uczymy się nie dla szkoły, lecz dla życia). Jak często zdarza się nam o tym zapominać…