Zaorali Microsoft

Niektórzy zwolennicy systemu Windows XP mają pretensje do firmy Microsoft, że wstrzymała wsparcie dla tego produktu. No ale powiedzcie sami, jak oni mieli dalej promować system operacyjny, którego kultowa tapeta została zeszpecona przez kogoś, kto postawił takie paskudne słupy energetyczne? Musieli się poddać.

DSC_0111

A tak serio, wieś Posądza w gminie Koniusza powinna moim skromnym zdaniem założyć Muzeum Windows XP. Jeśli nie w Posądzy, to nie wiem gdzie były robione zdjęcia do tapety znanej standardowo z ikspeka. Chyba że w Photoshopie (albo Paincie).

DSC_0107

DSC_0101

DSC_0097

Jasny przekaz

Skończył się listopad, a wraz z nim sezon zniczy i chryzantem w supermarketach. Ale nie trzeba było w listopadzie iść do sklepu, by sobie przypomnieć, że to okres odwiedzin na cmentarzach, aktualnymi problemami lokalnych społeczności nikt nie żyje tak bardzo, jak miejscowe parafie.
W jednej takiej kościelnej wspólnocie, w jedną z listopadowych niedziel, proboszcz poświęcił niedzielne kazanie zwyczajom związanym z tym, jak wspominamy naszych zmarłych, a ściślej kwiatom, które zostawiamy na ich grobach, i zniczom, które im zapalamy.
Kazanie odbiło się szerokim echem i byłem świadkiem wielu żarliwych dyskusji poświęconych temu, co powiedziano w kościele. Parafianie byli zbulwersowani tym, że ktoś za nich decyduje, czy kwiaty mają być sztuczne, czy naturalne, a także tym, czy lampki i znicze mają być kolorowe, czy przezroczyste i bezbarwne. Wszyscy, których rozmów na temat kazania słuchałem, byli oburzeni faktem, że ksiądz wtrąca się w to, co kupują na groby swoich bliskich i odgrażali się, że i tak będą robić po swojemu.
Ale gdy próbowałem drążyć temat i dowiedzieć się, jakich argumentów użyto podczas kazania, nikt nie potrafił mi powiedzieć ani słowa. Jakie właściwie kwiaty (naturalne czy sztuczne) należy – zdaniem księdza – wstawiać do wazonów, albo jakie właściwie mają być te znicze, też nikt nie zapamiętał. Wszyscy moi rozmówcy mówili, że ksiądz wprowadził bardzo wyraźne rozgraniczenie, że jeden rodzaj kwiatów i zniczy jest zły, a drugi dobry. Wszyscy byli jednakowo oburzeni, straszyli, że będą robić na złość, ale nikt tak naprawdę nie zapamiętał z tego kazania, który rodzaj kwiatów i zniczy jest dobry, a który nie do zaakceptowania.
Że problem jest istotny, nie ulega wątpliwości. Wydawanie milionów na naturalne kwiaty i na dziesiątki zniczy na każdym nagrobku jest bardzo nieprzyjazne dla środowiska naturalnego. Jakość krakowskiego powietrza stała się od jakiegoś czasu palącym (!) problemem, o którym każdy mieszkaniec miasta i gmin ościennych słyszy codziennie. Ale kazanie, którego wysłuchało tylu moich znajomych, było chyba poświęcone czemuś innemu. Czemu, nikt tak naprawdę nie wie.
Pogratulować jasnego przekazu.

Oddaję głos

Als die Nazis die Kommunisten holten, habe ich geschwiegen, ich war ja kein Kommunist.
Als sie die Gewerkschafter holten, habe ich geschwiegen, ich war ja kein Gewerkschafter.
Als sie die Sozialisten einsperrten, habe ich geschwiegen, ich war ja kein Sozialist.
Als sie die Juden einsperrten, habe ich geschwiegen, ich war ja kein Jude.
Als sie mich holten, gab es keinen mehr, der protestieren konnte.

Czyli, w tłumaczeniu na polski:

Kiedy naziści przyszli po komunistów, milczałem. Nie byłem przecież komunistą.
Gdy przyszli po związkowców, milczałem. Nie należałem do związków.
Gdy zabierali socjaldemokratów, nie odezwałem się. Nie byłem wszak socjaldemokratą.
Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem. Nie byłem przecież Żydem.
Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował. Nikogo już nie było.

Słowa niemieckiego pastora luterańskiego, Martina Niemöllera, napisane w obozie koncentracyjnym w Dachau w 1942 roku, najlepiej oddają powód, dla którego w najbliższą niedzielę pójdę na wybory, chociaż już kilka razy z rzędu nie poszedłem do urny.
Jest wiele powodów, dla których chciałbym zagłosować na .Nowoczesną, Partię Razem, Polskie Stronnictwo Ludowe (w szczególności na wójta Pałecznicy – Marcina Gawła, na Zjednoczoną Lewicę, na niektóre osoby na listach Partii KORWiN i Kongresu Nowej Prawicy… Kandydatów z tych list przepraszam, że nie pomogę im dostać się do parlamentu. Moich wyrzutów sumienia i rozterek nie umiałbym wyrazić lepiej niż Wojciech Sadurski. Niestety, głos mam tylko jeden. Albo raczej dwa – jeden w wyborach do Sejmu, jeden w wyborach do Senatu.
By nie zmarnować mojego głosu w wyborach do Senatu, postanowiłem zagłosować w senackim okręgu wyborczym numer 32 w Krakowie, a tym samym w okręgu sejmowym numer 13. Zagłosuję na Rafała Trzaskowskiego i Jerzego Fedorowicza. Jeśli nawet nie podzielasz moich wartości i masz zupełnie inne preferencje, idź i zagłosuj. To mogą być naprawdę bardzo ważne wybory. Póki co, pod wpływem sondaży spadła tylko wartość złotego. W poniedziałek może się zacząć dziać coś o wiele grubszego. Lepiej, żebyś kiedyś nie żałował(a), że tego zakrętu ojczyzna dokonała zupełnie bez Twojego udziału i że ktoś za Ciebie siedział za kierownicą.

Posprzątane

Latem przez las przeszła jakaś potworna nawałnica, która ogołociła olbrzymie jego połacie. W miejscach, gdzie dawniej były gęste chaszcze, są teraz… polany. Trwa wyżynanie i sprzątanie, a później podobno będą sadzone młode drzewka.
Tak czy inaczej, odszedłem ze szkoły w samą porę. Latami chodziliśmy się fotografować z maturzystami na przewróconym drzewie na samym środku lasu, a tu okazuje się, że drzewo… sprzątnięto.

Nie chce się wierzyć, że to jest to samo miejsce.

Drzewo wagarowicza, na samym szczycie, pod którym swego czasu ci sami panowie fotografowali się przy i na Daewoo Tico, pozostało nietknięte. Wokół niego jednak już nie las, a same polany. No cóż, jak to mówi Janina (a może Bob Dylan?), the times they’re a changing… A komu się to nie podoba, ani się obejrzy, a zostanie złamany niczym zapałka, albo niczym to drzewo (ten sam los spotkał setki albo i tysiące drzew w całym lesie).

Lajtowie Piąci w Lesie

W związku z zakończeniem naszej współpracy z klasą III B Lajtowie Piątej Generacji odwiedzili dzisiaj Czarodziejski Las i zrobiliśmy sobie zdjęcie na tym samym drzewie, na którym siadały wcześniejsze pokolenia Arystotelesów.
Aż strach pomyśleć, że niektórzy z nich zalecieli tak daleko, a ja dalej chodzę do tego samego drzewa i na pożegnanie fotografuję się z kolejnymi odlatującymi ptaszkami.

Wandale na Koniuszy

W maleńskiej wiosce Koniusza, gdzieś między Wisłą a Szreniawą (zdecydowanie bliżej tej drugiej), na północ od Kościoła Mariackiego, wandale zdemolowali przystanek autobusowy. Koniusza chyba tylko lokalizacji wysoko, wysoko nad poziomem morza, a także splotowi wydarzeń historycznych i randze miejscowego kościoła, zawdzięcza fakt, że jest siedzibą gminy.
Takich wandali może Koniuszy pozazdrościć niejedno krakowskie osiedle. Brawo! Na wiacie przystanku znalazło się wszystko to, co w gminie najważniejsze. Dłuższą chwilę się zastanawiałem, nim zrozumiałem, że ten dziwny gwóźdź po lewej to stół, przy którym Tadeusz Kościuszko zjadł posiłek przed bitwą pod Racławicami. Ale cóż, to nie wina współczesnego artysty, tylko osiemnastowiecznego stolarza.

Druga grupa ptaszków

Dziś po lesie latały ptaszki z technikum mechanicznego. Jeszcze nigdy tak liczna grupa nie dotarła na szczyt, warto w dodatku podkreślić, że Damian z nogą w gipsie został wniesiony na rękach przez kolegów, podobnie jak ciężki wiklinowy kosz pełen jadła…
Dla urozmaicenia, we wpisie inne zdjęcie z dzisiejszej wyprawy mechaników, nie to, które trafi do nagłówka blogu.

Mrówka zdaje maturę

Gdy między źdźbłami trawy w klombie koło naszej szkoły mrówka pieczołowicie przenosi jakieś ciężary, pewnie nie jest w stanie zauważyć ani szkoły, ani internatu, ani setek młodych ludzi przechodzących kilka metrów od niej w ciągu tych paru przedpołudniowych godzin. Ale gdyby wyszła na replikę stołu Tadeusza Kościuszki i dobrze się rozejrzała, dojrzy męskie skrzydło internatu i stołówkę oraz co najmniej trzy segmenty budynku szkoły.
A gdyby wejść na dach internatu, albo wyjrzeć przez szeroko otwarte okno którejkolwiek pracowni na pierwszym piętrze od strony wschodniej, można już obejrzeć cały Płaskowyż Proszowicki, niektóre wzniesienia będą nawet w województwie świętokrzyskim. Z drugiej strony da się z kolei poczuć Jurę Krakowsko-Częstochowską z jej warownymi zamkami na wapiennych skałach.
A gdyby tak pójść na dłuższy spacer i wejść na Koniuszę, wzniesienie oddalone o kilkaset metrów od naszej szkoły (chociaż to według znaków drogowych ok. 2 km), i stanąć na kościelnym wzgórzu albo na parkingu koło podstawówki? W dole widać wtedy Kraków w całej okazałości, nawet najdalsze jego dzielnice. Ba, nawet wzniesienia po drugiej stronie miasta.
A jeśli jest dobra pogoda i zjeżdża się z Koniuszy do Posądzy, można dostrzec Tatry. Bywa, że widać je całkiem nieźle i to szczególnie piękny widok w gorący letni poranek, gdy można wysoko nad linią horyzontu zobaczyć jakieś postrzępione wierchy z resztkami śniegu na wierzchołkach.
Z samolotu krążącego nad Balicami Tatry wyglądają cudownie, szczególnie wieczorem, gdy ich szczyty stoją jeszcze ponad chmurami w słońcu, podczas gdy Kraków, nagle tak maleńki i tak bardzo u podnóża tych Tatr się znajdujący, tonie już w mrokach nocy i pełen jest elektrycznych świateł.
Ilekroć przychodzi do mnie uczeń, który mówi, że nie będzie zdawał matury, czuję litość i rozgoryczenie zarazem. Czuję się, jakbym rozmawiał z mrówką, która metr od swojego mrowiska nie widzi już nawet ławek i siedzącej na nich młodzieży, a wręcz przeczy tych ławek istnieniu.

Chłopakom z moich klas maturalnych, którzy zobaczą ten wpis na Facebooku, przypominam, że mogą sobie w komentarzach do woli na mnie ponarzekać. Usunąłem niedawno moje konto na tym portalu i możecie mi naubliżać do woli. Choćbym był w stanie to przeczytać, bolałoby mnie to mniej, niż rezygnacja kilkunastu z Was ze zdawania matury. Jesteście dwoma najlepszymi klasami maturalnymi, jakie dane mi było dotąd uczyć w XXI wieku.

Wakacje na niebie i na ziemi

Nadszedł wyjątkowy tydzień. Zaczyna się astronomiczne lato, kończy się ziemski rok szkolny, a w Krakowie na każdym kroku – rozpraszając kierowców – pławi się w słońcu boskie ciało – na ławeczce, rowerku, przystanku tramwajowym. Za to za miastem, z dala od wszelkich ciał, można oślepnąć patrząc na te kombinacje kolorów.



Prostowanie skrzydeł

Wkrótce następni odlatują. Prostowaliśmy dziś skrzydła i nacieraliśmy je woskiem.
Wyszliśmy na wzgórze koło szkoły, z którego – patrząc w dół – szkoła wydaje się taka maleńka i nic nie znacząca. Nie wszyscy z nich wiedzieli pewnie o tym, że gdyby pościnać drzewa na tym wzgórzu, widać z niego przy dobrej pogodzie miejscowości po drugiej stronie Krakowa, a nawet Tatry. A przecież niektórzy z nich odlecą wkrótce tak daleko, że nie tylko szkoła zniknie im sprzed oczu, ale i wzgórze stanie się maleńkie, a dla niektórych nawet Tatry będą jakimiś mgliście wspominanymi pagórkami ze szkolnych wagarów, a Kraków prowincjonalnym miastem młodości. I dość trudno wykluczyć, że żadnemu z nich te starannie dziś prostowane skrzydła nie zawiodą i nie spadnie, jak Ikar, w ciemne czeluści.
Tak czy inaczej, trzeba będzie trochę popracować nad nową wersją banera blogu.