Kosze chleba

Typowo krakowska przekąska, obwarzanek, najlepsza jest z samego rana – gdy aromat podkreśla delikatne ciepło świeżego pieczywa. Na naszym wydziale można kupić obwarzanki z solą, z makiem i sezamem – te ostatnie w dwóch wariantach, łagodne i pikantne. Aż się prosi czasami porwać taki obwarzanek ze sobą na zajęcia i schrupać w drodze do sali albo i na miejscu.
W ubiegłym tygodniu widząc smutne miny wygłodniałych panów w pierwszych ławkach zrozumiałem jednak, jak niestosowne było przyjście na zajęcia ze smakołykiem tak kuszącym, więc urwałem sobie maleńki kawałek, a resztę im dałem i powiedziałem, żeby podali dalej. Zjedli, a jakże, a jeden z nich zażartował, że pewnie wróci do mnie dwanaście koszy pełnych chleba.
Dokładnie na tym polega praca nauczyciela. Karmi się okruchami, ale to wszystko procentuje i wraca zwielokrotnione. Chleb czasami jest taki dosłowny, z piekarni, a czasami przenośny, choć równie powszedni. Ważne, by chcieć go upiec, pokroić, może czymś posmarować i poukładać na talerze. Gdy widzą, jaką przyjemność masz z pracy w piekarni, będą twój chleb szanować i będzie im smakował.
Dlatego czuję się zażenowany, gdy słyszę, jak nauczyciele mówią swoim uczniom, że płacone mają tylko za pierwsze dziesięć minut lekcji, a reszta jest za darmo, więc nie muszą się starać. Albo gdy mówią o tym, jak to nie mogą się doczekać przejścia na emeryturę, tak nienawidzą swojej pracy. A są tacy, którzy tak właśnie, bez ogródek, mówią swoim uczniom. Wydaje mi się, że dwanaście koszy pełnych chleba do tych nauczycieli nie wróci. Mogą spokojnie zajadać obwarzanki przez 35 minut lekcji i z nikim się nie dzielić, a potem przedwcześnie się zestarzeć, przejść na emeryturę i zajadać okruszki.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Koedukacja

Siedzi taki student informatyki na Wydziale Mechanicznym przez cały dzień, lektorat ma do późnych godzin popołudniowych, za oknem już jest ciemno, gdy z niego wychodzi, a tu mu dają kserokopie z takimi ćwiczeniami do wypełnienia, a w tych ćwiczeniach na samym dole Oxford University Press zamieściło obrazek z tańczącymi kobietami. Facet siedzi przez cały dzień na wykładach, ćwiczeniach i lektoracie w towarzystwie osobników swojej własnej płci, a tu mu taki rysunek dają. No jak się ma nie dorysować na tej kserokopii…?
Zastanawia mnie tylko, co on tam na rysunku w lewej ręce trzyma. Bo to chyba nie książka od angielskiego.

Happy Thanksgiving

Umiejętność posługiwania się obcym językiem potrafi uratować życie, sami zobaczcie:
Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi

Praca domowa

Jutro panowie z czwartej mechanika zmierzą się z maturą próbną, a tym samym ja będę się wstępnie mógł zorientować, jak bardzo pójdę z torbami i ile będę musiał wziąć kredytów w przyszłym roku latem, gdy przyjdą wyniki ich właściwych matur. Gdy ich poznałem rok temu (otrzymałem ich „w spadku” po innych nauczycielach, którzy już nie pracują w naszej szkole), ich stopień zaawansowania z języka angielskiego tak mnie zadziwił, że nieopatrznie im obiecałem (chociaż ja – szczerze mówiąc – nie pamiętam dokładnie tej rozmowy), iż każdy z nich, jeśli tylko zda maturę, może liczyć na to, że sfinansuję mu po ukończeniu szkoły wycieczkę do Paryża. Dzisiaj ich wiedza i umiejętności nadal pozostawiają wiele do życzenia i właściwie przegoniliśmy ich już dawno z panami z drugiej klasy jeśli chodzi o zakres zrealizowanych treści programowych, ale – wbrew interesom własnej kieszeni – mam nadzieję, że panowie z czwartej mechanika wszyscy zdadzą maturę. Tak próbną, jak i tę w maju.
Jest ich zresztą tylko kilkunastu, więc może uda nam się tę naszą wycieczkę do Francji zorganizować jakimś tańszym kosztem. Poza tym Hubert ostatnio poinformował, że nie może jechać, bo po szkole jedzie do pracy przy robotach wykończeniowych do… Paryża.
Trzymam kciuki za wszystkich maturzystów, którzy jutro przystąpią do próbnego egzaminu, w tym szczególnie za czwartą mechanika. A przy okazji – rzadko kiedy się zdarza, by uczeń tak się ucieszył z pracy domowej, jak w poniższym filmie. A w czwartej mechanika to mi się kiedyś zdarzyło. W dodatku od tamtej pory nikt już się nie myli i każdy wie, że woman to liczba pojedyncza, a women mnoga. I nawet prawidłowo to wymawiają…


Szkolne ofiary totalitaryzmu

Kilku stałych czytelników mojego bloga, a także co najmniej dwóch studentów, uwielbia gagi zmarłego niedawno komika, George’a Carlina. Ja czasem się może uśmiechnę, ale szczerze powiedziawszy – co może niektórych czytelników zdziwi – dość często uważam te dowcipy za mocno niesmaczne i ze zdumienia unoszę brwi słysząc, jakie salwy śmiechu wywołują na sali niektóre, moim zdaniem niezbyt wyszukane żarty.

Ale nie dziwię się popularności tego rodzaju skeczy i jestem przekonany, że prędzej czy później także i w Polsce religia padnie ofiarą takiego niewybrednego humoru. Mniej lub bardziej świadomie, niektóre osoby wierzące robią przecież wszystko, co w ich mocy, by do religii zniechęcić. Paradoksalnie, to one w większym stopniu przyczyniają się do postępującej sekularyzacji, niż wojujący ateiści.
W PRL-u nikt nigdy nie robił mi ani moim rodzicom żadnych trudności, gdy nie szedłem ze swoją szkołą na pochód pierwszomajowy. Ba, o ile dobrze pamiętam, nigdy nie byłem na pochodzie z klasą, ale bodajże dwukrotnie – i to z wielką chęcią – szedłem z fabryką mojego ojca. Może to komuś się wyda żałosne, ale wspomnienia z pochodów pierwszomajowych z moim tatą należą do najprzyjemniejszych wspomnień mojego dzieciństwa.
W PRL-u, o czym już kiedyś pisałem, miałem bardzo odważnych nauczycieli, którzy bez wahania informowali mnie o przekłamaniach w podręcznikach historii, a jeden z moich rusycystów na pierwszej lekcji rosyjskiego powiedział, że język wroga należy opanować do perfekcji.
Zastanawiam się, co by sobie pomyśleli moi nauczyciele sprzed lat, gdyby się dowiedzieli, że w Polsce wolnej i demokratycznej zmuszamy uczniów szkół publicznych do uczestnictwa w uroczystych mszach świętych i oczekujemy zwolnienia lekarskiego od nich, jeśli nie brali we mszy udziału. Że każemy im się pisemnie tłumaczyć, czemu zbojkotowali uroczystość, że nazywamy ich bolszewikami, bandytami i komunistami, albo oskarżamy o brak patriotyzmu. Albo że niektórzy wymagają od nich, by mieli zdjęcie z uroczystości z księdzem infułatem i stawiają im za to stopnie. Czy to w ogóle normalne, żeby sprawdzać obecność na mszy świętej w klasie, w której na poniedziałkową lekcję religii chodzą zwykle nie więcej, niż dwie – trzy osoby? Czy o takiej Polsce i o takiej polskiej szkole marzyli przed laty najodważniejsi i najlepsi z moich nauczycieli?
Na szczęście znam wielu księży i katechetów, którzy uważają, że Jezus zdziwiłby się bardzo, gdyby się dowiedział, że w jego imieniu morduje się i zmusza do czytania ewangelii. Na lekcje religii takich katechetów z zainteresowaniem chodzą uczniowie innych wyznań i niejednokrotnie należą tam do najpilniejszych słuchaczy.
Znam też wielu uczniów, którzy nie byli na przymusowej mszy świętej z okazji Święta Niepodległości, ale to bardzo przyzwoite i pełne patriotycznych uczuć chłopaki. Myślę, że powinniśmy się od nich wiele nauczyć, by z powodzeniem funkcjonować w pluralistycznym świecie, w przeciwnym wypadku mogą nas odbierać równie niesmacznie, jak my odbieramy skecze George’a Carlina.

Tryby warunkowe

Praca z młodzieżą przygotowującą się do matury rozszerzonej ma swoje uroki, bo można poznać ich poglądy i zainteresowania o wiele lepiej, niż tłukąc mało wyszukane formy wypowiedzi ustnej i pisemnej do matury podstawowej. W rozprawkach, opisach, prezentacjach i dyskusjach mają o wiele więcej możliwości pokazania nauczycielowi siebie i swojego sposobu postrzegania świata, niż w ograniczonych formach wypowiedzi ustnej i pisemnej ćwiczonych na poziom podstawowy.
Ale poziom rozszerzony ma też swoje ciemne strony. W klasie uczącej się języka angielskiego od podstaw, wariantem programowym B, rzadko kiedy uda się nauczycielowi zgłębić z uczniami arkana tajemnej sztuki stosowania wszystkich trybów warunkowych, a tym samym unika się przykrych, bolesnych prawd. Na lekcjach w grupach bardziej zaawansowanych tych bezlitosnych prawd nie da się uniknąć.
Pół biedy, gdy nam taki niespełna dwudziestoletni, potencjalny ojciec użyje pierwszego trybu warunkowego i powie:
When I become a father, I will never send my children to this school.
Pierwszy tryb warunkowy, jak wiemy, opowiada o przyszłości, a w tym przypadku przyszłości tak odległej i nieprzewidywalnej, że nim te ich dzieci wyrosną, wszystko się może wydarzyć, więc może nam się zdawać, że nas to nie dotyczy. Dzisiejsi uczniowie i ich dzieci wyniosą się na drugi koniec świata, w naszej okolicy pobudują się ludzie z drugiego końca Krakowa albo zza oceanu i nie sposób przewidzieć, czy powyższe zdanie warunkowe w jakikolwiek sposób znajdzie odzwierciedlenie w wielkości naboru do szkoły za lat piętnaście czy dwadzieścia.
Gorzej trochę, gdy uczniowie nam powiedzą, używając drugiego trybu warunkowego:
If I were a father, I would not send my children to this school.
Wprawdzie ich ojcostwo jest w tym przypadku czysto hipotetyczne i w związku z tym opinia wyrażona w powyższym zdaniu nie przekłada się bezpośrednio na nabór, ale to zdanie wyraźnie mówi już o szkole takiej, jaką ona jest w tej chwili, przy naszym udziale. Ocenia rzeczywistość, w której pracujemy i uczymy się wspólnie. A przecież ci hipotetyczni ojcowie mają swoich starszych kolegów, kuzynów, sąsiadów, którzy mają już dzieci w gimnazjum i zastanawiają się nad tym, gdzie je dalej pokierować.
Niestety, w kolejnej grupie zrealizowałem właśnie zagadnienie programowe znane jako trzeci tryb warunkowy i znowu przybyło kilkunastu panów, którzy – podobnie jak absolwentka sprzed dwóch lat – umieją już powiedzieć:
Had I been clever enough, I would never have chosen this school.
Albo:
I wish I had attended another school.
A nawet w mieszanym trybie warunkowym:
If I had chosen another school, I would now be happier.
Nie da się umywać rąk słysząc takie przykłady zdań w trzecim trybie warunkowym, lub w trybach mieszanych. Z tych zdań przebija olbrzymie rozczarowanie i głęboka gorycz. Może nam się wydawać, że jesteśmy odpowiednimi osobami na swoim miejscu, że właściwie wykonujemy robotę, jaką mamy do wykonania, ale nasi uczniowie nie mają wątpliwości. Żaden z moich dorosłych uczniów w trzeciej i czwartej klasie technikum mechanicznego nie planuje do naszej szkoły przysłać swoich dzieci i żaden z nich nie buduje przykładów, o jakich mogę co najwyżej marzyć:
This is the best school I have ever dreamed of. (Present Perfect powtarzaliśmy tuż przed trybami warunkowymi).

A imię jego czterdzieści i cztery…

 
Zasłyszane wczoraj w telewizji:

Crispus Attucks fell so that Rosa Parks could sit, Rosa Parks sat so that Dr. Martin Luther King could march, Dr. Martin Luther King marched so that Barack Obama could run and Barack Obama is running so that our children and grandchildren can fly.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Elegia o śmierci Ludwika Waryńskiego

Jeden z najpiękniejszych wierszy, jakie czytałem. Elegia o śmierci Ludwika Waryńskiego Władysława Broniewskiego, poruszająca i prawdziwa, nawet jeśli dziś politycznie niepoprawna. Jako nastolatek wielokrotnie słyszałem piękne, porywające interpretacje tego wiersza, chodziłem do Szkoły Podstawowej im. Ludwika Waryńskiego i uczyliśmy się go na pamięć.
Apele i akademie robiło się na dużej przerwie, czasem zarywało się pięć minut następnej lekcji.
Między innymi dlatego była to bardzo dobra szkoła i mam nadzieję, że taką pozostała do dziś, nawet gdy po zmianie ustroju utraciła patrona i – o ile mi wiadomo – od dłuższego czasu pozostaje „bezimienna”. Do jednej klasy z moją starszą siostrą chodził prawicowy publicysta Jan Pospieszalski, trudno więc naszej podstawówce zarzucić, że zaraziła nas komunizmem.
Z liceum długich, podniosłych uroczystości w ogóle nie pamiętam.
W Szkole Podstawowej im. Ludwika Waryńskiego nie postawiliśmy nigdy nauczyciela w niezręcznej sytuacji proponując mu, że pójdziemy do niego na lekcję, nawet na kilka godzin, zamiast brać udział w uroczystościach i akademiach. Jako nauczyciel, od czasu do czasu staję przed takim dylematem. Przygotować lekcję i poćwiczyć coś z grupą uczniów, którzy nie czują potrzeby uczestnictwa we mszy świętej, czy zlekceważyć ich zapał do nauki i nie pozwolić im na udział w tych spontanicznych kompletach?
Albo dzisiejsza młodzież jest pilniejsza, niż my przed laty, albo uroczystości stały się zbyt długie i zbyt częste.

Jeżeli nie lękasz się pieśni,
stłumionej, złowrogiej i głuchej,
gdy serce masz męża i jeśli
pieśń kochasz swobodną posłuchaj.

Szeroka, szeroka jest ziemia,
gdy myślą ogarnąć ją lotną,
szeroko po ziemi więzienia,
głęboka w więzieniu samotność.

Już dziąsła przeżarte szkorbutem,
już nogi spuchnięte i martwe,
już koniec, już płuca wyplute –
lecz palą się oczy otwarte.

Poranek marcowy. Jak cicho.
Jak dziwna się jasność otwiera.
I tylko tak ciężko oddychać,
i tylko tak trudno umierać.

Posępny jak mur Szliselburga,
głęboki jak dno owej ciszy,
zza krat, z więziennego podwórka
dobiega go śpiew towarzyszy.

I słucha Waryński, lecz nie wie,
że cienie się w celi zbierają,
powtarza jak niegdyś w Genewie:
Kochani… ja muszę do kraju…

Do Łodzi, Zagłębia, Warszawy
powrócę zawzięty, uparty…
ja muszę… do kraju, do sprawy,
do mas, do roboty, do partii…

ja muszę… I śpiew się urywa,
i myśli urywa się pasmo.
Ta twarz już woskowa, nieżywa,
lecz oczy otwarte nie gasną.

Gdzieś w górze, krzykliwy i czarny,
rój ptactwa rozsypał się w szereg,
jak czcionki w podziemnej drukarni,
gdy nocą składali we czterech…

Fabryka Lilpopa… róg Złotej…
Żurawia… adresy się mylą…
robota… tak, wiele roboty…
i jeszcze dziesiąty pawilon…

Ach, płuca wyplute nie bolą,
śmierć w szparę judasza zaziera,
z ogromną tęsknotą i wolą
tak trudno lat siedem umierać.

Wypalą się oczy do końca,
a kiedy zabraknie płomienia,
niech myśl, ta pochodnia płonąca,
podpali kamienie więzienia!

Raz jeszcze się dźwignął na boku:
– Ja muszę… tam na mnie czekają…
i upadł w ostatnim krwotoku,
i skonał. I wrócił do kraju.

Dawkins po polsku na YouTube

Jakiś czas temu w filmowym serwisie YouTube.com pojawił się kanał użytkownika niezwykle pracowitego, błyskotliwego, znakomicie znającego angielski i mającego olbrzymią pasję, którą stanowi głoszenie dobrej nowiny. Jeden po drugim na YouTube.com pojawiają się na jego kanale najznakomitsze produkcje popularyzujące światopogląd ateistyczny.
Zapraszam do kanału liberalatheist – tłumaczenia przednie. „Into the hole he goes” w filmie poniżej to wcale nie szczytowe osiągnięcie.

Wypracowanie z zarządzenia

Nie powiedziałem jeszcze moim uczniom, że wkrótce zadam im – zgodnie z zarządzeniem dyrektora – niespodziewaną i niezwykle oryginalną pracę domową. Każdy uczeń ma napisać na cztery różne przedmioty (język polski, historia, język angielski i język niemiecki) relację z uroczystości religijno – patriotycznych, jakie organizujemy w naszej szkole w przeddzień Święta Niepodległości, 10 listopada.
Póki co, próbuję sam sobie w głowie poukładać, czego od nich mam oczekiwać w tej relacji, jak mają ją napisać i jak będę ich za to oceniać. Doszedłem do wniosku, że tego rodzaju praca jak najbardziej mieści się w podstawie programowej – będą musieli się wykazać używaniem typowych czasów narracyjnych – Past Simple, Past Continuous, Past Perfect, zastosować trochę przymiotników opisowych i oceniających, a także przysłówków. Tematyka pracy częściowo będzie się zawierać w standardzie leksykalnym „Państwo i społeczeństwo”, ale dominujące nad całą uroczystością akcenty religijne kłócą się trochę z wnioskami, jakie można wyciągnąć z lektury pierwszego ćwiczenia w podręczniku New English File Upper-Intermediate, iż pytanie o czyjąś religię jest niestosowne i nie wypada go zadawać osobom, z którymi nie jesteśmy w dużej zażyłości. Od uczniów niewierzących lub innego wyznania mam oczekiwać opisu uroczystości religijnej i streszczenia homilii, czy są z tego zwolnieni?
W jakiej formie powinni napisać tę pracę? List do przyjaciela opisujący szkolną uroczystość czy może list formalny, na przykład do organizacji międzynarodowej zajmującej się prawami człowieka? Tylko że w takich listach ćwiczymy zwykle przekazywanie bardzo konkretnych, zwięzłych komunikatów, wydaje się więc, że o wiele lepsze do tego celu będzie użycie form przyjętych na maturze rozszerzonej: odpowiednie wydają się tu opis, opowiadanie i recenzja. Ale jak tu oczekiwać tych form w grupach realizujących podstawę programową B i przygotowywanych do matury podstawowej? A jak napiszą to panowie z grupy, która uczy się od podstaw i nie potrafi jeszcze – przynajmniej teoretycznie – używać czasów przeszłych?
Jednak największy problem mam z tym, jak oceniać zawartość merytoryczną tych wypracowań. Już dzisiaj wiem, że najlepsza językowo praca będzie cynicznie krytyczna, będzie stawiać pod znakiem zapytania sens całej imprezy i ośmieszać jej uczestników i organizatorów. Jednocześnie będzie to praca znakomicie skonstruowana, spójna, z błyskotliwym podsumowaniem, z modelową ilością słów odpowiadającą kryteriom oceniania na poziomie rozszerzonym. Jeśli obniżę ocenę autorowi tej pracy za nieodpowiednią postawę wobec tego ważnego święta, czy jestem w stanie jednocześnie docenić jego umiejętność uczestniczenia w dyskusji, w tym argumentowania, wyrażania opinii, uzasadniania i obrony własnych sądów, co zakłada podstawa programowa? I czy nie będzie się to kłócić z realizacją zawartych w podstawie zadań szkoły, w tym rozwijania w uczniach poczucia własnej wartości oraz wiary we własne możliwości, między innymi przez pozytywną informację zwrotną dotyczącą indywidualnych kompetencji językowych? A kompetencje językowe, którymi popisze się ten uczeń, będą na tle klasy wyróżniające się, wręcz wybitne.
Autor tej najlepszej pracy to uczeń niezwykle inteligentny, ale do bólu krytyczny. Sprawia wrażenie cynika i kontestatora, ale w istocie jest bardzo konkretny i merytoryczny. Powiedziałem mu ostatnio, że dla szefa takiego, jak on, ludzie będą kiedyś pracować z przyjemnością, chociaż będzie wymagający i nieco oschły.
Wiem, że będzie również miał wymagania w stosunku do mnie i będzie oczekiwał rzetelnej, zgodnej z racjonalnymi kryteriami oceny swojej pracy.
I co ja teraz mam zrobić?