POblemy z klawiaturą

Dyskurs polityczny w Polsce sięga zenitu, a niektórzy przyzwyczaili się tak bardzo, że po dużej literze „P” zawsze piszemy dużą literę „O”, zwłaszcza w mediach społecznościowych, że komuś nie wyszło słowo „problemy”. O ile jednak literówka każdemu może się zdarzyć, to niesamowite wydaje mi się, że jakaś agencja reklamowa zrobiła film z błędem, producent pasty do zębów, zlecający tę reklamę, nie zauważył tego, a potem produkcja poszła do mediów, które zaczęły ją wyświetlać. I ponownie nikt na to nie zwrócił uwagi.

Odkrycie ortograficzne

Trzeba mieć albo niewyobrażalnego pecha, albo być wrednym i złośliwym niczym ja, by w pierwszym dniu pobytu w Londynie wpaść na tabliczkę z błędem ortograficznym umieszczoną na nieruchomości używanej przez rodzimych użytkowników języka angielskiego…

Znaki krytyczne

Gdy kiedyś zobaczyłem reklamę wyświetlającą się na jakiejś stronie w ramach programu Google Adwords, pobłażliwie pokiwałem głową. Jakże okazać co innego niż wyrozumiałość dla jakiejś międzynarodowej firmy, próbującej sobie poradzić z zawiłościami polskich liter „z” i „ź”. Ba, byłem skłonny się zastanawiać nad tym, czy istnienie tych wszystkich „ą”, „ę”, „ć” i innych specyficznych znaków diakrytycznych jest w ogóle konieczne i czy nie można by się pokusić o uproszczenie naszej ojczystej pisowni.

Niedawno jednak, chodząc po korytarzach pewnej instytucji, której nazwa zawiera przymiotnik „wojewódzki” i wydawałoby się, że powinniśmy się tam spodziewać pełnego profesjonalizmu w stosowaniu „ogonków” w typowo polskich literach alfabetu, ze zdziwieniem odnotowałem w jednym tylko korytarzu aż dwa przykłady kłopotów z ich użyciem.

Że w trzech linijkach kluczowej części plakatu, wydrukowanych czerwoną czcionką, udało się zmieścić aż trzy błędy ortograficzne, zdziwiło mnie wystarczająco. Zupełnie niewiarygodnym okazało się natomiast to, że podobny błąd pozostał niezauważony na tabliczce na drzwiach po przeciwnej stronie korytarza, zawierającej zaledwie trzy słowa.

Czyli trudności z literkami z „ogonkiem” to problem nie tylko obcokrajowców reklamujących się na polskim rynku, ale także rodzimych użytkowników języka. Może dyslektyków, może nieuków, a może po prostu bardzo nieuważnych ludzi. Nie mających czasu na przeczytanie tego, co sami napisali. Może z nerwów, a może z zapracowania. W każdym razie przestałem się zastanawiać nad upraszczaniem polskiej pisowni, gdy zobaczyłem (w tym samym korytarzu) jeszcze jeden ciekawy przypadek ortograficznej dysfunkcji.

Propagowanie faszyzmu

W nagonce medialnej na prokuraturę białostocką, która niedawno umorzyła postępowanie w sprawie znaków swastyki namalowanych, a następnie zamalowanych w jakimś miejscu publicznym, nie myślę brać udziału. W gruncie rzeczy sprawy nie znam, więc trudno się wypowiadać, a tłumaczenie prokuratorów opublikowane w liście otwartym, gdzie podkreślają, że – aby kogoś ukarać – trzeba jednoznacznie wykazać, że eksponowanie symbolu miało na celu propagowanie związanej z nim ideologii, wydaje się logiczne.
Nie bronię ani narodowców, ani wandali, ani prokuratora z Białegostoku, dla którego swastyka jest azjatyckim symbolem szczęścia, ale słuchając kilkakrotnie dyskusji na ten temat w telewizji i widząc w tle obrazki podobne do poniższego, zastanawiałem się, na ile właściwie media dorosły do tego, by być naszą „czwartą władzą”, czy nie są czasem jeszcze na etapie wczesnego jaskiniowca, który nie rozumie jeszcze przekazu w malowidłach na skale. Bo w jaki sposób propaguje faszyzm swastyka powieszona na szubienicy, to ja naprawdę nie wiem.

Pozostaje nam mieć nadzieję, że w szybko rozwijającym się świecie, inspirowane wysokim poziomem merytorycznym BBC, Al Jazeery i innych profesjonalnych stacji, także polskie koncerny medialne szybko przejdą przez etap sztuki jaskiniowej, pisma obrazkowego, a z czasem może nauczą się pisać, czytać i używać poprawnej polszczyzny.

Wyrazy obce

Wstyd się przyznać, ale zawsze miałem problem z pełnym zrozumieniem zasad gry w siatkówkę. Może dlatego też trudno mi było docenić to, co dzieje się na boisku, ponieważ w porównaniu z koszem czy piłką nożną siatkówka wydawała mi się mało dynamiczna.
Ale o wiele trudniejsze do ogarnięcia, co zresztą znajduje odzwierciedlenie w sporej liczbie ocen niedostatecznych na koniec roku, wydają się być dla uczniów (a także dla mnie) kryteria ocen z wychowania fizycznego. Przewertowawszy słownik wyrazów obcych i internet w poszukiwaniu jakże tajemniczego, a najwyraźniej kluczowego w tych kryteriach wyrazu „frekfencja” (czyżby jego synonimem był wyraz „uszestnictwo”?), doszedłem do wniosku, że siatkówka nie jest wcale skomplikowana. Pewnie z siatkufką byłoby jeszcze gorzej.

Suszenie głowy

Że „naglowne” nie ma nic wspólnego z „głównym”, tylko odnosi się do faktu, iż tak nazwane akcesorium  zakłada sie na głowę, to się domyśliłem dość szybko. Ale do czego służą „suchawki”, nie jestem pewien. Przypuszczam, że nie mają nic wspólnego z leczeniem (nie wspominając o powodowaniu) suchot. Przypuszczalnie suszy się nimi głowę.