Twój ból jest większy niż mój

W czasach mojej młodości, gdy w podstawówce uczyliśmy się na pamięć Elegii o śmierci Ludwika Waryńskiego, a na każdym placu miasta stały pomniki ku czci żołnierzy Armii Czerwonej, Radiowa Trójka stanowiła namiastkę wolnej myśli i czarodziejską bramę do zakazanych wytworów intelektu i sztuki zza żelaznej kurtyny. Wczoraj Lista Przebojów Programu Trzeciego zdecydowała się ocenzurować wynik głosowania, w którym przebojem wydania okazała się piosenka „Twój ból jest większy niż mój” Kazika Staszewskiego.

Gdyby idol mojej młodości napisał piosenkę, w której zwraca się do mnie tylokrotnie, byłbym zaszczycony i wniebowzięty. Jeśli to prawda, że Trójka ocenzurowała wczoraj Kazika, to nie mogła chyba zrobić niczego więcej, by w istocie dać mu najlepszą możliwą reklamę. Szaleni obrońcy jedynie słusznej partii ośmieszają ją z kolei tak skutecznie, że nie może to się dla niej skończyć dobrze. Na anglista.edu.pl nie ma – póki co – cenzury, więc poniżej piosenka Kazika. Jeśli nie rozumiesz, o czym Kazik śpiewa, może wyjaśni Ci to jeden z moich niedawnych wpisów, a ściślej jego końcówka.

POblemy z klawiaturą

Dyskurs polityczny w Polsce sięga zenitu, a niektórzy przyzwyczaili się tak bardzo, że po dużej literze „P” zawsze piszemy dużą literę „O”, zwłaszcza w mediach społecznościowych, że komuś nie wyszło słowo „problemy”. O ile jednak literówka każdemu może się zdarzyć, to niesamowite wydaje mi się, że jakaś agencja reklamowa zrobiła film z błędem, producent pasty do zębów, zlecający tę reklamę, nie zauważył tego, a potem produkcja poszła do mediów, które zaczęły ją wyświetlać. I ponownie nikt na to nie zwrócił uwagi.

Podróże w czasie

Telewizja ZDF (o której nie pierwszy raz wspominam i która jest jedną z moich ulubionych stacji telewizyjnych) ujawniła niechcący przełomowe odkrycie ludzkości, które najwyraźniej trzymane jest przed nami w ukryciu. To nie żadna teoria spiskowa, EPG w niemieckiej „dwójce” zapowiada na dzisiaj melodramat wyprodukowany w… przyszłym roku.
Z opisu filmu w Klack.de wynika, że nie jest on szczególnie warty polecenia. Ale jako miłośnik teorii spiskowych (jedna z moich prac magisterskich poświęcona była stereotypom podczas pisania Konstytucji 1997 roku, a druga konspiracjom związanym z atakami terrorystycznymi 11 września 2001) serdecznie polecam ten film. To epokowe wydarzenie w historii ludzkości. Opanowaliśmy podróże w czasie i mamy na to namacalny dowód.

Teleturniej

Jeśli w ogóle oglądam telewizję, co rzadko się zdarza, zwykle jest to telewizja niemiecka, ewentualnie brytyjska albo francuska. Dlatego chyba przeżyłem ciężki szok, gdy przypadkowo kątem oka obejrzałem fragment teleturnieju w polskiej telewizji publicznej. Telewizja publiczna, czyli – przypomnijmy – ta od tak zwanej „misji”.
Prowadzący program stawia – całkiem poważnie, co już samo w sobie jest żenujące – pytanie: ile jest cyfr w stosowanym przez nas układzie dziesiętnym: dwie, osiem, dziewięć czy dziesięć? Uczestniczka teleturnieju, uprzedzając, że matematyka nigdy nie była jej mocną stroną, i tłumacząc przez kilkadziesiąt sekund, jak trudno jest jej podjąć decyzję, wybiera opcję „dziewięć”. Potem jest jakaś absurdalna przerwa na lokowanie produktu, a następnie rodzina i przyjaciele uczestniczki zastanawiają się nad tym, czy podtrzymują decyzję kobiety w studiu. Nie wytrzymuję, wyłączam telewizor.
Przez kilka minut telewizja publiczna w dużym europejskim kraju nie tylko toleruje, ale wręcz promuje debilizm.
Myślę sobie, jaki to wstyd, że moje podatki idą na utrzymanie tak żenującej stacji telewizyjnej i takiego stada kretynów.
Na przerwach między zajęciami bywa, że narzekamy z koleżankami na naszych studentów, ale dociera do mnie po tej krótkiej i przypadkowej obserwacji polskiej telewizji publicznej, że praca na Politechnice Krakowskiej to niesamowity zaszczyt. Nasi studenci nie zawsze nas kochają i ja też nie wszystkich uwielbiam. Ale idiotów wśród nich raczej ciężko się doszukać. I to wszystko w państwie, w którym idiotów się promuje w publicznej telewizji. Nie tylko telewizji zresztą…

Breaking news

Na paskach telewizji informacyjnych zdarza się ujrzeć przedziwne komunikaty. Ale nie pomyślałbym, że „breaking news” może dotyczyć czegoś, co miało miejsce dwa tygodnie temu…

Moim zdaniem to jednak oksymoron.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Media Tagi

Debata istotna

W końcu Sejm Rzeczypospolitej zajął się czymś, co naprawdę nas wszystkich dotyczy i co naprawdę nas wszystkich czeka.
To dość duża zmiana. Nie jestem pewien, czy dobra. Ale zmiana.

Nowe szaty króla

Na początek, zanim napiszę w ogóle, o co mi chodzi, proste pytanie. Czy kiedy słyszysz „nowe szaty króla”, postrzegasz to jako sformułowanie pozytywne czy też pejoratywne?
Mnie to określenie kojarzy się natychmiast z baśnią Hansa Christiana Andersena o tym samym tytule, która to – jeśli ktoś nie zwykł czytać książek – może mu być znajoma także z filmu studia Walta Disneya i paru innych ekranizacji. A skoro tak mi się kojarzy, to konotacje muszą być jednoznacznie negatywne.
Nowe szaty króla (czy też cesarza, w zależności od tłumaczenia) były w rzeczywistości oszustwem. Podający się za krawców naciągacze wyłudzili od pysznego władcy krocie za uszycie stroju, który został rzekomo uszyty z najszlachetniejszych tkanin i długotrwałym, hojnie opłacanym wysiłkiem. Problem polegał jednak na tym, że szaty te były niewidzialne dla ludzi, którzy są głupi albo niegodni swojego urzędu. Bojąc się przyznać, że są niekompetentnymi idiotami, wszyscy kontrolujący pracę „krawców” zachwalali pod niebiosa powstającą kreację. Podczas uroczystej procesji, w której odziany w nowe szaty, czyli w rzeczywistości nagi król maszerował ulicami stolicy, wszyscy wzdychali nad nieistniejącymi szatami z zachwytu. Aż wreszcie małe dziecko krzyknęło, że cesarz jest nagi, i czar prysł, a sam król zdał sobie sprawę, że padł ofiarą oszustwa.
No właśnie. I tak się zastanawiam, co miała na myśli firma Toyota (oraz jej copywriter) puszczając w medialny świat reklamę, z której dowiadujemy się, że nowa Toyota Hilux to „nowe szaty króla”.

Telewizja narodowa

Od początku mistrzostw Europy w piłce nożnej, jak Polska długa i szeroka, rodacy siedzą i śledzą transmisje meczy w telewizji niemieckiej, dostępnej za darmo z dwóch powszechnie używanych w Polsce satelitów, Astry i Hotbirda. Ulice, place i parkingi pod hipermarketami w polskich miastach opustoszałe, Polacy siedzą przed ekranami i oglądają ZDF.
Ostatnie minuty meczu Polski ze Szwajcarią, dogrywka w karnych. Z każdym strzałem do bramki niemiecki komentator coraz bardziej rozentuzjazmowany, wyraźnie wymawia nazwiska wszystkich polskich piłkarzy, nawet Błaszczykowskiego. Kiedy kamera pomiędzy karnymi wędruje po trybunach, komentator wskazuje z wyraźnym wzruszeniem Bońka. Z każdym kolejnym zdaniem wydaje się bardziej oczywiste, że kibicuje Polsce. Przed oddaniem strzału przez Lewandowskiego, Milika, Glika i Błaszczykowskiego daje dowody swojej wiedzy na temat polskich zawodników. Po ostatnim karnym i golu Krychowiaka krzyczy po niemiecku „Witamy Polskę wśród największych potęg Europy!”.
Dobrze, że w czasach, gdy polska telewizja jest pod propagandowym i kadrowym zaborem autorytarnej partyjnej władzy, za zachodnią granicą niemiecki podatnik łoży na naszą prawdziwą telewizję narodową. Dziękujemy Wam, Niemcy, za das Zweite Deutsche Fernsehen.

Kosmici w Sejmie

Wrzutka za wrzutką, afera goni aferę, ucichła sprawa posłanki Zwiercan, która zagłosowała za nieobecnego na sali posła Morawieckiego, do czego nie miała prawa, nawet jeśli wiedziała, jaką podjął decyzję i jak miał zamiar zadysponować swoim głosem.
Tymczasem w zgiełku dotyczącym tego, czy należy w tej sprawie wszcząć śledztwo czy nie, albo czy posłanka Zwiercan ma ponieść odpowiedzialność za swój czyn, i – ewentualnie – jaką, opinii publicznej umknęło coś zupełnie innego. Otóż po tylu latach podejrzeń, że Ziemia nie tylko jest odwiedzana przez obcych, ale że obcy w rzeczywistości sprawują kontrolę nad planetą, piastują urzędy i pełnią ważne funkcje w instytucjach, nie zwróciliśmy uwagi na to, że po aferze z feralnym czwartkowym głosowaniem media podały nam na telerzu dowód na to, że w Polskim Sejmie naprawdę zasiadają kosmici. Z łatwością można sprawdzić w dostępnych nadal w internecie relacjach, że posłanka głosowała „na cztery ręce”. Tak powiedziano lub napisano między innymi w Fakcie, TVN24, Wirtualnej Polsce, Wyborczej, a nawet na portalu wPolityce.
Wydało się. Posłanka Małgorzata Zwiercan ma cztery ręce (a może nawet więcej, w każdym razie czterech użyła do głosowania). Pokażcie mi człowieka, który ma cztery ręce. Widzicie? Obcy są wśród nas.