Kawałek historii

Wraz ze studentami niestacjonarnymi II roku transportu wystawiliśmy dzisiaj na charytatywnej aukcji Allegro na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zabytkowy skrypt do maszynoznawstwa z 1947 roku. Autor skryptu, Jan Korecki, pracował na Wydziałach Politechnicznych ówczesnej Akademii Górniczej w Krakowie. To piękny ślad historii zarówno Akademii Górniczo – Hutniczej, jak i Politechniki Krakowskiej.

Paradoksalnie, po tylu latach, książka nadal zawiera wiele aktualnej wiedzy na temat kół i turbin wodnych oraz silników wietrznych (to ostatnie sformułowanie ze strony tytułowej powtarza się w wielu miejscach w skrypcie, choć dzisiaj chyba mówimy „wiatrowych”). Bibliografia zawiera pozycje autorów nie tylko radzieckich, ale także niemieckich – z lat dwudziestych, trzydziestych i czterdziestych ubiegłego stulecia.

Ciekawa pozycja pokazująca, jak wydawało się skrypty uczelniane przy pomocy maszyn do pisania, tuż po II wojnie światowej. A przede wszystkim, okazja na wsparcie szczytnego celu. Syn mojej koleżanki, Emil, mimo złamania nogi nie poddał się i pracował dzisiaj jako wolontariusz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Nie szukaj wymówek, bądź jak Emil.

Nie będzie niczego

Serdecznie popieram Prawo i Sprawiedliwość oraz ruch Kukiz’15 w zamiarze likwidacji wszystkiego.
Należy zlikwidować nauczanie początkowe dla sześciolatków, by miliony dzieciaków z Wysp, które rozpoczęły naukę w czwartym lub piątym roku życia, sprowadziły do Polski swoich rodziców, zachęcone pokusą dwuletnich wakacji. W ten sposób ściągniemy wreszcie z obczyzny młodych – bardzo młodych – Polaków, których głupi rodzice wyjechali stąd za rządów Premiera Kaczyńskiego. A rodzice, na pocieszenie, dostaną od razu 85 funtów (500 złotych) na kieszonkowe dla każdego dziecka.
Należy zlikwidować gimnazja, bo skoro po latach zmagań z systemem coś wreszcie zafunkcjonowało i tak nam się udało, że inni chcą nas naśladować, to należy to wywrócić do góry nogami, zburzyć, wrócić do rozwiązań sprzed lat i zacząć naprawiać od nowa. Co będziemy marnować czas na tłumaczenie się z sukcesu, skoro można go zaprzepaścić.
System egzaminów zewnętrznych należy zlikwidować, bo pani nauczycielka z Zadupia Dolnego powinna mieć prawo dać piątkę miernemu uczniowi, który jest gorszy pod każdym możliwym względem od przeciętnego trójkowicza z dobrego liceum, skąd z okna poddasza widać Zamek Królewski w Warszawie, a jej ocena ma być brana pod uwagę do średniej przy rekrutacji na studia.
Należy zlikwidować matury zewnętrzne, bo przecież łapówki dla nauczycieli w klasach maturalnych i korepetytorów, którzy są w stanie zagwarantować miejsce na wymarzonym kierunku studiów, są znakomitym sposobem na poradzenie sobie z problemem żądań podwyżek w sektorach oświaty i szkolnictwa wyższego. Nie oszukujmy się: jak arkusze maturalne będą w całości składać się z zadań otwartych, to maturzyści będą się mogli popisać prawdziwą kreatywnością (a może nawet kreacjonizmem?), ale też prace ich będzie można ocenić w zupełnie dowolny sposób i wreszcie nikt się nie będzie mógł od niczego odwoływać. Zostaną tylko korepetycje i łapówki.
Należy porzucić system boloński, bo nasi studenci nie powinni dłużej jeździć na wymiany i staże do CERN-u i do setek europejskich uniwersytetów, tylko powinni mieć więcej czasu na studiowanie historii narodu polskiego tutaj, na polskiej ziemi.
Dzieci, a także dorosłych poczętych z in vitro należy pozabijać, chyba że zdecydują się wyjechać z Polski po wcześniejszym pozbawieniu ich obywatelstwa. Najlepiej, żeby wszyscy wyjechali gdzieś poza Unię Europejską, ponieważ wkrótce granice Polski zostaną rozszerzone na całą Unię, by wszyscy mogli zakosztować tego szczęścia i dobrobytu, jakie Polska jest w stanie zagwarantować swoim obywatelom, gdy zostanie uwolniona spod europejskiego jarzma.
Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku kalendarzowym ruszy demontaż dróg zbudowanych za rządów Platformy Obywatelskiej. Jeden poseł z mojego okręgu mówił nawet podczas kampanii na spotkaniach z wyborcami, że trzeba będzie rządzących rozliczyć z tych wszystkich autostrad, które są do niczego niepotrzebne zwykłemu szaremu człowiekowi, i że te pieniądze, które zmarnowano na ich budowę, należało rozdać rolnikom. U mnie w okolicy jest chodnik. Ludzie chodzą nim do sklepu, a tymczasem chodnik przy tak ruchliwej ulicy, na tak niebezpiecznym zakręcie, nie powinien w ogóle istnieć. Lepiej go rozebrać, to ludzie przestaną chodzić do sklepu, bo się już całkiem będą bać. Dzidek zamknie sklep i już niczego nie będzie. Będzie prawo i sprawiedliwość. Nie będzie niczego.

Skreślony

To zimowe zdjęcie to wszystko, co mogę dodać do poniższej powtórki wpisu o Kamilu w związku ze śmiercią Macieja. Chciałbym już nigdy nie dodawać żadnego zdjęcia do tego wpisu. I chciałbym już nigdy do niego nie wracać.

Na początku i na końcu tego wpisu jest zdjęcie z widokiem z tego samego okna w pracy, a jednak coś uderza na pierwszy rzut oka, chociaż pozornie różnica jest niewielka, bo jest to różnica zaledwie kilku tygodni, paru burz, wichur, a także kilku słonecznych dni, gdy studenci wylegiwali na tym trawniku w przerwach między zajęciami. Coś uderza, podobnie jak uderzyła mnie wiadomość o śmierci jednego z nich.
Sprawdzając nazwiska przypisane w wirtualnym dziekanacie do mnie jako do prowadzącego zanotowałem sobie wprawdzie, że jest skreślony, ale nie przyszło mi do głowy sprawdzać, czemu. Dzisiaj dopiero się dowiedziałem od innych studentów i studentek z jego grupy, a potem z przykrością odczytałem w decyzjach dziekana: „skreślony z powodu zgonu”. Zginął w wypadku samochodowym.
Przez najbliższe trzy miesiące będę musiał w protokole zaliczeniowym wpisywać mu w każdym kolejnym terminie nieobecność nieusprawiedlioną, a potem się pod tym podpisać, inaczej protokół jego grupy nie zamknie się. Tak sobie myślę, że ta obecność naprawdę jest nieusprawiedliwiona, podobnie jak ja nie zasłużyłem sobie chyba na to, by przeżyć tylu fajnych, inteligentnych, sprytnych, dwa razy młodszych od siebie ludzi.
Jakie dzisiaj właściwie ma znaczenie to, że powtarzał rok, albo że w ogóle studiował? Takie wydarzenia pozwalają spojrzeć z dystansem na problemy, przez które codziennie marnujemy wiele czasu i energii. Jakie one mają znaczenie?

Po drugiej stronie lustra

Po wyjechaniu z Eurotunelu Janina czuje się nieswojo, bo autobus porusza się w ruchu lewostronnym. Niby się wie, ale co innego być na to przygotowanym, a co innego odczuć to na własnej skórze, będąc przyzwyczajonym do ruchu prawostronnego.
Uspokajam Janinę, że widocznie dlatego autobus jedzie lewym pasem, że znalazł się po drugiej stronie lustra, w krainie czarów. Jacek tłumaczy, że został „przez widnokrąg zdarzeń wciągnięty przez czarną dziurę, w której siła grawitacyjna zdąża asymptotycznie do nieskończoności”. Ta brzmiąca dość ponuro interpretacja ma też wyjaśniać, dlaczego wszystkich ostatnio ciągnie do Anglii.
Warto jednak uświadomić sobie, że po lewej stronie drogi jeździ jedna czwarta świata, nie tylko byłe kolonie brytyjskie, a w dodatku – z racjonalnego i historycznego punktu widzenia – jest to rozwiązanie logiczne i uzasadnione. Śmiem twierdzić, że gdyby prawo naturalne kierowało ruchem drogowym, wszyscy jeździlibyśmy lewą stroną drogi. Tak ponoć też uważał papież Bonifacy w 1300 roku.
Ustalono, że w Starożytnym Rzymie wojska poruszały się lewą stroną drogi. W rządzącym się brutalnymi prawami społeczeństwie feudalnym podróżowanie po lewej stronie było kwestią rozsądku – praworęczny podróżny mijając się z obcym na odludziu niejednokrotnie zaciskał dłoń na rękojeści noża i oczywiste było, że ręka z nożem powinna być pomiędzy nim samym a potencjalnie niebezpiecznym współużytkownikiem drogi. W turniejach rycerskich walczący konno rycerze z kopiami pod prawym ramieniem mijali się w naturalny sposób tak, że każdy z nich miał przeciwnika po swojej prawej stronie.
Powszechny ruch prawostronny w całej Europie pojawił się zdaniem niektórych historyków w zasadzie tylko dlatego, że Napoleon był mańkutem i jego armie musiały maszerować prawą stroną, jeśli miał on trzymać szablę po odpowiedniej stronie, zgodnie z zasadą średniowiecznych turniejów rycerskich. Ruch prawostronny był też wyrazem rewolucyjnego odwracania zastanego porządku i wraz z napoleońskimi podbojami upowszechnił się w całej Europie. Podział Europy na lewostronną i prawostronną w zasadach ruchu drogowego przez ponad sto lat odzwierciedlał podziały polityczne i militarne czasów Napoleona.
Mniej złośliwi historycy twierdzą, że ruch lewostronny w Anglii utrzymał się dzięki jej prowincjonalizmowi i ubóstwu. W osiemnastowiecznej Francji do powozów zaprzęgano często większą ilość koni ustawianych w pary i aby kierować takim zaprzęgiem, siadało się na koniu po lewej stronie, żeby – trzymając w prawej ręce bicz – panować nad pozostałymi zwierzętami w zaprzęgu. Naturalne było, iż siedząc po lewej stronie lepiej było się mijać jadąc prawą stroną drogi, zapewniało to bowiem lepszą widoczność i zapobiegało zderzeniom i otarciom. W Anglii nie używano tak dużych zaprzęgów i woźnica siedział na specjalnym krześle zamontowanym u szczytu powozu. Co więcej, siedział zwykle po prawej stronie, by nie okładać razami przewożonego ładunku, gdy zamachiwał się do uderzenia konia, praktyka mijania się na drodze nie wymusiła więc zmiany naturalnego zwyczaju jazdy lewą stroną drogi.
W Ameryce, stany południowe i kanadyjski Quebec zostały skolonizowane przez Francję, Nowy Amsterdam (czyli Nowy Jork) przez Holendrów, Ameryka Południowa i środkowa zostały w dużej części opanowane przez Hiszpanów (Portugalczycy do lat dwudziestych XX wieku jeździli lewą stroną drogi), Brytyjczycy stanowili więc mniejszość w kształtowaniu modelu ruchu ulicznego. Ruch prawostronny był też swoistą manifestacją niepodległości i uniezależnienia się Stanów Zjednoczonych od Imperium, jego przyjęcie miało więc uzasadnienie w dużym stopniu psychologiczne i patriotyczne. Z kolei historia motoryzacji przez długi czas była tak jednoznacznie związana z amerykańskim rynkiem samochodowym, że większość krajów świata podjęła decyzję o ruchu prawostronnym z konieczności – Amerykanie produkowali wyłącznie samochody z kierownicą po lewej stronie (oczywiście nie od razu: kierownicę wynaleziono w roku 1898, wcześniejsze samochody miały mechanizm sterujący umieszczony centralnie, podobnie jak w powozie czy karocy, a siedzenie kierowcy po lewej stronie samochodu pojawiło się w Fordzie T w roku 1908).
Ujednolicenie zasad ruchu drogowego wydaje się przedsięwzięciem tak wielkim, że wręcz niemożliwym do wykonania, jednak stosunkowo niedawno, bo w roku 1967, zmieniono ruch lewostronny na prawostronny w Szwecji. Co więcej, w okresie przejściowym, gdy wszyscy powoli przyzwyczajali się do jeżdżenia po prawej stronie drogi, odnotowano znaczący spadek w ilości wypadków, co tłumaczono zwiększoną koncentracją i uwagą kierowców.

Ten wpis to odgrzewany kotlet sprzed sześciu lat.

Mordercy na rowerach

Gdy czasem zagapię się wychodząc z pracy i idąc na skróty do sklepu spożywczego pomylę chodnik ze ścieżką rowerową, zdarza mi się usłyszeć pod moim adresem przekleństwa tak soczyste, tak wulgarne, groźby karalne wręcz, że aż trudno uwierzyć, gdy rower zza moich pleców śmignie do przodu i ukaże mi się przed oczami, że bluzgi te mogły wyjść z ust istoty tak pięknej, a przynajmniej o tak pięknych nogach (i nie tylko).
Zastanawiam się, jak powinienem się zachować wobec rowerzystów, którzy na najruchliwszych ulicach miasta, na trasach szybkiego ruchu a nawet na autostradzie potrafią nagle wyskoczyć mi przed kołami samochodu. Jeśli miałbym zachować proporcje, to nie wystarczy chyba kląć i trąbić, nie wystarczyłoby nawet celowo potrącać. Nie, jeśli mój jako kierowcy poziom agresji w stosunku do rowerzystów miałby odpowiadać poziomowi agresji rowerzystów wobec mnie jako pieszego, powinienem wozić ze sobą karabin i strzelać bez ostrzeżenia do każdej – bez względu na płeć i wiek – osoby, która na rowerze zajedzie mi drogę, gdy będę prowadzić samochód.
Rowerzystom – z okazji lata – życzę lepszego humoru.