Pisuar w Kopenhadze

Przy samym dworcu głównym w Kopenhadze, skoro już tak ostatnio dużo o podróżach pociągiem, znajduje się takie oto mocno eksponowane miejsce. Za zapewniającą dość umiarkowaną prywatność perforowaną blachą znajdują się dwa stanowiska służące do oddawania moczu na stojąco, więc raczej jest to przybytek przeznaczony wyłącznie dla mężczyzn. Nie skorzystałem, ale bryła tego obiektu tak mnie zaintrygowała, że nieopacznie podszedłem bliżej, by zobaczyć, cóż to takiego (jakby nie było podpisane). Idea, by miejsce do sikania było przejrzyste na wylot i by stało przy samym dworcu, zdziwiła mnie, ale Duńczykom wydaje się być całkiem naturalna.

IMG_20180921_165644

Cholerny Owsiak

Ten wpis ukazał się 1 sierpnia 2006 roku. Od tamtej pory – niestety – zupełnie się nie zestarzał.

Jurek Owsiak jest wariatem nieszkodliwym, a nawet i pożytecznym. W styczniu tego roku na ratowanie życia dzieci poszkodowanych w wypadkach i naukę pierwszej pomocy jego Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zebrała prawie dziesięć milionów dolarów. Jurek i jego żona Lidia nie mają pewnie wiele życia poza tą wielką ideą, którą rozkręcili. A Jurek budzi dobro i empatię w młodych ludziach od tak dawna, że w międzyczasie zdążyła powstać i przeminąć III Rzeczpospolita.
Jurek Owsiak, podobnie jak ja zresztą, wstydzi się Polski takiej, jaka nas obecnie otacza. Ale kiedy na Przystanku Woodstock pod wpływem otaczającego go entuzjazmu zmienił zdanie i krzyknął do młodych ludzi „Jestem z was cholernie dumny”, mój ojciec zapewne prychnął z pogardą. I pewnie nie dlatego, a przynajmniej nie tylko dlatego, że nie umie sobie wyobrazić dumy z dziwnie ubranych i uczesanych nastolatków podrygujących w rytm muzyki, której nie rozumie. Powodem pogardy dla Owsiaka bardzo często jest to, jakich używa słów.
Niestety w dobie dość ograniczonych umiejętności w zakresie czytania ze zrozumieniem nie każdy się zastanawia nad tym, jakie treści mu są przekazywane, natomiast dość łatwo jest wychwycić pojedyncze słowa czy slogany i na ich podstawie oceniać wypowiedź, nawet jeśli ocena ta niewiele ma wspólnego z faktyczną treścią wypowiedzi. I tak często jest z wypowiedziami Jurka Owsiaka.
Gdy Jurek mówi „Róbta co chceta” do tego jego powiedzenia dopisywana jest jakaś satanistyczna wizja ludzi, którzy zwabieni tego rodzaju hasłem zaczynają masowo kopulować z kim popadnie, zażywać narkotyki i popijać alkohol. Jakby zło było esencją tego, co chce robić człowiek. Jakby człowiek tylko dlatego robił dobro, że nie wolno mu czynić zła. A gdyby mógł robić, co chce, to zaraz zacząłby kraść, mordować i oddawać się czynom lubieżnym. Bardzo smutna wizja świata i bardzo dziwny zbieg okoliczności, że taką wizję mają przeważnie ludzie wierzący w bardzo miłosiernego i optymistycznego Boga.
Gdy Jurek obwieścił, że jest cholernie dumny z uczestników Przystanku Woodstock, u wielu słuchaczy doszło do kolejnego przekłamania treści tej wypowiedzi, ponieważ wyraz „cholernie” spowodował jakieś zwarcie w ich korze mózgowej i zablokował dostęp do treści tego okrzyku dumy. A treść była przecież taka, że w tym kraju, w którym jest tyle powodów do wstydu, który Owsiaka wkurwia do tego stopnia, że przyznał to otwarcie i tymi dokładnie słowami, jest jednak coś, co napawa go dumą, radością, nadaje sens jego życiu i działaniom.
Język ma to do siebie, że oddaje emocje na rozmaity sposób. Czasem jest to użycie środków stylistycznych, czasem intonacja, a czasem nie da się czegoś oddać nie używając wulgaryzmów. Co ciekawe, wyraz wulgarny potrafi czasem wyrażać emocje skrajnie pozytywne. W moim systemie oceniania istnieją pewne mechanizmy dające dużą autonomię uczniom, którzy są aktywni i wykazują się osiągnięciami na tle klasy. Uczeń, który wielokrotnie wykaże się czymś wysoce ponad przeciętną, dostaje na kilka miesięcy premię w postaci pełnej swobody w decydowaniu o tym czego, kiedy i jak się uczy. Kiedyś gdy sprawdzałem jakąś pracę domową i chłopaki między sobą rozmawiali o tym, czemu Wojtek jej nie zrobił, jeden z uczniów wyjaśnił drugiemu, że Wojtek nie musi, bo jest … przechujem. I tak oto wyraz bardzo wulgarny został przez Tomka użyty w bardzo swoistym – pozytywnym – kontekście. Może tylko w takim wulgarnym wyrazie dało się zamknąć cały podziw, szacunek i zazdrość, jakie w tej sytuacji kłębiły się w Tomku?
Dlatego trochę mi szkoda Owsiaka. We wrogiej mu politycznie atmosferze pada ofiarą ludzi, którzy łapią go za słówka, ale tak naprawdę nie słyszą co mówi.

Piękna i bestia

Kilka dni temu, podczas spaceru pustą wiejską szosą między polami, spotkałem taką istotę i przystanąłem na dłuższą chwilę, nie mogąc się oprzeć jej urokowi. W ruchu wyglądała jeszcze bardziej urzekająco, niż na zdjęciu, ponieważ szykowne kształty i kolory falowały, drgały we wszystkie strony i połyskiwały w porannym słońcu, a przedziwne wypustki w różnych miejscach ciała wprawiały w zdumienie tajemniczością pełnionych funkcji.
Gdy w końcu odszedłem, zostawiając uroczego robaka w połowie drogi przez jezdnię, z oddali usłyszałem zbliżający się samochód. W pierwszym odruchu miałem ochotę stanąć na środku drogi, zatrzymać auto, ostrzec je, by nie zrobiło krzywdy zwierzęciu, któremu poświęciłem właśnie przed chwilą tyle uwagi. Po chwili zreflektowałem się jednak, że to po prostu niemożliwe, że nie sposób jest ludzi w zbliżającym się Golfie zatrzymać podając im taki powód. Jak tu powiedzieć im, żeby uważali, bo mogą przejechać robaka na jezdni, jak tu być poważnie potratowanym.
Ludzie, nasi sojusznicy nawiasem mówiąc, parę dni wcześniej omyłkowo zbombardowali w Syrii nie ten cel, co chcieli. Niechcący zabili sześćdziesiąt dwie osoby. Ale może nie wszystko stracone. Pomyślałem, że jeśli każdy z nas miałby w sobie czasem odrobinę empatii dla jakiegoś pięknego robaka, może byłaby dla nas jeszcze nadzieja, może nie bylibyśmy takimi bestiami.

DSC_0017

Zastanawia mnie, co też właściwie spotkałem na mojej drodze. Mam nawet pomysł, kogo poprosić o zidentyfikowanie stwora na zdjęciu. Wierzę, że zechce zajrzeć tutaj i nas pouczyć, co to takiego.

Ostatni tydzień wakacji

Przechodzę koło takiej ekspozycji, zachwycam się, a po chwili przychodzi jednak refleksja, że to już koniec, że jest jesień i że trzeba będzie wkrótce zakasać rękawy.

IMG_20160914_151038

Ślub

Wskutek lekkiego korka na skrzyżowaniu blisko świateł wjechałem dzisiaj w środek korowodu weselnego, w którym większość samochodów miała rejestrację zaczynającą się na SMY K. Bardzo się wzruszyłem i jadąc tak w tym korowodzie myślałem o tym, że żadne z nas już smyki i nadszedł czas na coś zupełnie innego.
Zauważyłem w kilku sprawach, że już nie sposób uchodzić za smyka. Choćbym próbował się powygłupiać, odbierany jestem – zupełnie wbrew swoim intencjom – jako kontestator manifestujący poważne stanowisko. Gdy przyłączę się do jakiejś akcji, nawet i prześmiewczej, nie jestem już błaznem, lecz mentorem. Stałem się zakładnikiem wyborów dokonanych w przeszłości, nie umiałbym już odnaleźć drogi do skrzyżowań, na których musiałem się zdecydować, czy skręcić w lewo czy w prawo.
Nam wszystkim, którzy nie możemy już być smykami, na nowej drodze życia winszuję serdecznie i trzymam za nas kciuki.

Ten wpis to odgrzewany kotlet sprzed pięciu lat.

Pomnik Smoleński

W polskiej debacie politycznej nieprzerwanie od pięciu lat wypływa, przeważnie z odgłosami i zapachami przypominającymi bulgotanie i wyziewy z rur kanalizacyjnych, kwestia godnego upamiętnienia ofiar katastrofy prezydenckiego samolotu. Jedni chcą pomnika monumentalnego, który przyćmi swoimi rozmiarami wszystko w promieniu wielu kilometrów, inni pod byle pretekstem odrzucają każdy, nawet najbardziej skromny pomysł. Jedni i drudzy zapominają, że samolotem Tupolew do Smoleńska leciały 10 kwietnia 2015 roku osoby, których – poza chęcią uczestnictwa w rocznicowych uroczystościach patriotycznych – nie łączyło zbyt wiele, a niekiedy dzieliło prawie wszystko. Różnice polityczne i światopoglądowe nie przeszkodziły im w tym, by lecieć jednym samolotem i w nim – niestety – wspólnie zginąć. Tym bardziej przykre są takie próby upamiętniania tej tragedii, w których jedna, druga czy trzecia siła polityczna próbują wykorzystać budowę ewentualnego pomnika do doraźnych celów politycznych, partyjnych.
Trochę to pewnie wina patosu, który zalega na naszym dyskursie politycznym niczym śniedź na pomnikach. Na ulicach polskich miast pojawia się wprawdzie coraz więcej małej architektury o charakterze mniej podniosłym, raczej dekoracyjnym, artystycznym i funkcjonalnym, ale większości z nas nadal trudno sobie wyobrazić, że godny pomnik nie musi koniecznie być posągiem na gigantycznym postumencie ani nie musi zawierać w sobie odniesienia do krzyża, który przecież nie dla wszystkich osób, które zginęły pod Smoleńskiem, był znakiem o tym samym znaczeniu.
Czyż nie pięknie można by uczcić każdą z dziewięćdziesięciu sześciu ofiar smoleńskiej tragedii, wytyczając w okolicach Krakowskiego Przedmieścia szlak spacerowy i oznaczając go specjalnymi emblematami w chodniku, z których każdy poświęcony był innej z ofiar? Podobne oznaczenia w Londynie bardzo pięknie oddają hołd księżnej Dianie, i nie sposób ich nie zauważyć szczególnie tam, gdzie po jej śmierci żałoba ogólnonarodowa dała o sobie znać najwyraźniej.

By upamiętnić kogoś, kogo się kochało i o kim chce się pamiętać, można także na przykład ufundować ławkę i podpisać ją imieniem tej osoby. Nie musi to być zaraz posąg tej osoby siedzący na ławce, chociaż akurat takie pomniki – których zresztą na polskich ulicach zjawiło się w ostatnich latach sporo – są bardzo sympatyczne i przyciągają licznych turystów i przechodniów. Fajnie jest się sfotografować, siedząc na jednej ławce z Julianem Tuwimem, Haliną Poświatowską czy Markiem Perepeczko.

Albo można posadzić drzewo ku czyjejś pamięci. Taki żywy pomnik nie będzie miał nawet za złe gołębiom, jeśli zostanie przez nie „zaznaczony”.

Nie czytamy

Podobno nie czytamy. Książki regularnie czyta tylko co dziesiąta osoba, a połowa z nas nie robi tego w ogóle. Biblioteki świecą pustkami, wiatr hula pomiędzy regałami. Gdyby nie doładowania telefonów, śmieszne gadżety i e-papierosy, nikt nie wszedłby do księgarni. Pisząc tylko krótkie komunikaty textspeakiem i przy użyciu akronimów zapominamy elementarne zasady ortografii, czytając tylko krótkie komunikaty przestajemy być zdolni do myślenia i nie rozumiemy niczego poza reklamowymi sloganami.
No dobrze, to niech mi ktoś pokaże jedną osobę na tym zdjęciu, która nie czyta… Bo ja mam wrażenie, że w żadnym okresie historii ludzkości nie czytano tak dużo, tak powszechnie i tak regularnie, jak współcześnie.

Pocztówka z Abbey Road

Ten wpis to moje nieudolne przeprosiny dla Dawida, za niewysłaną pocztówkę. Mam nadzieję, że mi wybaczy…
Nawiasem mówiąc, moje zdjęcie z Abbey Road, jak przechodzę przez słynne pasy, doszło do Dawida na Hangoutach już dawno dawno temu, a pocztówki, które wysłałem z Końca Świata, nie dotarły do nikogo.


Nowy przyjaciel

Mam nowego przyjaciela, z którym nic mi już nie wydaje się straszne. Lepiej mi nie podskakiwać. Swoją drogą, przy nim naprawdę jestem mały…