Wiktor dzwoni

Wiktor w ubiegłym miesiącu skończył roczek, a kilka dni temu, bawiąc się telefonem swojej mamy, pierwszy raz do mnie zadzwonił. Nie miał wiele do powiedzenia, bo – choć rozumie wszystko i bardzo rezolutnie reaguje na to, co usłyszy, ba, potrafi włożyć kluczyk do stacyjki w dowolnym samochodzie, nawet w dużym dostawczym mercedesie wujka Michała – zasób słownictwa ma niewielki, a w wydawanych przez niego dźwiękach dopiero ostatnio zaroiło się od różnorodnych spółgłosek i samogłosek.
Śmieję się do Janiny, że ciekawe, czy za piętnaście lat Wiktor też zechce do mnie zadzwonić albo chociaż puścić mi bita, żebym oddzwonił, na co Janina – dowodząc po raz kolejny swojej mądrości i trzeźwości umysłu – mówi, że nie wiadomo, czy za lat piętnaście będzie się jeszcze używać telefonów.
Cofam się myślą kilkanaście – dwadzieścia lat wstecz i rzeczywiście, było zupełnie inaczej. Przypominam sobie, jak – zerwany w nocy z łóżka – biegłem pod Jasną Górę do automatu wezwać pogotowie do taty. Do najbliższego automatu miałem niewiele bliżej, niż do samej stacji pogotowia ratunkowego. W dodatku ten najbliższy był uszkodzony i musiałem biec kilkaset metrów dalej, do następnego. Kilka lat później, gdy moi rodzice mieli już telefon stacjonarny, przypominam sobie, jak podczas studiów dzwonili do mnie do akademika do Brukseli, jakie to było drogie, i jak okupowaliśmy jedyny w całym akademiku aparat telefoniczny. Telefony komórkowe musiały już wówczas się pojawiać, ale nikt z moich znajomych komórki wtedy nie miał, a ja kupiłem mojego pierwszego Philipsa Fizza pięć lat później. By z niego rozmawiać, wychodziłem na wzgórze kilometr od domu i z trudem udawało mi się czasami złapać odrobinę zasięgu.
Dzisiaj numer telefonu stacjonarnego moich rodziców jest przeniesiony do operatora internetowego i można z niego korzystać w dowolnym miejscu na świecie przez komórkę lub bramkę voipową. Moi rodzice potrafią przeprowadzić rozmowę video przez komunikator internetowy, wszyscy korzystamy z komunikatorów nie tylko w laptopach i tabletach, ale także w telefonach i telewizorach…
Zanim Wiktor pójdzie na pierwszą randkę, narzędzia służące ludziom do rozmowy zmienią się w sposób równie niewyobrażalny, jak zmieniły się odkąd ja byłem w liceum, albo jeszcze bardziej, bo tempo postępu jest lawinowe. Cwana i mądra bestia z tej Janiny. Ale nie ulega wątpliwości, że będę bardzo szczęśliwy, jeśli Wiktor użyje tego, co wówczas będzie dostępne, by się do mnie odezwać, choćby i po to, żeby wysępić na bilet do kina (o ile będą wtedy kina). A kto wie, może zechce się pochwalić po fakcie, jak było, albo pożalić, co mu nie wyszło? Życzymy mu z Janiną jak najlepiej, i niech mu się wszystko udaje, ale to bym dopiero był szczęśliwy, gdyby zechciał mi się poskarżyć albo zwrócił się do mnie z prośbą o pomoc czy o radę…

Dosadnie

W erze pospiesznie pisanych SMS-ów, krótkich wiadomości przez komunikator, wstukiwanych na dotykowym ekranie telefonu podczas jazdy samochodem, Twittera i innych zwięzłych form komunikacji, z tego czy innego względu ograniczonych mniej lub bardziej precyzyjną liczbą znaków, trzeba być bardzo dosadnym, by zostać dobrze zrozumianym.

Cisza po Sylwestrze

W Nowy Rok rano tylko właściciele psów przemykają między blokami, a gdy popatrzysz na ekran telefonu okazuje się nagle, że wszyscy mają powyłączane komórki, tablety i komputery, i lista, którą normalnie trzeba przewijać i przewijać skurczyła się do czterech dostępnych (przynajmniej teoretycznie) osób.

40 milionów

Martwiłem się, że po przejściu pod skrzydła Microsoftu Skype upadnie, a tymczasem dzisiaj ze zdumieniem zauważyłem w dolnej części okna, że liczba aktywnych, zalogowanych w tym momencie użytkowników, przekroczyła czterdzieści milionów.
Z drugiej strony, nic dziwnego. Połowa moich rozmów na Skypie w tej chwili to czaty ze znajomymi z Facebooka, a mój osiemdziesięciopięcioletni ojciec w ostatnich dniach kilkakrotnie przeprowadził rozmowy wideo przez Skype.



Nieco ponad pół roku temu, pod Galerią Krakowską, dostałem ulotkę reklamującą sztandarowy model telefonu firmy, która również zdecydowała się na mariaż z Microsoftem. Ocena moralna tej formy zaśmiecania miasta jest dla mnie niejednoznaczna, ale przyjąłem ulotkę, a następnie – podobnie jak wszyscy inni – wrzuciłem ją do kosza przy wejściu do Galerii, kilkanaście metrów od olbrzymiego stoiska promocyjnego



Dzisiaj wiadomo już, że zupełnie tak, jak my wyrzucaliśmy te ulotki, producent telefonu – w pewnym sensie – wyrzucił do kosza reklamowany wówczas model. Nie będzie go rozwijał, aktualizował do nowej wersji systemu. To trochę tak, jak niegdyś porzucił prace nad naprawdę rewolucyjnym telefonem N900 i użytkownikom, którzy zakupili ten super nowoczesny model za ponad 2 tys. złotych, po kilku miesiącach rozwiał wszelkie nadzieje na to, że będzie z niego jakiś pożytek.
Mam nadzieję, że Microsoft nie wyrzuci w ten sam sposób do kosza Skype’a, bo chociaż od dawna już siedzę na Androidzie i wbudowane weń formy komunikacji w większości przypadków są dla mnie całkowicie wystarczające, nadal instaluję Skype na każdym telefonie czy komputerze, jakiego używam.

Reklamowe oszustwo

Wojna na ilość fanów na Facebooku między polskimi operatorami telefonii komórkowej trwa. O ile jednak niektóre firmy zachowują pozory przyzwoitości i przyciągają użytkowników portalu do swoich fanpage’y oferując im coś w zamian (na przykład cyklicznie powtarzające się akcje z kodami lub darmowe SMS-y za gole w Euro 2012, jakie rozdaje Orange), inne żerują bezwstydnie na nie związanych z telekomunikacją emocjach, a może i na zwykłej niewiedzy internautów.
Zdziwiłem się bardzo widząc, że moi znajomi, bez względu na to, w jakiej sieci mają komórki, nagle jeden za drugim zostają sympatykami Play. Zrozumiałem, gdy mnie samemu wyświetliła się sponsorowana reklama. Następną moją reakcją po zrozumieniu tego nagłego fenomenu było poczucie głębokiego niesmaku.

Kajety XXI wieku

Piotr Peszko, mój wirtualny znajomy, entuzjasta nowych technologii w edukacji, stworzył swój pierwszy w życiu demotywator. Pokazuje on trzy przedmioty „zakazane” w szkole dla różnych pokoleń uczniów: kolorowy długopis, kalkulator i telefon komórkowy.
O komórkach w klasie pisałem już wielokrotnie. O związanej z ich używaniem przez uczniów paranoi ciała pedagogicznego, i o tym, jak bywają przydatne w dyscyplinowaniu nauczycieli, usprawniają komunikację i organizację pracy, a czasem po prostu tworzą miłą atmosferę.
Patrząc na demotywator Piotra pomyślałem sobie jednak ze smutkiem, że szkoła, ze swoim restrykcyjno – represyjnym stosunkiem do wszystkiego, co nowe i przydatne, w gruncie rzeczy zaprzecza wartościom, które powinna promować, i przekreśla sens własnego istnienia. Taka szkoła, zamiast pomagać w uczeniu, właściwie przeszkadza. A bywa, że matołowatością realizowanych projektów, do udziału w których zmusza swych podopiecznych, sama się demaskuje, niczym na znanym i powszechnie dostępnym w internecie zdjęciu, które zamieszczam poniżej. Kto mógł wymyślić gazetkę o oszczędzaniu papieru, w której tegoż papieru tyle zmarnowano?

Z pewną ulgą odnotowałem niedawno, że znajdujący się w pobliżu Placu Matejki sklep papierniczy pozbywa się ze swoich magazynów zeszytów. Faktycznie, nie są one już tak przydatne w szkole, jak były kiedyś, i w wielu sytuacjach można się bez nich obyć.
Zobaczymy: albo szkoła będzie korzystać w celach dydaktycznych z tego, co ma zastosowanie w realnym życiu, albo trzeba będzie poważnie się zastanowić, czy nie ma racji uczeń, który mówi: „Nauczycielu, nie przeszkadzaj mi, kiedy rozmawiam na lekcji„. Marzy mi się szkoła, która wyprzedza rzeczywistość, ale – znając realia – byłoby już niezłym sukcesem, gdyby udało jej się chociaż za nią nadążać.

Stały klient

Zastanawia mnie od jakiegoś czasu, czemu Plus tak źle mnie traktuje i w najmniejszym nawet stopniu nie stara się o moją satysfakcję ze świadczonych usług, choć jestem stałym klientem od lat. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo stałym klientem jestem, póki nie zobaczyłem dzisiaj w internetowej aplikacji obsługi klienta terminu płatności za fakturę. Musiałem być klientem Plusa jeszcze zanim się urodziłem. Ba, byłem klientem Plusa na ćwierć wieku przed powstaniem tej sieci.
Z drugiej strony jednak, nic dziwnego, że tak źle mnie traktują. Zalegam im z fakturą od 41 lat. Dawno powinni się pozbyć takiego klienta.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Skype – dezaktualizacja na ratunek

Jak chwali się Skype na swojej stronie, użytkownicy telefonów z Androidem wyposażonych w dwie kamery mają teraz możliwość prowadzenia mobilnych rozmów wideo. Z jednej strony to dobry sygnał, bo po przejęciu Skype’a przez Microsoft niektórzy złowieszczo wróżyli koniec prac nad rozwojem aplikacji pod platformy inne niż Windows, ale z drugiej – potworna wpadka.
Cóż z tego bowiem, że w przeciwieństwie do użytkowników smartfonów z Windowsem, dla których dotąd nie ma oficjalnego mobilnego Skype’a, społeczność Androida dostała śliczny świeży interfejs, skoro – wnioskując z głosów na forach społeczności – prawie wszyscy są niezadowoleni, a program nie nadaje się do użytku na wielu popularnych modelach? Nie chodzi już nawet o to, że funkcjonalność rozmów wideo jest ograniczona do kilku dosłownie telefonów, ale o fakt, że większości użytkowników nie działają mikrofony, co całkowicie uniemożliwia wykonywanie rozmów.
Z innych niedociągnięć, w bogatym nowym interfejsie zniknęła możliwość dostosowywania powiadomień dźwiękowych, a sygnał połączenia jest stanowczo za cichy. W trakcie połączenia nie działa ikona głośnika, a po wyłączeniu programu dane logowania trzeba wprowadzać na nowo i nie ma sposobu na ich zapamiętanie. Nie wszystkim też podoba się nowy interfejs, ale to już kwestia gustu.
Dopóki wersja 2.0.0.47, dostępna obecnie w markecie, nie zostanie poprawiona, jest tylko jedno wyjście. Należy odinstalować nowy Skype, a następnie pobrać z internetu archiwalną wersję, zapisać ją na karcie lub w pamięci telefonu, i stamtąd zainstalować. Trzeba przy tym pamiętać, by w ustawieniach (Ustawienia > Aplikacje > Nieznane źródła) zaznaczyć opcję zezwalającą na instalowanie aplikacji niepochodzących z usługi Android Market, a także by wyłączyć automatyczną aktualizację aplikacji do czasu rozwiązania problemu.
Ostatnią wersję poprzedniego Skype’a, 1.0.0.984, można pobrać na przykład stąd. Rozmówcy wprawdzie nie będziemy mogli zobaczyć, ale przynajmniej będziemy się wzajemnie słyszeć.

Zbaraniałem

Na początku kwietnia pisałem o tym, jak to wielu abonentów sieci komórkowych daje się naciągnąć na 2 złote netto miesięcznie i – korzystając (często nieświadomie) z różnie się nazywającej u różnych operatorów usługi – dręczy osoby dzwoniące do nich nieprzyjemnym, głośnym jazgotem i wyciem zamiast normalnego sygnału oczekiwania na połączenie. Byłem wówczas szczególnie znużony i zdenerwowany wysłuchiwaniem tych niemiłych dźwięków, bo musiałem akurat w ciągu paru dni wykonywać telefony do sporej liczby osób, do których na co dzień nie dzwonię, w dodatku większość z nich nie odbierała mimo wielokrotnych prób uzyskania połączenia.
Już po napisaniu o tym, jak się pozbyć tej potwornej usługi, ponownie w sprawie służbowej, musiałem kilka tygodni później obdzwonić kilkanaście osób, z których spora część ma numery u wirtualnego operatora Heyah. Wtedy dopiero zbaraniałem. Dosłownie. Spędziłem kilka godzin wysłuchując przerażających gwizdów i beczenia, które to miały mnie zachęcić do „nawijania”. „Nawijaj, aż zbaraniejesz” – zachęcał mnie lektor, którego głos nałożono na rodem z piekła odgłosy reklamy Heyah. Rzeczywiście, zbaraniałem. Rozbolała mnie głowa i nie byłem w stanie skupić się podczas zajęć. Od tamtej pory staram się nie dzwonić do nikogo, kto ma telefon w Heyah, jeśli nie jest to konieczne.
Jeśli masz pecha i telefon w Heyah, a nie chcesz go przenieść do żadnej normalnej, dużej sieci, nie jesteś skazany na to, by ludzie baranieli na myśl, że mają do ciebie zadzwonić. Odstraszające rozmówców baranie odgłosy wyłączysz dokładnie tak samo, jak usługę „Szafa gra” – wysyłając SMS-a o treści NIE na bezpłatny numer 80333. Jeśli nie zadziała od razu, próbuj do skutku. Lepiej tak, za darmo, niż dzwoniąc do biura obsługi, gdzie u tego przedziwnego operatora słono zapłacisz za każdą minutę rozmowy.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Wkurzanie na czekanie

Pazerność niektórych operatorów telefonii komórkowej nie zna granic, a świetnym na to przykładem jest sposób wciskania abonentom usługi polegającej na odtwarzaniu wybranej (w niektórych przypadkach przez operatora) melodyjki zamiast standardowego sygnału połączenia. W niektórych sieciach użytkownikom spontanicznie włącza się losową melodyjkę informując ich SMS-em, że usługa ta jest dla nich w promocji dostępna za darmo. Niektórzy z nich zapominają potem o wyłączeniu usługi i operator odtąd ma od nich cyklicznie kasę za usługę, której część z nich wcale sobie nie życzy.
Według sloganów reklamowych, osoba dzwoniąca do nas ma dzięki odtwarzaniu melodyjki mieć umilony czas oczekiwania na połączenie, operatorzy zapominają jednak dodać, że jakość odtwarzanego dźwięku bywa fatalna, głośność melodyjki w stosunku do głośności tradycyjnego sygnału bywa skrajnie różna, a gdy dzwonimy do kogoś, kto ma włączoną tę usługę, korzystając z zestawu samochodowego albo z mocno podniesioną (na przykład z uwagi na hałaśliwe otoczenie) głośnością w słuchawce, słyszymy często jeden wielki jazgot, który uniemożliwia trzymanie telefonu przy uchu, a mającej nam uprzyjemnić czas melodyjki nie sposób rozpoznać.
Ostatnio kilkoro moich znajomych ode mnie dowiedziało się, że ma aktywną tę usługę. Żadne z nich nie było świadome, że operator pobiera od nich co miesiąc opłatę za jej funkcjonowanie, ani nie umiało jej wyłączyć. Pomyślałem, że zrobię dla nich ściągę, jak pozbyć się tego „wkurzania na czekanie”. W zależności od operatora, usługa nosi różne nazwy i można ją wyłączyć w różny sposób:
– W Erze i Heyah usługę wyłączamy poprzez wysłanie SMS-a o treści NIE na bezpłatny numer 80333. W Erze usługa nosi nazwę „Granie na czekanie”, w Heyah – „Szafa gra”.
– W Orange, aby wyłączyć „Halo granie”, należy wysłać SMS o treści WYLACZ na numer 3333 lub zadzwonić pod numer *3333 i postępować zgodnie z poleceniami lektora.
– W Play usługę „Muzyka na czekanie” wyłączamy wysyłając NIE na numer 3000 lub korzystając z krótkiego kodu *111*19*2# – druga metoda jest darmowa, za pierwszą płacimy jak za zwykłego SMS-a, zgodnie z taryfą.
– W Plusie wyłączenie usługi „Czasoumilacz” jest bezpłatne i dokonuje się go przez wysłanie wiadomości SMS o treści DEZAKTYWACJA na bezpłatny numer 80333.
Wśród wszystkich osób, do których ostatnio dzwoniłem, a mają aktywną usługę tortur dźwiękowych dla uszu rozmówców, jedynie mój Synek Antek ma melodyjkę, która nie stanowi udręki. Do wszystkich innych po prostu odechciewa się dzwonić i lepiej puścić bita albo wysłać esa. Ale może te dwa złote miesięcznie warto wydać, by ludziom odechciało się do nas dzwonić i zawracać nam głowę?

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,