Krótkie spodenki

Nie od razu załapałem, że news, który mi sprzedali uczniowie z technikum, jest dwuznaczny. Nauczyciel „wydupcył dwóch chłopaków, bo przyszli w krótkich spodenkach”.
Jak już to do mnie dotarło, przez chwilę dumałem nad tym, czy fakt, iż nauczycielem tym był ksiądz katecheta, w jakikolwiek sposób zmniejsza czy też może pogłębia tę dwuznaczność… Nie doszedłem do żadnych rozsądnych wniosków, szybko się otrząsnąłem i porzuciłem dalsze rozważania.
Jedna klasa chłopaków zastanawia się teraz, czy będą mogli chodzić w krótkich spodenkach, jeśli obiecają, że zaczną depilować nogi. W innej podobno wszyscy mają zamiar przyjść na najbliższą lekcję w bokserkach. Na szczęście robi się zimno, więc może odechce im się tej prowokacji.

Tort z szynką

Po latach uczenia, że za pracę w szkole otrzymuję wynagrodzenie, więc nie przyjmuję kwiatków, alkoholu ani wszelkiego rodzaju innych prezentów, uczniowie potrafią zaskoczyć i rozbroić. No bo jak tu odmówić przyjęcia urodzinowego upominku, gdy cała czwarta mechanika układa człowiekowi na biurku stos ze swoich drugich śniadań?


Chłopaki mieli bekę, ale potem jeszcze pozwolili zrobić normalną lekcję i rozwiązaliśmy kilka ćwiczeń z repetytorium. Na tle tych kanapek, „upominek” od drugiej klasy maturzystów był jakiś taki mniej satysfakcjonujący. 


Zdania przydawkowe

Przeglądamy z całą klasą zadania, które były wykorzystane na sierpniowym egzaminie poprawkowym, a wśród nich jedno, w którym trzeba było zdefiniować różne słowa, używając wymyślonych przez siebie zdań przydawkowych.
Na początku idzie normalnie i monotonnie:
Krawiec to osoba, która szyje ubrania.
Panna młoda to kobieta, która wychodzi za mąż.

Uśmiecham się, gdy słyszę:
Lodówka to urządzenie, do którego wkłada się piwo, żeby było zimne.
Albo taki dość pospolity błąd, który ciężko jest wyrugować (na szczęście nie tylko ja się śmieję):
Kuchenka to osoba, która gotuje obiad.
Ale kolejny przykład jest już całkiem rozbrajający:
Stacja benzynowa to miejsce, gdzie kupuje się alkohol i prezerwatywy.
A potem dowiaduję się, że wokół stacji benzynowej w ogóle obraca się całe życie. Tylko paliwa się tam nie kupuje. Słusznie, za drogie, szkoda kasy.

Mrówka zdaje maturę

Gdy między źdźbłami trawy w klombie koło naszej szkoły mrówka pieczołowicie przenosi jakieś ciężary, pewnie nie jest w stanie zauważyć ani szkoły, ani internatu, ani setek młodych ludzi przechodzących kilka metrów od niej w ciągu tych paru przedpołudniowych godzin. Ale gdyby wyszła na replikę stołu Tadeusza Kościuszki i dobrze się rozejrzała, dojrzy męskie skrzydło internatu i stołówkę oraz co najmniej trzy segmenty budynku szkoły.
A gdyby wejść na dach internatu, albo wyjrzeć przez szeroko otwarte okno którejkolwiek pracowni na pierwszym piętrze od strony wschodniej, można już obejrzeć cały Płaskowyż Proszowicki, niektóre wzniesienia będą nawet w województwie świętokrzyskim. Z drugiej strony da się z kolei poczuć Jurę Krakowsko-Częstochowską z jej warownymi zamkami na wapiennych skałach.
A gdyby tak pójść na dłuższy spacer i wejść na Koniuszę, wzniesienie oddalone o kilkaset metrów od naszej szkoły (chociaż to według znaków drogowych ok. 2 km), i stanąć na kościelnym wzgórzu albo na parkingu koło podstawówki? W dole widać wtedy Kraków w całej okazałości, nawet najdalsze jego dzielnice. Ba, nawet wzniesienia po drugiej stronie miasta.
A jeśli jest dobra pogoda i zjeżdża się z Koniuszy do Posądzy, można dostrzec Tatry. Bywa, że widać je całkiem nieźle i to szczególnie piękny widok w gorący letni poranek, gdy można wysoko nad linią horyzontu zobaczyć jakieś postrzępione wierchy z resztkami śniegu na wierzchołkach.
Z samolotu krążącego nad Balicami Tatry wyglądają cudownie, szczególnie wieczorem, gdy ich szczyty stoją jeszcze ponad chmurami w słońcu, podczas gdy Kraków, nagle tak maleńki i tak bardzo u podnóża tych Tatr się znajdujący, tonie już w mrokach nocy i pełen jest elektrycznych świateł.
Ilekroć przychodzi do mnie uczeń, który mówi, że nie będzie zdawał matury, czuję litość i rozgoryczenie zarazem. Czuję się, jakbym rozmawiał z mrówką, która metr od swojego mrowiska nie widzi już nawet ławek i siedzącej na nich młodzieży, a wręcz przeczy tych ławek istnieniu.

Chłopakom z moich klas maturalnych, którzy zobaczą ten wpis na Facebooku, przypominam, że mogą sobie w komentarzach do woli na mnie ponarzekać. Usunąłem niedawno moje konto na tym portalu i możecie mi naubliżać do woli. Choćbym był w stanie to przeczytać, bolałoby mnie to mniej, niż rezygnacja kilkunastu z Was ze zdawania matury. Jesteście dwoma najlepszymi klasami maturalnymi, jakie dane mi było dotąd uczyć w XXI wieku.

Pusto nie pusto

Kolejna uroczystość za nami, świadectwa rozdane. Moi wychowankowie drugoklasiści przyzwyczaili się już chyba do tego, że nie uważam się za osobę godną wręczania im świadectw i w zupełnie naturalny sposób przyjęli fakt, iż świadectwa otrzymują z rąk starszych kolegów, zasłużonych absolwentów, tym razem Piotra i Roberta, chociaż Michał, który wręczał im świadectwa w ubiegłym roku, też – odrobinę spóźniony – dojechał na uroczystość. Uroczystość w tym roku odbyła się na tarasie przed świetlicą internatu i była połączona z urodzinowym grillem na cześć Adriana, z okazji jego urodzin.
Moi drugoklasiści wiedzą już też, że na zakończenie roku szkolnego, jak i z każdej innej okazji, nie należy wprawiać mnie w zakłopotanie i przynosić mi kwiatków ani żadnych innych prezentów. Jestem więc z nich dumny, że nie wygłupili się i niczego mi nie przynieśli, tym bardziej, że wysłuchiwanie przy grillu kłótni o to, że ktoś tam nie przyniósł na kwiatki dla innych nauczycieli, albo że ktoś tam za niego założył, albo że komuś będzie potrącone we wrześniu przy jakiejś kolejnej składce, utwierdza mnie w przekonaniu, że podjęta przed laty decyzja, by nie przyjmować żadnych kwiatków od uczniów, była słuszna. Nikt z I B, II A, z trzecich klas technikum ani spośród maturzystów, którym rozdawałem dzisiaj świadectwa maturalne, nie przyniósł mi żadnych kwiatków. Tylko klasa II B, z którą miałem niewielki i krótkotrwały kontakt, była niewtajemniczona i próbowała mi coś wręczyć, ale – mam nadzieję – ze zrozumieniem przyjęła moją odmowę.
Tyle jeśli chodzi o kwiatki. Ale jest też tradycja obdarowywania w dniu zakończenia roku szkolnego uczniów. Ci, którzy mają świadectwo z czerwonym paskiem, laureaci konkursów i olimpiad, społecznicy i inni szczególnie zasłużeni, dostają książki zakupione z pieniędzy, które – faktycznie – wpłacili na komitet rodzicielski ich rodzice. Długo myślałem, komu wręczyć te trzy nagrody książkowe, które odebrałem dla moich drugoklasistów. Karol, który ma najlepszą średnią ocen w jednym zawodzie, i Dawid, o najwyższej średniej w drugim z zawodów i w całej klasie w ogóle (klasa składa się z dwóch grup uczniów, w dwóch różnych zawodach), stanowili dość łatwy wybór. Trzecią nagrodę mogłem dać Klaudii, która jest przewodniczącą Rady Młodzieży, Przemkowi lub Pawłowi, którzy mają wzorową frekwencję, wielu innym osobom, dla każdej znalazłby się jakiś powód. Ostatecznie postanowiłem nagrodzić Tomka.
Tomek jest jedynym uczniem w mojej klasie, który ma ocenę niedostateczną na koniec roku i egzamin poprawkowy w sierpniu. Ale nie jest najgorszym uczniem. Jest trzech innych, którzy mają gorszą średnią ocen od niego. Poza tym, Tomek jest jednym z trojga uczniów o najlepszej frekwencji, a przecież w ubiegłym roku była przeciwko niemu wszczęta procedura skreślania z listy uczniów w związku z wagarowaniem. Myślę, że Tomek obrał bardzo słuszny kierunek i mam nadzieję, że w trzeciej klasie będzie miał jeszcze większe osiągnięcia i będzie jeszcze bardziej inspirował wszystkich do zmian na lepsze. Trzymam za niego kciuki na poprawkowym egzaminie z matematyki w sierpniu.
Kilka dni temu, na skraju lasu, zauważyłem rój widoczny na zdjęciu. Dzisiaj, w tym samym miejscu, są już tylko puste gałązki. Trochę to przypomina szkołę. Dziś jeszcze pełna ludzi, w przyszłym tygodniu będzie pusta, chociaż – dla nauczycieli – to jeszcze nie koniec pracy. Będą jeszcze zebrania, konferencje, nabór do klas pierwszych, ocenianie egzaminów zawodowych w technikum do połowy lipca.
Udanych wakacji i uważajcie na siebie. Niech się od Was zaroi za kilka tygodni. Oby we wrześniu nikogo nie zabrakło.

Dzień Mechanika

No wiadomo, zapomniałem. Ja nawet o imieninach mojej suki Zuzi przypomniałem sobie dopiero wtedy, gdy zaczęły mnie rano budzić przesyłane na moją komórkę SMS-y z życzeniami. Na starość, jak się już jest dziadkiem, to człowiekowi ciężko to wszystko ogarnąć i nad wszystkim zapanować. Język się plącze w ustach, a myśli w głowie, lecz moje karygodne zaniedbanie nie zmienia faktu, że spóźnione życzenia są równie szczere i z głębi serca, jak byłyby, gdyby dotarły na czas. Mojemu Ojcu, Synkom, setkom uczniów i studentów, wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Mechanika 2012!

Urodzinowe sprzątanie

Mówi się, że z roku na rok młodzież coraz gorsza, coraz bardziej egoistyczna, mniej skłonna do spontanicznych akcji i dobroduszności. A tu proszę, panowie z I B nie chcą pozwolić, by ich kolega z klasy obchodził urodziny w szkole, wokół której walają się śmieci, więc posprzątają. Takie ogłoszenia zawisły dzisiaj na wszystkich korytarzach.

Pomysł na czerwcową lekcję

Dwie trzecie klasy technikum odchodzą mi na praktyki zawodowe. To najlepsze dwie klasy, jakie dotąd miałem ucząc w technikum, więc będzie mi bez nich trochę smutno, bo nie będę z kim miał pogadać po angielsku, ale do września wytrzymam, a zresztą spotykam się z nimi sporadycznie, gdy przyjeżdżają na kursy spawania, wózki widłowe, albo na fejsowym czacie.
Jedną z tych klas udało mi się jeszcze podczas tych ostatnich przed końcem zajęć dydaktycznych lekcji zaangażować w dyskusję nad tekstem piosenki, druga niestety już nie przyszła, więc nie do końca wiem, co mieliby do powiedzenia o przyjaźni, zaufaniu, samotności i imprezowaniu Krystian, Sławek, Piotrek i paru innych. Mogę się wprawdzie domyślać, ale to nie to samo.
Ale jeśli macie klasy, z którymi można sobie porozmawiać w języku angielskim, serdecznie polecam poniższą piosenkę. Oni ją wszyscy znają, ale mało kto zastanawiał się nad słowami. Ba, mało kto zwracał na nie uwagę. A słowa są o czymś, co jest im dobrze znane, co stanowi – w gruncie rzeczy – esencję życia dla większości z nas. Są o tym, czego większość z moich uczniów – gdzieś między Trzyciążem, Wielgusem i Izdebnikiem, z Krakowem pośrodku, doświadcza co weekend. I podczas tych czerwcowych lekcji cóż może być bardziej naturalne, niż porozmawianie sobie o czymś, co nie pochodzi z podręcznika, nie wiąże się z wykładem z gramatyki, a jednocześnie obfituje w idiomy, którymi można się popisać przed egzaminatorem podczas egzaminu maturalnego? Jednego nie rozumiem, jak takie błyskotliwe chłopaki, doszukujący się tylu ukrytych znaczeń w takim tekście, mogą się bać matury ustnej z polskiego?
Zachęćcie swoich uczniów do interpretacji słów tej piosenki. To naprawdę bardzo satysfakcjonujące doświadczenie, usłyszeć z ust Marcina, który dwa lata temu nie potrafił sklecić kilku słów po angielsku, że „this guy seems to have some issues with himself”. To była dla mnie jedna z najprzyjemniejszych lekcji w trzeciej mechanika w tym roku. Luźna rozmowa o tekście tej piosenki i opowiadanie o ich doświadczeniach i ideałach.

Pogłosowałem

Sprowokowani czytanką w podręczniku dyskutujemy z panami z pierwszej „b” nad tym, czy powinno się zezwolić głosować w wyborach powszechnych osobom, które ukończyły szesnaście lat. W pierwszej chwili większość z nich jest na nie, bo cóż takie młode osoby miałyby mieć do powiedzenia i na czym się znają. W miarę jednak, jak dociera do nich, że to właśnie oni stanowią grupę wiekową, o której dyskutujemy, przybywa zwolenników przyznania im praw wyborczych. Podstawa to legalizacja zioła. No i że może lepiej, żeby oni głosowali, niż te babki słuchające radia. Przyznają wprawdzie, że polityka ich nie obchodzi i że się na niej nie znają, ale szacują, że za dziesięć lat będzie dokładnie to samo, więc co za różnica. W naszej rozmowie zaczyna natomiast dominować wątek odebrania praw wyborczych osobom w podeszłym wieku. Przede wszystkim te babki od radia, ale zaczynamy schodzić niżej, niżej, niżej… Dochodzimy do czterdziestki. No to pogłosowałem sobie. Jeśli w najbliższym czasie nie stanie się coś niezwykłego i nie dojdzie do rozpisania niespodziewanych, dodatkowych wyborów, a nic na to nie wskazuje, nigdy już nie pójdę do obwodowej komisji wyborczej.
Z drugiej strony, myślę sobie, chłopaki mają chyba rację. To już jest ich świat i powinni urządzać go po swojemu, a mnie nie pozostaje nic innego jak tylko im zaufać, że chcą dla nas wszystkich dobrze.

Ostre zakręty

Instytut Transportu Samochodowego demonstruje na dorocznej imprezie dla uczniów szkoły działanie alkogogli, czyli okularów symulujących stan upojenia alkoholowego. Telewizja regionalna w relacji z wydarzenia podkreśla, że organizowanie dla uczniów szkoły średniej tego rodzaju pokazów jest szczególnie celowe, ponieważ większość wypadków drogowych powodują właśnie młodzi kierowcy, często także pod wpływem alkoholu.
Popijając kawę i patrząc z okna szkolnej stołówki na Jarka z trzeciej klasy, który w alkogoglach bez najmniejszego problemu, z pewnością i precyzją przejeżdza w tę i z powrotem krętą linię wymalowaną na parkingu, zaczynam mieć wątpliwości. Skąd u Jarka taka wprawa w jeżdżeniu po pijanemu? Może trzeba by dodać tym alkogoglom parę promili, by założenie ich powodowało większe zaburzenia percepcji? Czyż pewność i bezbłędność, z jaką porusza się Jarek, nie dodadzą mu pewności siebie i nie zachęcą do kierowania nawet po paru piwach?