Zaloty na parkingu

Jak widzisz takie coś na parkingu, to aż strach pomyśleć, co może mieć z tyłu.
Niestety, musiałem przejść na drugą stronę, do parkomatu, i widziałem.
Ale nie podzielę się tym, co było z tyłu. Same oczy wystarczą.

Higiena na parkingu

Olka twierdzi, że właściciel forda to brudas. Tak sobie myślę, że dołączony do komunikatu rysunek, zamiast precyzować, co Olka ma na myśli, wprowadza dwuznaczność. Bo właściwie o co chodzi: że ford ostatnio nie był na myjni czy że jego właściciel nie dba o higienę osobistą?
Dlatego może dobrze, że na maturze z języka obcego, jak i na innych egzaminach językowych, emotikony i materiały ikonograficzne nie są uznawane za komunikatywny przekaz językowy. O czym warto, drodzy maturzyści, wiedzieć.

Niedzielna jazda

W niedzielny poranek, tuż po zmianie czasu z zimowego na letni, a więc gdy wszyscy przyzwoici ludzie jeszcze śpią, dojeżdżam opustoszałą jedynką do świateł w Siewierzu i zatrzymuję się na czerwonym. Nikt nie stoi na światłach z przeciwka, od strony Katowic, lusterko wsteczne upewnia mnie w przekonaniu, że nikt za mną nie jedzie od Częstochowy. Nikt nie przejeżdża przez skrzyżowanie w poprzek, ani w kierunku Zawiercia, ani Tarnowskich Gór. Wiem, wiem, Siewierz to nie Times Square w Nowym Jorku, ale czuję się trochę jak Tom Cruise we śnie na początku filmu Vanilla Sky i muszę się powstrzymać, by nie wysiąść z auta i nie pobiec trasą. Zapala się zielone i ruszam. Pustą drogą dojeżdżam do wiaduktu, na którym jedynka odbija od drogi wiodącej na Katowice. Na szczycie wiaduktu, już po zjechaniu na Kraków, w lusterku wstecznym zauważam światła jadącego za mną od strony lotniska samochodu. Uff, nie tylko ja przeżyłem koniec świata.
Inna przygoda z tej samej trasy, też z niedzielnego poranka. Droga krajowa numer 1 od Częstochowy do Siewierza to niby trasa szybkiego ruchu, ale co chwila – z różnych przyczyn – są ograniczenia prędkości. W niektórych miejscach można rozwinąć pełną dozwoloną na takiej trasie prędkość 110 km na godzinę, w innych należy zwolnić – do 70, a w niektórych miejscach nawet 50 km na godzinę. Co kilka kilometrów stoi radar, nad sygnalizatorami zawieszone są kamery, a w kilku miejscach lubią stać panowie z „suszarkami”. Dlatego rzuca mi się w oczy na stosunkowo pustej drodze małe szare autko, którego kierowca, nie zważając na znaki i na warunki drogowe, sunie równiutko 90 na godzinę, więc raz po raz go wyprzedzam, a gdy ja zwalniam przed skrzyżowaniem czy radarem, on mnie dogania i wysuwa się do przodu.
Kończąc tankować w Olkuszu, rozpoznaję to autko wjeżdżające na stację. Kiedy jego kierowca udaje się do kasy zapłacić za paliwo, uchyla się szyba pasażera i zdenerwowana kobieta zwraca się do mnie przez okno: „Niech Pan przestanie się drażnić z moim mężem ciągle nas wyprzedzając, bo w końcu zadzwonimy na policję!”
Też przypomina się film, Duel Stevena Spielberga (1971), tylko że tam maniak kierował ciężarówką, a nie osobowym Volkswagenem.

Humor za kierownicą

Są dwa rodzaje kierowców, których można się bać, ale sam już nie wiem, który jest straszniejszy. Wiadomo, że mamy tych dwudziestoletnich, odważnych, z dużymi silnikami, którzy nerwowo próbują cię wyprzedzić spychając na prawy pas, chociaż i tak już dwukrotnie przekraczasz dozwoloną prędkość, albo którzy potrafią zmienić pas ruchu kilkakrotnie w ciągu pół minuty, wykorzystując w tym celu luki między samochodami, w których ja chyba nie odważyłbym się próbować zaparkować. O ile jednak nie bez kozery płacą oni wyższe stawki ubezpieczycielom, nie oni mnie chyba najbardziej przerażają. Jeżdżą dynamicznie, brawurowo, to fakt, ale są spostrzegawczy, mają dobry refleks i potrafią ocenić sytuację na drodze w mgnieniu oka.
O wiele większe przerażenie budzą we mnie kierowcy, którzy w ogóle nie rozumieją, co się wokół nich dzieje i jadą tak, jakby opatrzność nie obdarzyła ich ani wzrokiem, ani rozsądkiem. Nie dalej jak wczoraj widziałem starszego pana, który z pasa do skrętu w prawo beztrosko skręcił w lewo, zajeżdżając nonszalancko drogę kierowcom stojącym na pasach do jazdy wprost i do skrętu w lewo, którzy na szczęście zdążyli z piskiem opon zahamować.
Jakieś dwa tygodnie temu stanąłem na skrzyżowaniu zablokowanym przez kobietę, która – nie mogąc jechać dalej, bo zapaliło się czerwone światło – wjechała swoim wielkim terenowym autem na środek skrzyżowania i zatamowała ruch we wszystkich kierunkach. Ponieważ stałem maską w maskę z jej autem, uniemożliwiającym mi skręt w lewo, popatrzyłem na nią z politowaniem i wykonałem mało może stosowny, ale jednak delikatny gest puknięcia się w czoło, co wzbudziło w niej taką agresję, że wysiadła z auta i długo krzyczała, wymachując rękami nawet wtedy, gdy zmieniły się już światła i mogła spokojnie opuścić skrzyżowanie, a tym samym odblokować je i umożliwić przejazd innym zdumionym kierowcom. Nie rozumiała w ogóle, że zablokowała ruch.
Niedawno, jadąc podmiejską ulicą, ze zgrozą i ulgą zarazem (zgrozą z wiadomych powodów, a ulgą, bo udało mi się zahamować) odnotowałem fakt, że jakiś niecierpliwy kierowca wyjeżdżający z drogi podporządkowanej wyprzedza na skrzyżowaniu innego, który zatrzymał się na nim, by ustąpić mi pierwszeństwa.
Jak sobie przypomnę te przygody za kierownicą, to wolę w sumie, by wszyscy kierowcy wokół mnie mieli po dwadzieścia lat i krótki – ale wystarczający dla poczucia się pewnie – staż za kółkiem, niż żeby wokół mnie jeździło stado bezrozumnych baranów, nie widzących w ogóle, co się wokół nich dzieje. A jeśli już muszą prowadzić, to niech mają chociaż do siebie trochę dystansu, jak pani, której samochód zastałem ostatnio zaparkowany koło mojego. Pani musi być rozbrajająco samokrytyczna i trudno by było się na nią gniewać, choćby zrobiła coś bardzo niemądrego.