Uliczna Wieża Babel

Tak jak napisałem w poprzednim wpisie, rzeczywistość zaskakuje nas w sposób zupełnie nieprzewidywalny, niewyobrażalny wręcz. Kilkanaście lat temu, gdy chodziłem do pracy w zachodnim skrzydle pustoszejącego internatu wiejskiej szkoły, nie uwierzyłbym, że internat ten będzie dziś tętnić życiem, bo wypełnią go ukraińskie dzieci i ich rodziny, a co dwudziesty mieszkaniec wsi będzie uchodźcą wojennym. Utyskując na otaczający mnie monolit kulturowy, nie uwierzyłbym kilka lat temu jeszcze, że będę miał za sąsiadów rodzinę Hindusów albo że w najbliższym lokalu gastronomicznym będzie można usłyszeć arabski równie często jak polski. Chciałbym jednak napisać o czymś, co zaskoczyło mnie równie mocno, a w konsekwencji czego nauczyłem się nowych rzeczy i byłem w stanie wyciągnąć pewne wnioski.

Jeszcze kilka lat temu nie spodziewałem się, że będę z łatwością odróżniać język rosyjski od ukraińskiego. Obecnie w piśmie odróżniam je na pierwszy rzut oka, a słuchając osób posługujących się tymi językami po nie więcej niż paru zdaniach. Co za tym idzie, od wybuchu wojny i napływu do nas fali uchodźców z Ukrainy nie mogę się oprzeć wrażeniu, że na ulicy, w parku, w komunikacji miejskiej czy pociągu słyszę wokół siebie język rosyjski dużo częściej niż ukraiński.

Bywa że koncentruję się na takiej niczemu niesłużącej statystyce i bywa, że jest ona bezlitosna. Gdy kilka tygodni temu jechałem pociągiem do Częstochowy, po rosyjsku mówili wszyscy cudzoziemcy na dworcu, na peronie i w pociągu. Gdy dotarłem na miejsce, na najbliższy tramwaj nocny trzeba było czekać 40 minut, nie było wolnego Bolta, więc poszedłem spacerem przez miasto pieszo. Po drodze mijałem się z wieloma osobami mówiącymi po rosyjsku, po rosyjsku mówiła młodzież w ogródkach piwnych przed knajpami, dopiero w okolicach Hali Polonia po drugiej stronie torowiska tramwajowego usłyszałem dwóch młodych mężczyzn, pewnie studentów Politechniki Częstochowskiej, kłócących się po ukraińsku.

Wczoraj podczas spaceru nad Zalewem Nowohuckim podsłuchałem dwie grupki młodych kobiet z dziećmi, obie grupy komunikowały się między sobą po rosyjsku. Po południu przysiadłem się na chwilę na ławce obok placu zabaw przy pobliskiej szkole podstawowej, by upewnić się, że trójka bawiących się tam chłopców rozmawia po rosyjsku, nie po ukraińsku.

Rozmawiałem o tym z Dimą i teraz już rozumiem, że po prostu spora część uchodźców z Ukrainy mówi w domu przede wszystkim po rosyjsku. Także wśród tych, dla których język ukraiński jest tym pierwszym, znajomość języka rosyjskiego jest powszechna, choć nie jest na pewno aż tak, jak na Białorusi, gdzie język białoruski jest jakimś zapomnianym dialektem stosowanym przez staruszków z bardzo głębokiej prowincji. Z wiadomych przyczyn część Ukraińców dotąd posługujących się na co dzień językiem rosyjskim stara się teraz od niego odchodzić na rzecz ukraińskiego.

Dima powiedział mi także, co to takiego суржик (surżyk), a ja pokornie przyznaję, że moja znajomość języków wschodniosłowiańskich nie pozwala mi jeszcze na rozpoznanie, czy słyszę język rosyjski, czy surżyk. Bardzo dobrze wyjaśnia tę potoczną mieszankę języków rosyjskiego i ukraińskiego Daga Bożek na swoim blogu, we wpisie z okazji Miesiąca Języków. „Pani od rosyjskiego” pokazuje także w tym wpisie mapę (dostępną także gdzie indziej), która pozwala zrozumieć, dlaczego tak rzadko wśród otaczających nas wszędzie w polskich miejscowościach uchodźców z Ukrainy słyszymy język ukraiński. Sądząc po mapie, nawet jeśli pokazuje ona stan sprzed kilkunastu lat, a także zestawiając ją z obecnym stanem działań wojennych, większość uchodźców dotarła do nas z regionów Ukrainy, w których język ukraiński wcale nie jest tym najbardziej powszechnym.

Co za tym idzie, sypie się całkiem narracja jednego z reportaży, jaki oglądałem ostatnio w telewizji rosyjskiej. Jego twórcy pokazywali, jakim prześladowaniom poddawani są Rosjanie w Europie od wybuchu wojny, nie tylko w pracy, na studiach czy w szkole, gdzie ich narodowość jest znana kolegom, przełożonym czy nauczycielom, ale także na ulicy, za sam fakt mówienia po rosyjsku. Ukraińców przyjmuje się z otwartymi ramionami (to też mit, ale nie jest on przedmiotem tego wpisu), a Rosjanin nie może się nawet odezwać w swoim języku na ulicy, bo może się spotkać z szykanami czy nawet przemocą. Nie wydaje mi się, że przeciętny obywatel Unii Europejskiej czy Wielkiej Brytanii (reportaż przytaczał przykłady z obu) jest w stanie odróżnić rosyjski od ukraińskiego, o surżyku nie wspomnę.

Wieża Babel

Ktokolwiek wymieszał ludzkie języki, rzeczywiście skutecznie utrudnił nam komunikację i współpracę w osiąganiu celów. Nawet jeśli dzięki temu mam pracę (inaczej mój zawód pewnie by nie istniał), przeglądając dzienniki informacyjne w kilku różnojęzycznych stacjach telewizyjnych poczułem głęboki żal, że nie mówimy – jako ludzkość – jednym językiem.

W ataku na stację kolejową w Kramatorsku, w którym zginęło około 50 osób próbujących uciec przed wojną, a jeszcze więcej zostało rannych, Rosjanie użyli pocisku, na którym umieścili napis „за детей”. Pokazujące to stacje anglojęzyczne przetłumaczyły ten napis jako „for children” lub „for the children”. Wszystko w zasadzie się zgadza, jeśli tylko dziennikarz danej stacji uzupełnił to tłumaczenie stosowną interpretacją, gorzej jeśli wskutek błędnego zrozumienia napisu wprowadził swoich odbiorców w błąd.

Wyrwana z kontekstu anglojęzyczna fraza „for children” (lub „for the children”) nie jest bowiem jednoznaczna i na język rosyjski może być przetłumaczona jako „за детей”, ale również jako „для детей”. Niektórzy, najwyraźniej nieznający rosyjskiego ani cyrylicy w ogóle dziennikarze, wiedząc jedynie, że napis oznacza „for the children”, pozwolili sobie wczoraj na komentarze o wyjątkowym cyniźmie i bestialstwie rosyjskiej armii, która – ostrzeliwując ukraińskich cywilów – zamieszcza na wysyłanych na nich pociskach i bombach bezduszne dedykacje „dla dzieci”. Ten błędny przekaz powtórzyły wczoraj także niektóre największe polskie stacje informacyjne, tłumacząc z angielskiego i nie zwracając uwagi na rosyjski oryginał lub nie rozumiejąc go.

Nic oczywiście nie usprawiedliwia ataku Rosjan na stację kolejową, na której zgromadzonych było kilka tysięcy osób próbujących się wydostać z terenu działań wojennych. Ale napis na pocisku miał zupełnie inne przesłanie niż to, które do wielu z nas dotarło za pośrednictwem mediów. To nie był pocisk „dla dzieci”, ale pocisk „za dzieci”. Bardzo możliwe, że na zniszczonej części pocisku była dalsza część napisu, być może w pełnej wersji brzmiał „за детей Донбасса”. Czyli że ten zbrodniczy atak miał być zemstą „za dzieci Donbasu”.

https://youtube.com/watch?v=tRHfQGpp5qQ

Nurtuje mnie to, że z tak prostej – wydawałoby się – frazy, w językach słowiańskich w dodatku dość jednoznacznej i chyba niepodatnej na sprzeczne interpretacje, może wyniknąć takie nieporozumienie. Ba, że zniekształcenie znaczenia tej frazy przez osobę tłumaczącą ją na język angielski może się odbić tak szerokim echem, że błędne tłumaczenie powraca następnie do mediów posługujących się innymi językami słowiańskimi, w tym językiem polskim.

Jak tu być optymistą w kwestii dogadania się ludzi między sobą w bardziej złożonych kwestiach, jak tu spodziewać się rychłego sukcesu negocjacji pokojowych, rozejmu i końca wojny, jeśli nawet język, którym się posługujemy, jest wrogiem, którego musimy pokonać po drodze?

Pewnym pocieszeniem jest stale rozwijająca się sztuczna inteligencja. Wiele razy chwaliłem tutaj Google Translate, zwłaszcza porównując tę usługę z Microsoft Bing. Warto odnotować, że w tłumaczeniu frazy „for the children” Google świetnie radzi sobie z kontekstem i rozumie różnicę.

Muszę przyznać, że tym razem i Bing sobie poradził. Jest więc może jakaś nadzieja…

Odkrywczy rusycyzm

Człowiek uczy się całe życie. Zwrócono mi dziś uwagę, w dodatku całkiem – jak się okazuje – słusznie, że – pisząc „z dużej litery” – posługuję się rusycyzmem. Lekcję przyjmuję z pokorą, ale mam też pewną refleksję. Powinno się pisać (i mówić) „dużą literą” albo „od dużej litery”.
Podczas oceniania wypowiedzi pisemnych niejednokrotnie konsultujemy się, by upewnić się w słuszności swojego rozumowania, a to ze słownikiem, a to z koleżanką czy kolegą, a to z native speakerem, a niejednokrotnie – zachowując całą uzasadnioną rezerwę do wyników wyszukiwania – z Google.
Jako rodzimy użytkownik języka polskiego, może nie polonista, ale jednak świadomy użytkownik tego języka, w życiu bym nie potwierdził, że forma „od dużej litery” jest poprawna. Każdemu uczącemu się języka polskiego powiedziałbym, że to błąd i że nigdy takiej formy nie słyszałem (pierwsze stwierdzenie byłoby niestety niesłuszne i nieprawdziwe). Wpisana w cudzysłowie fraza „z dużej litery” okazuje się w wynikach wyszukiwania Google występować trzykrotnie częściej niż „dużą literą” i dwudziestokrotnie częściej, niż „od dużej litery”, czyli nawet jeśli zsumujemy występowanie obu form poprawnych, to nadal częściej występującym sformułowaniem jest rusycyzm „z dużej litery”. To pokazuje, jak niezwykle żywym tworem jest język i jak ciężko jest czasem podjąć decyzję, czy użyta przez maturzystę czy studenta forma jest poprawna czy błędna, zwłaszcza w języku mówionym.
Bywa, że uparcie poprawiamy kogoś, choć potem okazuje się, że wcale nie mieliśmy racji. Ja tak na przykład latami poprawiałem studentów wymawiających router po amerykańsku, zupełnie nieświadom istnienia tej wymowy. Albo na przykład jedna z moich koleżanek tępi mówienie „I’m good” zamiast „I’m well”, chociaż ze świecą szukać w serialach na Netflixie kogoś, kto mówi inaczej niż „I’m good”.
Jeśli by się nam wydawało, że w rozstrzygnięciu poprawności jakiejś wypowiedzi większy autorytet od rodzimych użytkowników języka i od praktyki językowej będą mieli specjaliści, profesjonaliści, to po przeczytaniu tego komentarza na forum Słownika Języka Polskiego ja osobiście w to zwątpiłem. A w każdym razie zrozumiałem, że niekiedy nie ma jednoznacznej odpowiedzi, czy coś jest błędem, czy też jest do zaakceptowania.
Wniosek, jaki z tego wyciągam, jest natomiast bardzo jednoznaczny. Oceniając wypowiedź pisemną na egzaminie, trzeba mieć wielką pokorę do swojej znajomości języka. I trzeba się mocno zastanowić, zanim się oznaczy nieznane nam wyrażenie czy strukturę jako błąd.
Co do przedmiotowego „z dużej litery”, WikiSłownik jest bardzo kategoryczny i jednoznacznie stwierdza, że taka forma jest niepoprawna. Są źródła, które przyznają, że jest to forma na tyle mocno upowszechniona, że w mowie nie powinna nas razić. Doktor Mirosław Bańko w powyżej już linkowanej wypowiedzi rozkłada moim zdaniem ręce. Osobiście zgadzam się chyba z Łukaszem Mackiewiczem, który wytropił użyty przeze mnie rusycyzm w książce Wydawnictwa Znak osiem lat temu:

…ów rusycyzm […] zagościł na stałe w polszczyźnie i myślę, że ów chochlik w publikacji Znaku może nie tyle jest redaktorską wpadką, ile pobłażliwym machnięciem ręki na kolejny rusycyzm, którego po tylu latach chyba nie sposób już wyplenić z polszczyzny…

Rosyjski anglisty

Dostąpiłem zaszczytu. Mój wpis został przetłumaczony na język rosyjski, a tłumaczenie opublikowano tutaj. Czuję się tym bardziej zaszczycony, że należę do pokolenia, któremu cyrylica nieobca, i które w Moskwie nie zabłądzi i o drogę spytać się potrafi.
Mój rusycysta z liceum zaczął pierwszą lekcję rosyjskiego od stwierdzenia, że język wroga należy opanować do perfekcji. Dziś Rosjan kocham i szanuję dużo bardziej, niż niejeden polski parlamentarzysta, więc jestem tym bardziej wdzięczny za to tłumaczenie.

Сегодня в Кракове группа пиаристской молодёжи воспрепятствовала проведению марша атеистов и агностиков. Евангелизаторы-авантюристы реагировали на транспаранты с требованиями светского государства примитивными „кричалками” и стремились заглушить выступления участников марша религиозными песнопениями. В ответ на лозунг „Польша светская, не католическая”* они кричали „Я Иисуса не стыжусь!” Когда атеисты и агностики покидали Рыночную Площадь, им вслед летели крики „Польша католическая, не светская” и песенка „Мы прощаемся с Вами, аллилуйя”.
Кордоны полиции разделяли несколько сотен участников обеих акций, обменивавшихся листовками и чётками.
Это, по сути дела, печальное событие показывает, что часть верующих не вполне понимает, что требования светского характера государства ни в коей мере не проистекают из презрения к вере и не означают, что религиозности надо стыдиться. Ослеплённые уверенностью в своей миссии, такие люди утрачивают всё своё здравомыслие и им кажется, что требование уважать тех, кто исповедует иные ценности это и есть преследование христианства и притеснение христиан. При этом они не видят ничего неуместного в своих ожиданиях, что все должны приспособиться и жить согласно учению их церкви.
Известно, что католики редко читают Священное Писание и не очень интересуются содержанием Евангелий. Жаль, ибо в словах некоего Иисуса они бы обнаружили явную поддержку идеи отделения церкви от государства. Об этом говорится в Евангелии от св. Матфея (22, 18-21) и в Евангелии от св. Марка (12, 15-17). Сегодня, когда при помощи сомнительных в юридическом отношении моральные угроз встают на защиту креста в зале польского Сейма или когда препятствуют проведению мирного марша, они наносят ущерб церкви и отступают от Христа.
Тогда Иисус сказал им: „Так отдайте кесарю кесарево, а Богу – Божие”. И они удивились Его словам.