Muzułmanie na Sobieskiego

Trolle prawej strony lubią się – w sposób dosyć powierzchowny –  odwoływać do tradycji odsieczy wiedeńskiej i Jana III Sobieskiego, gdy nawołują do „obrony” Polski przed islamem. Kraków, jak to Kraków, potrafi zaskoczyć, a że jest to miasto, które kocham, muszę je po raz kolejny pochwalić.

Na zdjęciu powyżej po lewej stronie jest jedno z lepszych liceów Krakowa, znane ostatnio szerzej w Polsce z tego, że w tym właśnie liceum języka niemieckiego uczy(ła) żona głowy państwa. Po prawej stronie, na wprost wejścia do liceum, budynek, w którym znajduje się siedziba Centrum Muzułmańskiego w Krakowie.
Ironiczny uśmiech może pojawić się na twarzy, gdy człowiek sobie uzmysłowi, że szkoła po lewej to II Liceum Ogólnokształcące im. Jana Sobieskiego, a sama ulica to ulica Sobieskiego. I to tu właśnie, przy Sobieskiego 10, popularyzuje się w Krakowie język i kulturę arabską, a także kultywuje islam (choć pewnie to nie jedyne takie miejsce w mieście).

Laudamus

Tysiące muzułmanów we Francji, a także we Włoszech, przyszło dzisiaj na katolickie msze i razem z katolikami modliło się w intencji księdza Hamela, który padł ofiarą czy to szaleńców, czy to radykałów, czy po prostu zwykłych rzezimieszków.
Organizacje muzułmańskie zajęły bardzo ostre stanowisko potępiające zabójców księdza – rzekomych bojowników Państwa „Islamskiego” – do tego stopnia, że niektórzy sprzeciwiają się obrzędowemu pochówkowi morderców, by nie zbezcześcić islamu. Parafie, które dzisiaj ugościły swoich muzułmańskich sąsiadów i razem z nimi się modliły, były świadkami wielu poruszających gestów pojednania i braterstwa. Zakonnice miały gdzieniegdzie paść w ramiona imamów, ludzie trzymali wspólnie transparenty, dzielili się żałobą i razem odnajdowali nadzieję.
W tych wzruszających aktach jedności katolików i muzułmanów było więcej dobra niż w fałszywych gestach wielu oficjeli witających się z Franciszkiem podczas jego wizyty w Polsce, a postawa okazana sobie wzajemnie przez ludzi w tych francuskich i włoskich parafiach była odpowiedzialną i wzorową reakcją tak na papieskie przesłanie Światowych Dni Młodzieży, jak na tę smutną rzeczywistość, z którą przyszło im się – zwłaszcza w diecezji Rouen – zmierzyć.
Taka jest prawda, która powinna być oczywista dla każdego, choć odrobinę kumatego człowieka współczesnego. Czy wołasz Te Deum laudamus (Ciebie Boże wysławiamy), czy Allahu Akbar (الله أكبر), mówisz w gruncie rzeczy dokładnie to samo. Gdy zaczynasz nienawidzić innych ludzi tylko dlatego, że mówią to samo co Ty, ale w innym języku, albo – słowami inwokacji do Konstytucji z 1997 roku – uniwersalne wartości prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna wywodzą z innych od Ciebie źródeł, siejesz w tym świecie zamęt i powodujesz wielką zgryzotę.

francuscymuzulmanie

Obrońcy nas pogrążą

Stojąc w zadumie nad kwiatami i zniczami przed Konsulatem Generalnym Republiki Francuskiej w Krakowie nie sposób oprzeć się uczuciu smutku. Smutku spowodowanego nie tylko śmiercią tylu niewinnych, przypadkowych ofiar w zamachach terrorystycznych w Paryżu w piątek, ale – może nawet bardziej – smutku wynikającego z poczucia bezradności wobec nierozumnych reakcji, nienawiści i ksenofobii, które – teraz już ze zwielokrotnioną siłą – dają o sobie znać. A to dopiero początek.
Broniąc rzekomo naszej kultury i cywilizacji przed islamizacją i terroryzmem, kolejni – mający mniej lub bardziej szczere intencje – maluczcy i możni tego świata, zgodnym chórem prawią coraz większe głupoty.
Oto na ulicach Limanowej, na domach tamtejszych Romów, pojawiły się nacjonalistyczne symbole i wyartykułowane dosłownie groźby zapowiadające ich zagładę. Internauci na portalach społecznościowych i forach internetowych wychwalają wygonienie ich z Polski do kraju, w którym obowiązuje ich religia i ich zwyczaje. W innych, nie zawsze odległych zakątkach internetu, Polacy wiwatują na cześć oprawców, którzy skatowali pochodzącego z Syrii lekarza pracującego w Poznaniu. Zachęcają do tego, by inni poszli ich śladami i pozbyli się obcych. Wydaje się, że zanim jeszcze mroczna przepowiednia Leszka Balcerowicza zdążyła się na dobre rozejść po sieci, już się sprawdziła. Tragedia w Paryżu – dzieło terrorystów, jest w Polsce wykorzystywana przeciw uchodźcom – ofiarom terroryzmu. Ba, jest wykorzystywana przeciwko wszelkim obcym, także tym, którzy są w Polsce od dawna i zapuścili korzenie głęboko w polską ziemię.
Złudna wiara w to, że wszystkiemu winni są mityczni obcy, na których wystarczy zrzucić winę, niczym na Żydów, którzy mieli podpalić gmach Reichstagu, jest psychologicznie chwytliwa, uspokajająca i ma moc jednoczenia wokół wspólnego celu. Niestety, nie jest lekiem na całe zło, a może nawet przysłania rzeczywiste problemy skupiając się na jednym, wyrwanym z kontekstu aspekcie. Jakże łatwo jest w takiej sytuacji rzucać hasłami o zamknięciu granic, o likwidacji strefy Schengen, o odwołaniu mistrzostw świata w piłce nożnej w 2016 roku albo o deptaniu innych wartości, o które z trudem walczyliśmy od dziesiątków lat, które niełatwo było nakreślić, a co dopiero wcielić w życie, i z których powinniśmy być dumni. Te łatwe, proste i w gruncie rzeczy idiotyczne slogany rzucane są bez chwili refleksji nad tym, że tak naprawdę rezygnując z naszych osiągnięć i naszego sposobu życia ustępujemy terrorystom i dajemy im sobie narzucić ich wizję świata.
Zazwyczaj rezolutny, co przyznaję mimo fundamentalnej między nami różnicy poglądów w wielu sprawach, Krzysztof Bosak apeluje, by Francja, otrząsnąwszy się z żałoby, porzuciła sztandarową laickość i sięgnęła do polskich wzorców kopiując od nas Artykuł 196 Kodeksu Karnego. Jak wprowadzenie artykułu o obrazie uczuć religijnych, o którym wielokrotnie pisałem i który uważam za hańbę polskiego prawodawstwa, miałoby poprawić sytuację we Francji, nie pojmuję. To przecież w zasadzie pierwszy krok do wprowadzenia kalifatu. O to chyba walczą terroryści, czyżby działacz polskiego ruchu narodowego utożsamiał się z ich postulatami?

Sandomierz mądrzejszy od papieża

Dokładnie tydzień temu – zbulwersowany słowami homilii podczas sumy – wyszedłem z sandomierskiej katedry. Po powrocie do domu napisałem maila, którego treść poniżej załączam, do proboszcza katedralnej parafii, z kopią do kurii diecezjalnej w Sandomierzu oraz sekretariatu Prymasa Polski, a także do wybranych lokalnych sandomierskich mediów. Wprawdzie przez chwilę czułem się głupio, bo uświadomiłem sobie, że zachowuję się jak stereotypowy wariat, który – nie mając co robić – walczy z wiatrakami przy pomocy pism, których nikt nie czyta, ale doszedłem do wniosku, że – dla własnego sumienia – coś z tym muszę zrobić. Jak dotąd nie mam żadnego sygnału świadczącego o tym, by ta sprawa kogokolwiek zainteresowała albo by ktoś miał ochotę udzielić mi odpowiedzi. Większość maili, w tym ten adresowany do parafii katedralnej, przyniosła owoc w postaci zwrotnej informacji o nieistniejącym adresie poczty elektronicznej, więc to samo pismo wysłałem pocztą tradycyjną – ponownie do sandomierskiej katedry, do tamtejszej kurii biskupiej, a także do prymasa w Gnieźnie i do papieża Franciszka w Watykanie. O ewentualnych odpowiedziach lub o ich braku poinformuję na blogu.

Szczęść Boże,
podczas wczorajszego pobytu z moją Mamą w Sandomierzu wszedłem na południową mszę w sandomierskiej katedrze. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, homilia poświęcona była szerzeniu nienawiści, uprzedzeń i stereotypów w stosunku do osób innej narodowości i wyznania, a głoszący ją ksiądz posługiwał się pseudofaktami wyssanymi z palca albo z internetowych memów spotkanych w mediach społecznościowych. Wielokrotnie obraził Syrię, Syryjczyków, Koran i islam.
O ile moja Mama bardzo nie lubi, gdy w kościele mówi się o polityce, ja uważam, że bieżące wydarzenia dotykające społeczeństwo powinny jak najbardziej obchodzić duszpasterzy i mają oni prawo, a może i obowiązek, wypowiadać się na ich temat. Natomiast nie rozumiem zupełnie, jak to możliwe, by ksiądz katolicki przyznawał na początku homilii, że jest świadom apeli Papieża o pomoc dla uchodźców, a później wyraźnie stwierdzał, że jest przeciwny wspomaganiu tychże, i poświęcał homilię tłumaczeniu zgromadzonym, dlaczego Papież się myli. Wydawało mi się, że Kościół katolicki jest strukturą hierarchiczną, w której Ojciec Święty cieszy się niekwestionowanym autorytetem.
Straszenie wiernych terrorystami islamskimi, którzy przyjeżdżają do Europy wprowadzać europejski kalifat, jest wielkim nietaktem w stosunku do osób, które uciekają ze zniszczonej ojczyzny targanej konfliktami, w dużym stopniu rozpętanymi przez nas, ludzi Zachodu.
Byłem naprawdę zbulwersowany, gdy kaznodzieja porównywał polskich emigrantów XIX wieku i późniejszych z uchodźcami z Syrii i stawiał tych pierwszych za przykład emigracji uzasadnionej, a o tych drugich mówił jak o przestępcach. Ci pierwsi byli przedstawiani sentymentalnie, jako emigranci z konieczności, tęskniący za ojczyzną, a ci drudzy jako najeźdźcy stawiający sobie za cel zniszczenie Starego Kontynentu.
Czy ten ksiądz spotkał kiedyś kogoś, kto ucieka ratując życie? Czy rozmawiał kiedyś z muzułmaninem? Jakim prawem wypowiada się na temat uczuć i planów tych ludzi, skoro nie ma o nich pojęcia? I – przede wszystkim – czy jest świadomy faktu, że takie kazanie stoi w sprzeczności z duchem ewangelii, z chrześcijańską miłością bliźniego? Czy przypomina sobie ksiądz może Nowy Testament? Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie? Czy nie wydaje się księdzu, że sam Jezus Chrystus urodził się w rodzinie uchodźców, wychował się i dorastał w Egipcie?
Miałem ochotę przerwać to kazanie głośno protestując, ale Mama pospiesznie wyciągnęła mnie z kościoła. Oprócz nas, wyszło także kilka innych oburzonych osób, które głośno komentowały bulwersujące treści homilii przed świątynią.
Uprzejmie proszę o wyjaśnienie, czy stanowisko prezentowane na niedzielnej mszy świętej jest oficjalnym stanowiskiem sandomierskiej kurii, czy też był to skandaliczny i zasługujący na potępienie wybryk jednostkowego kapłana.
Oczekuję na odpowiedź.

Może mi ktoś zarzucić, że nie powinienem się wypowiadać w sprawie kazania w kościele ani pouczać katolickich księży czy biskupów. Z jednej strony racja. Nie mam prawa kwestionować ich autorytetu w sprawach dogmatów wiary katolickiej, sposobu sprawowania obrzędów czy nauczania wiernych. Z drugiej strony, od pewnego czasu konsekwentnie zgłaszam i blokuję w mediach społecznościowych rażące przypadki hejtu, bluzgi nienawiści, rasizmu, nietolerancji i połączone z nimi groźby karalne. Wydaje mi się, że kazanie w Sandomierzu wpisuje się w nurt wypowiedzi, które – padając w miejscach wydawałoby się poważnych i z ust osób pozornie godnych zaufania – czynią ich autorów współodpowiedzialnymi za tę narastającą dzicz nienawiści w polskim internecie, mediach i polityce. Można zgłaszać zastrzeżenia do polityki imigracyjnej państwa, dyskutować o niej, ale wokół nas padają słowa straszne. Nie brak głosów nawołujących do przemocy, morderstw, bagatelizujących lub poddających w wątpliwość cierpienie i ofiary ludzkie na Bliskim Wschodzie, albo cieszących się z czyjejś śmierci. Sądzę, że każdy z nas może jeszcze coś zrobić, by powstrzymać tę spiralę nienawiści i byśmy się wszyscy nie dali jej opętać.