Sandomierz mądrzejszy od papieża

Dokładnie tydzień temu – zbulwersowany słowami homilii podczas sumy – wyszedłem z sandomierskiej katedry. Po powrocie do domu napisałem maila, którego treść poniżej załączam, do proboszcza katedralnej parafii, z kopią do kurii diecezjalnej w Sandomierzu oraz sekretariatu Prymasa Polski, a także do wybranych lokalnych sandomierskich mediów. Wprawdzie przez chwilę czułem się głupio, bo uświadomiłem sobie, że zachowuję się jak stereotypowy wariat, który – nie mając co robić – walczy z wiatrakami przy pomocy pism, których nikt nie czyta, ale doszedłem do wniosku, że – dla własnego sumienia – coś z tym muszę zrobić. Jak dotąd nie mam żadnego sygnału świadczącego o tym, by ta sprawa kogokolwiek zainteresowała albo by ktoś miał ochotę udzielić mi odpowiedzi. Większość maili, w tym ten adresowany do parafii katedralnej, przyniosła owoc w postaci zwrotnej informacji o nieistniejącym adresie poczty elektronicznej, więc to samo pismo wysłałem pocztą tradycyjną – ponownie do sandomierskiej katedry, do tamtejszej kurii biskupiej, a także do prymasa w Gnieźnie i do papieża Franciszka w Watykanie. O ewentualnych odpowiedziach lub o ich braku poinformuję na blogu.

Szczęść Boże,
podczas wczorajszego pobytu z moją Mamą w Sandomierzu wszedłem na południową mszę w sandomierskiej katedrze. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, homilia poświęcona była szerzeniu nienawiści, uprzedzeń i stereotypów w stosunku do osób innej narodowości i wyznania, a głoszący ją ksiądz posługiwał się pseudofaktami wyssanymi z palca albo z internetowych memów spotkanych w mediach społecznościowych. Wielokrotnie obraził Syrię, Syryjczyków, Koran i islam.
O ile moja Mama bardzo nie lubi, gdy w kościele mówi się o polityce, ja uważam, że bieżące wydarzenia dotykające społeczeństwo powinny jak najbardziej obchodzić duszpasterzy i mają oni prawo, a może i obowiązek, wypowiadać się na ich temat. Natomiast nie rozumiem zupełnie, jak to możliwe, by ksiądz katolicki przyznawał na początku homilii, że jest świadom apeli Papieża o pomoc dla uchodźców, a później wyraźnie stwierdzał, że jest przeciwny wspomaganiu tychże, i poświęcał homilię tłumaczeniu zgromadzonym, dlaczego Papież się myli. Wydawało mi się, że Kościół katolicki jest strukturą hierarchiczną, w której Ojciec Święty cieszy się niekwestionowanym autorytetem.
Straszenie wiernych terrorystami islamskimi, którzy przyjeżdżają do Europy wprowadzać europejski kalifat, jest wielkim nietaktem w stosunku do osób, które uciekają ze zniszczonej ojczyzny targanej konfliktami, w dużym stopniu rozpętanymi przez nas, ludzi Zachodu.
Byłem naprawdę zbulwersowany, gdy kaznodzieja porównywał polskich emigrantów XIX wieku i późniejszych z uchodźcami z Syrii i stawiał tych pierwszych za przykład emigracji uzasadnionej, a o tych drugich mówił jak o przestępcach. Ci pierwsi byli przedstawiani sentymentalnie, jako emigranci z konieczności, tęskniący za ojczyzną, a ci drudzy jako najeźdźcy stawiający sobie za cel zniszczenie Starego Kontynentu.
Czy ten ksiądz spotkał kiedyś kogoś, kto ucieka ratując życie? Czy rozmawiał kiedyś z muzułmaninem? Jakim prawem wypowiada się na temat uczuć i planów tych ludzi, skoro nie ma o nich pojęcia? I – przede wszystkim – czy jest świadomy faktu, że takie kazanie stoi w sprzeczności z duchem ewangelii, z chrześcijańską miłością bliźniego? Czy przypomina sobie ksiądz może Nowy Testament? Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie? Czy nie wydaje się księdzu, że sam Jezus Chrystus urodził się w rodzinie uchodźców, wychował się i dorastał w Egipcie?
Miałem ochotę przerwać to kazanie głośno protestując, ale Mama pospiesznie wyciągnęła mnie z kościoła. Oprócz nas, wyszło także kilka innych oburzonych osób, które głośno komentowały bulwersujące treści homilii przed świątynią.
Uprzejmie proszę o wyjaśnienie, czy stanowisko prezentowane na niedzielnej mszy świętej jest oficjalnym stanowiskiem sandomierskiej kurii, czy też był to skandaliczny i zasługujący na potępienie wybryk jednostkowego kapłana.
Oczekuję na odpowiedź.

Może mi ktoś zarzucić, że nie powinienem się wypowiadać w sprawie kazania w kościele ani pouczać katolickich księży czy biskupów. Z jednej strony racja. Nie mam prawa kwestionować ich autorytetu w sprawach dogmatów wiary katolickiej, sposobu sprawowania obrzędów czy nauczania wiernych. Z drugiej strony, od pewnego czasu konsekwentnie zgłaszam i blokuję w mediach społecznościowych rażące przypadki hejtu, bluzgi nienawiści, rasizmu, nietolerancji i połączone z nimi groźby karalne. Wydaje mi się, że kazanie w Sandomierzu wpisuje się w nurt wypowiedzi, które – padając w miejscach wydawałoby się poważnych i z ust osób pozornie godnych zaufania – czynią ich autorów współodpowiedzialnymi za tę narastającą dzicz nienawiści w polskim internecie, mediach i polityce. Można zgłaszać zastrzeżenia do polityki imigracyjnej państwa, dyskutować o niej, ale wokół nas padają słowa straszne. Nie brak głosów nawołujących do przemocy, morderstw, bagatelizujących lub poddających w wątpliwość cierpienie i ofiary ludzkie na Bliskim Wschodzie, albo cieszących się z czyjejś śmierci. Sądzę, że każdy z nas może jeszcze coś zrobić, by powstrzymać tę spiralę nienawiści i byśmy się wszyscy nie dali jej opętać.

Czkawka

Lubicie się wzruszyć od czasu do czasu? Powinniście dzisiaj być na dworcach kolejowych w Monachium albo we Wiedniu. Tłumy ludzi poszły tam przywitać imigrantów z Syrii, niechcianych w krajach Ksenofobicznej Czkawki, przepraszam, Grupy Wyszehradzkiej. Niemcy i Austriacy witali przybyłych Syryjczyków oklaskami, przybijając „piątki”, wręczając im kanapki, wodę mineralną, karty telefoniczne i kody dostępu do internetu. W ciągu ostatniej doby do Monachium przyjechało podobno około 10 tysięcy Syryjczyków.
Papież Franciszek wezwał wprawdzie wspólnoty katolickie w całej Europie, by każda parafia i każdy klasztor przyjęły pod swoje skrzydła chociaż jedną rodzinę uchodźców, ale my – jak wiadomo – jesteśmy od lat bardziej papiescy od papieża. I tak jak Polacy kochają Jana Pawła II, ale są za karą śmierci, tak samo chodzą do kościoła co niedziela, ale imigrantów z Syrii w najlepszym wypadku odesłaliby z powrotem do ich ogarniętego wojną kraju, a zasiłki socjalne opłacane z podatków Anglików i Niemców zatrzymaliby wyłącznie dla siebie. W bardziej skrajnej, ale niestety wcale nie rzadkiej wersji swojej nienawiści do obcych, cieszą się ze śmierci każdego uchodźcy.
Boją się islamskiego terroryzmu, a sami demonstrują fobie gorsze od tych, które rozpętały II wojnę światową. Jak dla mnie, to jest niestety kolejny powód, by się wypisać z tego narodu.

Tam musi być jakaś cywilizacja


Rozmawiam z Karolem, który zdał maturę i za miesiąc wyjeżdża studiować architekturę w Cardiff. Razem z nim na studia za granicę wyjeżdża większość jego klasy. Niedawno w Guardianie przeczytałem zwierzenia Anglika, któremu głupio się odzywać w londyńskim autobusie w Ealing, bo wszyscy mówią po polsku. Londyńscy twirlies.
Za kilka tygodni, gdy wrócę po wakacjach do pracy, odwiedzi mnie pewnie paru absolwentów, którzy jeżdżą w tej chwili tymi autobusami. A niektórzy mnie nie odwiedzą, bo dalej będą nimi jeździć. W ławkach będzie siedziało paru uczniów, którzy tymi autobusami jeżdżą…
Połowa moich znajomych i rodziny siedzi poza granicami Polski, niektórzy na stałe. Także Asia, wychowana przez moją ultrakatolicką kuzynkę, czytelniczkę Naszego Dziennika i słuchaczkę Radia Maryja.
Politycy rozdzierają nad tym zjawiskiem szaty i urządzają debaty publiczne nad tym, jak zatrzymać młodzież w kraju. Ale tak właściwie zastanawiam się intensywnie, czemu mielibyśmy nie puszczać tej młodzieży w świat?
Niejeden wielki Polak spędził pół życia na emigracji, niejeden wieszcz na emigracji umarł, niejeden bohater narodowy więcej – a przynajmniej tyle samo – zrobił dla historii Stanów Zjednoczonych, co dla historii Polski. I w ogóle jaki to ma sens w dzisiejszych czasach rozdzierać szaty nad czyimś wyjazdem do Londynu na przykład? Dzisiaj z Londynu szybciej się przyleci do Krakowa, niż kilkadziesiąt lat temu trwała podróż robotnika nowohuckiego kombinatu do jego krewnych czy rodziców na Podkarpaciu. I relatywnie nie kosztuje to wcale drożej. A tak jak ten robotnik w Krakowie poznał świat, o jakim mieszkańcy jego wioski nie mieli pojęcia, tak i ten Polak w Londynie coś z tego emigracyjnego doświadczenia wyniesie.
Poza tym niektórzy z tych ludzi wrócą i coś ze sobą przywiozą. Zobaczą trochę innego świata, poznają trochę różnorodnych ludzi, wyleczą się z polskiej zaściankowości i otworzą na innych. Ja się swego czasu w akademiku w Brukseli okropnie schlałem z paroma Arabami. Bardzo mnie głowa bolała na następny dzień, ale za to nigdy bym nie powiedział tak, jak przedwczoraj kilkakrotnie powtórzyła pewna ogólnopolska stacja telewizyjna, iż wszyscy aresztowani terroryści nosili „muzułmańsko” brzmiące nazwiska.
A w ogóle może dobrze wyjechać i popatrzeć na rzeczy z pewnego dystansu? Może wtedy doceni się własną zaściankowość albo uzna, że zaścianek nie zależy od długości i szerokości geograficznej, tylko od otwartości naszej własnej głowy i szczerości serca?
Radek przed wyjazdem do Londynu zerwał z dziewczyną. Dopiero tam zrozumiał, że to pomyłka. Teraz śpi na trawniku pod jej balkonem w Kwidzynie i czeka, by zechciała z nim porozmawiać.
Piotrek wrócił z Irlandii, chociaż mógł tam w zasadzie się ustawić do końca życia i mógł zapewnić pracę Oli. Ale wrócił, bo Ola chciała zostać w Polsce i zmusiła go do dokonania wyboru. Jedna polska kobieta okazała się ważniejsza, niż całkiem spora jak na europejskie warunki wyspa.
A patrząc na to z innej strony, rzymskie wille powstawały w najdalszych zakątkach Europy, na dalekiej północy tego, co wówczas było Anglią. Dzisiaj Polska jest w Unii Europejskiej, może my też powinniśmy budować polskie wille wszędzie, gdzie tylko to możliwe? Może to taki nasz europejski obowiązek, by rozpychając się łokciami rozprzestrzeniać naszą europejską cywilizację wszędzie w Europie (w tym także w Polsce)?