Obrońcy nas pogrążą

Stojąc w zadumie nad kwiatami i zniczami przed Konsulatem Generalnym Republiki Francuskiej w Krakowie nie sposób oprzeć się uczuciu smutku. Smutku spowodowanego nie tylko śmiercią tylu niewinnych, przypadkowych ofiar w zamachach terrorystycznych w Paryżu w piątek, ale – może nawet bardziej – smutku wynikającego z poczucia bezradności wobec nierozumnych reakcji, nienawiści i ksenofobii, które – teraz już ze zwielokrotnioną siłą – dają o sobie znać. A to dopiero początek.
Broniąc rzekomo naszej kultury i cywilizacji przed islamizacją i terroryzmem, kolejni – mający mniej lub bardziej szczere intencje – maluczcy i możni tego świata, zgodnym chórem prawią coraz większe głupoty.
Oto na ulicach Limanowej, na domach tamtejszych Romów, pojawiły się nacjonalistyczne symbole i wyartykułowane dosłownie groźby zapowiadające ich zagładę. Internauci na portalach społecznościowych i forach internetowych wychwalają wygonienie ich z Polski do kraju, w którym obowiązuje ich religia i ich zwyczaje. W innych, nie zawsze odległych zakątkach internetu, Polacy wiwatują na cześć oprawców, którzy skatowali pochodzącego z Syrii lekarza pracującego w Poznaniu. Zachęcają do tego, by inni poszli ich śladami i pozbyli się obcych. Wydaje się, że zanim jeszcze mroczna przepowiednia Leszka Balcerowicza zdążyła się na dobre rozejść po sieci, już się sprawdziła. Tragedia w Paryżu – dzieło terrorystów, jest w Polsce wykorzystywana przeciw uchodźcom – ofiarom terroryzmu. Ba, jest wykorzystywana przeciwko wszelkim obcym, także tym, którzy są w Polsce od dawna i zapuścili korzenie głęboko w polską ziemię.
Złudna wiara w to, że wszystkiemu winni są mityczni obcy, na których wystarczy zrzucić winę, niczym na Żydów, którzy mieli podpalić gmach Reichstagu, jest psychologicznie chwytliwa, uspokajająca i ma moc jednoczenia wokół wspólnego celu. Niestety, nie jest lekiem na całe zło, a może nawet przysłania rzeczywiste problemy skupiając się na jednym, wyrwanym z kontekstu aspekcie. Jakże łatwo jest w takiej sytuacji rzucać hasłami o zamknięciu granic, o likwidacji strefy Schengen, o odwołaniu mistrzostw świata w piłce nożnej w 2016 roku albo o deptaniu innych wartości, o które z trudem walczyliśmy od dziesiątków lat, które niełatwo było nakreślić, a co dopiero wcielić w życie, i z których powinniśmy być dumni. Te łatwe, proste i w gruncie rzeczy idiotyczne slogany rzucane są bez chwili refleksji nad tym, że tak naprawdę rezygnując z naszych osiągnięć i naszego sposobu życia ustępujemy terrorystom i dajemy im sobie narzucić ich wizję świata.
Zazwyczaj rezolutny, co przyznaję mimo fundamentalnej między nami różnicy poglądów w wielu sprawach, Krzysztof Bosak apeluje, by Francja, otrząsnąwszy się z żałoby, porzuciła sztandarową laickość i sięgnęła do polskich wzorców kopiując od nas Artykuł 196 Kodeksu Karnego. Jak wprowadzenie artykułu o obrazie uczuć religijnych, o którym wielokrotnie pisałem i który uważam za hańbę polskiego prawodawstwa, miałoby poprawić sytuację we Francji, nie pojmuję. To przecież w zasadzie pierwszy krok do wprowadzenia kalifatu. O to chyba walczą terroryści, czyżby działacz polskiego ruchu narodowego utożsamiał się z ich postulatami?

Ustępujmy pierwszeństwa

Dziś Krzysztof Bosak zrezygnował ze startu w wyborach parlamentarnych z pierwszego miejsca na jednej z list Pawła Kukiza. Chociaż to w gruncie rzeczy nie moja sprawa i trochę nie moja bajka, życzę Krzysztofowi, by ewoluował, rozwijał się, i by odegrał jeszcze ważną rolę na polskiej scenie politycznej.
Czy widzieliście zdjęcie Krzysztofa Bosaka z kwiatem ze zdemontowanej tęczy na placu Zbawiciela (podobno w pierwszej chwili włożył go we włosy), podarowanym przez autorkę instalacji, Julitę Wójcik? Powiem szczerze, że Krzysztofa Bosaka – mimo oczywistej różnicy poglądów – darzę pewną sympatią i szacunkiem. Wolę Bosaka, który umie się spotkać w jednym studiu telewizyjnym i dyskutować z Krystianem Legierskim, albo który wzywa narodowców do działania w granicach prawa, niż większą część polskich polityków, którzy tak naprawdę nie mają zdania ani poglądów w żadnej sprawie, dopóki nie sprawdzą sondaży opinii publicznej, albo fanatyków z lewa i prawa, którzy nie potrafią rozmawiać z nikim, a każdego, kto dystansuje się – choćby lekko – od ich poglądów, najchętniej by po prostu wyeliminowali.
Spacerując po Londynie i widząc znaki drogowe, które – w chyba uzasadnionym przekonaniu, że mieszkańcy wysp potrafią czytać dużo lepiej od Polaków – bardzo często są podpisane, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że znak „ustąp pierwszeństwa” ma jakieś magiczne znaczenie. Uczeni od dziecka, że należy ustępować miejsca starszym w tramwaju czy autobusie, mamy pewien problem ze zrozumieniem czegoś, co dla mnie od lat jest oczywiste i naturalne, i co od początku stanowiło swoiste motto tego blogu. Miejsca – nie w tramwaju, ale w społeczeństwie, w życiu, w kulturze – należy ustępować młodszym. Przychodzą po nas i to oni od nas przejmują świat. Są od nas mądrzejsi w wielu dziedzinach, które dla nas były zupełnie nieosiągalne lub abstrakcyjne i to oni będą znajdować rozwiązanie problemów, których my już nawet nie będziemy mogli pojąć.
Mam bliskich młodszych od siebie, z których poglądami społecznymi czy politycznymi nie zawsze się zgadzam, ale staram się je szanować i myślę, że oni szanują też moje. Czas płynie i jestem już na tyle stary, że mam świadomość, że i ci o pokolenie młodsi ode mnie ludzie też kiedyś będą musieli ustąpić miejsca swoim sukcesorom. Ustępujmy pierwszeństwa tym, którzy zajadą dalej od nas. Przyszłość świata należy do tych, którzy dalej w tę przyszłość sięgną i bardziej to jest świat tych, którzy będą na naszych pogrzebach, niż nasz.
Krzysztofie, powodzenia!