Długopis czy krawat

Michał wpada na egzamin kilkanaście minut spóźniony, w pięknie uprasowanej koszuli i długim, wzorzystym krawacie. Siada na ostatnim wolnym miejscu i po chwili nerwowego grzebania po kieszeniach pyta, czy ktoś ma pożyczyć długopis.
Lekko rozbawiony, piszę na tablicy po angielsku, żeby piękny, długi krawat założyć na egzamin ustny, a na pisemne przychodzić z czymś do pisania.
Dwa dni później pytamy z Agnieszką tych samych studentów na ustnym. Wszyscy są w garniturach, włoski na żelu, ogoleni i pachnący. Nawet dziewczyny mają piękne, długie, kolorowe… krawaty. Długopisów nie sprawdzaliśmy.

Skreślony

To zimowe zdjęcie to wszystko, co mogę dodać do poniższej powtórki wpisu o Kamilu w związku ze śmiercią Macieja. Chciałbym już nigdy nie dodawać żadnego zdjęcia do tego wpisu. I chciałbym już nigdy do niego nie wracać.

Na początku i na końcu tego wpisu jest zdjęcie z widokiem z tego samego okna w pracy, a jednak coś uderza na pierwszy rzut oka, chociaż pozornie różnica jest niewielka, bo jest to różnica zaledwie kilku tygodni, paru burz, wichur, a także kilku słonecznych dni, gdy studenci wylegiwali na tym trawniku w przerwach między zajęciami. Coś uderza, podobnie jak uderzyła mnie wiadomość o śmierci jednego z nich.
Sprawdzając nazwiska przypisane w wirtualnym dziekanacie do mnie jako do prowadzącego zanotowałem sobie wprawdzie, że jest skreślony, ale nie przyszło mi do głowy sprawdzać, czemu. Dzisiaj dopiero się dowiedziałem od innych studentów i studentek z jego grupy, a potem z przykrością odczytałem w decyzjach dziekana: „skreślony z powodu zgonu”. Zginął w wypadku samochodowym.
Przez najbliższe trzy miesiące będę musiał w protokole zaliczeniowym wpisywać mu w każdym kolejnym terminie nieobecność nieusprawiedlioną, a potem się pod tym podpisać, inaczej protokół jego grupy nie zamknie się. Tak sobie myślę, że ta obecność naprawdę jest nieusprawiedliwiona, podobnie jak ja nie zasłużyłem sobie chyba na to, by przeżyć tylu fajnych, inteligentnych, sprytnych, dwa razy młodszych od siebie ludzi.
Jakie dzisiaj właściwie ma znaczenie to, że powtarzał rok, albo że w ogóle studiował? Takie wydarzenia pozwalają spojrzeć z dystansem na problemy, przez które codziennie marnujemy wiele czasu i energii. Jakie one mają znaczenie?

Zwięźle i z języczkiem

Z tęsknoty za grupami 11K1, 11K2, 21K7 i 41K8, jak też tylko nieco mniejszej tęsknoty za grupami 12K1 i 12K2, przypomnę, jak bardzo uwielbiam informatyków, o czym pisałem na początku grudnia. Okazuje się, że mistrzostwo jednoczesnej precyzji i małomówności można dostrzec już nie tylko w lokalnych ogłoszeniach o pracy adresowanych do nich i rozwieszonych na naszym kampusie, takich jak to, które sfotografowałem w ubiegłym roku, ale także w plakatach profesjonalnych headhunterów.

Przygody pana podręcznika

Podręcznik do angielskiego potrafi się ze studentami zżyć bardziej, niż byśmy przypuszczali. Sam nie wiem, czy się z tego cieszyć.
Historia zagubionej książki robi karierę na Mistrzach, na JoeMonster i na innych stronach, ale myślę, że – skoro to moi studenci i to ja ich poznałem z tym biednym skryptem – to mam prawo pokazać i u siebie, co z nim wyprawiają. 😉

UFO w Krakowie

Obcy wylądowali w Czyżynach. Na szczęście Kraków jest bardzo gościnny, a statek obcych ma kształt wyjątkowo opływowy i osiadł płasko tam, gdzie trzeba. Gdyby był wyższy, zasłaniałby nam widok na Tatry, a tak to nie mogę się wręcz doczekać, by sfotografować kosmiczny pojazd z górami w tle. Tatry widoczne są z szóstego piętra bardzo wyraźnie, ale tylko kilka razy w roku.

Kompetencje praktycznie

Wpadłem jakiś czas temu zupełnie przypadkowo na ogłoszenie, które w treści i formie jest tak spójne, tak zwięzłe, i tak praktycznie sprawdza kompetencje osób zainteresowanych, że aż się wzruszyłem.

Mniej więcej tak samo wzruszyło mnie spotkanie, po paru latach przerwy, ze studentami informatyki na Wydziale Mechanicznym, którzy zdecydowali się kontynuować naukę na studiach II stopnia. Uświadomiłem sobie, jak szybko świat się zmienia, gdy przypomniałem sobie, jak entuzjastycznie Artur wypowiadał się na pierwszym roku o systemie operacyjnym na telefony komórkowe, który dziś już w ogóle nie istnieje, albo jak bezprzedmiotowe stają się dyskusje polityczno – obyczajowe, jakie toczyliśmy z Adamem. Niektórym z nich mocno przetarły się włosy na głowie, musieli mieć sporo zmartwień w tak zwanym międzyczasie. To miło, że – mimo wszystko – zdecydowali się pozostać na uczelni.

Rzeczywistość wielowymiarowa

Kilka tygodni temu, zbliżając się do budynku, w którym miałem mieć cztery godziny zajęć, zobaczyłem czarne kłęby dymu wydobywające się z uchylonego okna na piątym piętrze. Zaskakujące było to, że grupy studentów wchodziły spokojnie do budynku i poruszały się po nim, nikt nie zwracał szczególnej uwagi na pożar, chyba nikt go w ogóle nie zauważał. Upewniwszy się, że ochrona budynku szuka już kluczy do pokoju, w którym się pali, poszedłem pod naszą salę i ze zdumieniem odnotowałem, że moi panowie sądzą, że żartuję, gdy mówię im o pożarze, i że odbierają moją propozycję wyjścia na zewnątrz jako sugestię, by tego dnia w ogóle darować sobie zajęcia, nawiasem mówiąc jedne z ostatnich w semestrze.
Wczoraj, gdy pojechałem na uczelnię oddać oceniony egzamin, był upał, żar lał się z nieba, nic nie zapowiadało gwałtownej burzy. Ale kilka godzin później stacje telewizyjne i portale internetowe pokazywały Kraków strzaskany gradem, nieprzejezdne drogi zamienione w rzeki i powyrywane z korzeniami drzewa.
Bez żadnych utrudnień pokonałem wczoraj kilkadziesiąt kilometrów drogą krajową numer jeden. Nie było żadnych korków, przewężeń, wyprzedziło mnie kilkadziesiąt szalonych TIR-ów, jadących z prędkością dwukrotnie większą niż dozwolona. Z niedowierzaniem patrzyłem więc na popołudniowe relacje telewizyjne z krajowej jedynki, na której ponoć tego dnia w ramach protestu kierowcy samochodów ciężarowych poruszali się z prędkością 20 kilometrów na godzinę, całkowicie blokując prawy pas drogi. Zatroskani znajomi pytali się, jak udało mi się dojechać, ile godzin jechałem, nie dowierzali, gdy mówiłem, że zupełnie normalnie.
Wygląda na to, że tkwimy w głębokiej schizofrenii pomiędzy rzeczywistością namacalną a tą kreowaną przez media. Nie zauważamy niebezpieczeństwa, jeśli media nas nie zaalarmują, nawet jeśli gęste, czarne kłęby dymu unoszą się nad wejściem do budynku, do którego wchodzimy.
Na forach internetowych roi się od apokaliptycznych wizji osób przerażonych ilością kataklizmów dotykających współczesny świat. Warto jednak wziąć na to pewną poprawkę – rzeczywistość jest widać bardzo wielowymiarowa, bo przecież trudno zaprzeczyć autentyczności nawałnicy, która przeszła wczoraj nad Krakowem parę godzin po moim wyjeździe z miasta. Nowoczesne media pomagają nam postrzegać tę mnogość wymiarów i pokazują nam rzeczy, których bez ich pomocy nie moglibyśmy zauważyć. Gdybym zdał się na własne zmysły i doświadczenia, Kraków wczoraj cieszył się piękną pogodą i nie doszło do żadnego kataklizmu. Jeśli ktoś zda się wyłącznie na relacje medialne, nie zauważy słonecznej pogody za oknem. Albo wejdzie do płonącego budynku.
Żyjemy w czasach, które stwarzają nam niewyobrażalne możliwości percepcji. Potrzeba tej odrobiny wysiłku, by nie zamknąć się w jednowymiarowym postrzeganiu rzeczywistości.

Ten wpis to odgrzewany kotlet sprzed pięciu lat.

Hogwarts w Czyżynach

Prosta na pozór bryła Wydziału Mechanicznego Politechniki Krakowskiej potrafi czasami zadziwić, gdy popatrzeć na nią, zwłaszcza inaczej niż zwykle, pod nietypowym kątem. Pisałem kiedyś o pożarze tego budynku, którego nikt z wchodzących do środka nie zauważał.
Poniższe zdjęcie zrobiłem już jakiś czas temu, telefonem komórkowym. O dziwo, jest ono kolorowe, a aparat – nawet jeśli w zwykłej komórce – całkiem nieźle oddał barwę budynku i nieba tamtego wieczoru. Pamiętam, że poczułem się wtedy jak w scenie rozpoczynającej pierwszą część sagi o Harrym Potterze, gdy Dumbledore gasi latarnie na Privet Drive, profesor McGonnagall pod postacią kocicy zostaje przez niego zdemaskowana, a Rubeus Hagrid na czarodziejskim motorze przywozi małego Harry’ego pod opiekę mugolskich krewnych, Vernona i Petunii Dursley’ów.
Kraków potrafi być bardzo magiczny, nawet w miejscach, po których w ogóle byśmy się tego nie spodziewali.

Angielski dla architektów

Bob Budowniczy ma pewnie w małym palcu wszystko, co jest w tej bazie, ale teraz każdy może mu dorównać. Bogdan Byczyński i Tomasz Dusik, studenci informatyki Wydziału Mechanicznego Politechniki Krakowskiej, stworzyli ilustrowaną bazę do programu Supermemo UX, zawierającą słownictwo polsko – angielskie związane z budownictwem i architekturą. By z niej korzystać, należy ściągnąć i zainstalować darmowy program Supermemo UX, a następnie otworzyć w nim stworzoną przez nich bazę (pobrane archiwum należy rozpakować do jednego folderu, a następnie otworzyć plik course.smpak w Supermemo UX).

Podobnie jak w przypadku bazy matematycznej, zapewniliśmy mechanizm do zgłaszania poprawek, a baza jest tylko jedną z wielu stworzonych i udostępnionych przez studentów Wydziału Mechanicznego. Już wkrótce kolejne.

To ja, Kinga…

Na siódmych zajęciach w semestrze, rozglądając się po sali podczas ćwiczeń, pani magister widzi nieznajomą twarz. Zjawisko niespotykane, bo w grupach ćwiczeniowych – nawet jeśli nie zapamięta się imion i nazwisk wszystkich studentów – zna się ich przynajmniej z widzenia. Zakłopotana prowadząca zaczyna tłumaczyć, że jest jej bardzo przykro, ale procedury, ale sporządzanie list, oddawanie list do dziekanatu, który przypisuje studentów poszczególnym nauczycielom w elektronicznym systemie e-HMS… Jednym słowem, nie da się dołączyć do grupy w połowie semestru.
Studentka nieśmiało podnosi się i mówi:
– Ale pani magister, to ja, Kinga… Tylko ja zaspałam i nie miałam czasu na fryzurę i makijaż…