Rzadki przypadek na AGH

Od lat jeżdżę na organizowane przez miesięcznik edukacyjny Perspektywy Salony Maturzystów. Przybliżam tam uczniom i uczennicom ostatnich klas liceów i techników zasady oceniania i mówię o błędach, jakie często popełniają, pułapkach, jakie na nich czyhają, obalam stereotypy i mity na temat egzaminów z języków obcych i tego, jak są oceniane. W tym roku byłem i w Lublinie, i w Krakowie, i jadę za chwilę do Rzeszowa. Doroczna impreza ma jednak charakter ogólnopolski i odbywa się w wielu miastach.

Na Salonach maturzyści mogą się także zapoznać z ofertą edukacyjną wielu uczelni, niekiedy z bardzo odległych ośrodków akademickich. Uczelnie mają swoje stanowiska, na których rozdają informatory i gadżety, a w salach wykładowych także przedstawiają swoją ofertę w formie prezentacji.

Ostatnio na Krupniczej podpatrzyłem, jak Akademia Górniczo-Hutnicza, której siedziba jest praktycznie po sąsiedzku, zachęca maturzystów do studiowania u siebie, zapewniając dostępność akademików. Jest jeszcze szansa, by przed Salonami w Rzeszowie przemyśleć, czy przy okazji reklamowania uczelni AGH chce się również chwalić użyciem niewłaściwego przypadka na slajdzie. „Akademiku” to wołacz, nie dopełniacz. Szacunek za używanie rzeczowników w wołaczu, we współczesnej polszczyźnie potocznej wołacz może jeszcze nie jest na wymarciu, ale coraz częściej bywa zastępowany przez mianownik. Ale używajmy tego przypadka tylko tam, gdzie trzeba.

Niniejszy wpis z nieśmiałością dedykuję dr. Janowi Gościńskiemu z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, za którego zajęciami bardzo będę w tym roku akademickim tęsknić, a który nauczył mnie prawidłowo odmieniać słowo „przypadek” w zależności od znaczenia. Przy okazji polecam osobom zajmującym się tłumaczeniami studia podyplomowe „Cyfrowy tłumacz – nowe technologie w przekładzie” organizowane przez Katedrę Dydaktyki Przekładu i Instytut Filologii Angielskiej UP.

Zwyciężył na całej linii

Gdy miałem dwadzieścia parę lat, świat polityki nie był dla mnie korytem pełnym przepychających się świń, gotowych po trupach dorwać się do łupu. Dzisiaj, dla wielu moich uczniów i studentów słowo polityk jest synonimem słowa złodziej, dla mnie dwadzieścia lat temu tak nie było, a zawdzięczam to przede wszystkim jednej osobie, będącej – nawiasem mówiąc – rówieśnikiem mojego ojca.
Gdy drukowałem przed obroną moją pierwszą pracę magisterską, (może niektórych czytelników to zdziwi, ale była to praca magisterska z historii, a jej tematem były stereotypy polityczne w okresie uchwalania Konstytucji III RP), poza zwyczajowymi podziękowaniami dla promotora, profesora Michała Śliwy, obecnego Rektora Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, zamieściłem na stronie tytułowej dedykację dla Tadeusza Mazowieckiego, bez którego autorytetu, spokoju i równowagi ducha pewnie nigdy nie sięgnąłbym po tak bardzo bieżący i kontrowersyjny temat pracy magisterskiej.
Dziś, w dniu pochówku doczesnych zwłok pierwszego premiera III Rzeczypospolitej, jest on dla mnie nadal zwycięzcą na całej linii, a wśród jego największych osiągnięć pozostanie na zawsze krytykowana przez oszołomów filozofia grubej kreski oraz niniejsze słowa, od których rozpoczyna się nasza ustawa zasadnicza:

W trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny, odzyskawszy w 1989 roku możliwość suwerennego i demokratycznego stanowienia o Jej losie, my, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna,
jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródełrówni w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego – Polski,
wdzięczni naszym przodkom za ich pracę, za walkę o niepodległość okupioną ogromnymi ofiarami, za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu i ogólnoludzkich wartościach, nawiązując do najlepszych tradycji Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej, zobowiązani, by przekazać przyszłym pokoleniom wszystko, co cenne z ponadtysiącletniego dorobku, złączeni więzami wspólnoty z naszymi rodakami rozsianymi po świecie, świadomi potrzeby współpracy ze wszystkimi krajami dla dobra Rodziny Ludzkiej, pomni gorzkich doświadczeń z czasów,
gdy podstawowe wolności i prawa człowieka były w naszej Ojczyźnie łamane, pragnąc na zawsze zagwarantować prawa obywatelskie, a działaniu instytucji publicznych zapewnić rzetelność i sprawność, w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem lub przed własnym sumieniem, ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym
oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot. Wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę Konstytucję będą stosowali,
wzywamy, aby czynili to, dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka, jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi, a poszanowanie tych zasad mieli za niewzruszoną podstawę Rzeczypospolitej Polskiej.

W Katedrze Świętego Jana, podczas uroczystości pogrzebowych, obecni byli także ci, którzy z dorobkiem Tadeusza Mazowieckiego walczyli przez ostatnie lata. Niech ten pokłon, który oddali przed trumną Mazowieckiego, będzie trwały i ostateczny, i obym nigdy już na moim blogu nie musiał pisać o ich urojeniach, problemach osobistych i ambicjach, które pasują do zupełnie innej epoki, słusznie uważanej za minioną.

Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania.

Jak pani ładnie poprosi

Studentka drugiego roku studiów poszła zaliczyć ćwiczenia z metodyki nie mając przy sobie indeksu. Zaliczyła, wszystko w porządku. Tydzień później idzie do pana magistra prosić o wpis do indeksu. W odpowiedzi słyszy: „No nie wiem, musze się zastanowić, proszę przyjść za tydzień”.

Tydzień później kolejna rozmowa i pan magister mówi: „No nie wiem. Może pani dam ten wpis, jak pani ładnie poprosi”. Studentka czuje, że nie ma wyboru, więc mówi: „No to ja pana magistra bardzo, bardzo proszę…”

Pan magister stosuje jeszcze jakieś kilka uników na przetrzymanie, w rodzaju „chwileczkę, muszę gdzies zadzwonić”, „zaraz poszukam notatek”, „proszę przyjść za 10 minut, bo muszę na moment wyjść”. Wreszcie podpisuje.

Pan magister metodyk powinien pójść na praktykę do szkoły i nauczyć się trochę prawidłowego podejścia do ludzi. Jakiś czas temu przyszedł do mnie uczeń technikum, Rafał, spytać się o możliwość zaliczenia kilkunastu prac, których mi nie oddał, bo po prostu je olał. Teraz chce to wszystko pooddawać i pyta, czy mu to przyjmę. Mój mały wewnętrzny diabełek podsunął mi do powiedzenia nienajszczęśliwsze „Jak ładnie poprosisz, to czemu nie”.

Powiedziałem tym samym coś nieszczególnie mądrego. I zdaję sobie z tego sprawę. Szkoda mi tylko pana magistra na uczelni, że jego studenci nie mają odwagi powiedzieć pod nosem, ale wystarczająco głośno, by usłyszał, tego, co Rafał wymamrotał po tej mojej gafie: „Co, może mam ci laskę zrobić?”.

Można się oczywiście oburzać na to, co Rafał powiedział i w jaki sposób. Natomiast nie przyszłoby mi do głowy mieć do niego osobiście pretensje, bo to w końcu ja go do tego sprowokowałem gadając bzdury i nie stawiając sprawy jasno. Słowa, które z siebie wyartykułował w tej sytuacji, były bardzo zdrową reakcją na moją gafę. To są słowa, które warto usłyszeć, ale udać, że się nie usłyszało. Ale warto usłyszeć i zrozumieć, dlaczego padły. Jeśli się nie zrozumie, można skończyć jak niechlubnie słynny pedagog z Torunia, któremu uczniowie wkładali kosz na głowę i kopali go po głowie.

Real life communication

Konwersatorium z metodyki. Pan magister za wszelką cenę, w bardzo autorytarny sposób, stara się nas zmusić do przyjęcia dwóch poglądów – że w klasie nie ma prawdziwej komunikacji i że nie da się przewidzieć środków językowych, jakich użyje nasz rozmówca do wyrażenia takich czy innych treści.

Nieautentyczna, nieżyciowa komunikacja w klasie, której przykładami są sztucznie układane dialogi u lekarza o wymyślonych dolegliwościach pacjenta, pytanie o drogę do wymyślonych kin, teatrów, muzeów, udawanie, że jest się kim innym, aniżeli się jest, że jest się gdzie indziej, niż w rzeczywistości. Konkluzja, dla której żadnych alternatyw pan magister nie dopuszcza: nauczyciel tak naprawdę ma zawsze w dupie to, o czym mówią jego uczniowie, sam również gada do nich bez żadnego zainteresowania, bez żadnych emocji, jest mu zupełnie wszystko jedno, co jedli na śniadanie – pyta, bo chce przećwiczyć słownictwo z zakresu artykułów spożywczych.

Dziewczyna, która prowadzi kurs konwersacyjny dla dorosłych, odzywa się, że na każdych zajęciach zdarza się jej rozmawiać o rzeczach, które obie strony w autentyczny sposób interesują, następuje rzeczywista wymiana informacji – o wychowaniu dzieci, o dobrym mechaniku itp. Ten argument nie pasuje do poglądów pana magistra, więc trzeba go szybko zgasić.

To prawda, że w klasie nie zawsze jest czas na ćwiczenie umiejętności mówienia i uczestnictwa w rozmowie. Ale to nieprawda, że wszystko, o czym rozmawiamy z młodzieżą, zupełnie nas nie obchodzi. W mojej szkole jest ponad tysiąc uczniów i wielu dojeżdża do szkoły samochodami. Gdy któregoś dnia rano ktoś się stuknął na skrzyżowaniu na dole przy wjeździe do szkoły z księdzem, rozmawiałem o tym na lekcjach. To prawda, ćwiczyliśmy w ten sposób relacjonowanie wydarzeń, w dodatku o tematyce bardzo typowej do drugiej rozmowy sterowanej w pierwszym zadaniu matury ustnej. Ale mnie naprawdę obchodziło, jak przebiegał wypadek, z czyjej winy do niego doszło, jakie były szkody, ile będzie kosztowała ich naprawa…

Mam 33 lata i nie wiem wielu rzeczy, które dla młodszych ode mnie o jedno pokolenie uczniów są chlebem codziennym. Gdy mi mówią o różnych takich rzeczach, słucham i uczę się. Obchodzi mnie to, jakie mają poglądy, jakiej słuchają muzyki, jakie oglądają filmy. Myślę, że kiedy przestanie mnie zupełnie obchodzić to, o czym mówią, i będę miał na uwadze wyłącznie stwarzanie sytuacji komunikacyjnych do ćwiczenia takiej czy innej funkcji językowej, będzie pora zmienić zawód.

Komunikacja na konwersatorium z metodyki była zupełnie nieautentyczna. Jej wyłącznym celem było doprowadzenie uczestników do poddania się tezom postawionym na początku zajęć. Jakiekolwiek dygresje lub argumenty podważające te tezy zostały zduszone w zarodku. W dodatku mimo całkowitego braku swobodnego wyrażania opinii uczestnicy konwersatorium zostali zbiorowo skrytykowani za bierność i obojętność.