Studzenie zapału do nauki

Dla tych, którym ostatnio zbyt gorąco, zwłaszcza dla tych, którym ciężko się uczyć i zaliczać przedmioty w sesji letniej. Nie przejmujcie sie, jeśli łaskawi dziekani pozwolą, dociągniecie na warunkach do sesji w zupełnie innej scenerii, z aurą bardziej sprzyjającą nauce i z zaskakującym widokiem z okna akademika. Dla przypomnienia kilka fotografii z poprzednich sesji zimowych.


Więcej zdjęć dla ochłody zapału do nauki

Docendo discimus

Jeden z moich kolegów anglistów obraził się ostatnio, gdy uczeń wyjaśnił znaczenie angielskiego idiomu „to be pulling one’s leg” tłumacząc je na polski „robić kogoś w konia”. Obraził się nie dlatego, że uczeń jest słaby z angielskiego albo nie rozumiał tłumaczonego wyrażenia, ale dlatego, iż zachował się niekulturalnie i użył w klasie tak potwornego kolokwializmu, wręcz wulgaryzmu. Nie powiedziałem ani słowa, ale przez chwilę się zastanawiałem, czy „robić kogoś w konia” naprawdę jest wyrażeniem wulgarnym. Potem przez dłuższą chwilę rozmyślałem nad tym, na ile „pulling one’s leg” jest z kolei wyrażeniem formalnym, którego nie powstydziłaby się użyć królowa brytyjska podczas spotkania z premierem.
Ale to jeszcze nic. Kiedyś podczas towarzysko – zawodowego spotkania przy grillu koleżanki anglistki zaśmiewały się do rozpuku z ucznia, który na egzaminie opisywał swoje nawyki żywieniowe i powiedział, że jada to i owo, bo ma to w sobie liczne „nutrients”. Nie rozumiałem za bardzo, z czego się śmieją koleżanki, ale w towarzystwie wypada udać, że rozumie się dowcipy opowiadane przez innych. Jak się zorientowałem po chwili, koleżanki śmiały się dlatego, że „nutrients” rozumiały jako „nutrie”.
Uczniowie najlepszego liceum w jednym z byłych miast wojewódzkich dość długo zastanawiali się, czy wyjaśnić pani profesor, czemu nie mogą zachować powagi, gdy wymawia ona „can’t”. Gdy w końcu jej powiedzieli, że jej wymowa to raczej wyraz „cunt”, niestety nie zrozumiała, a oni nie odważyli się wchodzić w dalsze szczegóły.
Na każdym kroku widać, że świat idzie do przodu. Moi uczniowie z obecnej drugiej klasy technikum wprawili mnie kiedyś w zdumienie, gdy bez trudu powiązali polskie słowa, których znaczenie ja musiałem sprawdzać w polskim słowniku slangu miejski.pl, z ich anglojęzycznymi źródłami etymologicznymi. Dlatego drżyjcie, filolodzy i filolożki. Jeśli nie będziecie oglądać filmów, słuchać muzyki młodzieżowej i rozmawiać z prawdziwymi ludźmi, wasz angielski stanie się wkrótce równie śmieszny, jak angielski moich najznakomitszych profesorów uniwersyteckich, którzy byli znawcami Szekspira, ale żyli za żelazną kurtyną i nie mieli dostępu do brytyjskich mediów czy internetu ani nie byli nigdy za granicą. I bądźcie gotowi się uczyć od tych, których uczycie. Motto tego blogu, docendo discimus, nie jest takie głupie, choć wymyślił je Seneka Młodszy prawie dwa tysiące lat temu.

Wdzięczna praca nauczyciela

Praca nauczyciela jest o tyle wdzięczna, że spotyka się z jakimś odzewem. Czy zrobisz coś mądrego, czy głupiego, jakaś reakcja – prędzej czy później – będzie.
Bywa, że od razu i że nauczyciel chciałby się wówczas ugryźć poniewczasie w język. Pamiętam na przykład, jak kolega z pracy, wyrzucając z siebie rozmaite żale i smutki, spytał przy mnie swoich wychowanków maturzystów o przyczynę problemów, jakie między nimi były. Zadał im retoryczne – jego zdaniem – pytanie, czy może coś jest nie tak z jego inteligencją i umysłem, skoro nie mogą się dogadać, na co Michał bez cienia wahania i z olbrzymią satysfakcją przyklasnął mu słowami: „Widzi Pan, sam Pan doszedł do tego, w czym tkwi problem. My Panu tego nie powiedzieliśmy.”
Bywa, że reakcja jest po wielu latach. Zdarza się, że ktoś wspomina o jakimś szkolnym epizodzie, którego ty już w ogóle nie pamiętasz, a dla niego okazał się być momentem, który zaważył na całym dalszym życiu i na najistotniejszych życiowych decyzjach.
A czasem reakcja jest po kilku tygodniach. Denerwowało mnie, że w pracowni mamy dwa zniszczone krzesła, których nie można tak po prostu wyrzucić ani wynieść, bo są „na stanie”, a które – przestawiane z miejsca na miejsce – mieszały się ciągle z dobrymi krzesłami. Krzesła na pierwszy rzut oka wyglądają normalnie, ale faktycznie wymagają zespawania oderwanych nóg, więc notorycznie przytrafiały się przypadki, że ktoś dawał się nabrać i albo się przewracał, albo gwałtownie uderzał łokciami o stół. Odstawiłem je w końcu do góry nogami na stojącej z boku pod tablicą ławce i przyczepiłem do nich duże kartki z napisem o treści: „Siadanie grozi kalectwem i śmiercią!”. Po paru tygodniach patrzę, a tu jest odzew. Na jednej kartce ktoś o krytycznym umyśle dopisał „Chyba nie”, na drugiej jakiś figlarny miłośnik empiryzmu zachęca „Spróbuj” i dorysowuje serduszka.
Czego by nie zrobić, czego by nie powiedzieć, jest odzew. Czasami zupełnie inny, niż się spodziewamy.

Pomylone numery

Ze sporym zdziwieniem odczytałem SMS od studenta, mającego za około 2 godziny przyjść na zajęcia:
„Idziesz na angielski?”
Ciekawość wzięła jednak górę i odpisałem lakonicznie:
„Waham się.”
Po chwili otrzymałem kolejną wiadomość:
„Ch**, ja idę. W sali 2 mamy?”
Podobno nadawcy pomyliły się numery do dwóch podobnie się nazywających osób.
I pomyśleć, jak wiele tracą moi koledzy i koleżanki, którzy nie podają numeru telefonu uczniom i studentom.

Wiosna w pracy i po pracy

Pierwszy raz od dłuższego czasu wyszedłem w środę z pracy za dnia. A ściślej, wyszedłem o tej samej godzinie, co zwykle, jednak „na polu”, czyli między biurowcami Krakowa, było wciąż jasno. Przyjemniej będzie od tej pory zaczynać, skoro po fajrancie czekać na mnie będzie jeszcze odrobina słońca. W dodatku jak tu nie zaczynać z przyjemnością zajęć, na które ludzie tak ochoczo się zwołują.

Biotechnologia z przyszłością

Wzruszyłem się dzisiaj bardzo, widząc w tunelu dworca poniższe ogłoszenie, podpisane drobnym drukiem „studentka biotechnologii”. Może stąd moje wzruszenie, że prenumeruję „Scientific American” i cieszę się, że czytują go również studenci. A może dlatego, że biotechnologia, jak szacują specjaliści od prognoz zatrudnienia, to bardzo przyszłościowy kierunek studiów. A może dlatego, że jeśli te plakaty porozklejane w centrum Krakowa odniosą zamierzony skutek, to komuś spełnią się marzenia, a życie będzie jak w bajce? Chyba że chodzi tylko o zwrot gazety…

Docendo discimus

Dobrze jest mieć studentów mądrzejszych od siebie, ale trzeba się z tym niejako pogodzić, zawstydzić i korzystać z sytuacji – czerpać garściami z ich wiedzy, z pożytkiem dla siebie. Zamiast ich gnoić, może lepiej poczuć od nich inspirację do własnego rozwoju i spróbować się od nich czegoś nauczyć. Inaczej gotowi przyjść w bordowych koszulach.


Studencka przyzwoitość

„Wszystkie dziewczyny są takie same”. To zdanie, wykorzystane na zajęciach w autentycznym materiale językowym do rozumienia ze słuchu, spotyka się wprawdzie z głośno okazywaną aprobatą studentów, ale – o czym świadczyłoby ogłoszenie na jednym z korytarzy – jest w nich też odrobina przyzwoitości i prostolinijna, szczera odwaga do obrony moralności i rzetelnego wywiązywania się z obowiązków.
W dziewczyny już nie wierzą, ale jakaś nadzieja dla ludzkości jednak jeszcze pozostaje.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Kraków się kurczy

Cicho o tym w mediach, nikt nie protestuje, a tymczasem Kraków się nam kurczy i to dramatycznie. Można się cieszyć z nowej fontanny i w ogóle całej rewelacyjnej płyty przebudowanego Placu Szczepańskiego, ale prawda jest taka, że według znaków drogowych to już praktycznie peryferia Krakowa. Basztowa, Dunajewskiego i Straszewskiego są już chyba poza jego obecnymi granicami, a Aleje – kto wie – może są już w innym województwie.
Podczas porannego spaceru stojący na Plantach, przy samym Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego, znak określający granicę miasta przyciągnął moją uwagę na tyle, że postanowiłem go sfotografować na dowód, że ktoś – kawałek po kawałku – oddaje Kraków w ręce obcych.

Ostatnie trzy dni

Studentom, którzy kiedyś tak entuzjastycznie przyjęli odwołanie lektoratu, że na poniższym ogłoszeniu cytatem z premiera Marcinkiewicza (trzykrotnym „Yes!”) skomentowali fakt odwołania zajęć, z radością donoszę, że do końca zajęć dydaktycznych na uczelni pozostały już tylko trzy dni.
Od czwartku na ładnych kilka miesięcy wszystkie zajęcia odwołane.