Kilo Wiejskiej

Od jakiegoś czasu, za sprawą jednego z trzecioklasistów, moja pracownia i mój netbook oznakowane są barwami klubowymi drużyny piłkarskiej o wyjątkowo swojskiej nazwie. Zastanawiałem się nawet już kiedyś, czy oznakowane w ten sposób przez uczniów przedmioty należy traktować jako służbowe albo sponsorowane.

Jakże przyjemnie było zobaczyć imię i nazwisko swojego ucznia i nazwę jego klubu na banerze reklamowym podczas pierwszego meczu na Stadionie Narodowym w Warszawie, z największymi gwiazdami polskiego i międzynarodowego futbolu na pierwszym planie.

Swojskie widoki i treści wyświetlały też telebimy na Stadionie Narodowym. O tym, jak do tego doszło, można przeczytać na nieoficjalnej stronie klubu.

Widząc takie rzeczy cieszę się bardziej, niż gdyby moi uczniowie zostawali laureatami ogólnopolskiej olimpiady języka angielskiego. Robią coś, co kochają, i zostanie im już to w pamięci na całe życie.

Łapówki nie do odrzucenia

Panowie z trzeciej mechanika dość szybko pojęli, że ani na koniec roku szkolnego, ani na urodziny czy imieniny, ani na Dzień Nauczyciela nie należy mi kupować kwiatków, bombonierek, alkoholu, ani niczego innego, co ludzie zwykli dawać innym ludziom po to, by sprawić im kłopot albo wprawić w zakłopotanie.
Jak jednak przystało na nieprzeciętnie inteligentnych, pomysłowych i dobrze ułożonych młodzieńców, bardzo szybko wymyślili sobie sposoby na obdarowywanie mnie ukradkiem takimi prezentami, że po prostu nie sposób im je zwrócić. Pierwszym takim upominkiem, jaki bezsilnie przyjąłem, a następnie skonsumowałem z inną klasą, była główka czosnku. Czosnku nie byle jakiego, importowanego, kupionego w supermarkecie, ale takiego najprawdziwszego, świeżego i aromatycznego. Prosto ze wsi.
Następnie panowie obdarowali mnie specjalnym magicznym długopisem do wpisywania ocen niedostateczych. Nie jakimś drogim przyrządem piśmienniczym renomowanej firmy, lecz długopisem tak wyjątkowym, że wrócił do mnie pod koniec dnia nawet wtedy, gdy pożyczyłem go uczniowi jakiejś innej klasy, który nie miał przy sobie niczego do pisania.
Obecnie mam już dwa takie długopisy, drugi panowie podrzucili mi przed feriami z myślą o ślubie, na który się wybierałem. Nie, pan młody i panna młoda nie podpisali aktu małżeństwa tymi dwoma pięknymi długopisami od trzeciej mechanika, ale mam je zawsze przy sobie i nie za bardzo wiem, co z nimi zrobić. Choć zabrzmi to absurdalnie, są dla mnie bardzo, bardzo cenne. Chociaż może nie aż tak bardzo, jak ci nowożeńcy.

Tajemnica sukcesu

Od jakiegoś czasu młodzież chwali sobie hamburgery w szkolnym sklepiku, podobno są jeszcze lepsze, chociaż cena nie uległa zmianie. Moi mechanicy odkryli dzisiaj na półce składnik, który podejrzewamy wspólnie o to, że jest kluczem do sukcesu ulepszonych hamburgerów. Wydaje się, że to jakiś sos robiony między innymi z pomidorów. Nazywa się „keczub”.

Światły mechanik

Mój stosunek do Grzegorza Napieralskiego zmienił się nagle, gdy dowiedziałem się z jego życiorysu, że ukończył – niezależnie od różnych studiów – technikum mechaniczne. Od tego momentu, czego bym nie przeczytał o nim, jakiej wypowiedzi Napieralskiego bym nie usłyszał, wszystko wydaje mi się nagle o wiele mądrzejsze i ciekawsze.
Pierwszą moją reakcją na wybór takiego kandydata Sojuszu Lewicy Demokratycznej na urząd prezydenta było zdziwienie i konsternacja, a teraz nagle wydaje mi się, że to bardzo dobry pomysł, by do wyborów prezydenckich stanął w końcu ktoś, kto jest młodszy ode mnie. Jak tu takiemu kandydatowi lewicy zarzucać, że był narzędziem komunistycznego aparatu opresji? Chyba na placu zabaw albo w piaskownicy. W ustach tego kandydata wzywanie do troski o przyszłość, a nie grzebanie w historii, brzmi wyjątkowo naturalnie i szczerze.
Nagły przypływ sympatii do Napieralskiego budzi u mnie pewien niepokój, że może jednak o naszych sympatiach politycznych decydują zupełnie przypadkowe czynniki, a nie rzeczywiste, merytoryczne argumenty? A może wszystko jest grą pozorów, co tak ładnie pokazał właśnie premier Gordon Brown?
Tak czy inaczej, mechanicy całej Polski – łączcie się! 😀

Prostowanie skrzydeł

Wkrótce następni odlatują. Prostowaliśmy dziś skrzydła i nacieraliśmy je woskiem.
Wyszliśmy na wzgórze koło szkoły, z którego – patrząc w dół – szkoła wydaje się taka maleńka i nic nie znacząca. Nie wszyscy z nich wiedzieli pewnie o tym, że gdyby pościnać drzewa na tym wzgórzu, widać z niego przy dobrej pogodzie miejscowości po drugiej stronie Krakowa, a nawet Tatry. A przecież niektórzy z nich odlecą wkrótce tak daleko, że nie tylko szkoła zniknie im sprzed oczu, ale i wzgórze stanie się maleńkie, a dla niektórych nawet Tatry będą jakimiś mgliście wspominanymi pagórkami ze szkolnych wagarów, a Kraków prowincjonalnym miastem młodości. I dość trudno wykluczyć, że żadnemu z nich te starannie dziś prostowane skrzydła nie zawiodą i nie spadnie, jak Ikar, w ciemne czeluści.
Tak czy inaczej, trzeba będzie trochę popracować nad nową wersją banera blogu.

Odręczny SMS

Wzruszyłem się widząc, jakie fajne telefony mają chłopaki z trzeciej mechanika. W moim nie ma zainstalowanej odręcznej czcionki. Poza tym pomyślałem, że chyba już najwyższa pora, by na blogu rozpoczęła się era obecnej trzeciej mechanika. W czwartej klasie wystawiłem dzisiaj ostatnie oceny, a matura już za parę tygodni.

Sadźmy jaśmin

Te groźnie wyglądające dwumetrowe drągi z założonymi rękami, które nie zechciały usiąść podczas szkolnych jasełek i obserwowały wszystko czujnym wzrokiem z góry i od tyłu, to czwarta mechanika, a raczej jakieś jej resztki, które wytrwały tego dnia do końca. Straszne chłopaki, ale moje ukochane.
Na święta dziś takie przesłanie z myślą szczególnie o nich (Mateusz i Marcin powinni wiedzieć, czemu), ale także o Monie, która przypomniała mi święta w Sarajewie, o sześciu absolwentach, którzy chcieli wczoraj odwiedzić szkołę i zostali w dniu klasowych wigilii przepędzeni sprzed drzwi wejściowych, oraz o księdzu Marcinie, który wdał się w tak poważną dyskusję pod moim wpisem, że gimnazjalista Janek aż się dziwi, że stać na to ludzi dorosłych. Z myślą o Michale, który na czas łamania się opłatkiem i składania sobie życzeń wyszedł z klasy i siedział na korytarzu.
Parafrazując słowa z debaty w telewizji Al-Jazeera 27 października, które wypowiedział Dhiyaa Al-Musawi, niech naszym wyborem będzie sadzenie jaśminu. Bez względu na okoliczności. A ideologiczny cholesterol niech nie zatyka arterii naszego sumienia.
Sadźmy jaśmin. Wszyscy i wszędzie.


Konik poszukiwany

Panowie z trzeciej mechanika, a także i ja sam, bardzo się niepokoimy, ponieważ z naszej pracowni zginął konik, którego zrobili mi i podarowali na poprzednim angielskim. Mamy głęboką nadzieję, że konik się nie zagalopował i nie wpadł w żadne tarapaty.
Ten konik to była taka prawdziwa kasztanka, na której chcieliśmy wszyscy daleko zajechać. A chyba i tak zajedziemy. Że tegoroczna czwarta mechanika zajedzie dalej, niż ubiegłoroczna, to wiadomo od dawna. Ale na dzisiejszej – wskutek zastępstwa – łączonej lekcji wspólnej z trzecią i czwartą mechanika jednocześnie widać było wyraźnie, że przyszłoroczni maturzyści od tegorocznych nie odstają wcale tak bardzo. Idą łeb w łeb, chciałoby się powiedzieć.
Ktokolwiek wie coś o losie naszego konika, proszony jest o pomoc w jego odzyskaniu.

Finał konkursu karaoke z coverami Bon Jovi

Oto cztery filmy, które przechodzą do finału kolejnej edycji konkursu karaoke dla moich uczniów i studentów. Konkurs tym razem poświęcony był piosenkom Jona Bon Jovi i okazał się naprawdę dużym wyzwaniem.
Stałych czytelników i znajomych zapraszam nie tylko do komentowania, ale także do przesyłania mi mailem swoich głosów na film, który zostanie nagrodzony. Każdy może oddać dwa głosy – po jednym na dwa różne filmy lub dwa głosy na jeden film.

Norbert – Always

Robert – It’s My Life

Sławek – Always

Sławek – It’s My Life

Maturzyści odchodzą

Wygląda na to, że stworzyliśmy sobie z kolejnymi rocznikami maturzystów piękną tradycję. Ten film nakręciliśmy wczoraj po ostatnim fakultecie w czwartej mechanika:

To czwarta agrobiznesu rok temu:

A tutaj czwarta mechanika sprzed dwóch lat: