1990 – niezastąpiona

Starczy staroci z lat siedemdziesiątych.
Był rok 1990. Miałem 18 lat. Każdy, kto w tamtym czasie przeżywał miłosny zawód, znał na pamięć słowa Nothing Compares 2U Sinéad O’Connor.
21 lat później na stacji BP w Brzostku, gdzieś między Pilznem a Jasłem, rozmawiałem po raz pierwszy przy stole z dziewczyną, która ma tyle lat, co ta piosenka. Zostaliśmy sami, bo Przemek poszedł umyć samochód. To była rozmowa o prostych, codziennych sprawach, a jednak wynikało z niej wiele obietnic i dużo nadziei na przyszłość.
Następnego dnia wracaliśmy tą samą drogą, chociaż było nas odrobinę więcej.
Na zdjęciach z początku lat dziewięćdziesiątych wyglądam bardzo śmiesznie. Mam długie włosy i brodę i zdaję się być dziesięć lat starszy. Na zdjęciu z klasy maturalnej nie potrafię z imienia i nazwiska wymienić wszystkich kolegów i koleżanek. Na stacji benzynowej w Brzostku zatrzymuję się za każdym razem, gdy tamtędy przejeżdżam. Nie zapomnę tamtej rozmowy.

Nowe rozdanie

Nie byłem pewien, czy dobrze robię, gdy 18 lipca tego roku spełnialiśmy z Tomkiem wolę pewnej Królowej Śniegu. To było takie nowe rozdanie. Zupełnie nieoczekiwane. Takie małe trzęsienie ziemi.
Ale dzisiaj wiem, że to było słuszne. Coś umarło, pewne drzwi zostały zatrzaśnięte. Jestem bardzo wdzięczny za to, że siedzimy nadal przy stole. Gościom jestem wdzięczny, że pomagają nam dogasić światła na ganku. Nie są już nikomu potrzebne, nikt już nie musi posługiwać się nimi, by odnaleźć drogę do domu. Żadna Gerda nie będzie szukała Kaja na siłę, a w naszej bajce tak naprawdę jest tylko jeden Kopciuszek. Jest nim Królowa Śniegu. I nigdy nie odsłoni ona przed Kajem swoich prawdziwych barw. Niestety.
Makaronowe nadziewane rurki z jednego, wspólnego talerza, były mi dzisiaj smaczniejsze niż najbardziej wykwintny kawior.
Dobranoc :* Po raz nie pierwszy i nie ostatni.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Rodzina Tagi

Epitafium

Pamiętam, że – jako licealista – byłem dziwakiem, który słucha muzyki o pokolenie wstecz (nie żebym nie miał innych oznak dziwactwa). Na przykład takie King Crimson. Nie wspominając o Pink Floyd, The Doors, Uriah Heep i innych. To nawet za moich czasów było muzeum.
Teraz bywa, że koledzy z pracy mają mi za złe, że mam jakichś znajomych w kapturach o pokolenie do przodu. Także tych, dla których mój rówieśnik – Eminem – jest już dziadkiem z minionej epoki. Albo że ci znajomi utrzymują ze mną kontakt, chociaż dawno powinni już o mnie zapomnieć, bo przygotowywałem ich do matury cztery czy pięć lat temu.
No cóż. Zawsze interesowała mnie temporalistyka. Ciekawe, że – chociaż przeszukałem pół internetu – nie znalazłem nazwiska autora książki, która była moją biblią lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku, i z której słowa „temporalistyka” się nauczyłem, a potem oszałamiałem nim swoich nauczycieli i egzaminatorów. Napisałem jakieś wypracowanie w klasie maturalnej z użyciem tego słowa, za co dostałem ocenę celującą. A potem – to były czasy, gdy maturę oceniało się w szkole – celujący z polskiego za pracę, która była zupełnie nie na temat, gdy tak teraz o tym pomyślę i patrząc na to według dzisiejszych, zobiektywizowanych standardów.
Tej książki pewnie już nigdy nie znajdę, chociaż czytałem ją w liceum kilkakrotnie. Znałem ją prawie na pamięć. Dziś jestem już dziadkiem. Mój wnuk bawi się jak szalony w pokoju, w którym stoją meble z półkami, a jedna z tych półek do złudzenia przypomina półkę, na której spoczywała niegdyś powieść z terminem „temporalistyka” na okładce. Tylko że to już nie jest ten sam pokój, na półkach nie ma już tamtych książek, ani nie sposób ustalić, gdzie wylądowała tamta biblioteczka. Nie pamiętam, jak nazywał się autor tej książki, choć zmienił moje życie bardziej niż Jezus Chrystus czy Mahomet.
Nieważne. Na YouTubie jest nadal King Crimson, ja patrzę nadal na Ziemię z jej orbity i dziwię się, że rozumiem słowa tej piosenki, chociaż wcale nie mają większego sensu niż słowa piosenek, przy których tańczą dzisiaj gimnazjaliści. A dwadzieścia lat temu, nie wiedzieć czemu, wydawała się nieść tak głębokie przesłanie…
Wiktor ma rok i cztery miesiące. W jego mowie występują już rozmaite samogłoski i coraz więcej spółgłosek. Mowa Wiktora jest – tak czy inaczej – mądrzejsza od mojej. Przynajmniej w niektórych przypadkach. Nie mogę się już doczekać, żeby zaczął używać języka polskiego w takim zakresie, bym ja mógł już całkiem zamilknąć. Ale ten dzień przyjdzie, przyjdzie wkrótce, i przyjmę go z pokorą. Tej samej pokory życzę mojemu przyjacielowi, Leszkowi, z okazji narodzin jego syna, Adama.

Poranna jazda do Mordoru

Kilka razy do roku bardzo wcześnie rano wyjeżdżam do Rzeszowa, Krosna lub w inny zakątek Podkarpacia. Jutro też wstaję skoro świt i jadę do tego Mordoru, bo jakże inaczej nazwać widok, który ukazuje się moim oczom, gdy przejeżdżam mostem przez Wisłę i patrzę w kierunku celu mojej podróży.
Tyle że od sierpnia tego roku jeżdżę tam naprawdę jak do domu, a każda podróż jest przypomnieniem radosnej nowiny sprzed trzech tygodni. Odkąd ją usłyszałem, nie mogę się ogarnąć i jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Pokochałem Saurona i stałem się jego sługą.

Niniejszy wpis dedykuję – z nieskończoną czułością – Albertowi i Sandrze, Łukaszowi i Kasi, Pawłowi i Sylwii, Przemkowi i Gosi, oraz Robertowi.