Nienawiść wykładowcy

Przed nami ostatni tydzień sesji. Na konsultacjach zjawiają się tłumy, nie mieścimy się w pokoju, w którym zwykle przyjmujemy studentów, trzeba sobie szukać sal. Kolejki do poszczególnych lektorów zapychają korytarz tak, że ciężko jest przejść, a niektórzy ustawiają się w nich już o szóstej rano.
Jeszcze przed rozpoczęciem sesji, na jednym z ostatnich spotkań ze studentami pierwszego roku analizowaliśmy po kolei sytuację, w której są poszczególni z nich. Komu już można dać zaliczenie, kto jeszcze na nie nie zasłużył, jaka komu wychodzi ocena i co może zrobić, żeby ją podnieść.
Piotrowi wyszło 3,0. Mógłby tę ocenę jeszcze podnieść, gdyby spełnił pewne określone warunki. Zostało mu na to zresztą prawie trzy tygodnie czasu. Z uśmiechniętą – jak zwykle – miną poprosił jednak, by wpisać mu ocenę dostateczną. Zrobiłem to więc i przeszedłem do następnej osoby.
Po chwili widzę, że uśmiech zniknął z twarzy Piotra, mina mu zrzedła i coś najwyraźniej go trapi. Myślę sobie, że pewnie zaraz się okaże, że ta ocena jednak go nie satysfakcjonuje i zadeklaruje jej poprawianie. Mija kolejne kilkadziesiąt sekund i Piotr nagle pyta mnie, czy go nienawidzę. Gdzieś wewnątrz mojego mózgu opada mi szczęka, ta widoczna dla studentów wprawdzie trzyma się reszty twarzy, ale chyba nie udaje mi się przed nimi ukryć zdumienia. Przez moją głowę przelatuje szybko kilkadziesiąt zapytań do bazy danych mojego sumienia sprawdzających, w jaki sposób mogłem skrzywdzić tego studenta i sprawić, że czuje się niesprawiedliwie oceniony. Nim jednak procesor w mojej głowie zwrócił wyniki rachunku sumienia, Piotr wyjaśnia, o co chodzi.
Okazuje się, że przyszło mu do głowy, iż mogę mieć do niego żal, bo nie ma ambicji na wyższą ocenę i nie chce się poprawiać. Kamień spada mi z serca i uspokajam Piotra, że to nie moja sprawa, czy zależy mu na średniej albo czy będzie się starać o stypendium, i że – jak wiele innych aspektów jego życia – także i ten nie jest moją sprawą. Na twarz Piotra wraca uśmiech i nie wiadomo tylko, czy jest zadowolony z dowcipu, jaki udało mu się zrobić, czy on też naprawdę poczuł ulgę.

Smutne oczy

Dostałem niedawno maila od niejakiego Alieksjeja Jebiewdenko, który – jak wynika z logów platformy e-learningowej – uważa się za mojego studenta. Ewentualnie nim jest, ale – przynajmniej w kontaktach internetowych – stara się zachować anonimowość. Wiadomość email miała temat: „Podaruj dzieciom słońce”, a oto jej treść – w całości:

Witam!
W związku ze zbliżającym się systemem eliminacji studenta zwracam się do ludzi dobrego serca z prośbą o wsparcie akcji „panda 3”.


Po całym dniu patrzenia w oczy równie smutne, jak te na obrazku, nieprędko dzisiaj zasnę. Bartłomiejowi, Magdalenie, Rafałowi i wszystkim innym smutnym studentom życzę krótkiej, radosnej i pełnej sukcesów sesji. Niech Wam pan da nie tylko trzy, ale i cztery, a nawet pięć.

Ten wpis to odgrzewany kotlet z 2010 roku.