Twardy seks, twarde fakty

Teatr Polski we Wrocławiu wystawił na swoich deskach sztukę laureatki Nagrody Nobla, Elfriede Jelinek, „Śmierć i kobieta”. W materiałach promocyjnych teatr uczciwie zapowiadał, że przedstawienie zawiera elementy seksu. Wywołało to histerię, protesty i modlitewne manifestacje. Wicepremier polskiego rządu, odpowiedzialny za kulturę i dziedzictwo narodowe, chociaż na premierze nie był i sztuki nie widział, a nawet nie czytał tekstu noblistki, domagał się od władz województwa dolnośląskiego i od dyrekcji teatru… zdjęcia spektaklu.
Nieprędko przekonam się, czy na wrocławskiej scenie jest pokazywana pornografia, czy nie. Wszystkie bilety do końca roku są wyprzedane. Na tej samej zasadzie nie umiem się wypowiedzieć, czy sztuka jest dobra, czy nie, albo czy jej inscenizacja jest udana. Nie mam też pojęcia, czy pornografia może być mieć wymiar artystyczny, czy nie.
Natomiast jednego jestem pewien. Całkiem kulturalny i wykształcony człowiek, zajmujący poważne stanowisko, w dyskusji na temat spektaktu Teatru Polskiego, napisał na jednym z portali internetowych, że „akt seksualny pozostawia w człowieku ślad nie do zatarcia, wyciska swoiste piętno zarówno na dziecku jak i na osobie dorosłej; trauma, jaka po nim pozostaje, nigdy nie przemija”. Jestem pewien, że ten wykształcony człowiek jest świadom, że nasze społeczeństwo dość szybko by przeminęło, gdyby nie te traumatyczne akty seksualne, uprawiane w dodatku w odpowiedniej liczbie i – jak mi się wydaje – raczej masowo.

Wartości rodzinne

Władysław, ojciec geja, a także Elżbieta, Aneta i Rafał, których córki są lesbijkami, bulwersują ulice Warszawy, Krakowa, Poznania, Wrocławia i Górnego Śląska. Redaktor naczelny dużego polskiego tygodnika, posłanka jednej z największych partii opozycyjnych i paru innych zdenerwowanych celebrytów histeryzuje coś o homoseksualnej propagandzie, o gwałceniu wartości, o burzeniu tradycyjnego modelu rodziny, a także uniemożliwianiu rodzicom wychowywania dzieci w zgodzie z własnym sumieniem.
Z zainteresowaniem oglądam zdjęcia billboardów w internecie i zastanawia mnie, w czym miłość i empatia między rodzicami a dziećmi pokazywanymi na tych plakatach są sprzeczne z wartościami rodzinnymi obowiązującymi w tym „tradycyjnym modelu”.
Na billboardach nie ma par jednopłciowych w intymnych pozach, ale zdjęcia rodziców z dziećmi. Rodzice na plakatach pokazują, że dzieci nauczyły ich, jak ważne jest być sobą, być odważnym i mówić otwarcie. Demonstrują wzajemną miłość i zaufanie. To się nie mieści w tradycyjnym modelu rodziny? W rodzinach pana Lisieckiego, pani Pawłowskiej i innych oburzonych było lub jest inaczej? To serdecznie współczuję.