3G

Kolejna grupa maturzystów wysłuchała tradycyjnego wykładu mojego ojca o bohaterskiej nauce języka angielskiego z przemyconego do jednostki Ludowego Wojska Polskiego zeszytu z notatkami.
Nieuchronny znak, że trzecia lajtowa generacja kończy szkołę. Niektórzy z pierwszej generacji są już inżynierami.

2011

2010

2007

Niedojrzali dorośli

Podziwiam nauczycieli pracujących w podstawówce i gimnazjum. Mnie wystarczy pójść na lekcję do pierwszej klasy szkoły średniej, by rozbolała mnie głowa. Wszystko trzeba powtarzać nie dość że po polsku, to jeszcze trzy razy, wycieczkę trzeba organizować z miesięcznym wyprzedzeniem, a i tak niektórzy przyjdą na nią, chociaż mieli nie jechać, a inni nie zjawią się na miejscu zbiórki, chociaż do ostatniej chwili na wycieczkę się wybierali. O nagłej zmianie planów nie uznają też za stosowne poinformować nikogo z organizatorów.
Jak to się dzieje, że w trzeciej, czwartej klasie technikum robią się tacy dogadani i chodzą jak szwajcarskie zegarki, a w dodatku nie sposób się na nich o cokolwiek wkurzyć, bo znakomicie umieją zachować balans między powygłupianiem się, a zrobieniem czegoś pożytecznego? W minionym tygodniu moi maturzyści z jednej strony zorganizowali sobie międzyklasowy konkurs, do którego sami ułożyli znakomite, trudne pytania z kulturoznawstwa, czytania ze zrozumieniem i rozumienia słuchanego tekstu specjalistycznego, a z drugiej – podczas ostatniej z trzech piątkowych lekcji angielskiego – te dwudziestoletnie Rihanny z zapałem próbowały śpiewać cienkimi głosikami, gdy znudziły nam się już piosenki świąteczne, zarówno klasyczne, jak i te bardziej alternatywne.
Ciekawe, czemu pierwszakom nie chciało się śpiewać nawet Rudolph The Red Nosed Reindeer, a dwudziestoletni maturzyści w mechaniku w tej samej szkole uwielbiają śpiewać „Give me, give me a man after midnight…” i robią to bez skrępowania. Może w klasie maturalnej nie trzeba już nikomu udowadniać, że jest się dorosłym i poważnym, więc żaden to obciach zachowywać się jak dziecko? A może to właśnie świadomość zbliżającego się końca szkoły powoduje, że powaga i dojrzałość, zamiast ich kusić, stają się przykrym i nieustannie nad nimi wiszącym widmem przyszłości? Przyszłości, którą miło jest od siebie chociaż na chwilę odsunąć.


Świadectwa do wymiany?

W ubiegłym tygodniu w ramach postępowania kwalifikacyjnego zliczaliśmy punkty uczniom przyjmowanym do pierwszych klas szkół ponadgimnazjalnych. Z dużym zdziwieniem odnotowałem, że właściwie połowa uczniów przyjmowanych do mojej przyszłej klasy w technikum pojazdów samochodowych i logistyki ma nieważne świadectwa.
Świadectwom początkowo nie przyglądałem się dokładnie, sprawdzałem tylko oceny z wybranych przedmiotów i przypisywałem im odpowiednią ilość punktów. Przy jednym z nich dokonałem jednak zaskakującego odkrycia kłócącego się z posiadaną przeze mnie wiedzą. Byłem bowiem świadom, że w Proszowicach jest jedno gimnazjum, Gimnazjum im. 6 Brygady Desantowo-Szturmowej Generała Sosabowskiego, a oto przypadkowo zwróciłem uwagę, że spisuję punkty z dokumentu wydanego przez „Gimnazjum im. Jana Pawła II w Proszowicach”. Spytałem od razu kolegów i koleżanki, czy wiedzieli, że w Proszowicach jest jeszcze jedno gimnazjum, ale wszyscy zorientowani zaprzeczyli stanowczo. Przyjrzałem się więc uważniej świadectwu i okazało się, że ktoś, kto je ręcznie wypisywał, pomylił się – na pieczęci gimnazjum widnieje bowiem zupełnie inna miejscowość.
Nie mam wątpliwości, że uczennicy, która przyniosła to świadectwo, trzeba będzie zwrócić uwagę i odesłać ją do macierzystego gimnazjum z prośbą o wymianę błędnie wystawionego dokumentu.
Zastanawia mnie jeszcze druga sprawa. Na połowie świadectw moich uczniów w linijce przeznaczonej na ocenę z religii lub z etyki nie tylko wpisano ocenę, ale dokonano skreślenia nazwy zbędnego przedmiotu, przez co jednoznacznie wiadomo, czy uczeń uczęszczał na religię, czy na etykę. Tymczasem rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 14 kwietnia 1992 r.w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach jasno stwierdza:

§ 9. 1. Ocena z religii lub etyki umieszczana jest na świadectwie szkolnym bezpośrednio po ocenie ze sprawowania. W celu wyeliminowania ewentualnych przejawów nietolerancji nie należy zamieszczać danych, z których wynikałoby, na zajęcia z jakiej religii (bądź etyki) uczeń uczęszczał.

Połowa moich wychowanków ma niekonstytucyjne, niezgodne z prawem świadectwa ukończenia gimnazjum. Na ile istotnym dokumentem jest takie świadectwo? Na ile fakt umieszczenia na nim informacji o tym, czy uczęszczali w gimnazjum na religię, czy na etykę, będzie miał wpływ na ich losy? Wydaje mi się, że dla zasady należałoby wszystkich odesłać do macierzystych szkół z prośbą o wydanie poprawnego, zgodnego z prawem dokumentu. Tylko czy to gra warta świeczki?

Les penseurs

New English File Upper-Intermediate z każdego zrobi myśliciela. Tak sobie popatrzyłem w czasie ćwiczenia rozumienia ze słuchu na moją gromadkę trzecioklasistów i nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że – tacy zadumani – kogoś mi przypominają. Szczególnie Mateusz.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi

Internatowi geje

Na wszystkich drzwiach pokojów w internacie są tabliczki z imionami i nazwiskami uczniów bądź uczennic zamieszkujących dany pokój. Niektóre firmowe, stworzone według jednego szkolnego szablonu, inne autorskie, ilustrujące graficzny talent i kreatywność mieszkańców – zwłaszcza dziewcząt. Natomiast na drzwiach jednego z pokojów męskiej części internatu, nad tabliczką z nazwiskami, od wielu miesięcy wisi coś takiego. Zastanawiam się, czy nie powinno się wszcząć dyskusji nad oficjalnym zniesieniem podziału na męską i żeńską część internatu, albo nad rozdzieleniem dwóch panów zamieszkujących w tym pokoju. Jakaś sprawiedliwość musi być.

Ćwiczenia z gramatyki

Lekcja gramatyki angielskiej była bardzo żmudna. Przestudiowaliśmy z panami z pierwszych klas na kilku różnych stronach w podręczniku, na wielu licznych przykładach, jak budować zdania z czasownikami like, enjoy, love, hate etc.
Mimo to, pod koniec lekcji tylko dwóch z nich bezbłędnie napisało pięć zdań w ramach ćwiczenia, zdań w rodzaju (cytuję dosłownie, tak napisali):
I don’t like sleeping alone.
I hate going to school everyday.

Niektórym udało się napisać tylko trzy poprawne zdania, nielicznym nic nie wyszło. I pomyśleć, że to ci sami goście, którzy – zostawieni na chwilę podczas przerwy sami w klasie, bez trudu stworzyli na tablicy poniższe cudo (całkowicie bezbłędny komentarz na wyświetlonym przez projektor pulpicie mojego komputera).

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Odręczny SMS

Wzruszyłem się widząc, jakie fajne telefony mają chłopaki z trzeciej mechanika. W moim nie ma zainstalowanej odręcznej czcionki. Poza tym pomyślałem, że chyba już najwyższa pora, by na blogu rozpoczęła się era obecnej trzeciej mechanika. W czwartej klasie wystawiłem dzisiaj ostatnie oceny, a matura już za parę tygodni.

Insensitive yet sensible

Lekcja w klasie maturalnej. Rozmawiając po angielsku odpytuję klasę ze słownictwa w kilkunastu rozdziałach znakomitego repetytorium leksykalnego, które powinni sami studiować w domu. Pytam o to, jak jakieś słowo czy wyrażenie brzmi po angielsku, albo oczekuję definicji i wyjaśnień w odpowiedzi na pytania w rodzaju:
What is the difference between steps and stairs?
What is jealousy?
When do you whisper and why?
When do you feel embarrassed?
When are you proud of somebody?
When do you get upset?
Who is a narrow-minded person?

Zwykle padają dość wyczerpujące odpowiedzi, z przykładami, chłopaki uzupełniają się wzajemnie, dodają coś od siebie. Po jednym z pytań pada bezzwłocznie odpowiedź tak rozbrajająca, że dalsza rozmowa na ten temat staje się już niemożliwa.
Ja: Who is an insensitive person?
Michał: Someone like me.
Nie udaje nam się powstrzymać od śmiechu i dopiero po chwili definiujemy znaczenie tego przymiotnika.
Faktycznie, paru nauczycieli w naszej szkole zgodziłoby się bez chwili zastanowienia z tym samokrytycznym osądem albo określiło Michała niejednym gorszym epitetem. Michał mówi, co myśli i nie przejmuje się nigdy tym, czy wypada, czy nie. A jego sądy i oceny, aczkolwiek w formie unbelievably insensitive, są niezmiennie sensible i w ogóle brilliant.
Przykładów na naganne w oczach niektórych nauczycieli zachowanie Michała aż nie wypada mi cytować publicznie, poprzestanę więc na tym jednym, że mimo próśb wychowawcy nie może on sobie od kilku tygodni przypomnieć numeru telefonu do swojej mamy. Ale – jak to mówią – ten przykład to tylko taki „pikuś”.
Mnie Michała będzie za kilka miesięcy bardzo brakować, bo on do lekcji w czwartej mechanika wnosi więcej niż ja, choćbym nie wiem jak się przygotował. Ale taka już kolej rzeczy, że uczniowie przychodzą i odchodzą. Tych inteligentnie krnąbrnych i błyskotliwie chamskich, takich jak Michał, cenię szczególnie – pomagają nauczycielowi zachować dystans do samego siebie i nie popaść w rutynę. I nie jestem pewien, czy pod tą gburowatą maską nie ma w nich jednak pewnej wrażliwości. Podczas wigilii klasowej z wychowawcą Michał wyszedł na korytarz i czekał, aż wszyscy skończą sobie składać życzenia i łamać się opłatkiem. Czy gdyby był faktycznie taki insensitive, zauważyłby w takiej chwili przez okno wydeptany misternie w śniegu boiska szkolnego napis „DUPA”?

Coraz mądrzejsi

Gdy w podstawówce chodziłem na kurs języka angielskiego, szczycąca się tytułem doktora pani lektor była głęboko przekonana, że angielski wyraz twilight oznacza świt, a dawn to zmierzch. Co więcej, miała w domu słownik, który – wbrew wszelkim oczekiwaniom – nie wyprowadził jej z błędu. Dzisiaj znajomość języka angielskiego zmieniła się nie do poznania zarówno wśród lektorów, jak i wśród kursantów, i to tak w kwestii posługiwania się słownictwem ogólnym, jak i specjalistycznym, a także slangiem.
Panowie z trzeciej mechanika zaśmiewają się z tłumaczeń amerykańskich filmów w polskiej telewizji, ponieważ z łatwością dostrzegają dysproporcję stylistyczną między oryginalną listą dialogową a tekstem czytanym przez lektora po polsku.
Zatrudniający jednego z moich byłych uczniów właściciel stacji obsługi pojazdów o nazwie „Centrum Usług Motoryzacyjnych” w ramach szeroko zakrojonych działań marketingowych ubiera swoich pracowników w koszulki firmowe z mocno wyeksponowanym skrótem nazwy firmy. Żona jednego z zatrudnionych tam mechaników jest dyplomowaną anglistką, ale nie rozumie, dlaczego panowie z trzeciej mechanika zaśmiewają się do łez z tego firmowego logo, bo poza słowem semen nie zna pewnie żadnego innego słowa na określenie męskiego nasienia. A co by nie mówić, głupio wygląda dorosły facet w koszulce z wielkim kolorowym napisem SPERMA na piersi.
Na studiach filologicznych miałem znakomitych profesorów, specjalistów w rozmaitych dziedzinach, ale niektórzy z nich mieli fatalną wymowę, za co zresztą trudno ich winić, skoro swoją przygodę z językiem Shakespeare’a zaczynali za żelazną kurtyną, gdy o telewizji satelitarnej czy mediach strumieniowych w internecie mało kto jeszcze marzył. W liceum Janiny jest nauczycielka, której ostatnio chłopcy z trzeciej klasy uświadomili, że nieprawidłowo – i to bez względu na regionalną wersję angielszczyzny – wymawia can’t. Wyznali jej, dlaczego jej wymowa jest zabawna, ale pani profesor nie znała wyrazu cunt i nie wiedziała, co ich tak śmieszy.
Przedsiębiorca w Ogrodzieńcu nie widzi nadal niczego niestosownego w kojarzącej się z erekcją i przypadkowo wulgarnej po angielsku nazwie swojego hotelu. Ostatnio – oglądając serial – zorientowałem się, co w mowie potocznej oznacza get wood. A tymczasem trzecia mechanika zna kilka dodatkowych określeń na to samo. No i jak tu nie wierzyć, że ze znajomością języka angielskiego jest coraz lepiej?
By uspokoić wnikliwych czytelników, którzy zastanawiają się może nad źródłami wiedzy leksykalnej z tej akurat dziedziny u moich dziewiętnastoletnich uczniów, zapewniam pospiesznie, że także słownictwo o zupełnie innej tematyce, na przykład bearing, clutch, gearbox czy valve, które dla mnie pozostawało przez długie lata całkowitą tajemnicą, nie jest im obce.
Coraz mądrzejsze są te nowe roczniki i coraz więcej można się od nich nauczyć.

Studniówka poza szkołą

Studniówki są teraz inne niż kiedyś. W jednym z krakowskich techników, ku zgorszeniu i przy całkowitej bezradności dyrekcji, rady pedagogicznej i rodziców, w ubiegłym roku cała klasa panów przyszła na studniówkę w towarzystwie dziewczyn z agencji. Dziewczyny w prowokujących bynajmniej nie do refleksji strojach były hitem imprezy i pewnie na wiele lat będzie się tam wspominało ich niezapomniane występy i huczną zabawę.
W naszej szkole, w której od lat studniówki odbywały się w internacie lub na sali gimnastycznej, maturzyści zdecydowali się po raz pierwszy urządzić tę tradycyjną imprezę w lokalu poza szkołą. Ale nie tylko dlatego będzie to studniówka przełomowa. W jednej z klas, które uczę, prawie połowa maturzystów na studniówkę nie poszła, tłumacząc się a to brakiem osoby towarzyszącej, a to całym mnóstwem innych celów, na które można przeznaczyć pieniądze.
Natomiast jeden z maturzystów – w rozmowie w cztery oczy – powiedział mi o czymś chyba szczególnie istotnym, co utwierdziło go w przekonaniu, by odpuścić sobie imprezę. Od kilku tygodni on i jego koledzy bombardowani byli przez nas, nauczycieli, pełnymi nieszczerej troski ostrzeżeniami: że mają się nie opić, że mają się nie porzygać, że mają nie przynieść wstydu sobie, swoim rodzicom i szkole. Po jakimś czasie niektórzy z nich zaczęli się czuć jak nałogowi alkoholicy, majlochy i złodzieje, a wszystko to przez imprezę, którą sami zorganizowali, sami za nią zapłacili, a na swoje nieszczęście zaprosili nauczycieli. Zaproszeni na imprezę nauczyciele zaczęli ich traktować jak najgorszych żuli w antycypacji wszystkiego, co najgorsze, nie okazali im za grosz zaufania i nie pozwolili sobie sprawić żadnej niespodzianki.
Coś w tym jest. Niczym ta kwoka z wiersza Jana Brzechwy, goście od kilku tygodni powtarzali gospodarzom imprezy: „Grunt to dobre wychowanie!”. Tylko zapomnieli, że tak naprawdę – w przeciwieństwie do kwoki z wiersza – nie są gospodarzami tylko gośćmi i – jeśli coś im się nie podoba – zawsze mogą na imprezę nie przyjść w ogóle albo wyjść z niej w momencie, w którym przestanie im się ona podobać.
Moje głębokie wyrazy szacunku dla trzynastu uczniów IV mechanika, którzy wprawdzie nie wszyscy poszli w sobotę na studniówkę, ale w przeddzień imprezy, w piątek, doprowadzili pewne małżeństwo do łez wzruszenia. To Wam na pewno zostanie w pamięci całe życie, a ci, którzy z Wami nie pojechali, powinni tego żałować bardziej, niż przegapionej studniówki.