Egzamin u profesora

W pewnej starej anegdocie student przychodzi na egzamin ustny przed komisją składającą się z profesora i dwóch asystentów. Losuje pytanie, przez moment przygląda się jego treści, ale podnosząc wzrok zwraca się do profesora z prośbą o pozwolenie na zmianę pytania. Ten się zgadza, więc student mieszając po omacku stertę pasków wybiera następny. Niestety, okazuje się, że to pytanie również nie jest z kategorii tych wymarzonych. Marszczy brwi czytając, ale w końcu błaga profesora, by pozwolił mu losować raz jeszcze. Profesor się zgadza, więc student nerwowo sięga do sterty pasków z pytaniami, z pochyloną nad nimi ręką waha się przez chwilę, a wreszcie bierze do ręki pierwszy pasek z brzegu. Patrzy na pytanie, jego wargi bezgłośnie poruszają się zgodnie z rytmem czytanych słów, po czole spływa pot. Na ułamek sekundy zamiera, ale w końcu… kapituluje. Nie, na to pytanie również nie zna odpowiedzi.
Profesor prosi o indeks i wpisuje do niego ocenę dostateczną. Po wyjściu studenta asystenci protestują:
– Ależ panie profesorze, on nie odpowiedział na żadne pytanie!
– Tak, ale musiał coś umieć. – odpiera zarzut profesor – Czegoś przecież szukał!
Studiując, podchodziłem do wielu egzaminów. Najtrudniej było mi zdać egzamin pisemny sprawdzany przy pomocy pudełka zapałek – profesor nie czytał w ogóle naszych wypocin, tylko rzucał pudełkiem – niczym kostką do gry. Gdy pudełko upadało na największą powierzchnię (a zwykle tak było), dostawało się niedostateczny. Gdy na bok z siarką – dostateczny. Gdy na ściankę szufladki – dostateczny plus. Do pierwszych podejść przygotowywałem się bardzo starannie, ale – jak łatwo się domyślić – bez skutku. W sesji poprawkowej we wrześniu poszedłem nie robiąc najmniejszej nawet powtórki i zdałem. I szczerze mówiąc, z tak zdanego egzaminu miałem dużo mniejszą satysfakcję, niż miał zapewne student, o którym mowa w anegdocie. A profesorów takich, jak ten z anegdoty, wspominam lepiej i z większym szacunkiem.

Podziw dla dystansu

Bywa, że od kłopotów dosłownie boli głowa, ciężko zebrać myśli i trudno w ogóle funkcjonować. A przecież nerwy nie pomagają w rozwiązaniu problemów. Warto chyba brać przykład ze studentów, którym obawa przed zbliżającym się końcem semestru nie przeszkadza dobrze się bawić.
Z tego, co mówią, można by wywnioskować, że perspektywa oblania egzaminu z analizy matematycznej wiąże się tylko z jednym problemem, a mianowicie tym, kto i czy na pewno przyjedzie do nich na przysięgę. Robert, Jakub i kilku innych pytało się mnie już, czy przyjadę. Mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby, ale czuję głęboki podziw dla nich za to, z jakim dystansem mówią o możliwości stracenia roku.
Gdy czekająca na zajęcia grupa przyglądała się przez oszklone drzwi studentom piszącym test, można by się po nich spodziewać wszystkiego innego, aniżeli tego, co faktycznie się stało. Oczekiwanie za drzwiami zmieniło się dla nich w jedną wielką zabawę, robienie min przez drzwi, pokazywanie, że trzymają kciuki itp. Kibicowali, wygłupiali się i nikt z nich nie przejmował się tym, że za moment sami siądą nad takim samym testem, a w dodatku część z nich go nie zaliczy.
Warto nabrać dystansu do własnych problemów i nie narażać swojego zdrowia na przykre konsekwencje nerwowości. Bawmy się dobrze i cieszmy tym, co nam życie przynosi, bo jak nawet coś się nie uda, nie warto z tego powodu załamywać rąk i pogrążać się w rozpaczy.

Sztuka zagrożona

Wczoraj prezentując tekst o tematyce technicznej Przemysław powiedział mi coś, co stawia pod znakiem zapytania bezpieczeństwo zbiorów w krakowskich muzeach, a przecież nic tak człowieka nie podnosi na duchu, jak odwiedziny u „Miłosiernego Samarytanina”. Nic też bardziej od refleksji przed witrażem u Franciszkanów nie pomaga pozbierać myśli.
Być może wypowiedź Przemka nie jest świadectwem jakiegoś powszechnego trendu, ale czuję się zobowiązany ostrzec. Okazuje się bowiem, że jego zdaniem ludzie kupują coraz wydajniejsze karty graficzne do swoich komputerów z jednego tylko powodu:
They want to piss at art work.

Egzamin parami

Dwóch studentów rozmawia na egzaminie o tym, co będą robić podczas wakacji na tropikalnej wyspie:
– I like lying on a bitch. And I am looking for beautiful women.
– Oh no, no. I want to go swimming.

No choćby człowiek chciał usnąć na takim egzaminie, nie da się.

Przed zajęciami

Nie ma jeszcze klucza do pracowni nr 63 i stoję na korytarzu z powoli schodzącymi się panami, z którymi za kilka minut zaczynamy zajęcia. Podchodzi do nas jakiś nieznany mi młody człowiek i pyta:
– Macie tutaj?
Zgodnie mówimy, że tak.
– A z kim macie?
– Ze mną. – odpowiadam natychmiast, na co nasz rozmówca z niewiadomej przyczyny zgina się w pół i w ciągu kilku sekund znika w czeluściach korytarza, a my mamy ubaw po pachy.

Studenci kontra uczniowie

Wyglądając przez okno w oczekiwaniu na studentów trzeciego roku nie czułem jakoś w ogóle tremy czy napięcia, które mimo wieloletniej wprawy co roku mnie trapią, gdy idę na pierwsze spotkanie ze świeżo otrzymaną klasą technikum czy liceum. Widok z okna kojący zmysły, a poza tym ta słodka świadomość, że nazwa przedmiotu zobowiązuje mnie na lektoracie do robienia ze studentami tego, na co ta nazwa wskazuje. Niczego mniej, ale i niczego więcej.
Owszem, będziemy kończyć podręcznik na poziomie upper-intermediate i będziemy czytać teksty o tematyce technicznej ze skryptów i z prasy specjalistycznej. Ale zupełnie nie moja sprawa, czy i jak często ci ludzie chodzą do kościoła, czy widzieli już filmy o Katyniu albo Janie Pawle II i czy zwiedzili wszystkie miejsca w regionie, wpisane w kanon celów wycieczek zgodnych z misją wychowawczą szkoły. Zajęcia nie będą nam przepadać ani z powodu rekolekcji, ani wyjazdów do kina, ani kibicowania na meczach koleżankom z roku. Nie obchodzi mnie wcale, jakiej długości i jakiego koloru włosy mają ci państwo na głowie, w co się ubrali, co, z kim i dlaczego robili wczoraj po południu i wieczorem. Nawet to, jakiego rodzaju bieliznę mają te dwie panie – rodzynki w męskiej grupie – i czy wystaje im ona, gdy pochylą się nad skryptem albo założą bardzo krótką bluzkę. Nie będę sprawdzał, czy noszą czapkę zimą, powstrzymują się od palenia papierosów na parkingu i czy w ogóle dbają o swoje zdrowie w należyty sposób.
Wracając do domu wpadłem na szkolną wycieczkę, chyba gimnazjalistów. Pani krzyczała na uczniów bez przerwy i ostrzegała ich przed zrobieniem mnóstwa rozmaitych rzeczy, których wcale nie robili. Wydaje mi się, że musiała mieć albo bardzo wybujałą wyobraźnię, albo niezmiernie ciężki bagaż doświadczeń. Co chwilę zadawała dzieciom jakieś pytanie, ale gdy któreś z nich odzywało się próbując odpowiedzieć, karciła je i przypominała stanowczo, że to ona teraz mówi i żeby jej nie przerywać.
Z sympatią pomyślałem o zmieniających się wraz z temperaturą właściwościach fizycznych stali i o trójce studentów, którzy godzinę wcześniej rozmawiali ze mną na ten romantyczny temat w języku angielskim. Serdecznie współczuję anonimowej pani nauczycielce, współczuję jej uczniom z nieokreślonego gimnazjum, współczuję studentom, którzy przyszli dziś na zajęcia, ale są mało rozmowni i nie mają nic do powiedzenia, zwłaszcza po angielsku. Ci ostatni będą musieli sobie znaleźć jakąś inną grupę, o mniej przyjemnej godzinie, bo czterdziestu dwóch osób na lektorat to ja nie mogę niestety przyjąć.

Rolnicy, leśnicy i inni tacy…

Zostałem słusznie upomniany. W przeglądzie mniej i bardziej debilnych filmów studenckich po macoszemu potraktowałem jedną z największych uczelni Krakowa, na której w dodatku studiuje wielu moich absolwentów. Przeglądając filmy z Akademii Rolniczej publikowane przez studentów tej uczelni na YouTube.com można odnieść wrażenie, że studiuje się tam śpiewająco.
Film 1
Film 2
Film 3
Film 4
Film 5
Film 6
Film 7
Film 8
Film 9
Film 10
To jest wpis ze szczególną dedykacją:
– dla Wojtka, by odnalazł się na filologii węgierskiej i by się tam bawił równie dobrze, jak niektórzy jego koledzy kontynuujący studia na Akademii Rolniczej. By czerpał z tego taką samą satysfakcję;
– dla drugiego Wojtka, żeby przynajmniej swoich dzieci dopilnował przy wybieraniu przedmiotów na maturę, skoro sam wybrał bez sensu. Będą mogły pójść na Politechnikę. Tylko pamiętaj, Wojtek, że one akurat mogą marzyć o czymś innym, niż mechanika pojazdów samochodowych;
– i dla Łukasza, żeby wymyślił wystarczająco romantyczne zaręczyny.

Pocieszenie plus

Wakacje akademickie trwają o miesiąc dłużej, więc mam jeszcze kilka tygodni na przygotowanie się do spotkania ze studentami. Ale jeśli po ostatnich dwóch wpisach ktoś doszedł do wniosku, że nie ma to jak praca z ludźmi, którzy zdali już maturę, pozwolę sobie podać linki do kolejnych filmików, tym razem wykonanych przez studentów Politechniki Krakowskiej.

I jeszcze raz podkreślam, że jeśli decydujesz się na pracę jako nauczyciel – czy to w gimnazjum, czy w szkole średniej, czy wyższej – musisz się liczyć z tym, że będziesz pracował z autorami takich filmów. I że to prawdziwy zaszczyt, bo od nich też się można wiele nauczyć, o dziwo. To są ludzie. Mniejsi albo więksi, młodsi albo starsi, ale ludzie. Tacy jak my.

Film 1

Film 2

Film 3

Film 4

Film 5

Film 6

Film 7

Film 8

Film 9

Film 10

I obszerniejszy obraz akademickiego Krakowa – oczami studentów różnych uczelni: