Bracia Moskale


Stali bywalcy mojego blogu wiedzą, że Jarosław Kaczyński jest osobą, która nie mogła dotąd tutaj liczyć na nic innego, niż na krytykę. Dzisiaj postanowiłem jednak zrobić wyjątek. Postanowiłem przypomnieć wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego z maja ubiegłego roku i tym samym wyrazić głęboką nadzieję, że prezes partii o pięknej nazwie weźmie udział w rocznicowych uroczystościach smoleńskich organizowanych wspólnie przez stronę polską i stronę rosyjską. W Smoleńsku zginęli w końcu nie tylko jego brat i bratowa, ale także – tym samym – głowa państwa, a wraz z nią osobistości reprezentujące pełne spektrum politycznych opcji, warto więc wznieść się ponad żenująco prymitywne podziały i przestać organizować czy też prowokować comiesięczne ekstremistyczne zjazdy czarownic pod Pałacem Namiestnikowskim.
Dziś, tyle miesięcy od katastrofy, musimy się pogodzić z tym, co każdy zdrowo myślący człowiek wiedział już 10 kwietnia. Światowa opinia publiczna przyjęła zresztą raport w sprawie katastrofy bez emocji i ze zrozumieniem. Słowami Jarosława Kaczyńskiego, prawdę musimy poznać nawet wtedy, jeśli jest ona bardzo bolesna. Do tej tragedii nie powinno było dojść i ktokolwiek ponosi osobistą odpowiedzialność za rozbicie prezydenckiego samolotu, popełnił w Smoleńsku samobójstwo – mniej lub bardziej świadomie – pociągając za sobą w otchłań śmierci blisko 100 innych osób.
Dziś nie jest istotne, czy naciski na pilotów wywierał podpity generał Błasik, czy ich żony. Nie jest istotne, czy generał Błasik wypił jeszcze przed przywitaniem prezydenta na lotnisku w Warszawie, czy dopiero na pokładzie. Nie jest istotne, czy rosyjscy kontrolerzy popełnili błąd zezwalając samolotowi z Kaczyńskim na pokładzie lądować. Jak mogli temu lądowaniu zapobiec, najlepiej chyba kwituje Lech Wałęsa mówiąc, że mogli strzelać na postrach. Co by się działo, gdyby Rosjanie nie pozwolili Kaczyńskiemu lądować, pięknie pokazuje Remek Dąbrowski.
To, co jest dzisiaj ważne, to by wyciągnąć wnioski. By z pokorą uderzyć się w piersi i przyznać, że nikt Polaków nie zmuszał do lądowania w stylu kamikadze. I by nie sączyć jadu nienawiści do słowiańskiego, jakże bliskiego nam narodu, który umiał ogłosić w kraju żałobę i pochylić się nad polską tragedią pomimo faktu, że zmarły polski prezydent był rusofobem i czynił z tego cnotę. Jarosławie Kaczyński, nie wmawiaj kolejnemu pokoleniu Polaków, że są Chrystusem Narodów ciemiężonym przez Moskali. Przypomnij sobie swój apel z maja ubiegłego roku. Otrząśnij się, chłopie, wreszcie i skończ tę demolkę. W imię pamięci o warszawskich powstańcach, którzy byli oczkiem w głowie twojego brata, w imię pamięci polskich oficerów w Katyniu, pomordowanych strzałami w tył głowy, których to śmierć bagatelizowana jest teraz i sprowadzana do banału przez porównania z wynikami sekcji zwłok ofiar wypadku. W imię tego wszystkiego, przestań niszczyć uczucie patriotyzmu w ludziach. Idźmy do przodu. Polska jest najważniejsza.


Katyń 1940 – Torchwood 1941

W tym roku noc oskarową przespałem słodko, bo żadnego z nominowanych filmów nie widziałem wcześniej, więc nie miało dla mnie większego znaczenia, kto i za co zgarnie statuetki Akademii. Przy porannej kawie z pewnym zniecierpliwieniem słuchałem jednak przez 40 minut wiadomości o tym, jaki film Oscara nie dostał. Szykując się do wyjścia miałem przyjemność wysłuchać kilkunastu różnych osób, opowiadających o filmie Andrzeja Wajdy Katyń lub o wydarzeniach katyńskich w ogóle, w dwóch kolejnych skrótach wiadomości usłyszałem, że Katyń nie dostał Oscara, ale jaki film Akademia uhonorowała tytułem najlepszego, nie dane mi było się dowiedzieć.
Postanowiłem w końcu ten film obejrzeć i nie żałuję, chociaż tematyka nie pociągała mnie szczególnie. To film dobry i ważny, choćby z tego powodu, że powinien był powstać lat temu kilkadziesiąt, a nie dopiero teraz. Ale że nie dostał Oscara, jakoś mnie nie dziwi. Czy ten monotonny, martyrologiczny ton, w którym utrzymany jest obraz, może naprawdę przykuć do fotela kogoś, kto nie urodził się w Polsce i komu cierpiętniczego, powstańczego patriotyzmu nie wbijano do głowy przez całą młodość?
Po obejrzeniu Katynia zafundowałem sobie inny seans będący efektem natarczywej rekomendacji. Tomek Łysakowski tak często pisze o serialu Torchwood, że mimo lekkiej niechęci obejrzałem sobie pierwszy odcinek. Ten, w którym Jack i Tosh badają zaburzenia czasoprzestrzeni w opuszczonym budynku, z którego nadal, kilkadziesiąt lat po potańcówce pożegnalnej na cześć wyjeżdżających na wojnę żołnierzy, Kiss the boys goodbye w roku 1941, dobiega muzyka z lat czterdziestych. Chodząc po budynku Jack i Tosh przenoszą się w rok 1941 i spotykają tam kapitana Jacka Harknessa, który ma zginąć nazajutrz w locie treningowym, a następnie w lokalu dochodzi do całego szeregu spięć i niespodzianek – od antyjapońskich reakcji na obecność Tosh, poprzez złudzenia słuchowe ignorujące prawa czasu, gdy Jack i Tosh słyszą wołającą ich sześćdziesiąt lat później Gwen, po sceny, w których dwaj kapitanowie tańczą ze sobą i całują się namiętnie. Bilis Manger, obecny dozorca opuszczonego budynku, zdaje się być tym samym człowiekiem, co kierownik lokalu z lat czterdziestych, odgrywa istotną rolę w odcinku, a jednocześnie trudno nam powiedzieć coś o jego intencjach czy charakterze, bo jest tylko jedną z wielu niewyraźnie zarysowanych postaci w tej wielowątkowej fabule.
Zdaję sobie sprawę z tego, że Katyń to film w zupełnie innej konwencji, że nie sposób go porównywać z fantastyczną przeróbką Doctor Who w brytyjskiej telewizji. Że ma zupełnie inną rolę i jest adresowany do odmiennej widowni. Trudno też oceniać Torchwood po obejrzeniu jednego odcinka, ale na pewno mam ochotę zobaczyć kolejne.
Być może to akurat zaleta filmu Katyń, ale odniosłem wrażenie, że jest to film jakby zupełnie niewspółczesny, jakby jego twórcy przez całe życie oglądali tylko filmy starsze od Pulp Fiction. Prawdziwie artystycznie połechtany poczułem się podczas tego filmu tylko raz, gdy siedząca w oknie krakowskiej kamienicy Antygona, potrzebująca peruki aktorka, słowami prosto z Sofoklesa przemówiła do oddającej jej swoje włosy polskiej Antygony powojennej. Pieniądze za obcięte włosy przeznaczone zostają na nagrobek zamordowanego w Katyniu brata, ale nagrobek ten nie może sobie znaleźć miejsca w nowej polskiej rzeczywistości, odtrącany przez władze świecką i kościelną.
Poza tym z zainteresowaniem przyglądałem się postarzonym na potrzeby filmu miejscom, przez które sam często przechodzę. Ale to była ciekawość lokalna, moja, bo znam te place i ulice, bo pokonuję je często na piechotę, bo kocham to miasto. Obawiam się, że Katyniowi nie do końca udało się jednak być filmem uniwersalnym, potrafiącym przemówić do każdego. Jest polski, bardzo dobry, ale na wskroś lokalny i pewnie nawet nie do końca zrozumiały dla ludzi z innych kontynentów. Jeśli ktoś się nie zgadza, polecam do obejrzenia Babel z Bradem Pittem i Cate Blanchett. Alejandro González Iñárritu z całego splotu drobnych, codziennych tragedii, nieporównywalnie przecież mniejszych niż tragedia katyńska, zrobił obraz – moim zdaniem – o wiele bardziej poruszający i uniwersalny.