O okupacji Iraku

Ojciec Witold Kawecki, wykładowca Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, raczył dzisiaj powiedzieć w programie trzecim Telewizji Polskiej, że owoce wojny w Iraku są trudno dostrzegalne. Nie chce mi się wierzyć, by było to czymś więcej niż nieświadomą, aczkolwiek makabryczną gafą. Nie podejrzewam Ojca Kaweckiego o taką nieczułość i brak taktu. W społeczeństwie polskim jest wielu ludzi młodych i starych, wierzących i niewierzących, o poglądach lewicowych i prawicowych, którzy za wojnę w Iraku się wstydzą i jednoznacznie ją oceniają. Ale nie trzeba być przeciwnikiem wojny w Iraku, by pochylić w milczeniu czoło nad cierpieniem setek tysięcy ludzi w tej wojnie i przyznać, że preteksty, pod którymi została wywołana, w większości okazały się niewypałami.
Ojcu Kaweckiemu gorąco polecam artykuł, który niedawno przeczytałem na portalu Media Monitors Network, za zgodą autora – profesora Mohameda Elmasry z Uniwersytetu Waterloo w Ontario – zamieszczam moje nieudolne, na kolanie zrobione tłumaczenie:

KAIR, EGIPT. – Po pięciu latach okupacji, zapoczątkowanej dowodzoną przez Amerykanów inwazją w marcu 2003 roku, smutne jest spotkanie z najważniejszymi postaciami irackiej nauki i polityki.
Nie sposób oprzeć się wzruszeniu słuchając świadectw śmierci, zniszczenia i rozpaczy na skalę niespotykaną od średniowiecza. Było mi dane ostatnio być jednym ze słuchaczy poruszonych przez ich opowieści, gdy dzielili się swoimi doświadczeniami.
Gdy przyznałem z przykrością, że przed rokiem 2003 nie byłem w Iraku, chociaż bywałem w krajach sąsiednich, moi iraccy koledzy komentowali, iż gdybym znał ich ojczyznę sprzed czasów najazdu i odwiedził ją teraz ponownie, zaszokowałyby mnie niski poziom bezpieczeństwa publicznego, wysoka śmiertelność i ogólna apatia towarzysząca powszechnemu zniszczeniu i nędzy w strefie przedłużających się walk.
Wszyscy uchodźcy i emigranci, z którymi rozmawiałem, podkreślali z przekonaniem, iż wielokrotnie powtarzane ze strony Waszyngtonu twierdzenie, że w Iraku wybuchnie wojna domowa, gdy tylko oddziały koalicji wyjadą, jest wielkim kłamstwem propagandowym. Byli jednomyślni w przekonaniu, że rodzime władze irackie są w stanie pokojowo rozwiązać swoje problemy i nic nie pomogłoby bardziej w narodowym pojednaniu, niż uwolnienie całego kraju od „wyzwoleńczych” sił amerykańskich. Faktycznie, zdaniem Irakijczyków w kraju i na emigracji, obecność sił okupacyjnych jest najważniejszym czynnikiem odpowiedzialnym za utrzymywanie i nasilanie się przemocy plemiennej i religijnej. Ponad 80% Irakijczyków chce – wcześniej lub później – zakończenia okupacji, mają dość patrzenia na swój podzielony i skłócony kraj pod rządami nieefektywnego marionetkowego rządu. Wśród pozostałych 20% znajdziemy polityków, którzy korzystając z amerykańskiej okupacji dbają o umocnienie własnej władzy i gromadzenie majątku.
Wnioski te nie są wyłącznie głosem ulicy, zostały one potwierdzone przez ekspertów takich jak Karen de Young z dziennika Washington Post, która przeprowadziła badania na grupie celowej w Iraku i opublikowała je w grudniu 2007.
Przeprowadzona przez nią ankieta dostarcza wyraźnych dowodów na to, że pojednanie narodowe jest możliwe i wyczekiwane, w przeciwieństwie do tego, co się powszechnie mówi. Daje się zauważyć przenikający wszystkie badane osoby optymizm, a w zróżnicowanym społeczeństwie irackim istnieje o wiele więcej cech wspólnych, niż różnic. Odkrycie wspólnych przekonań wśród Irakijczyków to „dobra nowina, zgodnie z militarną analizą wyników”.
A oto, dla kontrastu, kilka liczb, które Ameryka stara się ignorować.
Ponad milion Irakijczyków zabito w ciągu ostatnich pięciu lat, z czego sporą część stanowi ludność cywilna, szczególnie kobiety, dzieci, starsi i chorzy. Oxford Research Bureau, brytyjska firma sondażowa, ocenia ilość irackich ofiar nawet na 1,3 miliona.
Dzisiaj w Iraku mamy ponad milion wdów, większość z nich przed trzydziestką, a także przytłaczające pięć milionów sierot, z czego 1,6 miliona stanowią dzieci poniżej dwunastego roku życia. Wszystkie te osoby są pozbawiene środków do życia, a często bezdomne. Gwałtownie rośnie liczba utrzymujących siebie i swoje rodziny z prostytucji, co potwierdzają bezradne irackie organizacje pomocy humanitarnej, których marne zasoby nie wystarczają, by zaspokoić bezmiar potrzeb.
Rekordowe 33% dzieci wypada z systemu szkolnego. Pilnie potrzebne świadczenia społeczne, wśród nich doradztwo psychologiczne i pedagogiczne dla dzieci w wieku szkolnym, które częstokroć straciły wszystkich członków swojej rodziny, praktycznie nie istnieje.
Jeszcze bardziej marginalizowane są potrzeby około trzech milionów Irakijczyków niepełnosprawnych ruchowo lub psychicznie. Wielu z nich wymaga stałej opieki medycznej, ale znajduje się poza jej zasięgiem.
W przeciwieństwie do twierdzenia prezydenta George’a Busha, że napływ kolejnych 30.000 Amerykańskich żołnierzy w ubiegłym roku powstrzymał przelew krwi, wypadki śmiertelne, którym dałoby się zapobiec, w rzeczywistości są coraz częstsze. Tendencja ta nasiliła się szczególnie mocno w lutym i na początku marca tego roku. Według statystyk irackiego rządu, liczba ofiar śmiertelnych wśród cywilów w lutym 2008 wzrosła w stosunku do stycznia o 33%.
Emigracja i przesiedlenia wewnętrzne to kolejny niezauważany kryzys, jaki uderzył w społeczeństwo irackie w ciągu ostatnich pięciu lat. Ponad 150.000 Irakijczyków dogorywa w amerykańskich więzieniach wojskowych lub więzieniach marionetkowego irackiego reżimu. Wielu z tych więźniów to kobiety i dzieci w wieku od ośmiu do czternastu lat.
Trzy miliony cywilów opuściło swoje domy w strefach walk lub w ich pobliżu i przeprowadziło się w odleglejsze części kraju w nadziei na większe bezpieczeństwo. Kolejne cztery miliony żyją w nędzy poza granicami kraju, głównie w Syrii i Jordanie. Liczba uchodźców przerosła możliwości pomocy społecznej w obu tych krajach, wskutek czego mamy do czynienia z jedną z najgorszych i najmniej udokumentowanych tragedii humanitarnych historii współczesnej.
Bezrobocie osiągnęło niewyobrażalny poziom 90%, a śmierć około 400 profesjonalistów, w tym lekarzy, pielęgniarek, naukowców i nauczycieli zaowocowała kryzysem w usługach specjalistycznych. Służba zdrowia jest sparaliżowana i nie ma praktycznie możliwości udzielenia długotrwałej pomocy osobom w ciężkim stanie lub chorującym na nowotwory. Elektryczność dostępna jest kilka godzin dziennie, a w minimalnym zakresie działa jedynie 25% szkół i uniwersytetów.
Podstawowe artykuły żywnościowe, o ile w ogóle uda się je kupić, są na kartki, a jednocześnie irackie zasoby ropy naftowej podlegają bezlitosnej grabieży za sprawą Amerykanów, którzy korzystają z podatkowego chaosu. Nie ma się co dziwić, że Irakijczycy uważają, iż Ameryka pokrywa koszty wielomiliardowej wojny przeciwko nim przychodami z grabieży ich własnej, irackiej ropy. Co ciekawe, nie stać ich już na to, by używać podstawowego bogactwa naturalnego swego kraju – ceny benzyny i innych produktów ropopochodnych wzrosły o 2000% od czasu amerykańskiej inwazji, podczas gdy inne towary i usługi (o ile uda się w ogóle je zakupić) wzrosły w stosunku do cen przedokupacyjnych o 100 do 150%.
Strach i rozżalenie Irakijczyków znajdują uzasadnienie w komentarzach Paula Wolfowitza, który – jako wicesekretarz Departamentu Obrony – stwierdził, iż sporą część kosztów wojny można pokryć przychodami z irackich złóż ropy naftowej, bo przecież kraj ten jest – było nie było – pływającym morzem ropy. Co więcej, Wolfowitz powiedział w Kongresie, że błędem byłoby zakładać, że Ameryka zapłaci za iracką wojnę. Mówiąc to, nie miał na myśli ofiar w ludziach – 4.000 Amerykańskich żołnierzy zginęło, a 60.000 zostało rannych. Tym bardziej nie myślał o nieproporcjonalnie większych ofiarach po stronie irackiej.
Amerykański dziennikarz Nir Rosen, który przez minione pięć lat był świadkiem śmierci, zniszczenia i nędzy w Iraku, napisał w artykule The Death of Iraq (Śmierć Iraku) w Current History: „Amerykańska okupacja jest większą katastrofą niż najazd Mongołów, którzy najechali Bagdad w XIII wieku”.
Moi iraccy przyjaciele ze smutkiem przyznają mu rację.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Przesłanie po polsku

Od niechcenia przeglądając kanały zatrzymałem się dzisiaj na chwilę na pewnej polskojęzycznej, a podobno nawet uważającej się za szczyt polskości, stacji telewizyjnej. Zatrzymałem się z zaciekawieniem, bo nigdy nie oglądałem ani jednego programu w tej stacji, a odkąd napisałem pierwszą pracę magisterską o stereotypach i uprzedzeniach politycznych, nie słuchałem też siostrzanej stacji radiowej ani nie czytałem należącego do tego samego koncernu tytułu prasowego.
Wysłuchałem kilkuminutowego felietonu, z którego dowiedziałem się, że jedna z największych gazet w Polsce ostatnio zamieściła poradnik dla rodziców chcących zaspokajać potrzeby seksualne swoich dzieci. Gazeta ta podobno nie może się też doczekać wiosny, bo jak wiadomo, geje będą mogli wtedy wyjść na ulice i zmuszać nas do oglądania różnych części swojego ciała, a ta gazeta im pomoże. Zboczeńców wspiera też w tym Unia Europejska, ponieważ jakiś znajdujący się w jej instytucjach przedstawiciel Zielonych jest w istocie czerwony i w młodości nie krył swoich kontaktów seksualnych z dziećmi, a nawet opisał je w książce, której na antenie nie da się cytować, bo jest zbyt szokująca. Jakby tego wszystkiego było mało, zbliża się rocznica marca 1968 roku i dobrze wiadomo, jak ją teraz wykorzystają wrogowie Polski i Polaków.
Pierdu – pierdu. Gdyby wielkonakładowy ogólnopolski dziennik rzeczywiście zamieścił artykuł propagujący pedofilię, grzmiałby o tym nie tylko felietonista stacji, którą oglądałem przez chwilę po raz pierwszy w życiu i już pewnie nigdy nie obejrzę. Nieprędko włączę telewizor na tym samym kanale.
Przesłania felietonu zupełnie nie zrozumiałem, jakoś – nie wiedzieć czemu – bardziej docierają do mnie przesłania pozytywne, takie jak wiara, nadzieja czy miłość, niż straszenie fobiami.

Déjà vu

Wczoraj miałem zajęcia w sali, w której ktoś zostawił na biurku wydruk plakatu wyborczego sprzed wielu dziesiątków lat. Nie mogę się jakoś oprzeć wrażeniu, że gdzieś ten plakat już widziałem. Nie pamiętam gdzie, ale chyba całkiem niedawno.

Wzruszenia wyborcze


Kilkunastu byłych uczniów, którzy ukończyli szkołę w ubiegłym roku, przysłało mi dzisiaj SMS-a lub MMS-a, by pochwalić się, że byli na wyborach. Czterech zwróciło się do mnie w ostatnich dniach z pytaniem, na kogo mają głosować. Nie myślałem, że moja akcja promowania czynnego i biernego udziału w wyborach tak Wam utkwi w pamięci. Dzisiaj pół dnia przepłakałem ze wzruszenia.
Ufam mądrości Waszych wyborów. Wierzę, że nawet ci z Was, którzy oddali głos zupełnie inaczej, niż ja bym to zrobił, oddali go mądrze. Dla mnie to bardzo ważne wybory. Od ich ostatecznego wyniku zależy, czy zostanę tu w Polsce, z kolejnymi pokoleniami dorastających mechaników, czy dołączę do Waszych kolegów – Marcina i Leszka – i będę tam pracował w jakimś zupełnie innym zawodzie, byle tylko być wolnym i nie wstydzić się tego, gdzie mieszkam i kto mnie reprezentuje w parlamencie i rządzie.
Szczególnie wzruszył mnie dzisiaj SMS od Darka, który zgłosił mi niepokojący fakt, iż jego babci zaginął dowód, oraz od Artura, który na wybory zabrał całą rodzinę. Chciałbym również zapewnić Michała, że ja sam także udałem się na wybory, zagłosowałem w lokalu pełnym młodych ludzi – przy częstochowskiej Promenadzie Czesława Niemena, a następnie zawiozłem na wybory moich rodziców, chociaż mój Tata głosował zupełnie inaczej ode mnie. Specjalnie dla Michała wykonałem zdjęcia, które załączam do niniejszego wpisu.

To ostatnie zostało wykonane w obwodzie moich rodziców – w Szkole Podstawowej Nr 18 w Częstochowie, przy ulicy Barbary. Chodziłem do tej szkoły i dzisiaj – spacerując po tych korytarzach, które nagle tak bardzo się skurczyły – zrozumiałem, dlaczego zostałem anglistą.

Schizo

Nie należę do tych, którzy się obrażają, gdy ktoś nazywa Prawo i Sprawiedliwość partią nacjonalistyczną, a nawet faszystowską. Zawsze jednak próbuję sobie tłumaczyć, że wpadki Jarosława Kaczyńskiego to wynik niezaradności, braku charyzmy, zwykłe gafy. Ale te gafy bywają monstrualne. Na przykład na konwencji partii w Białymstoku 16 września 2007 Jarosław Kaczyński powiedział:

Zwyciężymy, bo to zwycięstwo jest potrzebne Polsce. Jest potrzebne po to, by w tym państwie, w Rzeczypospolitej Polskiej, żył jeden naród polski, a nie różne narody.

I jak tu nie myśleć o ucieczce z Polski, skoro urzędujący premier jawnie nawołuje do nienawiści na tle narodowościowym? Ba, daleko więcej niż tylko do nienawiści, bo jakie niby są implikacje tej wypowiedzi dla innych narodów zamieszkujących Rzeszypospolitą? Zostaną wypędzone czy wymordowane?
22 września w Rzeszowie Jarosław Kaczyński zagroził dla odmiany stanem wyjątkowym, jeśli nieodpowiednie partie wygrają wybory. Tę wypowiedź również można próbować jakoś tłumaczyć, ale urzędujący premier naprawdę nie powinien głosić takich bredni.
Powoli odechciewa mi się w ogóle iść na wybory, przestaję bowiem wierzyć, że mój głos zostanie policzony uczciwie. Partia zdecydowała, że chociaż Polska – jako członek OBWE – ma obowiązek zapraszać obserwatorów tej organizacji na wybory, to tym razem obserwatorów nie wpuści. Decyzja tym bardziej śmieszna, że Warszawa jest siedzibą biura tej organizacji, a obserwatorzy tego samego dnia pojadą się przyglądać wyborom w Szwajcarii i tamtejsze władze postrzegają to raczej jako zaszczyt, niż obelgę. Obserwatorów wpuszcza się także na Białoruś, na której Polska ma ambicję pełnić rolę obrońcy demokracji. A tymczasem w Polsce będziemy mieli pierwsze niedemokratyczne wybory od 1989 roku, a przynajmniej taki sygnał dajemy całemu światu.

Duel Masters

Kamil, który chodzi do czwartej klasy szkoły podstawowej, nauczył mnie dzisiaj po południu zagrywać manę, rzucać zaklęcia z ręki tapując manę, liczyć i przekręcać many, przyzywać stwory z ręki do strefy bitwy, atakować nimi tarcze i stwory przeciwnika, blokować ataki, a nawet dał mistrzowski popis ataku ostatecznego. Poznałem wiele bardzo ciekawych postaci różnych narodów na kartach w mojej talii, Kamil miał kilkakrotnie karty, które doprowadziły go do radosnego podskoku. Uzdrowiliśmy też dzisiaj po południu jednego trupa i przy jego pomocy Kamil zaatakował moją tarczę.
Po powrocie do domu obejrzałem wiadomości w przedwyborczej telewizji i rozumiem z nich dużo, dużo mniej, niż z karcianego pojedynku z Kamilem. Umówiliśmy się na rewanż w przyszły czwartek. Tym panom i paniom ze szklanego ekranu polecam udać się jak najszybciej do sklepu i kupić sobie talię kart do Duel Masters. Albo nie, to chyba dla nich za mądre. Zwłaszcza dla tego niewysokiego pana, któremu pomyliły się już całkiem układy, odkąd układ zawrócił mu w głowie.

Rozpychamy łokciami przedmurze chrześcijaństwa

Przy okazji szóstej rocznicy zamachów terrorystycznych na Nowy Jork dowiedzieliśmy się od pewnego katolickiego biskupa polowego, że polscy żołnierze w Iraku i Afganistanie bronią Europy przed przekształceniem w Euroarabię, a Osama bin Laden mści się na świecie chrześcijańskim za największą w historii klęskę islamu pod Wiedniem w 1683 roku. Te odkrywcze tezy postawił ksiądz biskup podczas oficjalnej uroczystości wojskowej na Warszawskiej Cytadeli, w obecności polskich władz państwowych, które nie zająknęły się nawet na ten temat i nie potępiły wypowiedzi biskupa. Pewnie zresztą dalej będą zapraszać na tego rodzaju uroczystości biskupów jedynego słusznego kościoła.
Biskup wezwał polskich żołnierzy do obrony wartości chrześcijańskich i pochwalił ich za to, że na swych mundurach i sztandarach zanieśli biało-czerwone znaki tam, gdzie przebiega granica przedmurza chrześcijaństwa. Gdybym był polskim żołnierzem i poważnie traktował słowa księdza biskupa, musiałbym się zastanowić nad dezercją z takiego wojska. Gdybym był rodzicem mającym jakiś wpływ na to, czy jego dziecko chodzi na religię, musiałbym zrobić wszystko, co w mojej mocy, by ochronić je przed kościołem, którego hierarchowie są apologetami wojen religijnych. Wychodzi na to, że Dawkins ma rację – wszystkie religie sprowadzają się do tego samego w ustach ludzi pozbawionych umiejętności myślenia oraz woli współistnienia i współdziałania z innymi.
Dziś, przy okazji rocznicy bitwy wiedeńskiej, usłyszałem w publicznych mediach już kilka rasistowskich wypowiedzi, które naraziły na szwank moją dumę z bycia Polakiem. Dla mnie jednak wypowiedzi katolickich fanatyków nie są aż takie straszne, bo urodziłem się i wychowałem w rodzinie katolickiej. Podejrzewam natomiast, że niejeden polski muzułmanin, Polak z dziada pradziada, poczuł się obco w swoim kraju, za który jego przodkowie przelewali krew.

Przeproście i S…

Z rozwiązania Sejmu V kadencji ani się jakoś specjalnie nie ucieszyłem, ani mnie ono nie zmartwiło. Czuję pewien niepokój o wynik wyborów, obawiam się, że brudna kampania wyborcza wcale nie doprowadzi do oczyszczenia sceny politycznej z nawiedzonych i opętanych.
Oniemiałem jednak, gdy przeczytałem sobie dokładnie treść uchwały o samorozwiązaniu, za którą zagłosował wczoraj zdyscyplinowany klub Prawa i Sprawiedliwości. Czy ktoś rozumie, dlaczego posłowie tej partii poparli poniższy projekt uchwały, chociaż stoi on w rażącej sprzeczności z wszystkim, co poseł Jacek Kurski w imieniu ich klubu parlamentarnego powiedział wczoraj z mównicy? Warto przeczytać i pamiętać, zwłaszcza jeśli ktoś jest podatny na propagandę sukcesu.

Druk nr 2074
Warszawa, 10 lipca 2007 r.
SEJM
RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ
V kadencja
Pan
Ludwik Dorn
Marszałek Sejmu
Rzeczypospolitej Polskiej

Na podstawie art. 98 ust. 3 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. oraz art. 33 regulaminu Sejmu niżej podpisani posłowie wnoszą projekt uchwały:
– w sprawie skrócenia kadencji Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej.
Do reprezentowania wnioskodawców w pracach nad projektem uchwały upoważniamy pana posła Jerzego Szmajdzińskiego.
(-) Kazimierz Chrzanowski; (-) Piotr Gadzinowski; (-) Henryk Gołębiewski;
(-) Ewa Janik; (-) Sławomir Jeneralski; (-) Wiesław Jędrusik; (-) Janusz
Krasoń; (-) Krystian Łuczak; (-) Wacław Martyniuk; (-) Henryk Milcarz;
(-) Artur Ostrowski; (-) Sylwester Pawłowski; (-) Jacek Piechota;
(-) Stanisław Rydzoń; (-) Szczepan Skomra; (-) Władysław Stępień;
(-) Włodzimierz Stępień; (-) Marek Strzaliński; (-) Wiesław Andrzej
Szczepański; (-) Jerzy Szmajdziński; (-) Marek Wikiński; (-) Grzegorz Woźny.

Projekt

UCHWAŁA
Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 7 września 2007 r. w sprawie skrócenia kadencji Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej
Art. 1.
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, na podstawie art. 98 ust. 3 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, postanawia skrócić swoją kadencję.
Art. 2.
Uchwała wchodzi w życie z dniem podjęcia.
UZASADNIENIE
Od dwóch lat, od chwili objęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość, Polską wstrząsają narastające kryzysy polityczne, mające swe źródła w jakości koalicji rządzącej i sposobie sprawowania przez nią rządów. Nie ma miesiąca, żeby opinia publiczna – nie tylko krajowa, ale i europejska oraz światowa – nie dowiadywała się o niekompetencji, skandalach i korupcji, których źródła tkwią w układzie rządzącym.
Wczoraj, tj. 9 lipca 2007 r. ‐ w związku z podejrzeniem o korupcję, zdymisjonowano wicepremiera i ministra rolnictwa. Musiano też zdymisjonować ministra sportu, w związku z korupcją jego podwładnych. Przedwczoraj staliśmy się wszyscy świadkami skandalu, jaki wywołał toruński zakonnik ‐ o. Tadeusz Rydzyk, obrażając Głowę Państwa. Jego media są swoistym konfesjonałem dla polskiego premiera i ministrów, a on sam ‐ rodzajem guru dla partii rządzących. Nie spotkało się to z żadną reakcją pierwszych osób w państwie.
Nie tak dawno sejmowa komisja stała się miejscem kolejnej kompromitacji ministra spraw zagranicznych, który ‐ co się nie zdarzyło nigdy dotąd ‐ odmówił posłom informacji o rezultatach szczytu Unii Europejskiej. Samo spotkanie premierów państw UE w Brukseli dostarczyło ‐ i polskiej, i międzynarodowej ‐ opinii publicznej, dowodów na niekompetencję polskich władz i fałszywe pojmowanie interesu państwowego. Autorytet Polski wystawiono na szwank i kompromitację.
To nie jedyny przykład działań w polityce zagranicznej, które przynoszą Polsce szkodę i ujmę. Bez mała rok temu Sejm stał się miejscem bezprzykładnej korupcji politycznej, ujawnionej przez media, która nie spotkała się z żadnymi konsekwencjami politycznymi czy karnymi.
To tylko kilka z licznych przykładów moralnej i politycznej degrengolady rządzących. Państwo w niepokojący sposób traci zdolność rozwiązywania problemów społecznych.
Od wielu tygodni trwa ciężki kryzys w służbie zdrowia, którego skutkiem są protesty lekarzy i pielęgniarek. Psuciu ulega system edukacji. Państwo stało się represyjne i wrogie swoim obywatelom. Coraz gorszej jakości prawo, stanowione jest na użytek celów partyjnych, często ideologicznych, a instytucje prawne podporządkowywane są rządzącej partii. W ten sposób złamano jedną z zasadniczych podstaw demokracji – trójpodział władzy. Państwo zostało politycznie zawłaszczone i przestało mieć charakter obywatelski.
Skutki polityki obecnej koalicji demolują świadomość społeczną, są niszczące dla materii społecznej i dla państwa; cofają nas cywilizacyjnie.
Sytuacja, w jakiej znalazła się Polska ‐ w wyniku polityki obecnej koalicji, zagraża naszej zdolności do realizacji międzynarodowych umów i zobowiązań, jakie wzięliśmy na siebie. Jest wśród nich Euro 2012.
Wnioskodawcy są przekonani, że zahamowanie narastającego kryzysu może nastąpić wyłącznie w wyniku skrócenia kadencji Sejmu i rozpisania nowych wyborów parlamentarnych.

Jestem częścią układu

Nie ma sensu dłużej ukrywać, jestem częścią układu. Prędzej czy później, naukowcy posługujący się metodą ujawnioną wczoraj przez premiera dotrą po nitce do kłębka i stanie się to pewnie niebawem. Sypiam w koszuli i pod krawatem, żeby wyglądać w miarę przyzwoicie, gdy z kamerami wpadną rano mnie zatrzymać. Mam spakowaną szczoteczkę i pastę do zębów przy drzwiach, o jedenastej wieczorem golę się gładko i zamiatam klatkę schodową.
W wywiadzie dla Gazety Pomorskiej premier powiedział, że „dziś o układzie można więcej powiedzieć niż kiedyś, nawet są prowadzone badania o charakterze naukowym, przy użyciu modelu komputerowego układu, by ukazać te wszystkie związki między różnego rodzaju ośrodkami sił społecznych w Polsce”.
Do moich czytelników w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii i Irlandii. Kochani, nie wracajcie do Polski. Z daleka chyba jeszcze jest możliwe czuć się Polakiem i kochać Polskę. Tu, na miejscu, można się już tylko wstydzić.

The best defense against usurpatory government is an assertive citizenry.

William F. Buckley
Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Brednie, czyli polskie fora internetowe

Jak wiadomo, na forach internetowych można spotkać same bzdury. Gramatyczni i ortograficzni debile wypisują rzeczy takie, że nóż się otwiera w kieszeni. Na przykład ostatnio na forach Gazety Wyborczej, Onetu i Wirtualnej Polski natknąłem się na wpisy tak sprzeczne z rzeczywistością, że chyba to jakiś układ degeneratów za pieniądze wypisuje różne brednie. Biskupi mówią, że większość rodziców i nauczycieli domaga się religii katolickiej dla każdego i oceny z religii katolickiej do średniej ocen. A oto na forach, w reakcji na komunikat rządu, iż ministrowi Legutce zabroniono wypowiadania się w tych sprawach bez konsultacji, pojawiły się takie oto wpisy:

Zawiódł mnie Minister! Stchórzył przed biskupami? Straszą go jak kiedyś komuniści, tylko zmienili barwy z czerwonych na czarne. Zamiast Moskwy jest Watykan! Szkoły świeckie!

Bezczelność i hipokryzja. Jedynym twórcą dysharmonii jest hierarchia kościelna. Vide wyniki sondaży!

Kościół przejął funkcję PZPR – tkanki obcej, wysysającej z nas kapitał i wpływającej w sposób niezgodny z konstytucją na nasze prawo.

Skoro chrześcijanie tak bardzo pragną oceniać swoje chrześcijaństwo i ocenę taką porównywać na równi z oceną z j. polskiego, chemii, biologii, matematyki, to niech „temu” co chcą oceniać, nadadzą cechy nauki. Niech zamiast religii wprowadzą sobie przedmiot np.: historia kościoła, znajomość pisma świętego. Wtedy taką ocenę można byłoby jakoś zrozumieć. A tak na marginesie, to czarnym zaczyna się w głowie przewracać.
Brawo SLD!

Wiesz dobrze o tym, że dni supremacji Kościoła katolickiego w Polsce są policzone. Wszyscy wiemy i wierzymy, że niedługo już sytuacja stanie się normalna – jak w innych krajach europejskich. Twoi czarni ulubieńcy znajdą się na swoich miejscach i będą wreszcie pokorni, jak nakazuje im nauka Pana.

Ludzie, czas najwyższy masowo składać akty apostazji i odchodzić z tej zakłamanej religii.

Każdy wie, jak wyglądają te lekcje religii, kpina. Opowiadanie bajek i wylęgarnia prowokacyjnych zachowań uczniów, zero zasad dydaktycznych, wolna amerykanka w kształtowaniu treści. Dla uczniów pożytek jeden – możliwość odrobienia zadań z innych przedmiotów.

Nie powinno być religii w szkołach, bo uczą was zemsty oko za oko, ząb za ząb, a Jezus wam przekazuje „Jeśli cię kto uderzy w jeden policzek, nadstaw mu drugi”. Religia i stopnie z niej na świadectwie już od dawna powinny zniknąć w ogóle ze szkół. Zawdzięczamy je wszystkim rządzącym partiom politycznym po 89 roku. Każda partia, a może jej lider, kierowała się kalkulacją, co będzie lepsze, ile osób na mnie zagłosuje. Takim sposobem kościół obrósł w pierza i teraz będzie go bardzo trudno wyplenić. To nie PiS, SLD są winne. Daliśmy się złapać na lep kleru i na JPII. Każdy Polak po części chciał się wykazać miłością do niego, której nam tak naprawdę brakuje. Kto chce się uczyć religii, szkółki katechetyczne i kościół to miejsca do nauki religii i krzewienia wiary. Takie jest moje zdanie.

Na szczęście znalazłem też wśród setek temu podobnych wpisów jeden wpis odrobinę bardziej zgodny z duchem wypowiedzi księży biskupów i rządu:

Spieprzaj do Iranu uczyć się Koranu. Co ci przeszkadza, zawszony totalitarny stalinisto?

Doktor Andrzej Zbrzezny, opiekun mojego roku na studiach podyplomowych z informatyki na Akademii Jana Długosza w Częstochowie, miał rację. Nie ma najmniejszego sensu śledzić tego, co dzieje się na forach internetowych. Ludzie wypisują tam bzdury, nie mające związku z rzeczywistością, nielogiczne, wulgarne…
A jednak czasem brwi się unoszą z pewnych oczywistych przyczyn, gdy człowiek czyta komentarz do nachalnej i bzdurnej reklamy wyborczej Prawa i Sprawiedliwości na jednym z takich forów:

Wyjechałem za granicę. Płacę niskie podatki (za które mogę iść do lekarza, a nie obserwować budowę kolejnej świątyni), włączając telewizję nie muszę się wstydzić za swoich polityków. Przestępczość nigdy nie była wysoka, a w parlamencie nie siedzą przestępcy i buraki. Rząd dba o ludzi, dorobiłem się uczciwą pracą domu i samochodu. Stać mnie na to, żeby pomagać rodzinie w Polsce. Nikt mnie nie podsłuchuje, nie nagrywa, nikt nie każe mi codziennie wykonywać aktów strzelistych dla kraju, w którym mieszkam. Nikt nigdy nie kazał mi wybierać w jakim kraju (solidarnym, czy liberalnym) chcę żyć – bo żyję po prostu w NORMALNYM.
Raz tylko przyjechał jakiś dziwny, mały polityk z mojego kraju i usiłował mi mówić, że jestem beznadziejny. Nie przejmuję się tym, wzruszyłem ramionami, wyłączyłem telewizor i wróciłem do przyjaciół na piwo i grilla.
Do Polski wracam od czasu do czasu – na wakacje.
Pozdrawiam wszystkich, którzy się jeszcze męczą…

Nieznajomy forumowiczu z Onetu, dziękuję za pozdrowienia. Chciałbym uważać Cię za wariata. Niestety, dokładnie takie same wnioski wynikają z wszystkich rozmów, jakie przeprowadzam z moimi przyjaciółmi, którzy mieszkają w tym samym kraju, co ty. Mam nadzieję, że w Polsce też będę może kiedyś w stanie iść na piwo i grilla nie martwiąc się o to, co jutro rano powiedzą w wiadomościach, kto kogo właśnie nagrał i kto komu przyznał się do tego, że nie umie obsługiwać gwoździa (nawiasem mówiąc nie powinien ktoś taki być ministrem, naprawdę). A jeśli nie, to mam nadzieję, że za rok spotkamy się na piwie w jakimś normalnym miejscu. W Cambridge, w Londynie, w Edynburgu. Jest sporo miejsc na świecie, które można bezspornie uznać za normalne.

Wszystkie cytaty pochodzą z forów portali internetowych Gazety Wyborczej, Onetu, Wirtualnej Polski z ostatnich dni. W niektórych przypadkach poprawiłem rażące błędy ortograficzne.