Co ta szkoła robi z człowiekiem…

Obserwując z Andrzejem, kolegą nauczycielem, zbliżającego się do warsztatów przez park Marcina, wspomnieliśmy tego chłopca, który przyszedł do naszej szkoły kilka lat temu. Chuchro takie, jak wiatr zawiał, to by się przewróciło, a oto teraz kroczy w naszym kierunku facet, który na planie filmowym mógłby śmiało stanąć obok Chucka Norrisa czy Bruce’a Lee. I chyba nawet nie byłoby mało prawdopodobne, gdyby scenariusz kazał mu pokonać któregoś z nich.
Nasze rozbawione miny zastanowiły Marcina na tyle, że gdy już podszedł do drzwi wejściowych, nie omieszkał spytać, co nas tak bawi. Powiedzieliśmy mu więc, że to ten Schwarzenegger, jaki się z niego zrobił przez ostatnie trzy lata. Riposta ze strony Marcina padła po jakichś dwóch sekundach:
No widzicie, co ta szkoła robi z człowieka?
Pół nocy zastanawiałem się potem nad tym, co Marcin powiedział. Mam wielką nadzieję, że nasza szkoła naprawdę tak bardzo zmienia człowieka, jak przez te kilka lat spędzonych z nami zmienił się Marcin. I to niekoniecznie w ten sposób, że w barach robi się taki, albo że klatę ma taką, jak Marcin obecnie.
Nie. A przynajmniej nie tylko. Mam nadzieję, że goście, którzy – tak jak Marcin – opuszczą mnie za kilka miesięcy i pójdą w świat, wynieśli z tej szkoły fundamentalnie dużo. Że nauczyli się nie wierzyć we wszystko to, co ktoś im mówi, tylko dlatego, że ten ktoś jest wyższy czy grubszy albo mówi pięknymi słowami i używa dużo wyrazów pisanych z dużej litery. Że nauczyli się mówić to, co myślą, i bronić swojego zdania. Że nauczyli się tego, kiedy należy ugryźć się w język, by mimo wszystko powiedzieć to, co ma się do powiedzenia, a kiedy trzeba powiedzieć głośno, bo inaczej nikt ich nie zrozumie.
Dziś, kiedy Tomasz Połetek, wszechpolak wplątany w aferę finansową Ligi Polskich Rodzin i przyłapany na faszystowskim geście, wszedł do Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli, wydaje mi się tym ważniejsze, by moi uczniowie kończyli naszą szkołę samodzielni, odważni, dbający o własny honor. Będą rozumieli, że kiedy ich dzieci pójdą do szkoły, może tam być garstka nauczycieli, którzy pozbawieni honoru i czci będą ich dzieci upupiać. I będą wiedzieli, że naganna ocena ze sprawowania ze szkoły, w której większość nauczycieli uległa indoktrynacji, to powód do chluby i dumy.
Marcin ma klatę i bary, o jakich Chuck Norris może najwyżej pomarzyć. Daj Boże, że kręgosłup moralny Marcina jest równie silny i daj Boże, że mam w tym swój maleńki udział. Na Sądzie Ostatecznym byłby to naprawdę dobry as w rękawie.