Krzyżowanie trybunału

Europejski Trybunał Praw Człowieka rozpatrzył skargę matki, której w publicznej włoskiej szkole przeszkadzała obecność krzyży, podjął jedyną racjonalną w tej sytuacji decyzję i orzekł, że wieszanie krzyży w szkołach narusza prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami i wolność religijną uczniów. Włochy mają zapłacić kobiecie odszkodowanie w wysokości 5 tys. euro za straty moralne. Podniosło się straszne larum, także w Polsce, gdzie sam Prezydent podczas uroczystości Święta Niepodległości naraził się na zarzut złamania Artykułu 25 ust. 2 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej i zagroził, że nikt w Polsce nie będzie przyjmował do wiadomości i respektował podobnych wyroków trybunału w sprawie polskich szkół. Ciekawe, czy ktoś znajdzie w sobie odwagę, by domagać się za to postawienia Prezydenta Kaczyńskiego przed Trybunałem Stanu.
Spokojne i zrównoważone komentarze trudno zauważyć w natłoku reakcji histerycznych, potwierdzających jedynie słuszność decyzji sędziów. „Obrońcy” krzyża, obwieszając krzyżami dom rodzinny kobiety, która złożyła skargę do Trybunału, wpisują się tylko w długą historię krzyża jako narzędzia opresji i prześladowań i mam wrażenie, że w istocie nie mają rzeczywistego szacunku dla niego.
W argumentach obrońców krzyża w przestrzeni publicznej ciągle powtarza się kłamstwo o ateistycznych dyktaturach, w którym próbuje się zaklinać rzeczywistość i wmawiać odbiorcom, że hitlerowskie Niemcy były ateistyczne i nie walczyły w imię chrześcijańskiego Boga. A przecież w dobie internetu i powszechnej dostępności do informacji każdy może się łatwo przekonać, że Bóg, krzyż i inne znaki chrześcijaństwa były stałymi elementami hitlerowskiej propagandy.
Zapomina się o tym, że nawet wśród chrześcijan nie ma w tej sprawie pełnej zgodności i że z samego szacunku dla krzyża, Boga i wartości ludzkich wspólnych każdemu człowiekowi, krzyże w szkołach i klasach wisieć nie powinny. Powinniśmy się pogodzić z faktem, że świat nie jest zbiorowiskiem katolików, a jeśli ma być na świecie dobrze i katolikom, i nie – katolikom, trzeba się wzajemnie szanować. Tymczasem znak krzyża może upokarzać osoby innych wyznań, bo – zawieszony nad godłem państwowym – stwarza niezrozumiałą hierarchię, w której wszystkie religie i wyznania poza katolicyzmem traktowane są jako jakieś sekty, a sam katolicyzm wyrasta ponad państwowość. Co więcej, patrząc na to szerzej, krzyż potencjalnie obraża uczucia religijne niektórych chrześcijan, bo jest sprzeczny z dekalogiem w oryginalnej, biblijnej wersji, zmodyfikowanej przez Kościół katolicki na soborze nicejskim w 787 roku:

Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył…

(Księga Wyjścia, 20, 4-5)

Mało kto zwraca uwagę na to, że w polskich szkołach mamy setki tysięcy dzieci, których rodzice mogą teraz wyciągnąć rękę po kilka tysięcy euro, a niektórzy z nich powody ku temu będą mieli jeszcze większe, niż kobieta, która rozpętała całą tę sprawę z krzyżem we Włoszech.
Kilka dni temu w mojej szkole przyjęliśmy oficjalnie taki sposób uczczenia 11 listopada, że po pierwszej lekcji nauczyciele zamknęli plecaki uczniów w klasach i zmusili wszystkich uczniów do udziału we mszy świętej na sali gimnastycznej. Oczywiście nie wszyscy dali się zmusić, bo panowie z czwartej mechanika tego dnia w ogóle nie przyszli do szkoły, chociaż mieli lekcje przedmiotu bardzo przydatnego do egzaminu zawodowego z nauczycielem, którego bardzo lubią.
Panowie z trzeciej mechanika, którzy mieli pierwszą lekcję ze mną, nie zostali do pójścia na mszę świętą zmuszeni i – delikatnie mówiąc – nie wszyscy się na nią udali, chociaż na akademię po mszy większość klasy już dotarła.
Tylko czy o to w tym wszystkim chodzi? Nie jestem przeciwny religii i Bogu, jeśli dla kogoś stanowią ważne elementy jego światopoglądu i są wyznacznikiem norm, moralności i zachowań. Tak jednak, jak rozumiem i szanuję fakt, że dla kogoś krzyż stanowi symbol nadziei, tak każdy, kto identyfikuje się z krzyżem, powinien się liczyć z faktem, że narzucając ten krzyż innym czyni z niego narzędzie opresji, nacisku i przemocy psychicznej. A tego chyba żaden współczesny chrześcijanin tak naprawdę nie chce.
Mam nadzieję, że Trybunał w poszerzonym składzie nie ugnie się przed odwołaniem włoskiego rządu i podtrzyma pierwotną decyzję w sprawie krzyży. Mam też nadzieję, że – prędzej czy później – krzyże zostaną zdjęte ze ścian w polskich instytucjach publicznych, w tym w parlamencie i w szkole. Nie w każdej zresztą polskiej klasie wisi krzyż i nie zauważyłem jak dotąd, by ktokolwiek zwracał na to na co dzień uwagę, albo by lekcję prowadziło się lepiej w klasie z krzyżem, niż w klasie bez niego. Bo dobro – czy to spod znaku krzyża, czy wynoszone z innych wartości i przekonań – powinno się mieć w sercu i głowie, a nie na ścianie. Trzeba być dojrzałym i odpowiedzialnym, jak panowie z czwartej mechanika, którzy w dniu obowiązkowej mszy świętej poszli wprawdzie na wagary i przez to nie odbył się fakultet, ale odrobiliśmy nasze zajęcia w innym terminie.