Ofiary katami

Pod koniec wakacji wybrałem się z mamą, bratową i kuzynką do Oświęcimia. Bratowa nigdy nie była i od lat przy różnych okazjach wspominała, że musimy pojechać. Mama była wiele lat temu i nie wszystko pamiętała, nad latrynami w baraku w Brzezince nie wytrzymała i puściły jej nerwy.

Dla mnie wizyta w Oświęcimiu też miała tym razem trochę inny wymiar, niż każda poprzednia. Znużony i zdegustowany często obecnie słyszanymi antyniemieckimi stereotypami o tym, kto był ofiarą wojny, a kto był za nią odpowiedzialny, z niekłamaną satysfakcją obserwowałem kilkaset osób zwiedzających obóz razem z nami. Przemieszczając się z grupy do grupy wzruszyłem się na myśl o tym, że do Oświęcimia w czasach współczesnych przyjeżdżają tłumy ludzi, tak samo jak przyjeżdżały pociągami na rampę śmierci w latach czterdziestych ubiegłego stulecia. Są w rozmaitym wieku, różnych narodowości. Tego dnia słyszałem w Oświęcimiu ludzi mówiących po polsku, niemiecku, rosyjsku, japońsku, hiszpańsku, francusku, w jidisz.

W obozie głównym jest plansza z mapą pokazującą miejsca w całej Europie, z których zwożono do Oświęcimia więźniów. Jeden rzut oka na tę mapę obala mit, jakoby linia podziału między ofiarami a oprawcami dała się wyznaczyć jako linia oddzielająca od siebie jakieś narody. Widać, że ofiarami II wojny światowej byli tak naprawdę wszyscy.

Gdzie indziej jest olbrzymia ekspozycja walizek zostawionych przez więźniów przybyłych do Oświęcimia i skierowanych wprost do komór gazowych. Walizki te były w pośpiechu podpisywane nazwiskami, numerem transportu i miejscem zamieszkania. Niełatwo wśród tych walizek wypatrzyć polskie nazwiska.

Na ścianie jednego z baraków znajduje się tablica, która młodych austriackich komunistów zgładzonych w Oświęcimiu nazywa bohaterami i patriotami. Ważna lekcja dla obsesyjnie zawłaszczających sobie monopol na patriotyzm polityków współczesnych. Gdy słyszę niektórych z nich, mam wrażenie, że słucham bezprzedmiotowych kłótni o wyższość takiego czy innego koloru oczu albo włosów.

Warto jeździć do Oświęcimia i uświadamiać sobie, że to człowiek człowiekowi zgotował ten los. I nieważne zupełnie, jakiej byli narodowości, bo ludzi szalonych nie brakuje i dziś. W każdym narodzie, także naszym. I to właśnie szalonych Polaków boję się najbardziej.