Postprawda i fake news

Postprawda to słowo roku 2016 zdaniem kilku słowników języka angielskiego.
Wojtek, jeden z najmądrzejszych studentów na I stopniu studiów (nie żeby reszta była głupia, bo takiego tam raczej niełatwo znaleźć, na pewno nie u Wojtka na roku), mówi, że go to nie obchodzi, bo nie interesuje go polityka.
Ale postprawda to nie tylko polityka, choć nie da się ukryć, że i wybór Donalda Trumpa na urząd Prezydenta Stanów Zjednoczonych, i zwycięstwo opcji wyjścia z Unii Europejskiej w brytyjskim referendum, i wiele innych wyników głosowań, jakie odbyły się w ostatnich miesiącach w Europie i na świecie, nierozerwalnie łączą się z pojęciem postprawdy i fake newsów. Ale przecież są przykłady bardziej przyziemne. Na przykład wyjątkowo niska popularność szczepienia dzieci przeciwko chorobom, które już w czasach mojego dzieciństwa, właśnie dzięki szczepionkom, wydawały się być pokonane, nie wzięła się znikąd.
Albo na przykład – i tu o wiele bliżej koszuli i skóry, przynajmniej mojej – przychodzi taki student i mówi, że on dzisiaj mnie łapie na korytarzu, bo mnie tu spotkał, a skąd on wiedział, gdzie i kiedy ma mnie złapać, skoro wszystkie zajęcia w styczniu były odwołane (na Facebooku, na którym nie mam w ogóle konta, ale ktoś tam tak napisał, nie wiadomo za bardzo nawet, kto), a moich konsultacji w ogóle nie ma na Facebooku (bo są na stronie instytucji, w której pracuję, i są w kilku innych miejscach, z których jedno jest nawet edytowalne dla studentów, by mogli sobie „zaklepywać” kolejkę).
No tak. Nieobecność w styczniu ma oczywiście być usprawiedliwiona, skoro na Facebooku było napisane, że zajęć nie ma. Nawiasem mówiąc, przez przypadek dowiedziałem się od studenta z I roku, że na Facebooku ktoś napisał, że moich zajęć nie ma do końca semestru. Na szczęście i on, i połowa grupy dotarli jakoś na dzisiejsze zajęcia. A przecież mogli przynieść usprawiedliwienie w postaci zrzutu ekranowego z portalu społecznościowego.
No właśnie, Kamil proponuje mi w zamian za zaliczenie z angielskiego tysiące lajków i komentarzy pod screenem rozmowy ze mną na Hangoucie. Jakby te lajki cokolwiek znaczyły, były trudne do zdobycia, albo miały cokolwiek wspólnego ze spełnieniem warunków zaliczenia przedmiotu.
Kilka lat temu miałem studenta, Łukasza, który obawiał się, że Facebook zastąpi ludziom internet. Uspokajałem go i mówiłem, że tak się nie stanie. Tymczasem w najczarniejszych przewidywaniach Łukasz nie domyślał się, że Facebook zastąpi internet nawet niektórym studentom informatyki. Niestety, niektórym zastąpił. Łukasz, proroku, szacun.