Z Twittera Agnieszki Gozdyry dowiedziałem się o tym, że wymiar sprawiedliwości w Iranie – przynajmniej w niektórych aspektach – wydaje się być bardzo innowacyjny i chyba rewolucyjnie skuteczny. Metodami stosowanymi przez tamtejszego sędziego zachwycają się media we Frankfurcie, Krakowie i Londynie.
Qasem Naqizadeh, sędzia z miasta Gonbad-e Kavus w Iranie, korzystając z przyjętej niedawno w Iranie ustawy, która dopuszcza możliwość wydania przez sędziego „alternatywnego wyroku”, nakazuje skazanym kupić i przeczytać pięć książek. Skazani mają następnie streścić te książki, by udowodnić sędziemu, że kara została wykonana, a zakupione przez nich egzemplarze trafiają do lokalnych więzień. „Kara czytania” jest orzekana w stosunku do osób skazanych za drobne przestępstwa, nastolatków i osób wcześniej niekaranych. Ten sposób kary pozwala uniknąć nieodwracalnych skutków pobytu w więzieniu dla osadzonych i ich rodziny, a także przekłada się na zmniejszenie liczby bójek w więzieniach, w których – dzięki przekazaniu książek i zwiększeniu czytelnictwa osadzonych – atmosfera znacząco się uspokaja.
Od paru dni czytam „Atlantydę pod Krakowem” Anny Zając. Powieść dość szumnie porównywana do „Kodu Da Vinci” Dana Browna, popularna ostatnio w naszej okolicy, wciągnęła mnie bardzo. Miło jest poczytać sobie o czymś, co dzieje się w miejscach, w których codziennie się bywa, przez które się przejeżdża, albo w których ma się wielu znajomych. Wydaje mi się jednak, że nie jest to literatura dorównująca Danowi Brownowi, a i tego, choć mam miłe wspomnienia z czytania „Kodu” podczas pobytu w Paryżu, na najwyższej półce w księgarniach bym nie postawił.
Ale wydaje mi się, że od irańskiego wymiaru sprawiedliwości, mimo wszystko, można się czegoś nauczyć. Trzeba czerpać z wszystkich możliwych źródeł…
Nic nowego. Większość moich studentów traktowała czytanie jako karę za jakieś grzechy.
BTW, coś chyba zadziało i ku mojej wielkiej radości możesz wreszcie czytać i komentować?
Dzięki, Marcinie, za sympatyczną zachętę. A zadziałał upór (nie wiem czemu przypomniało mi się powiedzonko pewnego nauczyciela, że kobietę można uwieść przez zauroczenie albo przez zanudzenie) – przeglądarka po numerze Twojego wpisu dopisuje mi uparcie jakieś ozdobniki typu „#sthash.N0kkAQTA.dpbs”, ja uparcie wycinam je i wpycham czysty adres – i za którymś razem wreszcie to działa.
Tylko znając naszych „intelektualistów z browarem” nie dawałbym im do wyboru, czytać czy siedzieć… natomiast za nie czytanie zwiększałbym co miesiąc stosowne opłaty… 🙂