Niech żyje stara matura

Zewnętrzny system oceniania, odkąd go wprowadzono, ma stałe grono zaciekłych przeciwników, którzy – niekiedy – w jego krytykowaniu tracą wszelki umiar i nie starają się zachować ani grama rozsądku czy konsekwencji. Widać to po raz kolejny bardzo wyraźnie w komentarzach na temat harmonogramu matur, ogłoszonego na nowy rok szkolny.
Ci sami ludzie, którzy w minionych latach zaciekle walczyli ze zdawaniem egzaminu na obu poziomach jednego dnia, nagle zmienili zdanie. Gdy kolejni dyrektorzy Centralnej Komisji Egzaminacyjnej podawali harmonogramy, w których egzamin na poziomie podstawowym odbywał się rano, a na poziomie rozszerzonym – z tego samego przedmiotu – po południu, malkontenci narzekali, że maturzystów czeka nadludzki wysiłek, któremu ich organizmy ani intelekt nie będą w stanie podołać. Zupełnie nie dostrzegali faktu, że w starej maturze egzamin trwał dłużej, niż oba poziomy matury w nowej formule razem wzięte, i nie było w nim żadnej przerwy.
Teraz, gdy dwa główne przedmioty maturalne zostały rozłożone na cztery dni, a maturzyści będą przystępować tylko do jednego poziomu egzaminu z języka polskiego i matematyki w danym dniu, ci sami malkontenci lamentują, że praca szkół zostanie sparaliżowana, a podstawy programowej nie będzie się dało zrealizować, gdyż klasy młodsze – tuż po długim majowym weekendzie – dostaną kolejny tydzień wolnego. Zupełnie im przy tym nie przeszkadza, że to dokładnie tego samego argumentu używali ich adwersarze w latach minionych, by bronić idei zdawania dwóch egzaminów w ciągu jednego dnia.
Zupełnie jak w polityce. Politycy oburzają się na przeznaczony dla zamkniętej widowni happening artystyczny, podczas którego światowej klasy polski muzyk targa pełną opisów przemocy księgę, a potem ci sami politycy organizują szesnaście równoległych konferencji prasowych we wszystkich miastach wojewódzkich, na których – przed kamerami – niszczą broszury informacyjne neutralne światopoglądowo, zawierające jedynie rzeczowe treści.
Albo jak u przeciwników edukacji seksualnej. Promują księgę, w której roi się od opisów gwałtów i kazirodztwa, a oburza ich i rozgrzewa do czerwoności artykuł, który podkreśla młodym ludziom, jak ważne w ludzkiej seksualności jest altruistyczne dbanie o szczęście partnera lub partnerki.
Najlepiej nic nie robić, nic nie mówić, trzymać się z dala od wszelkich innowacji, racjonalizacji czy nawet dyskusji. Matura niech wróci stara, a z nią czarny rynek korepetycji, targi o ocenianie z dyrektorami i między poszczególnymi nauczycielami. Odżyją łapówki, układy, wrócą egzaminy na studia…
Gdy zdawałem starą maturę, mój świętej pamięci matematyk zielonym długopisem zaznaczał w naszych pracach maturalnych wszystkie miejsca, gdzie dokonaliśmy poprawek, więc staliśmy w kolejce do oddania prac bardzo długo. Tak długo, że można było jeszcze niejedno ściągnąć. Z matury z języka polskiego otrzymałem ocenę celującą, chociaż – po latach – zupełnie nie mogę zrozumieć, co moje bełkotanie o Bursie, Poświatowskiej i Wojaczku miało wspólnego z ideałami bohatera romantycznego, któremu – zgodnie z tematem – poświęcona powinna była być moja praca. Zewnętrzny system oceniania nie jest idealny, ale usunął wiele korupcjogennych i patologicznych zjawisk, z którymi borykała się stara matura, i wobec których najlepszy nawet dyrektor, nauczyciel i uczeń byli bezradni. Dał szkołom, organom prowadzącym, rodzicom i uczniom narzędzia, o których dawniej nie można było marzyć. Wśród jego podstawowych założeń jest stała racjonalizacja, wynikająca z analizy i wcielania w życie wniosków obserwacji systemu w praktyce. Szkoda, że – nawet wśród wysokiej klasy specjalistów dydaktyków i kadry kierowniczej oświaty – są osoby, które wolą narzekać i biadolić, niż włączyć się kreatywnie w poprawianie systemu.