Pomniki na śmietniku

Żałosne były wczoraj Wiadomości w telewizji publicznej, pokazując obszerne wspomnienia sprzed dwudziestu pięciu lat o tym, jak to młodzież we Włoszczowej – w zupełnie innych czasach, w zupełnie innym kontekście – walczyła o krzyże w szkole. Jednocześnie flagowy program informacyjny Telewizji Polskiej wolał przemilczeć fakt, że w jednym z najlepszych liceów w Polsce, XIV LO we Wrocławiu, grupa uczniów – teraz, nie ćwierć wieku temu – domaga się przywrócenia neutralności światopoglądowej i pozostawienia krzyży tylko w klasach, w których odbywa się katecheza. Co więcej, nawet ksiądz katecheta z tego liceum nie uważa, by krzyż musiał koniecznie wisieć w każdej klasie, albo by przy wejściu do szkoły umieszczono kropielnicę z wodą święconą.
Żałosny był Sejm Rzeczpospolitej Polskiej podejmując uchwałę w obronie krzyży. Żałosna jest cała ta debata, w której można by odnieść wrażenie, że ktoś kogoś próbuje prześladować, tymczasem dla większości zdrowo myślących ludzi nie ma tak naprawdę żadnego problemu, nikt nie walczy z religią, krzyżem ani kościołem. Nieliczni pasterze kościoła, wśród nich ksiądz Bogdan Bartołd, proboszcz warszawskiej archikatedry, zachowują trzeźwy osąd i przyznają, że nielegalnie ustawiony w miejscu wypadku przy drodze krzyż nie może być stawiany na równi z krzyżem przy świątyni. Także krajowy duszpasterz kierowców nie protestuje przeciwko akcji usuwania na zlecenie warszawskiego Zarządu Dróg Miejskich naruszających porządek w pasie drogi spontanicznych pomników. Kiedyś, jadąc po ciemku wiejską drogą, o mało nie wylądowałem w rowie zmylony jaskrawym światłem zniczy przy takim przydrożnym krzyżu, które nagle oślepiło mnie zza zakrętu drogi.
W histerycznym medialnym szumie straszy się też ciągle utratą tożsamości narodowej, kulturowej, wyznaniowej, demonizując przy okazji islam i muzułmanów, zapominając chyba, że w żadnym kraju prastare chrześcijańskie kościoły ormiańskie nie zachowały się tak dobrze i nie są otoczone takim szacunkiem i opieką państwa, jak w islamskiej Republice Iranu.
Na jednym z portali społecznościowych grupa zwolenników neutralności światopoglądowej państwa i instytucji publicznych, znużona chyba poziomem tej niemerytorycznej, emocjonalnej dyskusji, zaczęła przekornie wzywać do wieszania krzyży wszędzie, na każdym kroku, w każdym bez wyjątku pomieszczeniu, przykładów – z szacunku dla krzyża – nie będę przytaczać.
Rzeczywiście, warto chyba zachować zdrowy rozsądek i umiar. Nie przynosi czci krzyżowi, gdy wiesza się go potajemnie, w środku nocy, jak zrobił to w Sejmie w 1997 roku poseł Tomasz Wójcik. Nie dodaje mu głębi, gdy stawia się go i wiesza na każdym kroku. Pomniki i memorabilia łatwo jest gdzieś umieścić, gorzej już potem o nie dbać i nie doprowadzać – przez ich przesyt – do ośmieszania lub marginalizacji idei, które reprezentują. Parę lat temu miałem szkolenie w gimnazjum, na ścianie którego znajdowała się pamiątkowa tablica, a pod tablicą przez co najmniej kilka tygodni były złożone takie oto „kwiatki”.

Chciałbym zamknąć ten temat dwoma apelami. Do zwolenników neutralności światopoglądowej, by – realizując swoje cele – nie obrażali osób wierzących, które przecież – tak samo jak niewierzący – po prostu poszukują sensu i celu w życiu. Nie śmiejemy się z dzieci, które mają wyimaginowanych przyjaciół, bo rozumiemy, skąd taka potrzeba i szanujemy ją, nie powinniśmy się śmiać z dorosłych, którym lepiej jest żyć, gdy czuwa nad nimi i ich losem jakaś istota wyższa. Ale wypada także zaapelować do tak zwanych „obrońców krzyża”, by nie obrzucali go śmieciami i nie wieszali gdzie popadnie, bo prowadzi to do nieuchronnej bagatelizacji i infantylizacji jego przesłania.