Nie słyszeliśmy o… część druga

Niektórzy komentatorzy załamują ręce nad Prezydentem, że pomylił Zbigniewa Herberta z ks. Janem Twardowskim. Dla ich uspokojenia warto więc odnotować, że przynajmniej jeden i drugi był poetą, a lekko sparafrazowanych słów wiersza „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” Prezydent nie przypisał ani żadnemu politykowi, ani przywódcy religijnemu, tylko komuś, kto właśnie parał się piórem. Poza tym była to zwykła gafa i przejęzyczenie, a nie namacalny dowód braku wiedzy.
Jeśli kogoś to nie przekonuje, dam kilka autentycznych przykładów, prosto ze szkoły.
Koleżanka katechetka na lekcji religii próbowała wyciągnąć z uczniów, jak się nazywał poprzedni papież. Ponieważ jej się nie udało, przypomniała klasie, że nazywał się Jan Paweł II i postawiła im kolejne pytanie: z jakiego kraju pochodził. Dzięki małej podpowiedzi, że był to papież – Słowianin, udało jej się dowiedzieć, że pochodził … z Rosji.
Inna koleżanka usiłowała wystawić pozytywną ocenę z języka polskiego uczniowi, który nie za bardzo potrafił osadzić jakoś w czasie i realiach historycznych osoby Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego. W czasie rozmowy naprowadzającej go na to okazało się, że uczeń ten nie ma pojęcia, co to były zabory.
A moi uczniowie? Mam takich, którzy nigdy nie słyszeli o zamachach terrorystycznych na Nowy Jork 11 września 2001.
Wczoraj po przeczytaniu jednego z moich poprzednich wpisów znajomy przysłał mi szokujące zdjęcie, które nastoletnia dziewczynka zrobiła sobie w obozie koncentracyjnym na Majdanku i umieściła je następnie na swoim profilu w portalu społecznościowym. Na zdjęciu tym uśmiechnięta małolata siedzi wewnątrz pieca krematoryjnego.
Ludzie o takiej dozie wrażliwości będą się nami zajmować na starość. Można oczywiście załamywać ręce i modlić się, by tej emerytury nie dożyć. Albo można się zacząć zastanawiać nad tym, jak tych ludzi jakoś jednak uchronić przed błędami naszych przodków. Najwyraźniej budowanie pomników i urządzanie akademii nie pomaga, a na przykładzie Iranu widać, że bronią współczesnych kosynierów jest raczej Facebook czy Twitter, a historyczne zaszłości w relacjach międzynarodowych zupełnie nie obchodzą młodych, patrzących na sąsiadów Ukraińców, Niemców i innych z perspektywy portfela, a nie zmurszałych nagrobków. Do pewnego stopnia to chyba nawet dobrze.