Wizytacja

Mateusz jest jednym z lepszych uczniów w swojej grupie, przynajmniej jeśli chodzi o potencjał językowy i komunikatywność, ale wnioskując z reakcji dziewczyn mijających go na korytarzu robi obecnie karierę i ma spore osiągnięcia na zupełnie innym polu, niż nauka angielskiego. Kilka dni temu dotarł do szkoły dopiero w połowie drugiej lekcji i wszedł do klasy w sposób bardzo widowiskowy, ostentacyjnie wzdychając i przecierając podkrążone oczy, co wydało się nam tak jednoznaczne, że wszyscy parsknęliśmy śmiechem.
W naszej szkole przebywa właśnie wizytator kuratorium oświaty, więc zamiast wdawać się w przyczyny tego spóźnienia, zupełnie zresztą nieistotne, bo przy tak dużym spóźnieniu Mateuszowi i tak została w dzienniku nieobecność na lekcji, spytałem, czy nie byłoby mu głupio, gdyby świadkiem takiego spektakularnego wejścia była pani wizytator, przypadkowo obserwująca naszą lekcję. Co mogłaby sobie o nim i o nas pomyśleć?
Ale reakcja samego Mateusza i reszty panów zdaje się potwierdzać odwieczne reguły obowiązujące w szkole, zwane przez niektórych moich znajomych prawami Juliana.
Pierwsze prawo Juliana mówi, że w normalnych warunkach uczeń ma w szkole ciężko, nauczyciel trochę lżej, a dyrektor może mieć wszystko w nosie.
Drugie prawo Juliana mówi, że podczas wizytacji najciężej w szkole ma dyrektor, nauczyciel trochę lżej, a uczeń ma wszystko w nosie.
Trzecie prawo Juliana jest o czymś zupełnie innym i nie ma związku z wizytacją. Według niego mechanizacja jest odwrotnie proporcjonalna do dyscypliny i tam, gdzie mechanizacja się zaczyna, dyscyplina się kończy. Ucząc w Technikum Mechanizacji Rolnictwa póki co nie zauważyłem jeszcze empirycznych dowodów na trzecie prawo Juliana, ale Mateusz w sposób żywy i namacalny potwierdza słuszność praw dotyczących wizytacji. Ma wszystko w nosie, ale w sumie trudno mu się dziwić. Gdyby za mną tak piszczały dziewczyny, gdy idę korytarzem, też pewnie nie zastanawiałbym się nad tym, co sobie pomyśli o mnie wizytator z kuratorium oświaty.