Uczę dresików

Bywa, że dostaję anonimowe maile od ludzi, których bardzo denerwuje, że zamiast jak każdy przyzwoity człowiek narzekać na tych „dresiarzy”, „blokersów” i „skejcików”, co to ich uczę, ja nadymam się jak bufon i wyobrażam sobie, że ucząc takich debili, to już nie wiadomo, jaki mądry jestem.
Autorzy tych anonimowych maili, obrzucając mnie wyzwiskami i pogróżkami, w swoim mniemaniu ubliżają głównie mojej osobie, ale ja jakoś nieszczególnie czuję się osobiście urażony. Natomiast za obelżywe uważam zakładanie, że od tych nastoletnich dżentelmenów (niekoniecznie w dresach) niczego nie można się dowiedzieć. Muszę powiedzieć, że pogarda, jaką niektórzy czują do mnie jako do osoby, która z tymi młodymi ludźmi spędza tydzień w tydzień dużo czasu, świadczy o całkowitym braku zrozumienia i zupełnym odcięciu od rzeczywistości. Od wielu moich „skejcików” niejeden emeryt mógłby się nauczyć honoru, uczciwości, rzetelności, tak jak codziennie ja się od nich uczę. Bywa, że ich podziwiam za to, jak jednoznaczny wydaje im się wybór między dobrem a złem, jak odważnie potrafią bronić swoich przekonań w dyskusji, a pewnie i w życiu.
Moi uczniowie nie zawsze i nie wszyscy chodzą w dresach. Zdarza się sporadycznie, że któryś z nich założy białe skarpetki do ciemnego garnituru, ale warto jest moim skromnym zdaniem zwracać uwagę na coś więcej niż strój, w którym przyszli do szkoły, albo fryzury, które mają (lub których im brak) na głowach. Szanuję moich dresików i praca z nimi daje mi dużo satysfakcji. Jeśli dla kogoś jest to dowód ostatecznej miernoty mojego umysłu, trudno. Nie zmienię zdania.