Nie lubię Giertycha

Roman Giertych, mimo setek tysięcy zebranych podpisów nadal pełniący funkcję Ministra Edukacji Narodowej, podpisał wczoraj rozporządzenie zmieniające zasady oceniania, klasyfikowania i przeprowadzania egzaminów w szkołach. Z jednej strony dobrze, bo od wielu tygodni organizował tylko konferencje prasowe obiecując gruszki na wierzbie, a wszystko to nie miało dotąd żadnego pokrycia w rzeczywistości prawnej. Z drugiej strony źle, bo podpisanie rozporządzenia utrwala pozycję ministra na stołku i gwarantuje nam kolejne miesiące jego eksperymentów na żywej tkance polskiej szkoły, w których to eksperymentach będziemy ciągle słyszeli, że jesteśmy głupi, brzydcy, niezaradni, i że minister nas cudownie naprawi.
Minister Giertych uważa, że wszyscy go lubią, że ma tylko problem z niektórymi mediami. Minister się myli. Jest kilka osób, które go nie lubią. Ja go na pewno nie lubię, bo szkaluje polską szkołę notorycznie powtarzając, że jest ona w złym stanie i że należy przywrócić w niej elementarny ład. Wypowiedzi tego rodzaju obrażają mnie, moich kolegów i koleżanki, moich uczniów i ich rodziców. Świadczą o tym, że pan minister nie ma pojęcia o szkolnej rzeczywistości. Mam kilkudziesięciu maturzystów w technikach mechanicznych, którzy są złotymi chłopakami i nie zasługują na to, by ktoś traktował ich jak bandziorów i ubierał w mundurki lub indoktrynował ich i zabraniał im myśleć. Każdego z nich lubię o wiele bardziej, niż pana ministra.
Sądzę, że nie lubi pana ministra Katarzyna, ktora od wielu tygodni łudziła się słuchając jego hucznych konferencji prasowych, że obejmie ją tak zwana amnestia maturalna. Katarzyna liczyła na świadectwo dojrzałości, bo przecież minister trąbił na lewo i na prawo, że jeden przedmiot można oblać, byle średnia z wszystkich egzaminów była powyżej 30%. Tylko że minister był nieprecyzyjny. Nie chodziło mu o przedmioty, lecz o egzaminy. Katarzyna nie zdała dwóch egzaminów z języka: pisemnego i ustnego. Amnestia jej nie obejmie. Szkoda, że dowiedziała się o tym dopiero po wielu godzinach wpatrywania się w uśmiechniętą twarz ministra, który zdawał się jej obiecywać to świadectwo. Koleżanki Katarzyny, które zdały maturę, wyjechały do Anglii. Katarzyna została w Polsce, by poczekać na podpis ministra pod rozporządzeniem.
Minister nie trąbił też zbyt głośno na konferencjach o tym, że moi maturzyści mechanicy wbrew dotychczasowym zwyczajom nie spotkają się ze mną na egzaminie ustnym z języka angielskiego, ponieważ komisje ustne zostaną uszczuplone do dwóch osób i wykluczony z ich składu jest nauczyciel, który uczył w danej klasie. Nie martwi mnie to specjalnie, bo wiem, że skład komisji nie ma tak naprawdę żadnego znaczenia, ale oni mogą tego nie wiedzieć.
Bardzo krzywdząca dla uczniów jest też tabela z przelicznikami punktów z poziomu rozszerzonego na poziom podstawowy. Minister obiecał na początku wakacji, że w przyszłym roku wyniki matur będą szybciej. To, że były późno, nazwał skandalem. Widać, że nie ma wielkiego pojęcia o tym, jak wygląda proces oceniania matur i prezentacji wyników. Wymyślił, że poziomu podstawowego nie będą zdawać uczniowie przystępujący do rozszerzonego, a poziom podstawowy ma im być wpisywany na podstawie przelicznika. Praktyka minionych lat pokazuje jednak jasno, że jest to niekorzystne dla maturzystów. Przyjęty przelicznik da im o wiele mniejszą ilość punktów z poziomu podstawowego aniżeli ta, którą by przypuszczalnie uzyskali, gdyby do niego przystąpili.
Minister obiecywał przyspieszenie wyników matur, nie mówił jednak o tym, że obniży rangę egzaminu, zburzy będącą podstawą tego egzaminu zasadę obiektywizmu i porównywalności, a nawet stworzy realne zagrożenie przywrócenia egzaminów wstępnych na studia, co faktycznie jeszcze bardziej wydłuży maturzystom okres oczekiwania na wyniki egzaminów, które pozwolą im mieć precyzyjne plany na przyszłość.
Dużo jest też w rozporządzeniu ministra pustej paplaniny mającej tylko znaczenie propagandowe. Ocena z zachowania ma mieć wpływ na promowanie ucznia, ale przecież każdy trzeźwo myślący człowiek wie, że skoro rada pedagogiczna może, ale nie musi zostawić na drugi rok w tej samej klasie ucznia z oceną naganną ze sprawowania, to na pewno go nie zostawi. A że za trzecim razem musi? Cóż z tego? Przytłaczająca większość uczniów otrzymujących trzecią z kolei ocenę naganną jest w ostatniej klasie danego etapu kształcenia, więc takiemu uczniowi po prostu da się nieodpowiednie i się go wypuści ze szkoły. Jednym słowem głupie, puste, nikomu niepotrzebne i niczego nie zmieniające przepisy.
Wprowadzone pośpiesznie do rozporządzenia zmiany wymagają szeregu uściśleń i przemyśleń proceduralnych. Trzecia klasa ogólniaka w mojej szkole ma ze mną obecnie permanentne zastępstwo za koleżankę, która jest na macierzyńskim. Formalnie ona jest ich nauczycielem w ostatniej klasie, więc nie powinna egzaminować ich na ustnym. Faktycznie jednak to ja uczę w tej klasie. Kto z nas może ich w maju egzaminować na maturze w myśl rozporządzenia? Czwarta klasa technikum agrobiznesu nie ma ze mną przedmiotu „język angielski” – przedmiot ten realizuje z nimi koleżanka. Ale ja mam z nimi przedmiot „język obcy w agrobiznesie”. Czy mogę egzaminować ich na egzaminie ustnym z języka angielskiego? Trudno lubić ministra za to, że chodząc na lekcje w klasach maturalnych nie wiadomo jak z nimi rozmawiać i co im mówić, żeby uspokoić ich zupełnie naturalne obawy.
Ministra pewnie nie lubi też wójt z kujawskiej wsi, który kierując się racjonalnymi przesłankami ekonomicznymi w porozumieniu z radą gminy próbował zamknąć małą wiejską szkołę, której uczniowie dzięki temu mogliby trafić do położonej zaledwie cztery kilometry dalej nowoczesnej placówki. Roman Giertych przybył jednak do Siedlimowa w propagandowo – teatralnym celu, by ująć się za ludem i stanąć w obronie nieopłacalnej szkoły. Minister obiecał pomoc dla gminy na rozwiązanie wszystkich gminnych problemów finansowych związanych z oświatą, swojej obietnicy nie chciał jednak nijak potwierdzić formalnie. Tupet wójta, który domagał się konkretów, skończy się prawdopodobnie zarządem komisarycznym w gminie.
Głosami koalicji Sejm nie dopuścił wczoraj do odwołania Romana Giertycha ze stanowiska. Głosów za odwołaniem było jednak na tyle dużo, że śmiem przypuszczać, że i spora część posłów nie lubi ministra Giertycha.
Osiemdziesiąt procent moich maturzystów to wyborcy pana Leppera. Ja nigdy nie byłem i nie jestem jego zwolennikiem, ale w świetle zdarzeń ostatnich paru miesięcy muszę z uznaniem i szacunkiem odnosić się do jego partii. Stopień kompromitacji Polski na arenie międzynarodowej i stopień zepsucia państwa przez pozostałe partie koalicyjne osiągnął już taki poziom, że wypada mi tylko mieć nadzieję, że licząc na głosy mądrych i porządnych ludzi, takich jak moi uczniowie mechanicy, pan Lepper przestanie w końcu stabilizować ten haniebny układ. Wydaje mi się, że zbliża się moment, w którym będzie można śmiało powiedzieć, że Samoobrona uzyskała już wszystkie możliwe korzyści z udziału w koalicji, a dalszy w niej udział szkodzi jej.
Z dużą rezerwą odnoszę się do postaci Andrzeja Leppera, ale słyszałem już tego pana, gdy godniej i lepiej niż prezydent państwa broni honoru i imienia Polski przed oszołomami, mądrze i bez emocji wypowiada się o problemach związków homoseksualnych, merytorycznie krytykuje sojuszników i popiera mądre pomysły przeciwników. Sam się dziwię, że to piszę, ale cała moja nadzieja na koniec dalszego psucia Polski i polskiej edukacji w Samoobronie.