Przygotowanie do wiosny

Do kolekcji naszych baz słownictwa dołącza kurs, w którym Anna Burdzy i Jakub Maniak zgromadzili ponad siedemset słów przydatnych dla miłośników fauny i flory. W związku z epidemią koronawirusa większość z nas siedzi teraz w domu, poza tym wiosna jeszcze nie zdążyła w pełni rozkwitnąć i w pełni rozbudzić wszystkie zwierzęta, więc jeśli tęsknicie za obcowaniem z przyrodą, jest okazja pouczyć się trochę słówek. Tym bardziej, że na platformie Memrise kurs jest ilustrowany.

Nazwy setek gatunków roślin i zwierząt, a także nieco innego słownictwa związanego z fauną i florą, dostępne są obecnie jako:

Kolce w Krakowie i w Londynie

Miałem mieszane uczucia, gdy pierwszy raz zobaczyłem na nowym dworcu głównym albo na nowym Rondzie Mogilskim kolce, mające uniemożliwić gołębiom i innym ptakom siadanie na różnych poziomych powierzchniach konstrukcji budynków, tuneli i schodów. Do tej pory dziwnie się czuję, gdy mój wzrok przypadkowo padnie w jednym z tych miejsc na gęsto ustawioną siatkę ostrych drutów. Niby rozumiem, czemu je zamontowano, zgadzam się z tym, że nie odbiera to ptakom możliwości przesiadywania gdzie indziej, nie umiem też zaproponować żadnego skutecznego alternatywnego rozwiązania, które pomogłoby utrzymać gzymsy, parapety i inne powierzchnie płaskie w czystości (nigdy się zresztą nad tym nie zastanawiałem, nie taka moja rola i brak mi kompetencji).
Czuję się w każdym razie niezręcznie wobec gołębi i z tym większym niedowierzaniem, maszerując sobie z busa do pracy, słuchałem lokalnego londyńskiego radia (swoją drogą, jakie to wspaniałe czasy, że można mieć w Krakowie stacjonarny londyński numer telefoniczny albo słuchać radia z Londynu, idąc przez rozkopane Rondo Czyżyńskie). W LBC toczyła się dyskusja o kolcach, które jeden z developerów pomontował przy wejściach do klatek schodowych swoich bloków, by zniechęcić bezdomnych do koczowania. Od kilku dni na Twitterze i w mediach tradycyjnych brytyjskiej stolicy trwają spory, czy taki pomysł to bezduszne i pozbawione szacunku dla człowieka traktowanie uprawiających tzw. „rough sleeping” (poznałem ciekawe nowe wyrażenie) czy racjonalne, pragmatyczne rozwiązanie problemu czystości i bezpieczeństwa w sąsiedztwie budynku mieszkalnego.
Wydaje mi się, że osoba, która zaprojektowała londyńskie kolce przeciw bezdomnym, musiała mieć odrobinę wyrzutów sumienia, bo okazuje się, że wyglądają one nieco lepiej niż te krakowskie, mające odstraszać gołębie. Gdyby nie to, że w tej sprawie także mam mieszane uczucia, powiedziałbym nawet, że wyglądają estetycznie. A w każdym razie dużo lepiej niż betonowe klocki-piramidki pod wiaduktami w Chinach, jakie odkryłem, szukając zdjęć z Londynu, wokół których rozpętała się cała ta burza.

Zielone płuca Polski

W zielonych płucach Polski byłem jeden jedyny raz, ale było to przeżycie mistyczne. Nie mając w ogóle świadomości, że znajdujemy się w puszczy tak pięknie nazywanej, przez kilka godzin po przybyciu tam zastanawialiśmy się z przyjaciółką Ormianką, co jest nie tak. Widzieliśmy dalej, słyszeliśmy lepiej, czuliśmy dogłębniej. Dopiero przy wieczornym ognisku ktoś nam wyjaśnił, że to efekt czystego powietrza.
Z olbrzymim zdziwieniem obserwuję od paru miesięcy spory mieszkańców Podlasia z ekologami i dyskusję o tym, czy przeciąć na pół Dolinę Rospudy, czy zabijać dalej mieszkańców Augustowa. W ogóle nie rozumiem tego nielogicznego dyskursu.
Wynikałoby bowiem z niego, że kto jest za zachowaniem unikatowej w skali światowej torfowej doliny, ten jest mordercą pragnącym śmierci tysięcy dzieci maszerujących w mundurkach do szkoły i staruszek idących do kościoła. Nie rozumiem, dlaczego argument śmierci pada bez żadnych pośrednich argumentów, jakimi w moim ułomnym rozumowaniu są ekrany przy jezdniach, kładki nad ulicami, światła, a wreszcie … alternatywna obwodnica Augustowa?
Ostatnio wskutek agresywnej kampanii reklamowej zajrzałem na strony Ministerstwa Transportu i Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. I odkryłem, że to nie tylko szkołę dotknęło to upolitycznienie i ideologizacja, które powoli zniechęcają mnie do własnego zawodu. Oto i tam czytam o spisku kilkudziesięciu osób wspieranych przez Gazetę Wyborczą przeciwko narodowi polskiemu.
Cóż, jakoś tak przekonałem się ostatnio, że nie warto czytać autorów, których pierwszym i głównym argumentem jest walka z tym dziennikiem. Mimo to doczytałem do końca propagandowe materiały Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, dostępne na stronie o nazwie równie żartobliwej, jak nazwa partii Prawo i Sprawiedliwość, mianowicie Rospuda Tak, a następnie z czystym sumieniem wystąpiłem o drugi paszport, paszport obywatela Doliny Rospudy. Co ciekawe, paszport taki przede mną załatwiło już sobie czterdziestu ośmiu mieszkańców Augustowa.
Jeśli się jeszcze zastanawiasz nad tym, czy warto kruszyć kopie o Rospudę, polecam piękny wygaszacz ekranu na komputer.