Postne kanapki

Po niedawnej wizycie w lokalu gastronomicznym prowadzonym przez kaznodziejów pocieszające dla mnie było to, że wczoraj, w piątek, Jarek częstował mnie i Anetę pizzą własnego wypieku, bogatą w ser żółty i dwa rodzaje wędliny, panowie z zaocznego zamówili sobie na zajęcia dwie pizze z Mezzani, jedną z kurczakiem, drugą z mięsem mielonym, i też ich nikt nie pouczał… Albert wprawdzie się nie poczęstował, ale – o ile mi wiadomo – z przyczyn zupełnie nie religijnych.
Nikt się nie zbulwersował, że kapuśniak był gotowany na kiełbasie, Tomasz – jak zawsze – miał kanapki z mięsem i majonezem, Damian – misterne kanapki ze wszystkim, co w drugim śniadaniu można sobie wyobrazić, w ogóle każdy się odżywiał tak, jak uważa. Tylko Paulina dała wyraz swojemu oburzeniu na widok szynki w czyjejś kanapce, ale nie jestem pewien, czy po prostu nie żartowała.
Kto chciał, ten się umartwiał. Niektórzy nawet bardzo drastycznie.

Restauracja wyznaniowa

Znam parę osób, które drażni myśl o koszernych barach na krakowskim Kazimierzu. Jest to myśl dla nich niepokojąca, ponieważ – chociaż pewnie by się do tego nie przyznały – dręczą je lekkie, podświadome fobie antysemickie. Z olbrzymim zaskoczeniem natknąłem się dzisiaj na przykład, który pewnie te same osoby uznałyby za mniej bulwersujący, choć – w gruncie rzeczy – sytuacja jest analogiczna.
Bywa, że jadę do pracy środkami transportu publicznego. Czekając na swój autobus, zaglądam wówczas często do centrum handlowego w Czyżynach, a jeśli nie mam żadnych zakupów do zrobienia, a burczy mi delikatnie w brzuchu, posilam się w lokalu na pasażu. Dziś miałem tam ochotę zjeść trochę zieleniny i wyjątkowo dobrego kurczaka w cieście, który zawsze jest tam dostępny, ale – ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu – zostałem przez personel pouczony, że mamy Środę Popielcową, obowiązuje post i w związku z tym mam do wyboru kilka rodzajów ryb, przyrządzonych na różne sposoby.
Lubię ryby. Lubię surówki. Lubię ten lokal, ale nigdy już tam nie zajrzę. Po drugiej stronie korytarza jest KFC. Bez mrugnięcia okiem mnie i kilku klientom przede mną wydano różne wersje dań z kurczaka, nie komentując naszego wyboru ani nas nie pouczając. Wydałem około 10 zł mniej, niż zwykle wydaję u serwującej po katolicku konkurencji, a pojadłem do syta i nie gorzej niż zwykle. Zajadając, przypomniałem sobie, że przecież parę dni temu spędziłem przy sąsiednim stoliku pół godziny z kimś bardzo bliskim, kto wolał jeść tu, niż tam, gdzie ja zwykle. Potem dotarło do mnie, że prawie każdy mój maturzysta, który jest na wagarach, zalicza podczas nich właśnie KFC – w Plazie, na osiedlu Niepodległości, na Andersa, w Krokusie albo właśnie w Czyżynach. I że z KFC – tym na Andersa – mam parę naprawdę miłych, intymnych wspomnień.
Jestem pewien, że od sklepów, punktów usługowych i restauracji nie oczekuję, by mnie pouczały o dogmatach religijnych. Jestem pewien, że stojąc w korku na Matecznym nie spodziewam się, że do mojego samochodu podejdzie ksiądz i będzie posypywał moją głowę popiołem, niczym bezdomni myjący szyby na skrzyżowaniach czy inwalidzi wciskający reklamy. Od handlowców i usługodawców spodziewam się, że będą się starali zarabiać pieniądze sprzedając mi takie towary i świadcząc mi takie usługi, jakich ja sobie zażyczę. Nawet jeśli będą próbować sprzedać nowego Kindle Paperwhite za kilkaset złotych więcej, niż kosztuje on na Amazonie, tak jak próbują to zrobić właściciele stoiska w Galerii Krakowskiej znajdującego się piętro pod stoiskiem, gdzie pracują Kasia i Sylwia. W galeriach handlowych jest miejsce na ekonomię, nie na rekolekcje.