Zbuk w lakierowanej skorupce

Marcin Smolik jest niepodważalnym autorytetem w dziedzinie systemu egzaminów zewnętrznych i matury z języka angielskiego, a repetytorium Revise ForMatura jego – między innymi – autorstwa to od lat jedna z najlepszych pozycji na rynku. Nie ma w nim kolorowych stron i nagłówków, rysunki, zdjęcia i wszelkiego rodzaju wodotryski nie przysłaniają treści, a materiał jest obfity, urozmaicony, zróżnicowany stopniem trudności i nie traktuje potencjalnego maturzysty jak debila, który ma wyłącznie wykuć jakieś wymyślone przez autora listy słówek ułożonych w piętnaście zakresów tematycznych. Książka nadaje się znakomicie do pracy w klasach, w których są zarówno zdający wyłącznie poziom podstawowy, jak i tacy, których ambicją jest dodatkowy egzamin na poziomie rozszerzonym.
Dlatego już trzykrotnie pracowałem z klasami maturalnymi (raz w liceum i dwa razy w technikum) z tym właśnie repetytorium, a ostatnio – bez chwili wahania – natychmiast kupiłem w internetowej księgarni rzekome zaktualizowane wydanie repetytorium, opatrzone wielkim graficznym znakiem z datą „2012”. Byłem tak szczęśliwy, że wydawnictwo Macmillan zdecydowało się „odświeżyć” to znakomite repetytorium i dostosować znajdujące się w nim wskazówki i zadania do nowej formuły ustnego egzaminu maturalnego, która obowiązuje od tego roku szkolnego (maturzysta przystępuje do jednego egzaminu ustnego z języka obcego, na ujednoliconym poziomie, bez podziału na poziom podstawowy i rozszerzony), że natychmiast zamówiłem sobie tę cudowną „nowość” wydawniczą i zapłaciłem za nią z góry, a także zapowiedziałem panom w obu trzecich klasach, że będziemy się uczyć z tego repetytorium.
Jakież było moje rozczarowanie, gdy w otrzymanej przesyłce znalazłem świetnie mi znane stare wydanie, tyle że opakowane w śliczną błyszczącą folię i opatrzone naklejką z napisem „nowe wydanie 2012”. Dla zachowania pozorów, wydawnictwo włożyło do środka broszurkę zawierającą piętnaście zestawów do matury ustnej według nowej formuły autorstwa Arkadiusza Mędeli. O ironio, w tej samej przesyłce otrzymałem jeszcze jeden egzemplarz tej broszurki, bo – nie będąc świadom, że jest jako gratis dodawana do repetytorium – zamówiłem ją niezależnie, za jedną siódmą ceny repetytorium, którego stare wydanie już przecież posiadałem.
W ubiegłym roku w jednej z klas maturalnych kończyłem po innym nauczycielu pracę z repetytorium innego prestiżowego wydawnictwa, w którym większość „wzorowych” listów, będących przykładami realizacji zadań maturalnych, zawierało błędy, a część wskazówek dla piszących takie zadania była wręcz szkodliwa. Autorom repetytoriów zdarza się czarno na białym udowadniać, że nie mają pojęcia o zasadach konstruowania zadań i kryteriach oceniania. Sztandarowym dla mnie przykładem takiej ignorancji było w jednym z repetytoriów zadanie, w którym portretowe zdjęcie Adama Małysza było wykorzystane w opisie ilustracji na poziomie podstawowym, gdzie zdający powinien mieć możliwość powiedzenia nie tylko kto jest na zdjęciu, ale także gdzie się znajduje i co robi. W repetytoriach roi się też od fotografii miejskich i wiejskich krajobrazów i pejzaży, na których w ogóle nie ma ludzi.
W tym roku mam z maturzystami repetytorium z jeszcze innego wydawnictwa, w którym w zasadzie na każdej lekcji poprawiamy jakieś błędy ortograficzne w książce, w dodatku większość z nich są w stanie wskazać sami uczniowie. Tydzień temu zauważyliśmy czasownik w trzeciej osobie liczby pojedynczej użyty do orzeczenia w zdaniu, w którym podmiot był w liczbie mnogiej. W tym, jak i w ubiegłorocznym repetytorium, zadania rozumienia ze słuchu sprawdzają często nie znajomość języka angielskiego, ale umiejętność rozpoznawania odgłosów. Słysząc bowiem w tle rozmowy ryk silników i zapowiedzi odlotów samolotów nie trzeba przecież rozumieć, o czym rozmawiają osoby na nagraniu, by domyślić się, że są na lotnisku, a nie w supermarkecie. Przedwczoraj robiliśmy zadanie, w którym trzeba było w tle zauważyć i rozpoznać odgłos strzału, by wiedzieć, że nie chodzi o bicie dzwonu. W rozumieniu czytanego tekstu zdarzyło nam się już parokrotnie, że żadna z podanych odpowiedzi nie była prawidłowa, a uczniowie potrafili każdą z nich logicznie wykluczyć, wskazując odpowiedni fragment tekstu.
Revise ForMatura nie zawiera takich niedoróbek, jest dopracowane, przemyślane i spójne. Kupimy to repetytorium, ale mam żal do wydawnictwa. Wybralibyśmy tę książkę nawet wtedy, gdybym miał świadomość, że nie została zaktualizowana.

W nagrodę kara

Gdy kilka tygodni temu konsultantka mojego operatora telefonicznego próbowała mnie nakłonić do zakupu i uruchomienia na stałe promocyjnego, comiesięcznego pakietu minut w cenie wyższej, niż standardowa cena połączeń, poczułem się oburzony i złożyłem reklamację, która zresztą została uznana, operator przeprosił mnie, podziękował za czujność i w ramach przeprosin uruchomił mi darmowy pakiet pięćdziesięciu minut do wykorzystania. Zapewne jednak nie ja jeden dostałem tę rewelacyjną ofertę, przygotowaną rzekomo dla wyjątkowych stałych klientów, a Plus naciągnął na nią niejedną osobę, która nie zastanowiła się, co jej się proponuje.
Staranne czytanie ze zrozumieniem i do końca wszystkich regulaminów, instrukcji i poleceń zdaje się umiejętnością zanikającą, co udowodniliśmy ostatnio, ogłaszając z panami z trzeciej klasy konkurs dla klas pierwszych i drugich. Pytanie w konkursie było niezwykle proste, co – niczym pytania w SMS-owych promocjach – przyciągnęło do udziału w nim spore grono siedemnastu osób. Trzy spośród nich były z klas starszych, więc – gdyby odpowiedzi konkursowe przesyłało się płatnym, i to słono, SMS-em, mielibyśmy w kieszeni czysty zarobek. Pozostałe czternaście osób były jak najbardziej uprawnione do udziału w konkursie, dość trudno jednak zrozumieć zapał, z jakim garnęły się do przesyłania odpowiedzi, chociaż regulamin dość jasno określał pulę nagród do zdobycia: trzy pierwsze osoby miały otrzymać ocenę niedostateczną, trzy kolejne – najniższą możliwą ocenę w skali ocen szkolnych, a trzy kolejne miały się załapać na to samo, co trzy pierwsze. Czyli w konkursie było do wygrania dziewięć ocen niedostatecznych.
Oczywiście nie wpiszę tych pał nadgorliwym uczestnikom konkursu, ale mam nadzieję, że czegoś ich ta przygoda nauczy. Na maturze z języka obcego pod każdym zadaniem w arkuszu znajduje się instrukcja, wydrukowana szczególnie dużymi, wytłuszczonymi literami, o treści: „Przenieś rozwiązanie na kartę odpowiedzi”. Mimo to co roku wielu maturzystów zapomina zakodować swoje odpowiedzi na karcie sczytywanej przez skaner, a tym samym ryzykuje, że nie zda matury (nie przenosząc zadań zamkniętych, z zadań otwartych należy otrzymać maksymalną możliwą liczbę punktów, by zdać egzamin).
Organizatorzy konkursu, panowie z trzeciej klasy, byli zdumieni widząc, jak ich młodsi koledzy i koleżanki zabijają się o pały z angielskiego. Jeden z drugoklasistów zamieścił na Facebooku gorączkowy apel, zachęcający kolegów i koleżanki z klasy do udziału w konkursie, dołączając bezpośredni link do miejsca, w którym należało wpisywać odpowiedź. Początkowe rozbawienie organizatorów ustąpiło uczuciom i przemyśleniom, których wyraz dał jeden z nich, pisząc do mnie maila takiej oto treści:

Kochany Ojcze Niebieski.
Na początku ten konkurs „dla młodych” mnie śmieszył, po prostu myślałem, że będzie to zwykłe robienie sobie jaj z młodszych kolegów. Ale śledząc wpisy z odpowiedziami młodych muszę przyznać, że to nie jest śmieszne, lecz tragiczne. Przeraża mnie lekkomyślność i brak jakiejkolwiek odpowiedzialności ze strony ludzi, którzy bardzo szybko zbliżają się do pełnoletności. Dlatego też myślę że trzeba uczynić wszystko, co w naszej mocy, aby nauczyć ich co to znaczy być dorosłym i odpowiedzialnym za to, co się robi. Tym razem konsekwencje, jakie ich spotkają, będą niczym w porównaniu z tym, co może ich spotkać w przyszłości, jeśli nie nauczą się zwracać uwagi na najdrobniejsze szczegóły, które często zmieniają sens w wielu przypadkach.

Zapamiętajmy wszyscy. I młodzi i starzy. Bo chyba zbyt łatwo dajemy się nabijać w butelkę.

Niech żyje stara matura

Zewnętrzny system oceniania, odkąd go wprowadzono, ma stałe grono zaciekłych przeciwników, którzy – niekiedy – w jego krytykowaniu tracą wszelki umiar i nie starają się zachować ani grama rozsądku czy konsekwencji. Widać to po raz kolejny bardzo wyraźnie w komentarzach na temat harmonogramu matur, ogłoszonego na nowy rok szkolny.
Ci sami ludzie, którzy w minionych latach zaciekle walczyli ze zdawaniem egzaminu na obu poziomach jednego dnia, nagle zmienili zdanie. Gdy kolejni dyrektorzy Centralnej Komisji Egzaminacyjnej podawali harmonogramy, w których egzamin na poziomie podstawowym odbywał się rano, a na poziomie rozszerzonym – z tego samego przedmiotu – po południu, malkontenci narzekali, że maturzystów czeka nadludzki wysiłek, któremu ich organizmy ani intelekt nie będą w stanie podołać. Zupełnie nie dostrzegali faktu, że w starej maturze egzamin trwał dłużej, niż oba poziomy matury w nowej formule razem wzięte, i nie było w nim żadnej przerwy.
Teraz, gdy dwa główne przedmioty maturalne zostały rozłożone na cztery dni, a maturzyści będą przystępować tylko do jednego poziomu egzaminu z języka polskiego i matematyki w danym dniu, ci sami malkontenci lamentują, że praca szkół zostanie sparaliżowana, a podstawy programowej nie będzie się dało zrealizować, gdyż klasy młodsze – tuż po długim majowym weekendzie – dostaną kolejny tydzień wolnego. Zupełnie im przy tym nie przeszkadza, że to dokładnie tego samego argumentu używali ich adwersarze w latach minionych, by bronić idei zdawania dwóch egzaminów w ciągu jednego dnia.
Zupełnie jak w polityce. Politycy oburzają się na przeznaczony dla zamkniętej widowni happening artystyczny, podczas którego światowej klasy polski muzyk targa pełną opisów przemocy księgę, a potem ci sami politycy organizują szesnaście równoległych konferencji prasowych we wszystkich miastach wojewódzkich, na których – przed kamerami – niszczą broszury informacyjne neutralne światopoglądowo, zawierające jedynie rzeczowe treści.
Albo jak u przeciwników edukacji seksualnej. Promują księgę, w której roi się od opisów gwałtów i kazirodztwa, a oburza ich i rozgrzewa do czerwoności artykuł, który podkreśla młodym ludziom, jak ważne w ludzkiej seksualności jest altruistyczne dbanie o szczęście partnera lub partnerki.
Najlepiej nic nie robić, nic nie mówić, trzymać się z dala od wszelkich innowacji, racjonalizacji czy nawet dyskusji. Matura niech wróci stara, a z nią czarny rynek korepetycji, targi o ocenianie z dyrektorami i między poszczególnymi nauczycielami. Odżyją łapówki, układy, wrócą egzaminy na studia…
Gdy zdawałem starą maturę, mój świętej pamięci matematyk zielonym długopisem zaznaczał w naszych pracach maturalnych wszystkie miejsca, gdzie dokonaliśmy poprawek, więc staliśmy w kolejce do oddania prac bardzo długo. Tak długo, że można było jeszcze niejedno ściągnąć. Z matury z języka polskiego otrzymałem ocenę celującą, chociaż – po latach – zupełnie nie mogę zrozumieć, co moje bełkotanie o Bursie, Poświatowskiej i Wojaczku miało wspólnego z ideałami bohatera romantycznego, któremu – zgodnie z tematem – poświęcona powinna była być moja praca. Zewnętrzny system oceniania nie jest idealny, ale usunął wiele korupcjogennych i patologicznych zjawisk, z którymi borykała się stara matura, i wobec których najlepszy nawet dyrektor, nauczyciel i uczeń byli bezradni. Dał szkołom, organom prowadzącym, rodzicom i uczniom narzędzia, o których dawniej nie można było marzyć. Wśród jego podstawowych założeń jest stała racjonalizacja, wynikająca z analizy i wcielania w życie wniosków obserwacji systemu w praktyce. Szkoda, że – nawet wśród wysokiej klasy specjalistów dydaktyków i kadry kierowniczej oświaty – są osoby, które wolą narzekać i biadolić, niż włączyć się kreatywnie w poprawianie systemu.

Cytat dnia

Najpopularniejszym postem na moim blogu w ciągu ostatniego miesiąca jest wpis zawierający słowa tegorocznej maturzystki, która z niewinną miną i – jak zakładam – zupełnie nieświadoma tego, co mówi, zwróciła się do mnie z prośbą: „Zrób mi dobrze, przeleć mnie”.
Pozwolę sobie w takim razie przedłożyć czytelnikom kolejny cytat. I doradźcie, czy zaliczyć takie zdanie jako zakończenie listu prywatnego? Oto ono: „I want to do you with all my family” („Chcę Cię przelecieć z całą moją rodziną”). Właściwie, wraz z następującym po tym zdaniu zwrotem grzecznościowym, jest to jeden z najbardziej zrozumiałych fragmentów listu.
Takie oto rzeczy muszą znosić nauczyciele języków obcych w wypowiedziach pisemnych i ustnych swoich uczniów i uczennic.

Please me, do me

Jestem świeżo po egzaminie ustnym z języka angielskiego w pewnym liceum ogólnokształcącym, gdzie jako przewodniczący zespołu egzaminującego usłyszałem od maturzystki: „Please me, do me…”.
I naszła mnie refleksja. Zastanawiam się, czy to właściwie w porządku, że zdająca ma zaliczony egzamin, na którym składa egzaminującemu tego rodzaju propozycje?
Przecież albo zrobiła to nieświadomie, czyli nie ma pojęcia, co wygaduje w obcym języku, albo była to propozycja korupcyjna. Kusząca, a jednak niedopuszczalna.

Matura z angielskiego – przeciek – angielski 2011

Jak mi donoszą moi abiturienci z Technikum Mechanizacji Rolnictwa, pojutrze na maturze z angielskiego na poziomie podstawowym będzie następujące zadanie:

Podczas pobytu w Wielkiej Brytanii kupiłeś ciągnikowy kultywator sprężynowy z zapasowym kompletem lemieszy półsztywnych i skaryfikatorem. Zauważyłeś, że uszkodzone było łożysko toczne baryłkowe wahliwe w mimośrodzie oraz brakowało połączeń gwintowych ze śrubą pasowaną o trzpieniu stożkowym. W wiadomości email zgłoś chęć złożenia reklamacji. Napisz na czym polega problem oraz gdzie i kiedy nabyłeś urządzenie i zaproponuj rozwiązanie problemu. Podpisz się jako XYZ.

Przypominam wszystkim maturzystom, by myśleli taktycznie i pamiętali, że nie warto marnować czasu na szukanie w głowie lemieszy i mimośrodu, bo na maksymalną ilość punktów za to zadanie wystarczy napisać:

I have a tractor, but it is not good. It does not work well. I bought it yesterday in your shop. Please, I want my money back.

Myślcie taktycznie. Góra 5 minut na zadanie 7, góra 20 minut na zadanie 8, jeśli ktoś jest przygotowany.
Reszta czasu na to, żeby nie wystrzelać wszystkiego bezmyślnie, tylko zidentyfikować banalnie proste zadania i rozwiązać je poprawnie, a resztę zostawić sobie na koniec i dopiero w ostateczności strzelać.
Powodzenia.

Ten wpis został pierwotnie opublikowany 5 maja 2007

Nie zaśpij na maturę

Wbrew temu co pisze Dariusz Chętkowski oraz wbrew plotkom, które można przeczytać w serwisie Literka, na maturę pisemną nie można się spóźnić. Piszę o tym, bo znam gości, którzy po wyjściu z auta, a przed wejściem do szkoły nie potrafią sobie odmówić puszczenia dymka, w dodatku będą akurat jutro mieli kłopot z dojazdem wynikający ze zwyczajowego dnia targowego, więc jeśli do któregoś z nich dotrą mity i bzdury rozpowszechniane przez dość wiarygodne w końcu źródła, mogą sie poczuć usprawiedliwieni i zachęceni do przyjścia na egzamin kilka minut później, podobnie jak przez cały rok szkolny przychodzili na pierwszą lekcję.
Nie wiem, co ma na celu rozpowszechnianie tego rodzaju informacji, a raczej dezinformacji, chociaż doskonale wpisuje się to w malkontencki ton krytykowania obecnego systemu maturalnego za całe zło tego świata i deprecjonowanie wartości matury w jej obecnym kształcie.
Procedury maturalne są tutaj jednak nieubłagane i jasno określają:

Egzamin rozpoczyna się punktualnie o godzinie wyznaczonej przez dyrektora CKE od rozdania arkuszy egzaminacyjnych. Osoby zgłaszające się na egzamin po tym czasie nie zostaną wpuszczone do sali egzaminacyjnej. Przewodniczący zespołu nadzorującego zapisuje w  widocznym miejscu godziny rozpoczęcia i zakończenia pracy z arkuszem egzaminacyjnym.

Egzamin lub odpowiednia część egzaminu rozpoczyna się punktualnie o godzinie wyznaczonej przez dyrektora CKE od rozdania arkuszy egzaminacyjnych. Po rozdaniu zdającym arkuszy egzaminacyjnych zdający spóźnieni nie zostają wpuszczeni do sali egzaminacyjnej. W uzasadnionych przypadkach, jednak nie później niż po zakończeniu czynności organizacyjnych (tzn. z chwilą zapisania w widocznym miejscu czasu rozpoczęcia i zakończenia egzaminu), decyzję o wpuszczeniu do sali egzaminacyjnej spóźnionego zdającego podejmuje przewodniczący zespołu egzaminacyjnego, ale zdający kończy pracę z zestawem egzaminacyjnym o czasie zapisanym na (planszy) tablicy.

W szczególnych przypadkach losowych lub zdrowotnych osoba, która nie stawiła się na egzamin w przewidzianym terminie, ma prawo przystapić do niego w dodatkowym terminie w czerwcu. Należy tylko pamiętać, by wniosek o umożliwienie zdawania w czerwcu złożyć do dyrektora szkoły najpóźniej w dniu, w którym odbywa się egzamin. Warto też wiedzieć, że:

Niezdanie albo nieprzystąpienie do egzaminu maturalnego z przedmiotu lub przedmiotów ‎w części ustnej lub części pisemnej nie stanowi przeszkody w zdawaniu egzaminu ‎maturalnego z pozostałych przedmiotów. ‎

Jeśli więc masz zamiar przyjść na maturę pięć minut po czasie, lepiej od razu idź do lekarza i zastanów się, jak udokumentować wniosek o dodatkowy termin. Spóźniając się na maturę pisemną z języka obcego, na której przez pierwsze dwadzieścia minut odtwarzana jest płyta z nagraniami do części sprawdzającej umiejętność rozumienia ze słuchu, nawet jeśli zostaniesz przez kogoś niefrasobliwie wpuszczony do sali, dajesz punktualnym kolegom i koleżankom niepodważalny powód do unieważnienia egzaminu.

Radosny przejazd

Podczas gdy kilkudziesięciu naszych maturzystów jeden za drugim wyjeżdżało spod szkoły trąbiąc klaksonami swoich aut, książę William i jego wybranka Kate przejeżdżali ulicami Londynu, wypełnionymi milionowym tłumem. Wczesnym popołudniem, gdy oglądali w domach przy obiedzie świadectwa ukończenia szkoły, William i Kate całowali się na balkonie pałacu Buckingham.
Patrząc wraz z dwoma miliardami telewidzów na ten przejazd i pocałunek, poczułem tęsknotę za normalnością i optymizmem. Mniejsza z tym, że królewski ślub – oprócz w pełni profesjonalnej oprawy – stał się okazją do rozplenienia się pospolicie wszelkiego rodzaju kiczu. I tak zazdroszczę Brytyjczykom i innym nacjom Wspólnoty, że mogli świętować coś radosnego, przyjemnego, entuzjastycznego.
W naszej polskiej, przytłoczonej trumnami rzeczywistości nie mogę jakoś sobie przypomnieć niczego, co by nas łączyło pozytywnie. Czcimy same smutne rocznice, oddajemy hołd poległym albo użalamy się nad klęskami. Sukcesy sportowe – ograniczone do kręgów zainteresowanych daną dyscypliną – nie budzą tak powszechnej euforii. Nawet pospieszna, kontrowersyjna beatyfikacja Jana Pawła II, zamiast jednoczyć i cieszyć, stała się tylko katalizatorem negatywnych emocji i w zupełnie nieoczekiwany sposób wprowadziła surową krytykę i dystans do polskiego papieża do głównego nurtu publicystyki.
Dlatego podobał mi się bardzo uśmiech na twarzach maturzystów, dowcip żegnającego ich dyrektora i te kilkadziesiąt aut odjeżdżających ze szkolnego parkingu przy dźwiękach klaksonów. Najchętniej wsiadłbym do jakiegoś magicznego auta i odjechał wraz z radosnymi maturzystami do jakiegoś weselszego kraju.

3G

Kolejna grupa maturzystów wysłuchała tradycyjnego wykładu mojego ojca o bohaterskiej nauce języka angielskiego z przemyconego do jednostki Ludowego Wojska Polskiego zeszytu z notatkami.
Nieuchronny znak, że trzecia lajtowa generacja kończy szkołę. Niektórzy z pierwszej generacji są już inżynierami.

2011

2010

2007

Recenzja książki – pomysł na naukę do matury rozszerzonej

Selected Nuclear Materials and Engineering Systems, najdroższa książka dostępna w księgarni Amazon, mogłaby się okazać przydatna dość wąskiemu kręgowi czytelników, chociaż ostatnio sporo mamy domorosłych ekspertów od elektrowni atomowych, zazwyczaj niedawno przekwalifikowanych, uprzednich znawców zagadnień bezpieczeństwa lotniczego. Wydaje się zresztą, że wszystkie pozycje tego wydawnictwa są bezcennymi bestsellerami, o czym niech świadczy jeszcze ten przykładowy tytuł z dziedziny energetyki jądrowej.
Cena książki w wersji elektronicznej nie odbiega znacząco od książki w twardej oprawie, używane egzemplarze także schodzą po kilka tysięcy dolarów, w pozycji tej musi więc być coś prawdziwie magicznego.
Rąbka tajemnicy uchylają rozbawieni ceną książki komentatorzy – dowcipnisie, którzy na stronie tytułu wypisują na jego cześć entuzjastyczne peany. Warto je sobie poczytać, zwłaszcza jeśli przygotowujemy się do matury rozszerzonej z języka angielskiego i bierzemy pod uwagę pisanie recenzji. Czytając te komentarze połączymy przyjemne z pożytecznym.

I had to sell my car and take out an equity loan on my house to buy this book, but it was worth every penny. The previous volumes built to almost unbearable tension, leaving many questions unanswered. Would breeder reactors survive competition from newer technology? Would the nuclear waste problem be solved in our lifetime? Would Iran’s nuclear program be stopped before it could endanger the free world? Could Diablo Canyon ever be made safe from earthquakes? Would the beautiful but annoying anti-nuclear activist (played by Jane Fonda in the TV miniseries adaptation) come around to seeing the joys and wonders of nuclear power?
These questions and many others are resolved in a denouement that is both ingenious and satisfying. I won’t give away the ending, but I can say with assurance that you won’t be disappointed. Highly recommended!

Oh I’ve already read that book, and I thought it was just okay. The ternary system plot was a bit silly and far fetched to me, but I’m not really into trashy romances, either. I guess this is what one should expect when dealing with „International” Materials Science Team, ha! I mean honestly, their presentation on rystallographic and thermodynamic data at last year’s conference in Seattle was laughable. Remember when Abu made that invariant equilibria flub during his lecture?? Um … embarrassing! Just goes to show what an online degree from MIT will get you these days. Anyway, I’m selling my used copy on eBay for only $5,000 because I don’t want anyone else to be ripped off like I was. It’s definitely not worth the $7k asking price because of the pseudobinary system chapter alone.

I bought the hard cover. I know, it’s kind of expensive but it was worth every penny that I took out of my 401k and early withdraw penalties to get it. I suffer from insomnia and have an extremely difficult time getting to sleep at night. Now I finally found something that helps me to fall asleep at night without the potentially harmful effects of sleeping pills. I just keep it by my bedside and when I retire for the evening I pick up the book and start reading while in bed. It only takes a few seconds and Poof, I’m out! I even bought a little reading light from Amazon that I attach to the book so I can read it without disturbing my wife. I considered sedatives and Propofol to help me with my condition, as it did for MJ, but owning this book would cost me less money in the long run. What a great find! I highly recommend it for anyone of all ages.

I’m so disappointed in this book. The first few pages were promising, but it quickly became clear that the plot had been lifted directly from „The 2009-2014 World Outlook for Anti-Neoplastic Radioactive Isotopes for Internal Pharmaceutical Use” by Icon Group. Sure there were some new characters, and settings, but the storyline was almost unchanged.
The only part that makes it almost worthwhile is the overly-complex subplot that the Materials Science International Team MSIT managed to work in with the rare earth elements and the Farnsworth fusor. Almost, but the Materials Science International Team MSIT simply doesn’t have the beautiful prose and grasp of suspense that Icon Group displays in every book.

Zachęcam do poczytania większej liczby komentarzy pod książkami wydawnictwa Landolt-Börnstein.