Higiena na parkingu

Olka twierdzi, że właściciel forda to brudas. Tak sobie myślę, że dołączony do komunikatu rysunek, zamiast precyzować, co Olka ma na myśli, wprowadza dwuznaczność. Bo właściwie o co chodzi: że ford ostatnio nie był na myjni czy że jego właściciel nie dba o higienę osobistą?
Dlatego może dobrze, że na maturze z języka obcego, jak i na innych egzaminach językowych, emotikony i materiały ikonograficzne nie są uznawane za komunikatywny przekaz językowy. O czym warto, drodzy maturzyści, wiedzieć.

Błąd na maturze

Centralna Komisja Egzaminacyjna tłumaczy się, że nie jest wielbłądem. Nagłośnione przez media urojenia „maturzystów”, którzy nie rozumieli polecenia do zadania czwartego na poziomie podstawowym, i którzy chyba w ogóle nigdy nie widzieli żadnego arkusza maturalnego, po raz kolejny przypominają mi, że miałem w tym roku zaszczyt wypuszczać ze szkoły dwie znakomite klasy. W przerwie między poziomem podstawowym a rozszerzonym, zamiast nerwowo zagryzać palce, wsiedli w auta i pojechali do KFC chrupać kurczaki, a w zasadzie jedynym źródłem poważnego stresu okazała się niespodziewana usterka samochodu Pawła, która unieruchomiła go w drodze powrotnej na Wzgórzach Krzesławickich i nie dojechaliby pewnie z Damianem na egzamin rozszerzony, gdyby nie Łukasz, który – jak się okazało – też w przerwie między poziomami zrobił wyskok w tym samym kierunku.
W rozmowach po maturze żaden z nich nie poruszył rozdmuchanego w mediach problemu rzekomego błędu, bo takie polecenia widzieli dziesiątki razy i nie było to dla nich żadnym zaskoczeniem. Na zdrowy chłopski rozum zresztą widać, że – skoro pod ostatnim fragmentem tekstu nie ma żadnej luki – dopasowywane elementy wpisujemy nad tekstem. A odrobina znajomości angielskiego pozwala zrozumieć, że fragment nad pierwszym miejscem do uzupełnienia to wstęp do całego zadania, i jeśli ktoś tego nie widzi, to nie jestem pewien, czy zasługuje na jakiekolwiek punkty w tej części egzaminu.
W rozmowach po maturze poruszaliśmy właściwie tylko kwestię argumentacji użytej w rozprawce, sposobu ujęcia tematu, a także wątpliwości, czy w zadaniach leksykalnych, dodając końcówkę, Damian pamiętał o podwojeniu „l”. To wszystko na marginesie o wiele ważniejszego problemu, mianowicie przyczyny awarii samochodu Pawła.
Drugi raz mam abiturientów, którzy tak bezstresowo podchodzą do egzaminu z angielskiego. Trzy lata temu, gdy poszedłem odwiedzić panów czekających w kolejce na rozszerzoną maturę ustną, byłem zdumiony widząc, zamiast egzaminacyjnego stresu, ożywioną dyskusję na temat tuningu samochodów.
Z takimi klasami pracuje się z jednej strony przyjemnie. Zamiast tłuc bezustannie najprostsze banały, można się czasem posilić na coś subtelniejszego lub wdać w intelektualnie stymulującą dyskusję w języku obcym. Gdy się popełni gafę, zdarza się być przez uczniów poprawionym, co – dla mnie przynajmniej – jest bardzo motywujące i daje mi dużą satysfakcję, a uczeń, który mnie poprawi, ma od razu olbrzymiego plusa i spore szanse na ocenę celującą.
Z drugiej strony, z takimi maturzystami trzeba się bardziej nagimnastykować, bo nie chce im się ćwiczyć szablonowych zadań, w których mogliby się wykazać standardowymi umiejętnościami. Gdy kilka tygodni temu udało mi się zmusić panów do napisania indywidualnie listu prywatnego, włosy stawały dęba podczas sprawdzania. Pisząc o imprezie, na którą się wybierają, i z jakiej okazji jest ona wyprawiana, większość z nich pisała o libacjach i orgiach, w tym z radości po śmierci siostry w tragicznym wypadku, dzięki czemu będzie się miało pokój wyłącznie dla siebie, oraz by uczcić abdykację Benedykta XVI. Proponując formę i termin rewanżu za wyświadczoną przysługę, większość z nich sugerowała sfinansowanie wyrafinowanych, profesjonalnych usług seksualnych, lub oferowała takie usługi. Nie wiem, na ile udało mi się ich przekonać, że czytający taką wypowiedź egzaminator będzie może zmuszony przyznać punkt za przekaz treści zgodnie z poleceniem, ale sympatią do nich pałać raczej nie będzie i da temu wyraz tam, gdzie będzie to możliwe. Poza tym – szczerze mówiąc – obawiam się, czy ta pewność siebie nie wyjdzie moim tegorocznym abiturientom bokiem.
Zdarza się także, że przyjemnie się pracuje z klasą czy grupą słabszą, dla której matura z angielskiego to nie lada wyzwanie. Cztery lata temu miałem taką klasę, dla której angielski był poprzeczką nie do przeskoczenia, i świadomość własnej słabości sprawiła, że panowie dwa razy w tygodniu przychodzili przez całą klasę maturalną dodatkowo o siódmej rano, by wkuwać elementarne słownictwo. Bardzo mile wspominam także i tę klasę, a na tegorocznej maturze z języka angielskiego pamięć o nich wróciła mi szczególnie wyraźnie. Rano, od byłego ucznia tej klasy i jego dziewczyny, obecnie mieszkających w Anglii, dostałem zaproszenie na wesele. Kilka godzin później przyszła wiadomość o śmierci innego z nich.
Pogrzeb Sebastiana w poniedziałek o godzinie 14:00 w Proszowicach.

Druga grupa ptaszków

Dziś po lesie latały ptaszki z technikum mechanicznego. Jeszcze nigdy tak liczna grupa nie dotarła na szczyt, warto w dodatku podkreślić, że Damian z nogą w gipsie został wniesiony na rękach przez kolegów, podobnie jak ciężki wiklinowy kosz pełen jadła…
Dla urozmaicenia, we wpisie inne zdjęcie z dzisiejszej wyprawy mechaników, nie to, które trafi do nagłówka blogu.

Telefoniczne tulipany

Niniejszy wpis ukazał się pierwotnie 4 lutego 2007 roku. Na historycznym zdjęciu ze studniówki klasa, która wówczas kończyła szkołę, moja pierwsza grupa lajtowa. Dziś bawią się na studniówce kolejni wychowankowie mojej koleżanki, Eli, a zarazem czwarta generacja moich wybrańców, na których skupiam całą moją konsekwencję i surowość w zamian za paczkę ptasiego mleczka, a ostatnio – jako że ze słodyczy już wyrośliśmy – pizzę z Mezzani na lekcji angielskiego. Życząc Wam udanej zabawy i niezapomnianych wrażeń pozwalam sobie wyrazić nadzieję, że po feriach, przez ostatnie trzy miesiące naszej współpracy, będziecie nadal świecić przykładem i pomożecie mi wychowywać swoich młodszych kolegów i koleżanki równie dobrze, jak Wy – ku ogromnej mojej i Eli pociesze – zostaliście wychowani przez swoich poprzedników.

Piątek wieczór, kilka minut po dwudziestej pierwszej. Odkładam telefon po rozmowie z Sebastianem, uczniem klasy maturalnej. Rodzina zaczyna dyskutować na temat tego, jaka ta młodzież bezczelna, do czego to doszło, że nauczyciel jest nękany telefonami przez uczniów w weekendy i nie ma żadnego życia prywatnego. Że dawniej to nauczyciel miał jakiś autorytet, uczeń się bał spojrzeć nauczycielowi w oczy, a co dopiero zawracać mu głowę poza przewidzianymi do tego godzinami w szkole. Jestem tak zaskoczony, że nie wiem za bardzo, co mam odpowiedzieć, a rodzina dyskutuje tak zapalczywie i jest tak mocno przekonana o swoich racjach, że rezygnuję z wyprowadzania ich z błędu.
Sebastian zadzwonił, bo od paru tygodni bardzo mu się zmienił stosunek do nauki i stara się – zupełnie inaczej niż wcześniej – robić wszystko to, co ma zadane, nadrabiać zaległości z ubiegłych lat. Sebastian nie do końca rozumie jeden z „ponadwymiarowych” projektów, jakie uczniowie jego klasy mają do zrealizowania w tym miesiącu, zadzwonił, aby spytać o szczegóły jego wykonania.
Chciałbym, żeby każdy uczeń w analogicznej sytuacji natychmiast do mnie dzwonił. Niestety, nie do wszystkich kolegów z klasy Sebastiana dotarło, że za równo trzy miesiące jest matura z angielskiego. Większość cierpi na taką chorobę, że w grudniu nie była w stanie nic robić, bo zbliżał się Sylwester, w styczniu oczekiwali na studniówkę, a obecnie czekają na film ze studniówki i po studniówce nie mogą się wziąć do roboty. Na tydzień przed studniówką Darek powiedział mi, że nie może się teraz uczyć, bo ma codziennie wizytę u kosmetyczki i w solarium. Mający zaległości Piotrek przyznał mi wczoraj rozbrajająco w SMSie: „Ja wiem, że profesor chce dla nas dobrze, ale myśmy są takie głupie tulipany. Idę tańczyć.” Piotrek był właśnie na kolejnej studniówce – u koleżanki, a „tulipan” to taki wyraz, którym w naszym klasowym slangu zastępujemy wyraz „ch**”, żeby za bardzo nie przeklinać.
Zbyszek uświadomił mnie już jakiś czas temu, że jestem jedynym nauczycielem, do którego wszyscy uczniowie znają numer komórki. Pozwoliło mi to zrozumieć, czemu to właśnie ja musiałem jechać na pocztę, gdy nasi uczniowie trochę za mocno oparli się o szybę, albo czemu to właśnie ja musiałem odwieźć Michała do domu, gdy uciekł mu ostatni autobus. Ale mimo to nie rozumiem za bardzo, jak można było mieć pretensje do Sebastiana, który jako jedna z nielicznych osób w swojej grupie zdecydował się zrobić wszystko to, co dostali do wykonania, a że nie za bardzo rozumiał wymagania, jakie im stawiam, postanowił to wyjaśnić u źródła.
Moi uczniowie dość łatwo mogą się ze mną skontaktować na wiele różnych sposobów, przez telefon czy internet. Nawet gdy jestem na przysłowiowych grzybach czy rybach i wyłączę komórkę, uczniowie w klasach maturalnych zwykle potrafią się ze mną skontaktować w inny sposób i nie mam im za złe, jeśli to robią. Właściwie byłbym mocno do tyłu jeśli chodzi o moją satysfakcję z pracy pedagogicznej, gdyby Tomek, Michał, Wojtek czy Leszek nie kontaktowali się ze mną w razie potrzeby.
Parę razy w roku zdarza mi się dostać jakiegoś głupiego SMSa z internetu albo z nieznanego mi numeru telefonu. Ale to cena, którą warto zapłacić, żeby móc wytłumaczyć Sebastianowi, jak ma odrobić pracę domową. Albo posłuchać, jak któryś z jego kolegów w klasie znajduje odpowiedzi na najtrudniejsze życiowe pytania.

Mrówka zdaje maturę

Gdy między źdźbłami trawy w klombie koło naszej szkoły mrówka pieczołowicie przenosi jakieś ciężary, pewnie nie jest w stanie zauważyć ani szkoły, ani internatu, ani setek młodych ludzi przechodzących kilka metrów od niej w ciągu tych paru przedpołudniowych godzin. Ale gdyby wyszła na replikę stołu Tadeusza Kościuszki i dobrze się rozejrzała, dojrzy męskie skrzydło internatu i stołówkę oraz co najmniej trzy segmenty budynku szkoły.
A gdyby wejść na dach internatu, albo wyjrzeć przez szeroko otwarte okno którejkolwiek pracowni na pierwszym piętrze od strony wschodniej, można już obejrzeć cały Płaskowyż Proszowicki, niektóre wzniesienia będą nawet w województwie świętokrzyskim. Z drugiej strony da się z kolei poczuć Jurę Krakowsko-Częstochowską z jej warownymi zamkami na wapiennych skałach.
A gdyby tak pójść na dłuższy spacer i wejść na Koniuszę, wzniesienie oddalone o kilkaset metrów od naszej szkoły (chociaż to według znaków drogowych ok. 2 km), i stanąć na kościelnym wzgórzu albo na parkingu koło podstawówki? W dole widać wtedy Kraków w całej okazałości, nawet najdalsze jego dzielnice. Ba, nawet wzniesienia po drugiej stronie miasta.
A jeśli jest dobra pogoda i zjeżdża się z Koniuszy do Posądzy, można dostrzec Tatry. Bywa, że widać je całkiem nieźle i to szczególnie piękny widok w gorący letni poranek, gdy można wysoko nad linią horyzontu zobaczyć jakieś postrzępione wierchy z resztkami śniegu na wierzchołkach.
Z samolotu krążącego nad Balicami Tatry wyglądają cudownie, szczególnie wieczorem, gdy ich szczyty stoją jeszcze ponad chmurami w słońcu, podczas gdy Kraków, nagle tak maleńki i tak bardzo u podnóża tych Tatr się znajdujący, tonie już w mrokach nocy i pełen jest elektrycznych świateł.
Ilekroć przychodzi do mnie uczeń, który mówi, że nie będzie zdawał matury, czuję litość i rozgoryczenie zarazem. Czuję się, jakbym rozmawiał z mrówką, która metr od swojego mrowiska nie widzi już nawet ławek i siedzącej na nich młodzieży, a wręcz przeczy tych ławek istnieniu.

Chłopakom z moich klas maturalnych, którzy zobaczą ten wpis na Facebooku, przypominam, że mogą sobie w komentarzach do woli na mnie ponarzekać. Usunąłem niedawno moje konto na tym portalu i możecie mi naubliżać do woli. Choćbym był w stanie to przeczytać, bolałoby mnie to mniej, niż rezygnacja kilkunastu z Was ze zdawania matury. Jesteście dwoma najlepszymi klasami maturalnymi, jakie dane mi było dotąd uczyć w XXI wieku.

Kluczowy wyraz

Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze, mówi znane nam wszystkim aż nadto dobrze przysłowie. Wszystko obraca się wokół finansów. Wyraz „pieniądze” jest też – niestety – bardzo często kluczowym wyrazem do przekazania informacji w poleceniu na egzaminie – gimnazjalnym, maturalnym i każdym innym, w którym zdający muszą napisać po angielsku jakiś tekst. Na każdym etapie kształcenia nauczyciel przez kilka lat walczy z uczniami, by pisownia „money” nie myliła im się z „many” i tydzień w tydzień poświęca przynajmniej trzy minuty w każdej klasie na uwypuklanie tego problemu. A potem wchodzi podczas egzaminu do pracowni rachunkowości i widzi na ścianie coś takiego, i traci wszelką motywację do dalszej walki z wiatrakami. Ewentualnie, po chwili zastanowienia, zaczyna myśleć o zemście poprzez czytanie z uczniami angielskich tekstów udowadniających, że Ziemia jest płaska, liczby ujemne mają pierwiastki kwadratowe, a stolicą Hiszpanii jest Paryż.

Domowa kuchnia

Od ubiegłego tygodnia pytam na ustnej maturze z angielskiego i mam wrażenie, że muszę – nim będzie za późno – podzielić się pewną cenną wskazówką dla tegorocznych maturzystów, tym bardziej, że moja elitarna dziewięcioosobowa grupa chłopaków idzie na ustny angielski jutro.
Doceniać domową kuchnię swojej mamy na pewno warto. Jest zdrowsza niż stołowanie się w barach szybkiej obsługi albo jadanie mrożonek podgrzanych w mikrofalówce. I argument ten starał się powiedzieć co drugi maturzysta, jakiego w tym roku pytałem na ustnym egzaminie. Ale „I like cooking my mum” naprawdę nie oznacza tego, co im się wydawało, że oznacza, i budzi – za pierwszym razem – uśmiech na twarzy egzaminatorów. A gdy słyszą po raz trzydziesty w danym tygodniu, że ktoś lubi ugotować sobie członków rodziny lub przyjaciół, uśmiech ustępuje miejsca zażenowaniu i współczuciu, nie wiedzieć tylko komu się współczuje bardziej – gotowanym przez maturzystę ludziom czy jemu samemu.
„I like my mum’s cooking. It is very tasty and good for you.” I o tym – Rafał, Mateusz, Adrian i inni – pamiętajcie jutro po południu.

Kolejne wodowanie

W naszej stoczni wypuszczamy właśnie na pełne morze kolejny rocznik maturzystów. Jak co roku, zasiedliśmy dzisiaj na drzewie, na którym siadali już tacy, o których tylko nagłówek tego blogu pamięta. A chwilę później panowie udowodnili, że młodzież jest z roku na rok nie tylko coraz bardziej ambitna, ale i coraz skuteczniejsza w swoich postanowieniach. Obyście w tym postanowieniu wytrwali i dopłynęli jak najdalej.
Szerokiej drogi!

Noworoczne zmęczenie

Na pierwszych lekcjach w nowym roku omawiam z panami z trzeciej klasy ich wypracowania napisane na maturze próbnej rozszerzonej przed świętami. Pokazujemy sobie, kto i dlaczego rozminął się z tematem, kto świetnie i wieloaspektowo go omówił, jakie były niedociągnięcia w kompozycji, co można było poprawić.
Korzystając z tego, że mamy akurat nowe repetytoria, odnajdujemy w nich stronę poświęconą pisaniu rozprawki argumentatywnej i czytamy znajdujące się tam wskazówki i wytyczne. Czując pewien niedosyt, wyświetlam im z projektora ćwiczenie polegające na uzupełnieniu przykładowej rozprawki typowymi dla tej formy zwrotami w rodzaju first of all, moreover, on the other hand, to sum up itp. Panowie ze spokojem tolerują mój monotonny wykład i odzywają się nawet od czasu do czasu, chociaż wyraźnie brakuje im sił.
Wydaje mi się, że powinni sobie przenotować do repetytorium zwroty, które właśnie wstawiamy do ćwiczenia, ale widząc ich skrajne wyczerpanie i bohaterski spokój, z jakim starają się mnie słuchać, nie śmiem im tego proponować. Mówię więc, że jeśli ktoś nie jest w stanie, niech mi da repetytorium, to mu przenotuję. Na moim biurku natychmiast ląduje siedem otwartych we właściwym miejscu książek, a ja – patrząc w niewinnie bezsilne twarze ich właścicieli – nie widzę innego wyjścia i starannie, czytelnie notuję im, co trzeba. Jest cicho, spokojnie, a wszyscy zachowują się rozbrajająco naturalnie, jakby nic szczególnego się nie działo.

Świątecznie i po ciemku

Po rozwieszeniu lampek, łańcuchów i bombek w pracowni zrobiła się taka świąteczna atmosfera, że jedna z grup maturzystów zbuntowała się przeciwko zimnemu kolorowi świetlówek i odsłanianiu żaluzji, za którymi brudno i szaro, więc uczyliśmy sie przy świetle dawanym przez to, co akurat mieli pod ręką. Odniosłem wrażenie, że repetytorium wydawało im się bardziej interesujące w tej niecodziennej atmosferze.
Kolejny dowód na przydatność telefonów komórkowych w klasie.