Oliwa do ognia

Mój kończący właśnie gimnazjum sąsiad, Daniel, dostał miesięcznego bana na Facebooku za użycie słowa „pedał”. Zabawne. Zuckerberg i spółka próbują udowodnić, że walczą z hejtem w internecie, przez co za słowo „pedał” w dowolnym kontekście można zostać zbanowanym. Nieważne, że są ludzie, którzy tego słowa używają z dumą („Jestem pedałem i mam obowiązki pedalskie”, parafraza słów Romana Dmowskiego często używana na demonstracjach LGBT). Nieważne, że ktoś ma sklep z częściami rowerowymi i naprawdę sprzedaje pedały. Słowa „pedał” używać nie wolno.
Jeśli algorytmy walczące z hejtem mają być tak prymitywne, to przyszłość ludzkości widzę raczej w czarnych barwach. Na nic nam walka ze sprzedawcami akcesoriów do rowerów, jeśli jednocześnie nie dostrzegamy prawdziwego hejtu, coraz skuteczniej wdzierającego się do naszych głów, w słowach pozornie odwołujących się do pozytywnych uczuć i wartości. Prawdziwy hejt w dzisiejszych czasach to słowa o zbliżaniu się do prawdy, naprawie rozmaitych rzekomo zepsutych rzeczy, zwycięstwie, bywa że nadciągającym i nieuchronnym, albo na przykład apele, by nie poddawać się w walce z tymi, których cechuje przyrodzony im gen zdrady. W internetach dość głośno jest dzisiaj o wypowiedzi pewnej pani, która praktycznie zacytowała Hitlera mówiąc o obronie bezpieczeństwa obywateli, w dodatku zrobiła to w miejscu, które tym samym – zdaniem wielu internautów – sprofanowała. W obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Mimo to pozostaje na szczytach władzy.
W postawie Daniela dziwi mnie bierność i pokora i przekonanie, że musimy się dostosować. Pamiętam nie tak znowu odległe czasy, gdy nikt nie rozumiał, czemu mam konto na Facebooku, skoro jest Nasza Klasa. Pamiętam czasy, gdy MySpace nie traktował zagrożenia ze strony Facebooka poważnie. Pamiętam moment, gdy Facebook uratował swoje istnienie wdrażając w ciągu miesiąca wszystkie rozwiązania, jakimi Google+ wyszedł naprzeciw wszystkim jego bolączkom, przede wszystkim asynchroniczność obserwowania (znaną skądinąd także z Twittera).
Tak sobie myślę, że jeśli w walce z hejtem będziemy wszyscy tak bierni, jak Daniel, albo tak nieudolni, jak Facebook, to kolejny holocaust zbliża się do nas naprawdę wielkimi krokami.