Ricky Martin – android?

Jeden z moich kolegów z czasów licealnych, zdeklarowany heteryk, dziś wzorowy mąż i ojciec, oznajmił kiedyś przy trunku, ku olbrzymiemu zdumieniu innych biesiadników, że gdyby mu do łóżka trafił Ricky Martin, to pewnie by go nie wyrzucił. Od wczoraj wszystkie media trąbią o tym, że latynoski gwiazdor obwieścił na swoim oficjalnym blogu, że jest szczęśliwym gejem i jest z tego dumny, więc zdaje się, że romans między nim a Tomkiem stał się odrobinę bardziej prawdopodobny.
Zajrzałem właśnie przy popołudniowej kawce na internetową witrynę piosenkarza i odkryłem jeszcze większą sensację. Wygląda na to, że Ricky Martin nie jest wcale człowiekiem! Tak wynikałoby z treści komunikatu na stronie. To dopiero wiadomość! Nie dość, że gej, to jeszcze android!

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Biznes okołoegzaminacyjny

Na rynku jest bardzo dużo firm i wydawnictw, które upatrzyły sobie osoby przygotowujące się do egzaminów jako grupę celową i próbują jej wcisnąć swoje produkty. Od lat zmagam się z różnego rodzaju broszurkami, repetytoriami, brykami, które – oklejając swoje produkty etykietami w stylu „Matura na 100%”, „Nowa Matura” itp. – nie zadają sobie w istocie żadnego trudu, by wskazówki zawarte w ich publikacjach były maturzystom naprawdę pomocne. Jedni popełniają przy tym zwykły grzech zaniedbania, nie zatrudniając do konsultacji swoich pseudopomocy żadnego fachowca, inni zupełnie świadomie wprowadzają uczniów w błąd, nakładając na stare repetytoria do egzaminu dojrzałości nową obwolutę z napisem „Nowa Matura” i próbując się pozbyć zalegających w magazynie nikomu niepotrzebnych staroci.
Okazuje się jednak, że trzeba być bardzo czujnym, by – kierując się dobrem własnego dziecka – nie kazać mu czytać rzeczy, które mu zaszkodzą. Jest na przykład na rynku magazyn przeznaczony specjalnie dla gimnazjalistów i mający im rzekomo pomóc w przygotowaniu do egzaminu gimnazjalnego, w którym nie dość, że przykładowe arkusze egzaminacyjne i kryteria ich oceniania nijak nie przystają do tego, z czym gimnazjalista spotka się na egzaminie, to jeszcze na każdej stronie roi się od błędów merytorycznych i językowych, które uczennica pierwszej klasy gimnazjum, Madzia, z łatwością zauważa.
Tu na przykład, w trzeciej linijce wprowadzającego akapitu, dużą, wytłuszczoną czcionką napisano zdanie zaczynające się od słów „In many school…”. Dość trudno przeoczyć ten błąd, nawet przeciętnemu uczniowi, jak pospiesznie musiał więc pracować autor tego tekstu i gdzie w wydawnictwie podziała się korekta?

Nie jest to zresztą odosobniony przypadek trudnych do przeoczenia literówek w nagłówku. Oto na innej stronie termin „Passive Voice” (strona bierna) trochę się komuś nie udał i wyszło „Vioce”. No cóż, może to wina drukarni, bo w innym miejscu zauważyliśmy wyraz „it” przekręcony do postaci „if”. Czyżby ktoś to wpisywał bez zrozumienia z odręcznych notatek?

Gdzie indziej dowiemy się ze schludnego i ładnie wyeksponowanego słowniczka, że „instead of” to po angielsku „oprócz”.

I ciężko ocenić, czy to pomyłka wynikająca z nieuwagi, czy niekompetencja językowa autora tego artykułu, bo na sąsiedniej stronie znaleźć można prześmieszny przykład użycia imiesłowu czynnego: „A standing man is my father”. Nie wiadomo tylko, komu współczuć bardziej – czy dziecku, dla którego każdy stojący mężczyzna wydaje się być ojcem, czy autorowi tego przykładu.

Stały element magazynu stanowią przykładowe arkusze egzaminacyjne z języka angielskiego i niemieckiego. Widać wyraźnie, że chociaż autorzy obejrzeli jakieś autentyczne zestawy i repetytoria, to nie do końca zrozumieli, jakiego rodzaju materiały nadają się do wykorzystania w zestawie. Dotyczy to zwłaszcza zadań otwartych (których nawiasem mówiąc na egzaminie gimnazjalnym w tym i przyszłym roku przypuszczalnie jeszcze nie będzie).

Co gorsza, autorzy tych zestawów nie mają w ogóle pojęcia, jak oceniane są wypowiedzi otwarte uczniów na egzaminie gimnazjalnym i wymyślają jakieś swoje własne kryteria, a tym samym wprowadzają uczniów w błąd.


Przykładowe wzorcowe odpowiedzi też mogą wprowadzić w błąd ucznia, można by bowiem mieć wrażenie, że odpowiedzi krótsze, jednozdaniowe, nie otrzymają maksymalnej ilości punktów. Tymczasem autor poniższego klucza i komentarza myli się bardzo, jeżeli sądzi, że tak będzie wyglądać otwarta wypowiedź pisemna większości zdających maturę na poziomie podstawowym, o egzaminie gimnazjalnym już nie wspominając. Proponowane przez autora kryteria oceniania też nie mają nic wspólnego z rzeczywistymi, nawiasem mówiąc.

W każdym numerze jest strona poświęcona prenumeracie magazynu. Dowiadujemy się z niej, że można zaoszczędzić 18% ceny dwutygodnika, jeśli zdecydujemy się na półroczną prenumeratę. Zapłacimy za nią 53,92. Wydaje mi się, że warto zaproponować, by przygotowujący się do egzaminu gimnazjalnego rozważyli jeszcze jedną opcję: można zaoszczędzić 100% ceny i nie prenumerować ani nie kupować magazynu w ogóle.

Ćwiczenia z gramatyki

Lekcja gramatyki angielskiej była bardzo żmudna. Przestudiowaliśmy z panami z pierwszych klas na kilku różnych stronach w podręczniku, na wielu licznych przykładach, jak budować zdania z czasownikami like, enjoy, love, hate etc.
Mimo to, pod koniec lekcji tylko dwóch z nich bezbłędnie napisało pięć zdań w ramach ćwiczenia, zdań w rodzaju (cytuję dosłownie, tak napisali):
I don’t like sleeping alone.
I hate going to school everyday.

Niektórym udało się napisać tylko trzy poprawne zdania, nielicznym nic nie wyszło. I pomyśleć, że to ci sami goście, którzy – zostawieni na chwilę podczas przerwy sami w klasie, bez trudu stworzyli na tablicy poniższe cudo (całkowicie bezbłędny komentarz na wyświetlonym przez projektor pulpicie mojego komputera).

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Odręczny SMS

Wzruszyłem się widząc, jakie fajne telefony mają chłopaki z trzeciej mechanika. W moim nie ma zainstalowanej odręcznej czcionki. Poza tym pomyślałem, że chyba już najwyższa pora, by na blogu rozpoczęła się era obecnej trzeciej mechanika. W czwartej klasie wystawiłem dzisiaj ostatnie oceny, a matura już za parę tygodni.

Inwentaryzacja krzyża

Parafrazując słowa Jacka, Pan Jezus zniósł już wiele, to i inwentaryzację zniesie. Ale czy miłośnicy wieszania krzyży gdzie popadnie nie powinni byli pomyśleć o tym, jak to wygląda?

Instrukcja mycia rąk

Jak w jednym z komentarzy pod niedawnym wpisem informuje Adam, w niektórych szkołach rada pedagogiczna popisuje się niesamowitą inwencją legislacyjną. W liceum Adama funkcjonowało swego czasu rozporządzenie dyrekcji, zgodnie z którym nauczyciele mieli dopilnować, by uczniowie po każdej lekcji myli ręce przez co najmniej 30 sekund.
Adam się dziwi i myśli, że to coś szczególnego, a przecież po 45 minutach grzebania w najbardziej mrocznych zakamarkach mózgów uczniów i nauczyciela trzeba zadbać o higienę. A w moim ulubionym rzeszowskim zespole szkół w łazienkach zawieszono nawet dokładną instrukcję, jak to robić.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Dziecięce barometry

Niesamowite, jak ciekawych rzeczy można się dowiedzieć od osób pracujących w przedszkolu lub szkole podstawowej. Otóż – uwaga – człowiek jest zwierzęciem i podobnie jak każde inne zwierzę ma instynkt łączący go nierozerwalnie z ekosystemem, w którym funkcjonuje. Jak bociany odlatują na zimę do ciepłych krajów, jak niedźwiedzie udają się na zimowy spoczynek, jak jaskółki nisko latają gdy zanosi się na deszcz, tak dzieci są nieznośne i wyjątkowo hałasują, gdy zanosi się na zmianę pogody. Po zachowaniu dzieci można rozpoznać, że zbliża się burza albo że szykuje się gwałtowna zmiana temperatury. Podobno nawet uczą o tym na studiach pedagogicznych!

Pojedyncze osoby

Nie mogę się powstrzymać od uśmiechu, gdy próbuję się domyślić, co zainspirowało dyrekcję szkoły do wydania poniższego rozporządzenia. I zastanawiam się, czy istnieją w tej szkole oddzielne toalety dla schizofreników.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi ,

Rekolekcyjny kabaret

Kilka tygodni temu dostałem pierwsze maile od czytelników bloga – nauczycieli i uczniów – zaniepokojonych zbliżającymi się rekolekcjami wielkopostnymi. Pierwszy z nich najpierw zignorowałem, czy raczej odłożyłem sobie na bardzo niską półkę w hierarchii moich priorytetów. Nawet gdy przyszły kolejne, wydawało mi się, że autorzy tych alarmujących maili przesadzają i że nie może być aż tak źle. Mimo przykrych doświadczeń z rekolekcjami w minionych latach i w ogóle sceptycznego stosunku do religii w szkole (sceptycyzm ten podziela ze mną zresztą część moich znajomych księży) byłem optymistycznie nastawiony, ale dziś całkiem mi już przeszło.
Od wczoraj odbywają się w naszej szkole rekolekcje – najpierw jest pierwsza godzina lekcyjna, w całości, a następnie – po sprawdzeniu obecności na lekcji drugiej – należy przejść z młodzieżą na salę gimnastyczną, gdzie odbywa się msza święta i wygłaszane są wielkopostne nauki. Po ich zakończeniu wracamy do klas, gdzie odbywają się pozostałe lekcje – tyle, że już skrócone.
Z niezręcznej sytuacji zaganiania trzódki na rekolekcje wybawił mnie w tym roku plan lekcji. W poniedziałek na drugą lekcję przyszło mi zaledwie dwóch panów z maturalnej klasy Technikum Mechanizacji Rolnictwa, obaj natychmiast oświadczyli, że nie chcą iść na mszę, bo wczoraj byli i planują zostać w klasie. A że było ich tylko dwóch, a w dodatku żaden z nich nie zdaje matury, lekcja była bardzo bezstresowa. We wtorek na drugiej lekcji mam okienko, więc poszedłem do pokoju nauczycielskiego kserować sobie materiały na fakultet i wypełnić dokumenty dla kadr i księgowości. Gdy odnosiłem kserokopie do swojej pracowni, zdziwiło mnie trochę, że pracownia jest pełna uczniów z trzech różnych klas, którzy tego dnia też nie mieli wielkiej ochoty iść na mszę świętą, ale w swojej gorliwości, aczkolwiek nie religijnej, postanowili doczekać do kolejnej lekcji. W środę mam tylko jedną lekcję, więc problemu mogłoby w ogóle nie być, ale stałem się mimowolnym świadkiem tak kuriozalnych scen, że już nie sposób się dziwić uczniom i nauczycielom – w większości anonimowym – którzy pisali do mnie wcześniej prośby o radę, jak sobie poradzić z rekolekcjami. Widziałem kolegów nauczycieli, którzy spacerują lub jeżdżą powoli samochodami, patrolując okolice szkoły, wypatrując uczniów, którzy nie poszli na przymusową mszę świętą na sali gimnastycznej. Słyszałem koleżankę wygrażającą uciekającym z mszy uczniom przez okno. Widziałem grupę kilkunastu panów z jakiejś młodszej klasy, jak biegną schować się za przedszkolem przed jednym z patrolujących okolicę nauczycieli. To wszystko mogłoby być śmieszne, gdyby nie było żałosne.
Panowie z jednej z klas postanowili podczas mszy świętej odwiedzić w szpitalu swojego kolegę, który wczoraj miał bardzo poważny wypadek samochodowy – wychowawca próbował ich zatrzymać na parkingu, zmusić do opuszczenia samochodów i udania się na mszę świętą. Mimo to – kierując się własnym, dość zdrowym chyba zmysłem moralnym – większość z nich pojechała do szpitala.
Od strony formalnej, rozporządzenie MEN z 14 kwietnia 1992 roku mówi, że „uczniowie uczęszczający na naukę religii uzyskują trzy dni zwolnienia z zajęć szkolnych w celu odbycia rekolekcji wielkopostnych, jeżeli religia lub wyznanie, do którego należą, nakłada na swoich członków tego rodzaju obowiązek. Pieczę nad uczniami w tym czasie zapewniają katecheci.” Jak wyjaśnia Ministerstwo Edukacji Narodowej, to na katechetach spoczywa główna odpowiedzialność za opiekę nad uczniami w okresie rekolekcji, dyrektor szkoły może się jednak zwrócić do innych nauczycieli o pomoc w zapewnieniu opieki i bezpieczeństwa uczniów w czasie rekolekcji. Musi to jednak uczynić w taki sposób, aby jego polecenia nie wywołały konfliktów sumienia poszczególnych osób ani nie powodowały w gronie nauczycielskim napięć na tle światopoglądowym. Warto chyba o tym pamiętać w przyszłych latach i zastanowić się nad celowością przeprowadzania rekolekcji na sali gimnastycznej w budynku szkoły. Część uczniów, którzy wczoraj nie poszli na tę szkolną mszę świętą, wybiera się na rekolekcje w swoich rodzimych parafiach w przyszłym tygodniu.
Dochodzę do wniosku, że panika kilku moich czytelników była uzasadniona. Chaos, jaki do szkoły wnoszą rekolekcje, jest nie do ogarnięcia, a szkody przez nie wyrządzone trudno ocenić. I to nie tylko szkody, jakie ponosi dydaktyczna praca szkoły, ale także szkody w stosunkach między uczniami a nauczycielami, a nawet szkody dla samej wiary i dla kościoła. Choćby nie wiem jak ciekawe i dobre nauki głoszone były na rekolekcjach, pożytek z tego niewielki, gdy zagania się tam pod przymusem i metodami dokładnie takimi, jakimi zapędzano na komunistyczne capstrzyki pół wieku temu. A i zdobyta przez internet wiedza o ciemnych kartach w historii i współczesnych skandalach kościoła katolickiego smakuje jakoś lepiej, niż wysłuchana pod przymusem nauka najlepszego nawet kaznodziei.
Chyba że patrzeć na to wszystko przez różowe okulary – gdyby nie rekolekcje wielkopostne w szkole, pewnie jeden z moich uczniów nie zacząłby zamiast „Lalki” Prusa czytać Dawkinsa w oryginale. Wprawdzie nie dlatego, że zna angielski lepiej od polskiego, ale po angielsku z łatwością można ściągnąć z sieci, nawet w szkolnym internacie.

Matura próbna

W tym roku szkolnym Centralna Komisja Egzaminacyjna zrezygnowała z organizowania próbnych matur z przedmiotów innych, niż matematyka. I w gruncie rzeczy nic takiego się nie stało, bo zgromadzony przez ostatnie kilka lat archiwalny bank zadań wykorzystanych pozwala każdemu średnio rozgarniętemu nauczycielowi na przeprowadzenie takiej próby ze swoimi uczniami w oparciu o zadania prawidłowo skonstruowane, sprawdzone, a w dodatku na ocenienie ich zgodnie z istniejącymi i sprecyzowanymi uszczegółowieniami.
Niestety, wiele szkół i nauczycieli, a tym samym ich uczniów, padło ofiarą pewnej luki organizacyjnej i uległo pokusie przeprowadzania i analizowania egzaminów próbnych organizowanych przez osoby i instytucje nie do końca profesjonalne. Mniej zaradni nauczyciele i dyrektorzy skorzystali z oferty dużego ogólnopolskiego dziennika, który zresztą darzę dużą sympatią, oraz współpracującego z nim wydawnictwa, a teraz analizują wyniki „matury próbnej” przeprowadzonej w oparciu o arkusze przygotowane przez to wydawnictwo. Tymczasem wartość tego próbnego egzaminu jest – delikatnie mówiąc – kontrowersyjna.
Warto by bowiem było, by osoby układające takie próbne arkusze były osobami kompetentnymi i mającymi jakieś pojęcie o standardach egzaminacyjnych, zasadach konstrukcji arkusza i kryteriach oceniania. Inaczej trudno mówić o przydatności tej próby do czegokolwiek, a w związku z żenującym poziomem egzaminów proponowanych przez organizatorów w minionych latach moja szkoła – jak wiele innych, w których pracują doświadczeni egzaminatorzy – całkowicie z nich zrezygnowała.
Z arkuszy maturalnych wykorzystanych w tym roku na poziomie rozszerzonym na języku francuskim i języku niemieckim nawet uczniowie się śmieją i dziwią, jak można było wypuścić takie gnioty.
Pozwolę sobie zacytować niektóre tematy wypracowań, którym musiał stawić czoła uczeń zdający egzamin z tych języków:

  • Korzystać z komunikacji publicznej czy poruszać się samochodem? Wyraź swoją opinię na ten temat w formie rozprawki, podając argumenty za i przeciw.
  • Stwórz opis najciekawszego dnia twoich wakacji.

Autorzy – co widać w przytoczonych tematach dobitnie – nie wiedzą w ogóle, co to rozprawka argumentatywna, a co to esej opinii, nie odróżniają też kryteriów opisu od kryteriów opowiadania. Dlatego szkołom, które biorą udział w tym eksperymencie, można się co najwyżej dziwić, a uczniom tych szkół współczuć. Organizatorom życzyć, by przejrzeli na oczy i przestali produkować gnioty, bo pomysł ogólnie dobry, tylko wymaga pewnego profesjonalizmu także od strony autorów i recenzentów, a nie tylko na poziomie drukarni. Z takich egzaminów wniosków żadnych wyciągać się nie powinno. Co najwyżej takie, że należy ich przeprowadzania jak najszybciej zaniechać.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bez kategorii Tagi