Humaniści z M-7

Trochę zdziwiony po rozmowie z kilkunastoosobową grupą dorosłej młodzieży o zamiłowaniach artystycznych, że nikt z nich nie ma najmniejszego pojęcia nie tylko o akcji książki Raya Bradbury’iego „Fahrenheit 451”, „Nowym wspaniałym świecie” Aldousa Huxleya, ale nawet nie rozumie podstawowych moim zdaniem symboli i skrótów myślowych naszej kultury wywodzących się z „Roku 1984” George’a Orwella, słucham Jakuba, studenta I roku informatyki, absolwenta Zespołu Szkół Łączności przy Monte Cassino w Krakowie, prezentującego opracowany na „lekturkę” tekst techniczny. Mając w pamięci świeże doświadczenie z nieoczytaną grupą humanistów, bez żadnej nadziei na sensowną odpowiedź, w ramach odpytywania go ze słówek w przygotowanym przez niego tekście, proszę po angielsku o wyjaśnienie, czym się różnią w swoim znaczeniu przymiotniki „utopijny” i „antyutopijny”. Ku mojemu zdumieniu, Jakub zaczyna szczegółowo wyjaśniać, rzucając przy okazji tytułami książek i filmów i streszczając je pokrótce.
Innym razem, po całej serii snapów, na których były student, także informatyk, pokazuje się z jakąś niezwykle sympatyczną niewiastą w mniej i bardziej intymnych ujęciach oraz podczas mniej lub bardziej hucznej zabawy, piszę mu na Skypie, że sądząc po snapach, jest – niczym Dorian Gray – z każdym dniem coraz młodszy. Artur przyznaje mi rację, że czuje się coraz młodszy, ale jego reakcja na moje spostrzeżenie kończy się konstatacją, że do Doriana Graya lepiej go nie porównywać, bo on za swoją młodość płacił straszną cenę i psuł się od środka.
Do niedawna nie interesowałem się w ogóle operą i nie doceniałem ani zaklętej w niej potęgi emocji i ekspresji, ani sztuki wokalnej, ani innych aspektów artystycznych. Na szczęście w ostatnich tygodniach zaczęło się to zmieniać i obejrzałem między innymi „Il Trovatore” Verdiego. Inaczej w ogóle bym nie zrozumiał, co do mnie mówi jeden ze studentów informatyki, gdy powiedział, że „nie ma co się przejmować niczym Leonora i Manrico w czwartym akcie”. Zaprawdę, spadł mi kamień z serca i odetchnąłem z ulgą, że Piotr użył porównania nawiązującego akurat do tej opery, a nie do jakiejś innej, której jeszcze nie zdążyłem poznać. Muszę się naprawdę pospieszyć, jest jeszcze tyle różnych rzeczy, o których nie mam pojęcia, a przecież chodzę po tej planecie już czterdzieści cztery lata… A czymże jest moja wiedza o Verdim czy Puccinim przy wiedzy, jaką muszą mieć dwie studentki instytutu M-7, które w wolnych chwilach dorabiają sobie pomagając przy choreografii i scenografii w krakowskiej operze…

Nowinki

Od niedawna, w każdą środę o godzinie 11:00, prowadzimy w naszym akademickim Radio Nowinki cykliczną audycję Wokół języka. Jutro pierwsza z trzech audycji, w których dwaj moi studenci z Białorusi i Ukrainy będą opowiadać o swoich doświadczeniach studiowania w Krakowie.
Dzięki streamingowi, radia można słuchać na całym świecie.

Odpowiedź na zaproszenie

Dostałem SMS-em, w Snapach, na Hangoutach i na WhatsAppie kilka zaproszeń na jutrzejszy Protest Studentów na Rynku Głównym w Krakowie.

Dziękuję za zaproszenia, ale nie mogę wziąć udziału w #proteststudentow i #studiujeprotestuje. Mam w tym czasie ostatnie (w tym semestrze i w ogóle) zajęcia z grupą 12K1, nikt z nich nie zaprosił mnie jutro na Rynek, więc widocznie traktują moje jutrzejsze zajęcia bardzo poważnie i część z nich będzie chciała coś na nich załatwić.
Wyraziłem swoje poparcie w petycji online. Mogę także obiecać, że jeśli ktoś z grupy 12K1 nie jest jeszcze dopuszczony do egzaminu albo nie sfinalizował jeszcze kwestii swojego zwolnienia z tego egzaminu czy jakiejkolwiek innej sprawy związanej z zaliczeniem mojego przedmiotu, a chciałby jutro być na Rynku Głównym, na pewno znajdziemy jakieś wyjście z tej sytuacji i umówimy się w terminie, który będzie dogodny dla obu stron i z niczym nie będzie kolidować. Choćby w najbliższą niedzielę. Wystarczy się odezwać.

 

Strefa czasowa

W miniony piątek, nie doczekawszy się na stworzenie przez grupę studentów jednego wspólnego tekstu na koniec zajęć, z bólem serca (świadom, że będę przez to miał pracowitą niedzielę) poprosiłem, by w zaistniałej sytuacji każdy wykonał zadanie samodzielnie i przesłał mi je mailem do godziny 14:30 w niedzielę.
Pierwsze maile dotarły w sobotę, kilka w ostatniej chwili. W niedzielę po południu, gdy zegar na moim komputerze obwieścił godzinę 14:30, maile spływały nadal. Zacząłem odpowiadać na nie krótko, jednym zdaniem po angielsku, przypominając, że zadanie domowe należało przesłać w uzgodnionym terminie.
Ale z informatykami nie wygrasz. W kilka minut po jednej z moich dyscyplinująco – dyskwalifikujących odpowiedzi dociera do mnie mail od Krzysztofa, w którym – poprawną angielszczyzną – Krzysztof zapewnia mnie, że jest w pełni świadomy tego, że pracę należało przesłać w określonym terminie, ale zwraca mi uwagę, że – wyznaczając termin przesłania zadania – nie uzgodniliśmy strefy czasowej, zgodnie z którą termin ten będzie rozliczany. A na Hawajach na przykład był blady świt, gdy Krzysztof wysyłał swoją pracę domową. Czemu więc miałbym jej nie przyjąć? No zgadza się. Przyjąłem.
Zadając im pracę domową wydałem instrukcję zawierającą potwornego buga…

Studenci uczą ergonomii

Nie zdawałem sobie z tego sprawy, jak bardzo nieergonomiczne mam przyzwyczajenia w korzystaniu z myszy komputerowej, nie zwracałem na to uwagi.
Ale studenci informatyki, wiadomo, wygarną ci każdą nieudolność i wytkną każdy błąd (za co jestem im bardzo wdzięczny).
W tym tygodniu znowu, gdy za bardzo się rozpędziłem i w jakimś nieprzytomnym uniesieniu pokazywałem im coś, wyświetlając z rzutnika okno przeglądarki, zgasili mnie tak, jak to tylko oni potrafią. Całkowicie ignorując przedmiot i temat mojego uniesienia, spytali, czy moja mysz komputerowa aby na pewno nie ma środkowego przycisku. Zbity z tropu potwierdziłem, że ma. Patrząc na mnie z mieszaniną współczucia i troski poradzili mi, żebym w takim razie zaczął go używać. I że to obciach posługiwać się myszą tak, jak ja to robię. Zupełnie tak, jak wtedy, gdy ktoś adres strony internetowej wpisuje w polu wyszukiwania Google zamiast w pasku adresu.
Zawstydzony, przyznaję im rację. Przewijanie z wciśniętym środkowym przyciskiem myszy albo otwieranie linków w nowych kartach w tle przy pomocy tegoż przycisku w znaczący sposób chronią przed ryzykiem cieśni nadgarstka i artretyzmu palców. Szacun, 12K1. Nieuków i analfabetów komputerowych zapraszam na stronę Pawła Wimmera. Paweł od lat niestrudzenie niesie swój komputerowy kaganek w internetowy tłum barbarzyńców. Nie bądź barbarzyńcą, bo studenci cię wyśmieją.

Marynarka i zbieżność

Rozsnuwam niczym pajączek misterną dydaktyczną sieć na początek zajęć ze studentami II roku informatyki, próbuję ich sprowokować do wyjaśnienia, dlaczego wyraz convergence, wyraz kluczowy i znajdujący się nawet w tytule rozdziału, który akurat omawiamy w podręczniku, nie jest synonimem wyrazu alignment, chociaż w słowniku dwujęzycznym mają to samo tłumaczenie na język polski. Próbujemy alignment osadzić w jakimś kontekście, więc pada text alignment, podsuwam im wheel alignment… Gestykuluję, wypisuję jakieś rzeczy na tablicy, staram się wyciągnąć z nich słowa parallelperpendicular. Krzyżując ręce przypominam im, co to znaczy at right angle.
Z ostatnich ławek studenci II roku informatyki patrzą na mnie i moje machanie rękami z politowaniem i mówią, że marynarkę powinienem sobie zapiąć na górny, a nie dolny guzik. Tacy to człowieka zawsze sprowadzą na ziemię… Jak tu ich nie lubić i nie szanować?

Priorytety nie na Salwatorze

Studenci inżynierii wzornictwa przemysłowego to taki mój kontakt ze światem humanistycznym na technicznej uczelni. Część zajęć mają u nas na Politechnice, część na Akademii Sztuk Pięknych. Całe zajęcia misternie rysują w swoich kajecikach, albo na czym popadnie (i w przeciwieństwie do studentów informatyki nie rysują penisów, tylko konie, kwiaty, pejzaże, różne abstrakcyjne wzory…), wolą dyskusje o filozofii, malarstwie, filmie albo literaturze, niż o mechanice czy prawach fizyki (aczkolwiek Mateusz z czwartego roku poprosił mnie wczoraj o pomoc w tłumaczeniu tematu pracy inżynierskiej „Koncepcja koparki samojezdnej realizującej funkcję koparek podsiębiernych i odsiębiernych”, czyli tacy całkiem antytechniczni chyba nie są).
Podczas zajęć z nimi spoglądam dzisiaj na zegarek i pytam: „A Wy teraz czemu tutaj na angielskim, a nie na Salwatorze na pogrzebie Andrzeja Wajdy?”.
Zapada milczenie. Na kilku twarzach widzę wyraźną konsternację.
Po chwili z sali pada odpowiedź: „Bo mamy priorytety”.

Lizus

Przychodzi student na pierwsze zajęcia z takim zeszytem i siada w pierwszej ławce, jak najbliżej tablicy. No lizus normalnie. Nie wziął pod uwagę, że mogę być przekorny i że będzie miał ze mną pod górkę.

Przechodzi student na pierwsze zajęcia z takim zeszytem... No lizus

A tak naprawdę, w zeszycie są przede wszystkim notatki z … analizy matematycznej.

Czarny poniedziałek

W pracy wiele z moich koleżanek było dzisiaj ubranych na czarno. Jedna z nich ma żałobę, ale niektóre nie kryły, że kolor garderoby dobrały celowo, jako wyraz swojego uczestnictwa w tak zwanym „czarnym proteście„, a przynajmniej poparcia dla niego. Dyskusja o totalitarnych pomysłach partii rządzącej na sterowanie życiem Polaków i ograniczanie naszych praw dość mocno nawet na chwilę rozgorzała w pokoju lektorskim.
Było mi trochę głupio, że jestem ciemno – szary. To tak, jakbym był niezdecydowany, jakie zająć stanowisko. Zdaję sobie również sprawę, że w sytuacji, w której 3 października jest inauguracja roku akademickiego i mamy godziny rektorskie, mój gest będzie miał charakter całkowicie symboliczny, ale chciałbym niniejszym oznajmić, idąc w ślady między innymi doktor Dagmary Woźniakowskiej-Fajst z Uniwersytetu Warszawskiego, doktor Małgorzaty Michel z Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz prorektora w Wyższej Szkole Zawodowej Kosmetyki i Pielęgnacji Zdrowia w Warszawie, Katarzyny Pytkowskiej, że w związku z tak zwanym „Czarnym Poniedziałkiem” nie wyciągnę żadnych konsekwencji w stosunku do Studentek i Studentów, którzy tego dnia nie przyjdą na moje zajęcia.
Chciałbym jednocześnie zapewnić, że szanuję prawo wszystkich swoich Studentów do tego, by samodzielnie decydowali o tym, jak żyć w zgodzie z zaleceniami wyznawanych przez siebie religii, ideologii i wartości. Nikt nie może być zmuszany do dokonania aborcji dziecka, które począł i które chce wychować, ale nikomu nie można też narzucać przykazań religii, której nie wyznaje, albo zachowań sprzecznych z wartościami, z którymi się identyfikuje, a nie są one sprzeczne z obowiązującym prawem.

Smutne oczy

Dostałem niedawno maila od niejakiego Alieksjeja Jebiewdenko, który – jak wynika z logów platformy e-learningowej – uważa się za mojego studenta. Ewentualnie nim jest, ale – przynajmniej w kontaktach internetowych – stara się zachować anonimowość. Wiadomość email miała temat: „Podaruj dzieciom słońce”, a oto jej treść – w całości:

Witam!
W związku ze zbliżającym się systemem eliminacji studenta zwracam się do ludzi dobrego serca z prośbą o wsparcie akcji „panda 3”.


Po całym dniu patrzenia w oczy równie smutne, jak te na obrazku, nieprędko dzisiaj zasnę. Bartłomiejowi, Magdalenie, Rafałowi i wszystkim innym smutnym studentom życzę krótkiej, radosnej i pełnej sukcesów sesji. Niech Wam pan da nie tylko trzy, ale i cztery, a nawet pięć.

Ten wpis to odgrzewany kotlet z 2010 roku.