Premiera Smoleńska

Krakowscy grafficiarze (choć to może zbyt dumne słowo w tym określonym przypadku) entuzjastycznie przyjęli premierę lansującego teorie spiskowe filmu „Smoleńsk”.

Cr2YXWkXEAAbTqT

Nieładnie tylko, że ktoś pozwolił sobie tak zniekształcić nazwisko Prezydenta RP, w końcu to głowa państwa. Nie należy jej porównywać do części ciała nieszczególnie dumnej, nawet jeśli przez wielu pożądanej.

Piesek z puszek

Na dworcu kolejowym Kraków Główny mijałem się dzisiaj z dwoma panami, z których jeden prowadził na smyczy pieska zrobionego z puszek po piwie, a drugi gestykulował bardzo energicznie, tłumacząc coś temu pierwszemu. Piesek miał łeb, tułów, ogon, cztery łapy, wszystko co trzeba. Do jego misternej i bardzo naprawdę starannej konstrukcji użyto puszek po piwie trzech różnych marek (możliwe, że licząc te marki nieco się pomyliłem). Piesek poruszał się bardzo zgrabnie i dosyć cicho dzięki mechanizmom z kółkami, zamocowanym na końcu każdej z jego psich łap oddzielnie.
Mijaliśmy się, gdy panowie z pieskiem wchodzili do Galerii Krakowskiej. W tłumie przechodniów – czy to klientów tego centrum handlowego, czy pasażerów udających się na pociąg, na autobus na RDA albo na tramwaj na przystanek w tunelu – nikt nie zwracał szczególnej uwagi na pieska z surowców wtórnych, nawet gdy panowie strofowali pieska, żeby się nie szarpał na smyczy i żeby szedł spokojnie.
Od dłuższego czasu, gdy przyjeżdżam do Krakowa, chociaż nie stąd pochodzę, a i mieszkam w jednej z gmin ościennych, a nie w samym mieście, czuję się tak, jakbym wracał do domu. Trochę dzięki takim blaszanym pieskom i temu, jak naturalne się wydają wszystkim wokół.
Kraków, miasto Karola Wojtyły (pozdrowienia dla Basi), miasto otwarte także na blaszane pieski z puszek, co akurat mi nie przeszkadza, nawet jeśli sam wolę te żywe, te autentyczne (patrz zdjęcie poniżej). Tutaj naprawdę można się poczuć u siebie, nawet jeśli jesteś zupełnie nie z tej ziemi…

DSC_0076

Jedna litera

Jakiś czas temu zainspirowały mnie podczas spaceru chodnikowe memy w centrum Warszawy.
Muszę częściej patrzeć pod nogi, bo w okolicach mojej pracy aż się roi od memów podpisanych w dokładnie ten sam sposób. Najbardziej inspirujący wydał mi się poniższy. Jedna litera, a czyni taką wielką różnicę. A może właśnie nie ma wielkiej różnicy? Na inne języki chyba całkiem nieprzetłumaczalne.

DSC_0125

Środki wyrazu

Mija rok kontrowersyjnej prezydentury Andrzeja Dudy i jego zwolennicy i przeciwnicy prześcigają się w komentarzach i szafowaniu zaletami i wadami głowy państwa. W dyskusji tej niektórzy mają pretensję do jednego czy drugiego komentatora o użycie zbyt mocnych słów lub zbyt obrazowych porównań.
No ale co począć. Są takie sytuacje, gdy trzeba być wyrazistym. Na przykład jeśli masz garaż w centrum Krakowa, a chcesz mimo to bez przeszkód wyjechać z niego samochodem albo – przeciwnie – zaparkować wracając do domu, nie można przebierać w słowach.

DSC_0048

Zwykły gość

Franciszek Macharski to był taki zwykły gość.
Wiele razy spotkałem go, zupełnie przypadkowo, spacerującego po Rynku Głównym, na Plantach, na Placu Mariackim i na Małym Rynku. Był skromny i naturalny, nie budował barier i murów, nie tworzył dystansu. Z każdego z tych przypadkowych spotkań zupełnie mi przecież obcego człowieka zapamiętam metropolitę seniora jako kogoś, kto kłaniał się każdemu, z kimkolwiek jego wzrok się spotkał. Gdy likwidowałem moje konto na Facebooku, mając tam blisko 1000 znajomych, drażniło mnie między innymi to, że gdy kłaniałem się któremuś z moich „znajomych” z Facebooka, o którym wiedziałem, o której godzinie i w jakim stanie ducha i ciała poszedł spać, ten patrzył na mnie ze zdziwieniem, nie mogąc sobie przypomnieć, kim jestem, i się nie odkłaniał. Kardynał Macharski wielokrotnie mi się ukłonił, chociaż w ogóle się nie znaliśmy.
Kiedyś, w jednej z największych krakowskich księgarń, która mieściła się na Rynku Głównym, a dzisiaj już nie istnieje, oglądając książkę, podniosłem wzrok i zobaczyłem naprzeciw siebie księdza kardynała, patrzącego na mnie z uśmiechem. Powiedział: „Na Szpitalnej to samo jest taniej, Chociaż to chyba starsze wydanie, bo antykwariat”. Antykwariat na Szpitalnej istnieje do dzisiaj.
Wielu ludzi, których znam, wspomina kardynała Franciszka Macharskiego z łezką w oku. Znam niedoszłych księży, moich uczniów, którzy – wspominając seminarium – mówią o księdzu kardynale jako o jedynej osobie, wobec której mają wyrzuty sumienia w związku z tym, że się poddali. Do mnie dotarło dzisiaj, że my tutaj, w Krakowie, mieliśmy przez tyle lat swojego własnego Franciszka. Papież Franciszek zrobił furorę w Rzymie, gdy sam – bez żadnej ochrony, poszedł do optyka po nowe okulary. Franciszek Macharski w Krakowie przez wiele dekad robił codziennie to samo. Chodził między nami jak zwykły człowiek, kłaniał nam się i rozmawiał z nami. Niewielu jest biskupów, niewielu jest proboszczów, którzy są równie skromni, jak nasz Franciszek, Franciszek Macharski.
Niech spoczywa w pokoju.

Wierszyk poranny

Wiecie, że jest taki wiersz mojego autorstwa, pisany z perspektywy kogoś, kto leży w trawie na krakowskich Błoniach? Zupełnie jak pielgrzymi czekający godzinami na papieża podczas Światowych Dni Młodzieży, chociaż zupełnie bez związku z nim ani z jakąkolwiek (chyba) religią…

 

Wierszyk poranny

jest szósta rano, błonia,
chłód przenika ciało.
z kopca zsuwa się mgła,
a nad jordanem słońce.
śpiew ptaków dudni,
szepce bicie dzwonów,
toczy się tramwaj po skoszonej trawie.

jest równo, płasko,
z tej skoszonej trawy
wystaję tylko ja, a w mym umyśle,
który chcę zrównać, spłaszczyć,
same koleiny, góry, wąwozy,
groty i przepaście.

kładę się w trawie
i bardzo się staram,
bardzo się staram nie myśleć o tobie.

Ten i wiele innych wierszy w tomiku Brudnomaszynopis, dostępnym w wersji papierowej i na czytniki.

Niewzruszeni

Znudzona mina „minister” edukacji narodowej Anny Zalewskiej na jasnogórskich wałach podczas homilii papieża Franciszka zdumiała mnie. Ja nie próbuję już nawet hamować łez słuchając Franciszka. Popłakałem się słuchając tego, co mówił na Wawelu tuż po przyjeździe do Krakowa, choć nie umknęło mej uwadze, że niektórzy jego kontestatorzy oklaskują słowa, które wyraźnie skierował przeciw postawie, jaką codziennie lansują. Wieczorem, gdy przemawiał z okna papieskiego na Franciszkańskiej 3, zamurowało mnie. Dzisiaj z wielkim wzruszeniem wysłuchałem jego słów wypowiedzianych do zgromadzonych „pod szczytem” w Częstochowie, następnie – chociaż nie słuchałem papieża na żywo na krakowskich Błoniach – płakałem rzewnie śledząc to, co mówi, na Twitterze, a potem odczytawszy w całości przesłanie, jakie skierował do młodzieży z ołtarza między 3 Maja a Focha. Kiedy wieczorem, znowu z okna na Franciszkańskiej, mówił o sprzeczkach małżeńskich i o tym, jak się w nich odnajdywać, ogarnęło mnie dziwne uczucie, że świat jest prosty, a ja w to wierzę, jestem przepełniony nadzieją i optymizmem.
Papież Franciszek nie zna polskiego i martwi się z tego powodu. Ja, słuchając Franciszka, sam sobie się dziwię, jak znakomicie rozumiem wszystko, co mówi po hiszpańsku, włosku czy po łacinie.
Jeżeli kiedyś przez Ciebie w moim oku zakręciła się łza, jesteś w bardzo dobrym towarzystwie. Jeśli popłakałem się przez Ciebie, to stoisz w jednym szeregu z papieżem Franciszkiem. Bardzo Ci za to dziękuję. Takie łzy – czy to z żalu, czy złości, czy ze wzruszenia – pozwalają docenić bardziej to, na czym nam zależy i zrozumieć, dlaczego to jest dla nas ważne. Pani Zalewskiej życzę serdecznie, żeby też ją kiedyś coś wzruszyło. Może postawa Prezesa Trybunału Konstytucyjnego, Andrzeja Rzeplińskiego, który skromnie, bez ochrony, uczestniczy w Światowych Dniach Młodzieży w najbardziej newralgicznych miejscach, na przykład siedząc na pomniku Adama Mickiewicza w Rynku Głównym wśród entuzjastycznie bawiącego się tłumu? Nie przejmuje się również tym, że jacyś biegający za papieżem faryzeusze polskiego rządu wykreślili go z listy osób zaproszonych do odwiedzenia jutro wraz z Franciszkiem obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu (chociaż on akurat ma do tego spore moralne prawo), bo uważa, że za ogrodzeniem obozu można przeżywać tę wizytę równie głęboko i równie szczerze się modlić.

Powitanie Franciszka

Bardzo się cieszę z kolorowych, multi-kulturalnych, radosnych Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Odczuwam też wielką radość z przyjazdu do Krakowa papieża Franciszka, który jest dla mnie wielkim autorytetem.
Życzę mu z całego serca, by jego obecność zaowocowała odnową i odmianą serc, bo przecież wśród witających go wylewnie na lotnisku Balice, skąd właśnie odjeżdża, nie zabrakło takich, którzy na co dzień przeciwstawiają się – każdym swoim słowem i czynem – wszystkiemu, czego naucza. Papież, który pochyla się nad losem uchodźców, obmywa im nogi w jednym z najbardziej wymownych obrzędów Wielkiego Tygodnia, albo z wizyty na Lesbos przywozi ze sobą na stałe do Watykanu dwunastu muzułmanów z Syrii, ma w Polsce wielu wrogów, nawet wśród żarliwych katolików roi się od osób sceptycznych wobec jego osoby.
Gorąco życzę Franciszkowi, by jego postawa i przesłanie dotarły do jak największej liczby młodych i starych, wierzących i niewierzących. I żeby sceptycy przekonali się do niego i pozwolili mu sobie wskazać drogę do otwarcia na innych ludzi, a nie żeby efekty pobytu Franciszka w metropolii Karola Wojtyły były równie płytkie, jak popularność poniższego hashtagu na portalu społecznościowym. Oby popularność papieża Franciszka okazała się trwalsza i głęboka.

Zrzut ekranu z 2016-07-27 16-26-36

Światowe Dni Strachu

DSC_0127

Światowe Dni Młodzieży to jedno z najbarwniejszych wspomnień mojej młodości. Tak, bo chociaż za tydzień czekają nas w Krakowie Światowe Dni Młodzieży z papieżem Franciszkiem, to przecież nie są to pierwsze Światowe Dni Młodzieży w Polsce, a i te, które odbyły się w Częstochowie w 1991 roku, były już kolejną edycją tych zainicjowanych przez Jana Pawła II cyklicznych spotkań.
Mam więc barwne wspomnienia z gigantycznej imprezy kościelnej, która przetoczyła się przez moje miasto w sierpniu 1991 roku. Byłem tuż po maturze, miałem swoją pierwszą, wakacyjną pracę w księgarni przy IV Liceum Ogólnokształcącym, tym z kultowej piosenki Muńka Staszczyka. Częstochowy nigdy nie pamiętam tak żywej, tak kolorowej, tak barwnej, jak przez te kilka dni i nocy, gdy na wystawionym na chodnik przed księgarnią stoisku przez prawie całą dobę sprzedawaliśmy okolicznościowe koszulki, pocztówki i pamiątki. Mieliśmy taki ruch, że wydawało nam się, że potężny utarg przyniesie nam jakieś kokosy, ale chaos, w jakim pracowaliśmy, zaowocował mankiem na bodajże 8 milionów złotych (to było przed denominacją złotego, moja pierwsza pensja wynosiła mniej więcej tyle samo).
Chcąc nie chcąc byłem wówczas uczestnikiem lub obserwatorem rozmaitych imprez, spotkań, rozmów. Przyrodzona młodym otwartość sprawiła, że wymiar duchowy i religijny nikomu chyba nie przeszkadzał w tym, by korzystać z uciech wszelkiego rodzaju. III Aleja tętniła życiem przez całą noc, ludzie grali na gitarach i innych instrumentach, śpiewali, tańczyli. Obcy ludzie bawili się ze sobą w najlepsze, nie zważając na barierę językową czy jakąkolwiek inną. Po tym, co wtedy się działo, jakoś mnie też nie bulwersują internetowe memy pokazujące prezerwatywy z logo Światowych Dni Młodzieży w Krakowie.
Ale przez te 25 lat sporo się zmieniło i porównanie atmosfery oczekiwania na Światowe Dni Młodzieży w Częstochowie w 1991 roku i w Krakowie w 2016 roku nie skłania do optymizmu. Wydaje się, że chociaż w tylu różnych aspektach świat zmienił się na lepsze i żyje nam się o wiele wygodniej, to jednak zmierzamy w jakimś niewiadomym kierunku i nie wiem, czy nie skręciliśmy w międzyczasie w jakąś ślepą uliczkę.
Po Krakowie jeżdżą wprawdzie (na liniach prowadzących przez Franciszkańską) tramwaje papieskie z inspirującymi cytatami z papieża Franciszka, ale większość Krakowian nie wyczekuje spotkania z Franciszkiem tak, jak czekali na każde spotkanie ze „swoim” papieżem, Janem Pawłem II. Ba, papież Franciszek, który jednym z haseł swojego pontyfikatu uczynił pomoc syryjskim (i nie tylko) uchodźcom, a za motto krakowskiego spotkania z katolicką młodzieżą obrał wers 7 rozdziału 5 Ewangelii Mateusza: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”, przez wielu młodych Polaków jest traktowany z niechęcią, a w najlepszym razie z pobłażliwością. Nawet polski episkopat zdaje się Franciszka kontestować, gdy w liście adresowanym do młodzieży z okazji zbliżającego się zjazdu w Krakowie ani razu nie wspomina o Franciszku, chociaż trzykrotnie powołuje się na Jana Pawła II.
Każda rozmowa o nadchodzących Światowych Dniach Młodzieży zdumiewa mnie ogromem niechęci, nagromadzonych negatywnych emocji. Z jednej strony jest to niechęć do przyjmowania gości spoza Krakowa, pretensje o paraliż komunikacyjny i innego rodzaju utrudnienia, z drugiej – i to jest wątek dominujący, pojawiający się za każdym razem, gdy ktoś wspomni o zbliżającej się imprezie – jest powszechny, mniejszy lub większy, ale niektórych wręcz paraliżujący strach. Niektórzy są przekonani, że Światowe Dni Młodzieży staną się celem zamachu terrorystycznego, i w związku z tym wyjeżdżają z Krakowa, a swoim dzieciom i wnukom nie pozwalają wziąć udziału w imprezie. Babcia jednego z moich studentów zamartwia się, ponieważ zdecydował się on pomagać w obsłudze imprezy jako wolontariusz. Na wieść o tym, że Franciszek z greckiej wyspy Lesbos zabrał ze sobą kilka rodzin muzułmańskich do Watykanu, jedna z moich znajomych oznajmiła, że papież oszalał i że jak nie zabiją go w samolocie, to znak, że czekają tylko na to, by urządzić nam piekło w Krakowie.

DSC_0089

Na ulicach Krakowa pojawiły się też ogłoszenia podobne do tego na zdjęciu. W 1991 roku w Częstochowie te niemal dwa miliony ludzi, którzy nagle przyjechali do miasta, było dla nas – z całym szacunkiem dla duchowego wymiaru wydarzenia – okazją do większego utargu. To, że mielibyśmy zamknąć podwoje naszej księgarni na czas Światowych Dni Młodzieży, jest dla mnie nie do pomyślenia. Mam nadzieję, że za dwa tygodnie okaże się, że entuzjazm, jaki przywiozą ze sobą do Krakowa młodzi ludzie z różnych krajów, sprawi, że fobie niektórych mieszkańców miasta rozejdą się po kościach, a obawy przed atakiem terrorystycznym to zwykłe strachy na lachy, które rozpierzchną się szybko i nie przysłonią nikomu radości z przeżywania imprezy.
Telewizja Polska, która ostatnio przeinaczyła słowa prezydenta Obamy, pewnie przeinaczy też słowa Franciszka. Obama podczas szczytu NATO w Warszawie dyplomatycznie skarcił rząd i prezydenta Rzeczypospolitej, nawołując ich do poszanowania prawa i przestrzegania reguł demokracji. Powiedział też, że jest pewien, że polska demokracja poradzi sobie z obecnym kryzysem. Telewizja Polska, kierowana przez Jacka Kurskiego („ciemny lud to kupi”), puściła swoim widzom przekaz, że Obama pochwalił polską demokrację i zapewnił, że ma się ona dobrze. Papież będzie wzywał do miłosierdzia dla uchodźców, telewizja publiczna powie, że uznał imigrację i multikulturalizm za zagrożenia współczesnego świata. Ale to są nieistotne szczegóły. Propagandowe zapędy i nieprofesjonalizm telewizji powoli stają się normą, ale udane Światowe Dni Młodzieży w Krakowie w 2016 roku przebiją się do świadomości ludzi, taką mam nadzieję. Tych, którzy w Krakowie pozostaną, tych, którzy tu przyjadą, ale także – prędzej czy później – tych, którzy na czas młodzieżowego zlotu miasto opuszczą.

Ciężarny

Tramwaj linii 70, osiedle Kolorowe.
Romantyczny mężczyzna w średnim wieku trzyma na kolanach bynajmniej nie dziecko, lecz kwiaty. Niewątpliwie jest w ciąży – świadczy o tym chociażby naklejka na szybie.

DSC_0122